Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2011, 16:17   #1
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
[Warhammer FRP 2ed.] W cieniu Smoczej Skały





W Cieniu Smoczej Skały

Wczesna wiosna roku 2522 Wissenburg. Cztery miesiące temu.


-Powiadam Ci uparty ośle, że to nasza jedyna szansa! Kiedy plugawa chmara dotrze tutaj...- głos człowieka załamał się na chwilę, jak gdyby osobnik nie chciał nawet myśleć, o tym co mówił. Wysoki, przy kości odziany elegancko w szlachecką koszulę, futro, oraz pasującą do tego ostatniego czapkę z piórem pawia przytkniętym nad czołem mężczyzna zaparł ręce na biodrach krzywiąc lekko głowę. Izba w której odbywało się spotkanie była elegancka i gustowna, ale zarazem z elementami przepychu. Nawet służba na czas rozmowy trójki mężczyzn miała nakaz opuścić domostwo i spędzić ten czas w ogrodzie.
Drugi z mężczyzn był wpływowym kupcem z Kisleva, który ponoć lata temu dorobił się na przemycaniu broni, a teraz zaś handluje alkoholem na szeroką skalę. Wysoki i krzepki o bujnym, krzaczastym wąsie i wydętym brzuszysku spoglądał niechętnie na pana włości – Albrechta Rufusa II.


-Nie bluźnij tak stary capie, bo jeszcze wykraczesz.- Kislevczyk odpowiedział śmiesznym akcentem, którego nie zdążył się oduczyć od tak dawna.
-I co? Źle Ci będzie? Zabierzemy ze sobą tyle towaru, że będziemy mogli spokojnie się tam zamelinować na długie lata. Tam na pewno nie dotrą plugawcy chaosu.- Albrecht bredził jak potłuczony, jednak w tym szaleństwie było coś co pociągało Kislevitę. Ostatni z uczestników debaty – znany i szanowany wojownik, sierżant w stanie spoczynku, krasnolud Hreigh Oldesdotr stał z boku tylko słuchając i nie włączając się do rozmowy.
-Przecie nie dadzą nam nawet się rozłożyć, słyszał Ty jakie tam podatki wysokie nakładane?- zirytował się wąsaty kupiec.
-Nic się nie martw. Weźmiemy tyle, żeby wystarczyło nam na start. Poślemy ludzi do kopalń i na tym zarobimy.- odrzekł Albrecht.

-A Ty co Ty o tym sądzi? To w końcu twoje rodzime strony, a?- wąsacz zwrócił się do stojącego obok khazada. Brodacz wejrzał surowo na człeka i pokręcił nosem.
-To nie moje rodzime strony. To, że jest to warownia krasnoludów, nie oznacza, że stamtąd pochodzę...- burknął nieco zdenerwowany. -Jeśli uda wam się odnaleźć odpowiednich rzemieślników, to plan może się powiedzie. Może.- zdanie krasnoluda nie było tutaj ważne. Gdyby nie zgodził się na wyprawę Albrecht nająłby kogo innego, lecz stary szlachcic dobrze wiedział, że mimo iż krasnolud pochodzi z zupełnie innej twierdzy, to jednak będzie go ciągnęło do swoich. To był as w rękawie pana domu.
-Widzisz? Może się udać.- powtórzył Albrecht.
-A niech Cię...- Kislevczyk machnął ręką dając do zrozumienia rozmówcom iż wchodzi w interes.
-Słyszałeś przyjacielu. Organizuj ochronę...- szlachcic zwrócił się jeszcze do khazada zacierając ręce.

Lato roku 2522 Złe Ziemie. Pięć dni temu.


Olbrzymi miecz, dzierżony przez czarnego orka, uderzył z hukem o wspaniały młot Hreigha. To on był odpowiedzialny za ochronę karawany i to on wziął na siebie najniebezpieczniejszego przeciwnika. Zielonoskóry wył potwornie, w akompaniamencie świstu goblińskich strzał, które frunęły ze wszystkich stron. Bogowie krasnoludów najwyraźniej nie życzyli sobie kolejnej setki nieproszonych gości w nie tak dawno odbudowanym Karak Azgal. Kislevski kupiec zmarł tydzień wcześniej na gorączkę, lecz pomiędzy ochroniarzami karawany krążyły plotki iż to sam pracodawca – Albrecht potruł wąsacza, chcąc za czasu pozbyć się konkurencji. Być może atak zielonoskórych był tylko karą za zuchwalstwo i bezczelność człeka. Z resztą zapłacił za to życiem, ponosząc śmierć z rąk paskudnego zębacza, o których wcześniej członkowie karawany tylko słyszeli z opowieści.

Bitwa była z góry przegrana. Pozycja zielonoskórych tak bardzo sprzyjała hordzie oponentów że wygrana była tylko kwestią czasu. A grabiono wszystko od sprzętu górniczego, przez jedzenie i wodę, na złocie i broni poległych kończąc. Tylko niewielkiej grupce udało się umknąć z pod deszczu strzał, który spadł niespodziewanie. Zaledwie kilka osób, wyszło z tego niemal bez szwanku. Wyjątkiem był ranny człek z Norski, który chciwie przed ucieczką wdarł się do wozu Albrechta Rufusa II i ukradł spory kufer z złotem. Ciężki przedmiot, wypełniony brzęczącym złotem, okazał się dla osobnika zgubny, gdyż spowolniony nie zdołał uniknąć strzale, która trafiła go w nogę. Uciekinierzy znali kierunek, w którym czekał ich ratunek. Biegli ile sił w nogach by tylko nie wpaść w łapy goblinów...

Lato roku 2522 Złe Ziemie. Dzisiaj.



Człek, którego pazerność doprowadziła do śmierci zmarł poprzedniego dnia rankiem. Strzała, która ugodziła go w udo, najprawdopodobniej była zatruta. Z resztą, nawet gdyby nie była to goblińskie pociski według legend były zwyczajnie przeklęte i od nich umierał chyba każdy. Pochówku nie było, bo nie było na to ani czasu ani sprzętu. Twarda i jałowa ziemia nie chciała przyjąć trupa pod swoją opiekę, dlatego ocaleni postanowili ulżyć duszy paląc truchło. Na szczęście śmierć bezimiennego łowcy nie poszła na marne. Skrzynia z złotem, które zrabował tuż przed ucieczką mogła uratować im skórę. Choć żaden z nich nigdy nie był w Karak Azgal, to jednak dowiedzieli się w drodze do celu iż już na samym wejściu do miasta krasnoludy pobierają opłatę od każdej osoby w wysokości pięciu złociszy.

Kompani niedoli wiedzieli, iż pod prawdziwą fortecą krasnoludów stoi ogromna osada drewnianych chałup, zamieszkała przez największe męty Imperium, które ulokowały się w tym miejscu unikając wyroków i płacenia różnych kar. Sami zaś zarabiają grabiąc, napadając i wymuszając, a w najlepszym wypadku zwyczajnie dając ofiarom wejść w hazard. Istniała jednak dla uciekinierów nadzieja. Podobnie jak tak zwany wpierdol, można było znaleźć pracę. A to jako rzemieślnik, jeśli coś się potrafiło, a to jako ochroniarz w jednym z wielu przybytków. Najbardziej jednak atrakcyjna wydawała się opcja zejścia do starych ruin krasnoludzkiej twierdzy, na której to zbudowano Karak Azgal. Opowieści innych członków karawany mówiły o nieznalezionych bogactwach, ogromnych złożach szlachetnych kamieni, a także masie złota, które pozostało po krasnoludach i smoku, dawno temu władającym tymi ziemiami.

W kufrze, który teraz wspólnie nieśli znajdowało się dokładnie sto jeden złotych monet. Była to przepustka dla nich i możliwość nowego startu. Była to jedyna możliwość na przeżycie, bowiem powrót do jakiejkolwiek cywilizacji pieszo nawet nie wchodził w grę. Czy chcieli, czy nie byli skazani na Smoczą skałę. Na szczęście wydeptana dawno temu ścieżka doprowadziła ich do sporej wieży strażniczej, pod którą stacjonowało kilkunastu krasnoludów, dobrze uzbrojonych. Jedno było pewne. Nie zginą z rąk zielonoskórych. Na razie.



 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!

Ostatnio edytowane przez Nefarius : 18-01-2011 o 16:20.
Nefarius jest offline