Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2011, 00:36   #21
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Kartkę od matki musiałem przeczytać trzy razy zanim mój niewyspany mózg w końcu raczył ją przyswoić i zapamiętać. Potarłem bolące oczy, czując jak pieką, jakby ktoś wypełnił mi powieki piaskiem czy żwirem; byłem pewien, że gdy spojrzę w lustro to zobaczę dwa, czerwone ślepia jak u królika.
Zmiąłem wiadomość w palcach i rzuciłem do kosza na śmieci, nawet nie sprawdzając czy trafiłem. Powlokłem się w stronę łazienki, tym razem jednak omijając lustro spojrzeniem- nie chciałem widzieć w jakim jestem stanie. Już sama wizja podkrążonych oczu i potarganej głowy mi wystarczyła, żebym przeklął wczorajsze wydarzenie po raz n-ty. Nie ma to jak ekstra początek soboty…
Spróbowałem rozbudzić się zimnym prysznicem, ale gdy tylko poczułem pierwsze uderzenia wody, od razu podkręciłem kurek z temperaturą, wzdrygając się na samą myśl o chłodzie. W efekcie po wyjściu z łazienki wcale nie byłem bardziej przytomny, co odbijało się w solidnym, nieskrępowanym ziewaniu. Przestałem dopiero, gdy rozbolała mnie szczęka.

Po ubraniu się w czyste jeansy i koszulkę bez rękawów, postanowiłem zejść na dół i coś przekąsić. Nie byłem zbyt dobrym kucharzem, więc mój wybór ostatecznie padł na zwykłą jajecznicę, której szczęśliwie udało mi się nie ściąć za bardzo. Za to krojenie chleba okazało się pomysłem całkowicie nietrafionym – prawie uciąłem sobie palec. A gdy już go sobie opatrzyłem to jajecznica była zimna. Coraz bardziej ekstra.

W końcu, po pół godzinie, najedzony i rozbudzony – nic nie rozbudza bardziej niż widok własnej krwi na kromce chleba – mogłem zacząć normalnie myśleć. Wróciłem do swojego pokoju i odpaliłem laptopa, siadając przy biurku. Czekając aż się włączy sięgnąłem po telefon, zaczynając przerzucać listę kontaktów.
Moje myśli wciąż krążyły dookoła wczorajszego wydarzania, więc wiedziałem, że przyda mi się coś co skutecznie wyrzuci je z mojej głowy i nawet wiedziałem co to takiego będzie. Gorzej, że nie sądziłem, żeby była na to jakaś szansa tuż przed balem na Halloween, więc… Kliknąłem „Połącz”, gdy w końcu znalazłem odpowiedni numer.
- Hej, S! – rozległo się radosne powitanie w słuchawce, gdy połączenie w końcu zostało zrealizowane.
- Hej, Ami.Amanda Knoxville, blondwłosa, urocza harpia, z którą jeszcze rok temu chodziłem – przez tydzień – miała to, czego było mi w tej chwili potrzeba najbardziej. Informacje. – Mam nadzieję, że cię nie obudziłem?
- Nie, skądże. O dwunastej, głuptasie? – W słuchawce rozległ się perlisty śmiech, mimowolnie przywołując mi przed oczami obraz młodszej ode mnie o rok dziewczyny. Amanda nie pochodziła z Fell’s Tomb. Przyjechała tu niemal dwa lata temu, gdy jej ojciec – dyrektor jakiejś firmy odzieżowej – postanowił wybudować sobie w tym miasteczku małą willę i traktować ją jako swój domek letniskowy. Pech chciał, że dziewczynie i jej matce się tu spodobało, i postanowiły tu zamieszkać na stałe. Wbrew pozorom, Amanda szybko się przystosowała do nowego miejsca – bogata, nieco rozpuszczona dziewczyna, momentalnie zjednała sobie „śmietankę towarzyską” Sutherland High, urządzając u siebie cotygodniowe domówki.
- No tak, ja przed chwilą się obudziłem..
- Miałeś ciężką noc? – Filuterny głos dziewczyny zmusił mnie do mimowolnego uśmiechu, chyba pierwszego od czasu przebudzenia. Pokręciłem głową, wiedząc, że i tak tego nie zobaczy.
- Nie w sposób jaki bym sobie tego życzył – odparłem, przytrzymując komórkę ramieniem przy uchu i uruchamiając na laptopie przeglądarkę, a wraz z nią strony informacyjne. – Słuchaj, nie ma przypadkiem dzisiaj czegoś u ciebie? Wiem, że jutro Halloween i pamiętam, że tydzień temu o tym mówiłaś, ale…
- Przykro mi, S. Wiesz jak jest, muszę się odpowiednio przygotować na jutro, no i z okazji Halloween ojciec wrócił do miasta. Poza tym nikt by nie miał czasu.
- No tak – westchnąłem cicho. – No dobra, to wszystko w takim razie.
- Jasne. Ale za tydzień na pewno coś wymyślimy. Hej, S! A masz przypadkiem jakiegoś pomysłu na oryginalny strój na ten bal?
- Możesz spróbować z mumią.
- Arcyzabawne, S, naprawdę. – usłyszałem w słuchawce dźwięk otwieranej szafy. – Ale może to jest pomysł… Może Kleopatra na ten przykład…
- To Halloween, Ami. Nikt się nie przestraszy Kleopatry.
- Oj tam, nie czujesz klimatu. To może…
- No nic, dzięki – przerwałem jej szybko, wiedząc jak ta rozmowa może się przedłużyć. - Zobaczymy się w takim razie na balu.
- Jasne, jasne. Miło, że zadzwoniłeś! Paa!
Rozłączyłem się i oklapłem na fotel, patrząc bezmyślnie na stronę BBC. No dobra, nie oczekiwałem, że to coś da, ale hej, zyskałem piętnaście minut! Zacząłem przeglądać nowe artykuły, raczej z przyzwyczajenia niż jakichś chęci, których wyjątkowo mi brakowało…

…nagłe pukanie do drzwi wejściowych sprawiło, że aż podskoczyłem z zaskoczenia. Podniosłem się z fotela i wyszedłem z pokoju, zbiegając szybko po schodach na dół. Idąc do drzwi zmarszczyłem brwi, nie spodziewając się dzisiaj gości, ani nie mając pomysłu kto mógłby ode mnie chcieć coś w sobotę tuż przed balem.
- Już idę! – krzyknąłem z holu i podszedłem do wejścia, otwierając drzwi.
Na widok Samanthy stojącej do mnie plecami, zamarłem w miejscu, z dłonią na klamce i zaskoczeniem, które musiało odbić się na mojej twarzy. Chwilę potem zaskoczenie ustąpiło miejsca zakłopotaniu i przerażeniu, które zdołałem zamaskować. No tak, jak mogłem o tym nie pomyśleć?! Głupi, głupi, głupi! To było oczywiste, że mogła przyjść.
- Hej, Sam.
- Cześć – odparła dziewczyna, odwracając się do mnie przodem. Widząc moją minę, uniosła delikatnie brew. - Um... no tak. Wybacz, że tak bez zapowiedzi - zaczęła powoli, jakby zastanawiając się nad tym, co dalej powiedzieć. - Właściwie to pewnie domyślasz się dlaczego tutaj jestem, prawda?
Westchnąłem cicho i kiwnąłem głową twierdząco. Oczywiście, że się domyślałem. Cholerny telefon.
Zrobiłem krok do tyłu, otwierając szerzej drzwi i zapraszając ją gestem do wnętrza.
- Niestety. Wejdź, proszę.
- Dzięki - powiedziała, wchodząc do środka, gdzie było znacznie cieplej. - Posłuchaj. Nie chciałabym ci zajmować dużo czasu, bo pewnie masz lepsze rzeczy do roboty, dlatego przejdę do rzeczy - rzekła, naciągając odruchowo rękawy bluzy. - Chciałabym, abyś mi wytłumaczył... swój wczorajszy telefon.
Skrzywiłem się w czymś co miało być naturalnym uśmiechem, co mi jednak nie bardzo wyszło.
- To była… pomyłka – odpowiedziałem po chwili milczenia, ruszając z powrotem korytarzem i pokazując, by Sam poszła za mną. Moje myśli trzepotały pod czaszką, szukając wyjścia z tej niezręcznej sytuacji. – Słuchaj, wiem jak to zabrzmiało, ale naprawdę nie miałem nic złego na myśli. Po prostu… - zamilkłem na chwilę. Niby jak miałem jej to powiedzieć? „Hej, miałem wczoraj wizję! Normalnie odjazd jak po narkotykach! Ale nic nie brałem, poważnie… ej, napraaaawdęęę!”. Nie, prawda nie wchodziła w rachubę. Szczególnie, że pamiętałem jakie ploty krążyły o poprzednim chłopaku Sam i nie chciałem sprawdzać jak zareaguje na coś co mogło śmiało wyglądać jak solidna delirka. Dlatego też zdecydowałem się na kłamstwo. - To… mi się śniło. Akurat się obudziłem, byłem wciąż jeszcze skołowany, jedną nogą w środku niedoszłego snu i telefon z ostrzeżeniem był pierwszym co mi przyszło do głowy. Przepraszam za to.
