Wysoki, ale szczupły chłopak nie wahał się długo. Dłonią o szczupłych, mocnych palcach przeczesał ciemne włosy i mrugnął do dziewki wycierającej niedaleko kufle. Ta zachichotała zachęcająco i schowała się za szynkwasem. Ciągle jednak zerkała i płoniła się jak tylko to spojrzenie podchwycił.
Cedricowi jednak nie w głowie były jej falujące przy każdym oddechu cycki. Nie dziś, dzisiaj łoże pannie Rosie będzie musiał grzać inny gość karczemny.
Dopił piwo i podniósł się zdecydowanie ku wyjściu, gdzieodprowadzało go zawiedzione spojrzenie cycatej karczmareczki. Całe ubranie; w postaci skórzni, koszuli i spodni lepiło mu się do ciała, a jasne słońce niemal oślepiało. Poznał już jednak trochę miasto i wiedział, gdzie znajduje się siedziba kompanii, mimo to trochę nadłożył drogi, by przejść koło zamtuzu Passiflora. utejsze dziwki były najładniejsze w mieście i wyjątkowo chętnie odmachiwały do całkiem przystojnego młodzieńca, gdy tylko je mijał. Oczywiście nie było go stać by skorzystać z ich usług. Jeszcze.
Zwracając się myślami ku kształtnej ciemnowłosej, półelfiej ladacznicy nawet nie zauważył, kiedy znalazł się przy drewnianych budynkach kompanii. Mając szczerą nadzieję, że w środku upał będzie trochę bardziej znośny wszedł do środka.
A w środku, przed stolikiem zażywnego grubasa ustawiła się już kolejka podobnych jemu. Ocierając spocone czoło raz po raz chusteczką wypytywał każdego o zawód i wpisywał jego nazwisko na liście. Bez marudzenie młody Veemer ustawił się w kolejce i czekał na swą kolej. - Co potrafisz synu?
Głos grubasa był irytująco piskliwy, a Cedric zjeżył się dodatkowo za nazwanie go synem. Pohamował się jednak i dłonią delikatnie poklepał przewieszony przez ramę łuk. - Jestem myśliwym panie, upoluje wiewiórkę z odległości trzystu jardów.
Pogardliwe prychnięcie dobiegło za pleców skryby. W tylnych drzwiach pojawił się wielki, barczysty, wąsaty mężczyzna, ani chybi były były wojskowy. - Na trzysta jardów powiadasz chłopcze? Chodźże, więc i mi tu pokaż. Nie jest to trzysta jardów, więc nie powinieneś mieć kłopotu.
Ruchem ręki zaprosił Cedrica na ogromny dziedziniec, gdzie pokazał majaczącą po drugiej stronie tarczę. W takiej odległości zdawała się nie większa niż dwie dłonie. Veemer stanął pewnie starając się nie zwracać uwagi na ironiczne spojrzenie wojskowego.
Wyjął strzałę i przez chwilę uważał na każdy ruch powietrza. Upewniając się, że jest nieruchome jak gęsta zupa, wziął oddech i jednym płynnym łukiem napiął łuk. Trzymał go chwilę, tak by ręką nie zdążyła się zmęczy, i celując w środek wypuścił pocisk.
Cichy syk strzały i daleki odgłos wbicia. Wąsacz ruszył ku tarczy, by po dłuższej chwili już bez ironicznego spojrzenia. - Nieźle mały, niemal środek. Dopisz go na listę Dick.
Ostatecznie zdanie skierowane już było do grubego skryby, który na moment wyszedł za biurka i spoglądał ciekawie. - Dobrze, w takim razie damy ci znać, kiedy będziemy cię potrzebować. Dziś jesteś wolny.
W świetnym humorze Cedric opuścił budynki kompanii. Miał nadzieję tylko, że zdążył naciągnąć swego tajemniczego pryncypała na małą zaliczkę, musi jakoś konia przetrzymać przez ten czas w Novigradzie. Ale tym się będzie martwił jutro, słońce dopiero zachodziło i pozostawała nadzieja, że miła Rosie jeszcze nie znalazła nikogo na jego zastępstwo i będzie mógł jej umilić ten wieczór. A przy okazji za darmo wyspać się w miękkim łożu. |