Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2011, 04:03   #2
Blackvampire
 
Blackvampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Blackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwuBlackvampire jest godny podziwu
Eckhardt Zweisteiner

Strzały świstały w około, szczęk oręża odbijał się echem w jego uszach a krzyki umierający i dzikie ryki zielonoskórych sprawiały, że zaciskał mocniej dłonie na swojej broni. Sytuacja była paskudna, orków ciągle przybywało, a obrońcy tracili siły i wykrwawiali się. Sprawa uległa jeszcze większemu pogorszeniu kiedy ich pracodawca został rozszarpany na strzępy przez jakieś paskudne stworzenie.

Wszyscy ocalali zbili się w grupkę osłaniając siebie wzajemnie podczas panicznej próby ucieczki. Jakiś mężczyzna próbujący jeszcze wzbogacić się na klęsce został rażony wrogą strzałą w zapłatę za swą chciwość. Strzała wbiła się w jego nogę skutecznie spowalniając ucieczkę. Parę osób, w tym Eckhardt wrócili się po niego oraz kufer, po czym na dobre uciekli z pola bitwy, nie...to była raczej masakra.
Biegnąc tak mężczyzna zastanawiał się co go pokusiło aby wyruszyć z tą ekspedycją. Zaczął przypominać sobie tamten odległy poranek....

Lato roku 2522 Wissenland. Jakiś czas wcześniej...

Eckhardt jak zwykle obudził się rano i po wciągnięciu na siebie swojego ubrania roboczego ruszył z innymi górnikami do kopalni. Dzień jak co dzień, ciężka, mozolna praca w ciemnościach, brudzie i pocie. Tam na dole, w korytarzach kopalni człowiek czuł się jakby trafił do całkiem innego świata. Pamiętał jeszcze to dziwne uczucie kiedy po raz pierwszy zszedł do szybu parę dobrych lat temu. Z czasem człowiek przyzwyczaja się do minimalnej ilości światła i ciszy przerywanej jedynie stukaniem kilofów o litą skałę.

Niemniej lubił tę pracę, płaca była dość dobra, miał zapewniony dach nad głową i ciepły posiłek. Był prostym człowiekiem jak większość Wissenlandczyków, nie potrzebował wiele do szczęścia. Dlatego też to co tutaj dostawał jak najbardziej mu wystarczało. Miał już nawet na oku materiał na żonę. Córkę tutejszego kwatermistrza, kobieta była z niej urodziwa o ładnej twarzyczce, jędrnych piersiach i porządnych udach. Taka zapewne dobrze by rodziła dzieci i taką nadzieję miał Zweisteiner. Niestety chyba nigdy nie będzie mu się o tym dane przekonać...

Po zakończonej szychcie, zmiana Eckhardta wyszła na powierzchnię aby udać się do swoich domostw, zjeść coś i odpocząć. Większość z nich zaraz po zmyciu z siebie grubej warstwy pyłu i brudu uderzała prosto w tutejszą karczmę. Sam Eckhardt także lubił sobie wypić po męczącej robocie.
Tak więc kiedy tylko opłukał się z pyłu, wciągnął na grzbiet jakieś normalne łachy i wyszedł.

Kroki swe skierował do owej karczmy noszącej wdzięczną nazwę "Spasła dziewka". Tam właśnie natknął się na ludzi Albrechta Rufusa II, którzy werbowali właśnie górników z jego kopalni do swojej ekspedycji. Z początku Eckhardt podejrzliwie traktował ich słowa, jednak po dłuższej rozmowie z jednym z nich dał się przekonać....


Lato roku 2522 Złe Ziemie. Dzisiaj.

Teraz przeklinał się za swój zakuty łeb i słabą wolę. Zachciało mu się, kurwać, bogactwa. Gdyby jego matka jeszcze żyła to pewnie strzeliła by mu w pysk swoją ulubioną rózgą i wybiła mu ten pomysł ze łba. A tak teraz uciekał z miejsca rzezi jako jeden z nielicznych ocalałych. Najgorsze było to, że paru jego przyjaciół wyruszyło wraz z nim, a teraz leżą gdzieś wśród wozów, rozpłatani czy naszpikowani goblińskimi strzałami.

Biegli przed siebie ile sił w nogach taszcząc przy okazji ze sobą ciężki kufer i pomagając biec rannemu mężczyźnie. Adrenalina krążyła w ich żyłach dając im dodatkowe siły. Krzyki i odgłosy walki zaczęły niknąć w oddali, aż w końcu całkowicie ucichły. Po chwili niemal wszyscy opadli z sił. Przymusem rozbili obozowisko lecz nikt nie odważył się rozpalić ogniska. Ktoś chyba zajął się rannym.

Następnego ranka Eckhardta obudziło zamieszanie. Okazało się, że mężczyzna, którego uratowali wczoraj od niechybnej śmierci trafił w objęcia Morra. Zweisteiner będąc religijnym człekiem, jak większość ludzi z Wissenladnu, odmówił krótką modlitwę do Morra za zmarłego. Z początku grupa chciała go zakopać, lecz ziemia była okropnie twarda, a czasu mieli mało. Szczególnie jeśli banda orków postanowiła ruszyć w tym kierunku.

Zapadła więc decyzja spalenia ciała wedle starych tradycji. Kiedy jego truchło zostało spalone, nadszedł czas na dalsza drogę. Eckhardt zebrał cały swój ekwipunek i wrócił do pozostałych poprawiając sporej wielkości kilof na plecach. Cała grupa ruszyła dalej niosąc ze sobą kufer wypełniony złotem. Jeśli plotki były prawdą. to to złoto przyda im się, a w ten sposób czyn bezimiennego łowcy, którego oddelegowali do królestwa zmarłych nie pójdzie na marne.
Eckhardt szedł pomagając taszczyć kufer, lata spędzone w kopalni nadały jego ciału odpowiedniej krzepy i wytrzymałości, był przyzwyczajony do wielkiego wysiłku przez długie godziny.

Zweisteiner był przeciętnego wzrostu postawnym, porządnie zbudowanym mężczyzną na granicy średniego już wieku. Jego twarz była surowa i nieco kwadratowa, z dobrze zarysowaną szczęką, która porastała broda. Włosy miał krótkie, koloru brązowego, zakręcające przy czubku w niesforny kędzior. Oczy jego, mocno osadzone w czaszce miały barwę podobną do jego włosów lecz nieco jaśniejszą. Lewą stronę twarzy mężczyzny pokrywała widoczna blizna zaczynająca się trochę nad brwią i biegnąca aż do końca policzka lekko omijając po drodze oko. Była to pamiątka po odłamku skalnym podczas jednego z tąpnięć w kopalni, kiedy to o mało nie zginął. Eckhardt miał na sobie obecnie swój strój górniczy składający się z grubej koszuli, na która narzucona została skórzana kurta, oraz mocnych spodni i solidnych butów ze wzmacnianymi stalą czubami.

Kiedy ich oczom ukazał się krasnoludzki posterunek Zweisteiner odetchnął głośno. Morr najwidoczniej nie miał zamiaru zabierać ich dzisiaj do swojego królestwa. Niech będą mu dzięki za to. Spojrzał po swoich towarzyszach i uśmiechnął się lekko dając tym samym upust swojej chwilowej radości,
Może rzeczywiście czekało ich teraz nowe życie...?
 

Ostatnio edytowane przez Blackvampire : 19-01-2011 o 12:52.
Blackvampire jest offline