Po kilku metrach weszliśmy do kuchni; po środku pomieszczenia stał szeroki, drewniany stół, a przy nim cztery krzesła, z czego na jednym leżała dzisiejsza gazeta. Machnąłem ręką gdzieś w okolicę jednego z krzeseł, samemu podchodząc do szafek wiszących pod ścianą.
- Herbaty? Kawy?
- Herbaty, jeśli można... - odparła, siadając na jednym z krzeseł. - Skoro to był tylko sen, chyba nie miałbyś nic przeciwko opowiedzeniu go mnie? - spytała, mrużąc na moment powieki.
Ekstra.
- A wierzysz w to, że sny mogą się spełniać? – zapytałem po chwili milczenia, częściowo omijając jej prośbę. Otworzyłem szafkę i wyciągnąłem z niej słoik, w którym znajdowała się suszona herbata i dwa, zielone kubki. Przesypałem do środka trochę suszu, włączając elektryczny czajnik.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Scott - stwierdziła, uśmiechając się delikatnie. - Poza tym nie widzę związku pomiędzy tym, w co wierzę, a twoim snem, przez który do mnie zadzwoniłeś... - Wpatrywała się we mnie przez chwilę, by później przenieść wzrok na zielony kubek. Znów zamilkłem na kilka sekund, zawieszając swój wzrok na cukiernicy, którą przysunąłem do siebie.
- Śniło mi się, że znalazłem Cię strasznie poranioną. Nożem – odpowiedziałem po chwili cicho. – Przez Matta.
Samantha aż zakrztusiła się własną śliną. Gdy w końcu się uspokoiła, spojrzała ze zdziwieniem na mnie.
- Poranioną nożem? Przez Matta? - spytała, wpatrując się we mnie swoimi czekoladowymi oczami. - Czemu akurat ty... - powiedziała bardziej do samej siebie.
- Mówiłaś, że gonił cię po lesie i… i to wszystko. Dlatego zadzwoniłem, głupio z mojej strony, wiem – odparłem, odwracając się w końcu i opierając plecami o półkę kuchenną. Zmarszczyłem brwi na jej ostatnie słowa, spoglądając na nią pytająco. Zdanie było wyrwane z kontekstu i nie bardzo wiedziałem o co może jej chodzić. Nie miałem jakichś specjalnych kwalifikacji to zostania medium.
Czy też wariatem.
- Co „dlaczego ja”?
- Powiedziałam to na głos? - zmieszała się, odwracając wzrok w inną stronę. - W każdym razie... To tyle? Nic więcej się nie działo? – zapytała.
- Poza tym, że Matt zaczął się dobijać do drzwi to nie. Potem nagle zgasło światło, a jak się znowu zapaliło to ciebie już nie było – odparłem wzruszając ramionami, odwracając się do czajnika, który zaczął cicho terkotać. Minęło kilka sekund i czerwona lampka na przycisku „on/off” zgasła, zgłaszając zagotowaną wodę.
- I wszystko to przyśniło ci się około siedemnastej, tak? Nie byłeś wtedy w szkole? - zapytała podejrzliwie, najwyraźniej przypominając sobie, jak po lekcji angielskiego nauczycielka prosiła, by do niej podszedł.
Wykorzystałem moment nalewania wody do kubków jako chwilę do namysłu i wykombinowania odpowiedzi. Specjalnie powoli przechylałem czajnik, odstawiając go, gdy skończyłem i biorąc jeden z kubków wraz z cukiernicą. Oba postawiłem przed Samanthą. I dopiero wtedy odpowiedziałem.
- Zdrzemnąłem się na fotelu, gdy gazetka się drukowała. Sama wiesz jakie starocie trzyma szkoła, jeżeli chodzi o elektronikę – odparłem zdawkowo, starając się brzmieć naturalnie. Jednak nie odważyłem się spojrzeć w jej oczy, zgrabnie unikając jej wzroku i wracając na swoje stanowisko.
- Tak, to wiele tłumaczy, Scott - odpowiedziała, tonem swojego głosu dając do zrozumienia, że wcale nie uwierzyła w moje słowa. W milczeniu sięgnęła po kubek z herbatą i wbiła wzrok w złocistą ciecz - To dość dziwne, że akurat przyśniło ci się coś takiego - powiedziała w końcu, nadal wpatrując się w kubek. - Pytałeś o to, czy wierzę w spełniające się sny... Scott, czy jest coś, czego mi nie mówisz? - zapytała, w końcu spoglądając na chłopaka znad kubka.
Jasne. Tego, że miałem wizję jak twój facet tnie cię nożem i że jestem pewien, że to się działo naprawdę. Krew na spodniach była tego dowodem. Ale hej, poza tym wszystko w porządku.
Naturalnie nie powiedziałem nic takiego.
- Ten sen był po prostu wyjątkowo… - przez chwilę szukałem odpowiedniego słowa. - ...realistyczny.
Również wziąłem do rąk swój kubek, grzejąc o ścianki dłonie i czekając aż herbata się zaparzy. Po jej powierzchni pływały kawałki ususzonych owoców, sprawiając, że przyjemny aromat momentalnie połaskotał mnie po nosie.
- Ja nie wiem czy wierzę. Ale ostrożności nigdy za wiele, co? – dodałem, odwzajemniając w końcu spojrzenie Sam. – Nie chcę wpływać na twój związek z Mattem, ani szerzyć o nim nie wiadomo jakie plotki. Wydaje się być w porządku gościem, okej?
- Po prostu takie rzeczy nie śnią się bez powodu - odparła, wzruszając ramionami. Upiła ostrożnie łyk gorącej herbaty, czując jak powoli rozgrzewa jej jeszcze zmarznięte ciało. - Mmm, pyszna - skwitowała, uśmiechając się nieco weselej, niż miała w zwyczaju.
Zaniechanie niebezpiecznego tematu przyniosło mi niesamowitą ulgę. Odwzajemniłem jej uśmiech delikatnie, kiwając głową.
- To była ulubiona herbata mojego ojca. I moja także – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, sięgając do szuflady i wyciągając z niej dwie łyżeczki. Podałem jedną dziewczynie, a drugą wsunąłem do swojego kubka, mieszając niespiesznie. – To takie moje małe zboczenie. Herbaty w torebkach po prostu już mi nie smakują, nie mają tego aromatu i smaku – dodałem, uśmiechając się krzywo. Sam kiwnęła głową ze zrozumieniem.

Rozmowa, szczęśliwie nie zbliżając się już do tematu moich snów, toczyła się jeszcze przez kwadrans. Kiedy w końcu oba kubki zostały opróżnione do ostatniej kropli złocistego napoju, Samantha wstała powoli od stołu.
- Na mnie chyba już czas - powiedziała. - Dziękuję za herbatę i rozmowę. I jeszcze raz przepraszam, że tak niespodziewanie.
Uśmiechnąłem się krótko i zabrałem oba kubki, wrzucając je do zlewu.
- Nie ma sprawy. Ja przepraszam za ten telefon.
- Nie ma sprawy - odparła, uśmiechając się.
Kiedy już oboje stanęliśmy przy drzwiach, Sam odwróciła się przodem do mnie i spojrzała mi w oczy.
- Scott... - zaczęła, ale po chwili milczenia dodała - A, nieważne. Do zobaczenia na balu - rzuciła, naciskając klamkę.
Kiwnąłem głową, uśmiechając się do niej na pożegnanie i odprowadzając ją wzrokiem jak wychodzi. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, oparłem się o nie plecami i wypuściłem z siebie powietrze ze świstem.
Przeżyłem i zachowałem częściową reputację normalnego człowieka. Sukces.
Potarłem oczy i ruszyłem z powrotem do swojego pokoju, zamierzając chwilę odreagować i zrzucić zdjęcia na laptopa.

Resztę dnia spędziłem raczej niezbyt ciekawie – około piętnastej wyszedłem z domu, udając się do centrum na poszukiwanie elementów niezbędnych do mojego stroju. Odwiedziłem chyba za trzy sklepy oferujące stroje na Halloween, dopiero w tym ostatnim zaopatrując się w najbardziej realistyczne, wampirze kły, litr sztucznej krwi i elegancki, staromodny frak. W trakcie tej dwugodzinnej przebieżki spotkałem chyba tuzin znajomych ze szkoły, którzy tak jak i ja, na ostatnią chwilę zostawili poszukiwania czegoś w czym mogliby się jutro pokazać na balu. Kolejne dwie godziny spędziłem na kręceniu się po okolicy, ot tak, robiąc zdjęcia i słuchając o czym ludzie gadają. Ostatecznie w domu byłem około dwudziestej i zanim poszedłem spać zdążyłem jeszcze dokończyć zaległe wypracowanie dla pani Proudville i obrobić paręnaście fotek w Photoshopie.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline