Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2011, 12:08   #3
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Mężczyzna ten nadjechał od Bramy Oxenfurckiej. Zarówno on jak i jego wierzchowiec byli pokryci potem i kurzem. Przy czym co ciekawe koń wydawał się bardziej zmęczony. Na pierwszy rzut oka było widać, iż przybysz para się wojaczką. Świadczyła o tym nie tyle wystająca z juków koszulka kolcza i miecz u boku, ale sposób bycia i postawa charakterystyczna dla wojowników. Niezatrzymywany przez strażników wjechał do miasta wraz z tłumem innych podróżnych. Normalnie zostałby pewnie zatrzymany i kazano by mu zsiąść z konia, gdyż w Novigradzie nie wolno było bez pozwolenia magistratu poruszać się po ulicach konno, a wierzchowce należało zostawiać w stajniach miejskich, ale dwójka strażników raczyła się właśnie zimnym piwem dla ochłody i żadnemu z nich nie chciało się pouczać przybysza. Pierwsze co go przywitało za murami to nieprawdopodobny fetor, zupełnie jakby całe miasto gniło od wewnątrz. Sprawy nie poprawiał też wszechogarniający upał. Bert Brokelen, bo tak się nazywał mężczyzna był w Novigradzie pierwszy raz w życiu i teraz rozglądał się na boki w poszukiwaniu jakiejś gospody. Po niewczasie żałował, że nie wypytał w Oxenfurcie o miejskie atrakcje. Żacy pewnie znali niejedną knajpę. Jechał zatem przed siebie, aż po minięciu zamku i dwóch mostów dotarł do przybytku „Biała Mewa”. Wszedł by się dowiedzieć, że ceny noclegu są trzykrotnie wyższe niż „na prowincji”. Bert który groszem nie śmierdział pojechał zatem dalej. Dość długo zeszło mu nim znalazł coś na swoją kieszeń. Nie było jednak tyle złego co by na dobre nie wyszło. Zjechał kawał miasta i zaczął jako, tako orientować się w gąszczu miejskich ulic. Wreszcie dotarł do gospody „Pod Baryłką”, gdzie postanowił się zatrzymać. Było drogo, ale przebitka była jedynie podwójna. Gospodarz, pulchny, rumiany jegomość w brudnym fartuchu okazał się być na szczęście dla Berta gadułą.
- Panie Wawrzec. – zwrócił się do niego Brokelen kładąc na blacie denara za piwo. – Szukam magiczki, niejakiej Niny Saintcoeur. Mam coś dla niej. Nie wiesz mój zacny gospodarzu, gdzie takową mogę znaleźć?
Wawrzec podrapał się zafrasowany po niemytym od wielu tygodni łbie. Wydrapując pokaźne ilości łupieżu.
- Ja tam nie wiem. Tu szukać magiczki panie Bert, to jak proszę waszmości igły we stogu. Ale czekajcie. – coś mu się przypomniało – Mamy tu rezygentkę .. rejentkę … na taką miejscową wiedźmę co mieszka niedaleko ratusza. Czekajcie … Deczka a chodź no tu dziewczyno.
Z zaplecza po chwili wygramoliła się nie mnie zażywna córka Wawrzca.
- Jak się nazywa ta magiczko, co koło ratusza mieszka?
- Liane Hessler ociec. –
odpowiedziała szybko ciekawie zerkając na najemnika.
Bert pokiwał głową zapamiętując imię. Dokończył piwo i zabrał się w drogę. Do ratusza było łatwo dojść, już raz koło niego przejeżdżał. Tam skierowano go do niewielkiej, ale gustownej kamieniczki.
Szczęście mu dopisywało, gdyż poszukiwana Nina akurat znajdowała się w tym miejscu. Drugim miłym zaskoczeniem, była panujący w środku chłód i brak wszechogarniającego na zewnątrz smrodu. Zaprowadzono go do dwóch wylegujących się na leżanka kobiet.
- Moje Panie, Pani Nino. – Bert skłonił się elegancko. – Pozwoliłem sobie niepokoić Panie, gdyż mam coś ciekawego, co może Was zainteresować.
Brokelen rozsupłał woreczek i wysypał na niewielki stolik stojący przy ścianie kilka suszonych trucheł młodych gigaskopionów.
- Udało mi się z niemałym trudem zdobyć owe ingrediencje i mam przyjemność je paniom zaoferować.
Jeśli spodziewał się, że wywrze na magiczkach wrażenie, to się grubo pomylił. Nawet nie spojrzały na towar, a Liane kazała co szybciej uprzątnąć truchła. Tym niemniej Nina wypisała mu czek do banku Vivaldich na 100 koron wprawiając go tym samym w doskonały humor. Co więcej zaoferowały mu zajęcie i perspektywę kolejnego zarobku.
- Co ja na to? Drogie panie. – skłonił się ponownie – Interesy z Wami to prawdziwa przyjemność. Chętnie podejmę się tego zadania.
Wychodząc z kamienicy na rozgrzane, jak piec ulice Bert nie miał jednak najmniejszego zamiaru udawać się od razu do Kompanii Delty Pontaru. Najpierw musiał zrealizować czek, a potem, cóż … ponoć „Różowy Domek” był miejscem wartym głębszego poznania. Gdy niedawno przejeżdżał koło niego wpadła mu w oko pewna blondyneczka o kręconych włosach, która siedząc w oknie prezentowała swoje dość pokaźne walory. A Bert? Bert mógł się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 21-01-2011 o 12:32.
Tom Atos jest offline