Arvanes
Elf stał i zbierał na swych dłoniach krople deszczu. Wcierał je w siebie, pił deszcz, cieszył się wodą niczym dziecko. Oglądał swoje dłonie, swoje dłonie w deszczu, było w nich coś magicznego dla tej istoty.
Sama jego postać była piękna- bez żadnej skazy, rany, blizny, otarcia czy nawet siniaka. Jak posąg, dzieło cudowengo artysty- idealne proporcje, zgranie oczu, skóry czy włosów... Istota zaprawdę nierealna...
Powolnym krokiem zaczął zmierzać w kierunku karczmy, co chwilę ze strachem zerkając na swą lewą rękę. Jakby bał się czegoś, jakby miał zobaczyć tam coś zaprawdę strasznego... Ale co? Może strupek na elfiej skórze?
Oglądał ludzi- przyglądał się twarzom, szczególnie twarzom. Kobiety uśmiechające się do niego, mężczyźni z zazdrością szeptający o jego powodzeniu u kobiet- to tak cieszyło harpownika... Arvanesa, był Arvanesem.
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |