Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2011, 01:16   #1
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
[Kult] Są rzeczy o których chciałbym niepamiętać




SĄ RZECZY O KTÓRYCH CHCIAŁBYM NIE PAMIĘTAĆ

"Męczą lub dają odpocząć, są twoje;
Czasem ukojenie, czasem paranoje,
Sny - nawet, gdy są złe to się budzisz
możesz w nich kochać lub mordować ludzi
Krzywe odbicie w witrynie twego ducha
Są twoje, tajne niejawne jak życie
Tu wszystko dzieje się naprawdę" Sokół

15 XII 2010 r. godz. 8.30 Chicago
Krople rzęsistego deszczu rozbijały się rytmicznie o parapet. Dopijałeś właśnie poranną kawę, a spiker w radiu zapowiadał, że taka pogoda utrzyma się do końca dnia.
Wspaniale. Idealne warunki na długą podróż. Spojrzałeś na walizki stojące w korytarzu. Stały tam spakowane jeszcze wczoraj popołudniu. Nie lubiłeś niczego zostawiać na ostatnią chwilę. Jesteś perfekcjonistą, co bardzo przydaje ci się w pracy, ale także pomaga w życiu prywatnym. Wielu jednak ludzi, którzy mieli z tobą kontakt narzeka, że jesteś wymagający i drobiazgowy ale ich opinia tak naprawdę mało cię interesuje. Ważne jest tylko twoje dobre samopoczucie i przeświadczenie o dobrze wykonanej pracy. Dlatego też to właśnie ciebie Blaut wybrał do tego zadania. Wysyłając ciebie mógł być pewny, że zrobisz wszystko co tylko możliwe by doprowadzić sprawę do pozytywnego zakończenia. Sprawa była skomplikowana i przez długi czas uważana za kompletnie straconą. Minęło już tyle lat od czasu przyznania pieniędzy z polisy żony Oliverowi Salfieldowi. Sąd uznał jego niewinność i tym samym potwierdził prawo do pieniędzy z ubezpieczenia. Wielu ludzi miało jednak wątpliwości. Należał do nich między innymi twój szef. Pamiętasz jak pięć lat temu z wypiekami na twarzy relacjonował wam przebieg procesu. Podobnie jak ówczesny prokurator Robert Talbot był przekonany, że Salfield był winny śmierci żony. Sąd wydał jednak zupełnie inny wyrok. Sam Salfield zaraz po procesie rozpłynął się w powietrzu, nie zapomniał jednak wcześniej wyczyścić wszystkich swoich kont i skasować karty. Co zrobił z tymi pieniędzmi i gdzie przebywał przez długi czas pozostawało tajemnicą. Dopiero jakiś miesiąc temu młoda dziennikarka Laura Santori wytropiła sławnego niegdyś pisarza. Potwierdziła jego tożsamość, gdyż drań zmienił nazwisko i zaszył się w jakieś zapadłej wiosce w Minessocie. Twój szef John Blaut, gdy przeczytał artykuł natychmiast kazał ci jechać, by zbadać sprawę. Tylko dzięki swojej determinacji i spokojowi udało ci się go przekonać, że trzeba poczekać. Najpierw przez Silver Bay muszą przewalić się wszyscy dziennikarze, a sama sprawa trochę przycichnąć i zejść z pierwszych stron gazet. Sprowokowany przez dziennikarzy Salfield, a obecnie Frank O'neil, mógł być niebezpieczny a przede wszystkim nieskory do rozmów. Teraz gdy od czasu ukazania się artykułu minęło ponad dwa tygodnie mogłeś udać się do Silver Bay, gdziekolwiek to było.
Jak się niestety okazało w pobliżu nie było żadnego większego lotniska by opłacało się lecieć samolotem. Czekała cię więc ośmiogodzinna podróż samochodem do zabite deskami wsi w Minessocie.
Na dodatek pogoda dzisiejszego dnia była fatalna. Padający nieustannie marznący deszcz wróżył, że podróż może się znacznie przeciągnąć. Korki, stłuczki i znaczne ograniczenie prędkości. Już na samą myśl miałeś dosyć.
Tylko dzięki temu, że czułeś w żyłach krążącą adrenalinę nie przełożyłeś podróży na kolejny dzień. Zawsze badając sprawy wątpliwych polis czułeś się jak agent specjalny, a przy tej sprawie to uczucie tylko wzrosło. Miałeś przygotowaną "przykrywkę", zamierzałeś udawać początkującego pisarza, który w zaciszu Silver Bay chce napisać powieść o poszukiwaczach srebra i kolonizacji Minnesoty. Prawdziwy powrót do korzeni – opowieści z Dzikiego Zachodu. Miałeś odznakę detektywa ubezpieczeniowego i brakowało ci tylko broni przy pasie by obraz agenta ruszającego w teren był kompletny.
Ubrałeś płaszcz i z walizkami zszedłeś do samochodu.

15 XII 2010 r. godz. 13.00 przydrożny bar, gdzieś w połowie drogi do Silver Bay
Zawsze uważałeś, że europejskie samochody są lepsze od krajowych, a zwłaszcza Mercedesy. To nie tylko styl i prestiż, wszak nie każdego stać na takie auto, ale przede wszystkim niezwykła wygoda i komfort podróży. Nawet jednak skórzane fotele twojej czarnej limuzyny nie uchroniły cię przed sztywniejącym karkiem po czterech godzinach jazdy. Musiałeś się zatrzymać, by choć na chwilę rozprostować kości. Miejsce w którym się zatrzymałeś przypominało scenerię taniego horroru. Motel "Oaza wędrowca" i bar "Lusinda" wyglądały jak żywcem wyjęte z takich właśnie produkcji. Łapałeś się na tym, że tylko czekałeś jak za rogu wyskoczy rozwrzeszczany nastolatek ociekający sztuczną krwią. Wnętrze baru prezentowało się jeszcze gorzej. Długi poobijany kontuar przy którym siedziało trzech otyłych kierowców ciężarówek, kilka stolików aż lepiących się od brudu i właścicielka, czarna nad wyraz otyła kobieta cała ociekająca potem mimo ujemnej temperatury na zewnątrz. Aż strach pomyśleć jak musi wyglądać w upalne dni.
Usiadłeś przy jednym ze stolików i zamówiłeś kawę. Bałeś się prosić o cokolwiek innego, aby nie zatruć się na samym początku podróży.
Kawa o dziwo była smaczna i aromatyczna, co było miłym zaskoczeniem.
- Racheal pogłośnij bo nic nie słychać - odezwał się nagle basem jeden z kierowców.
Murzynka podeszła do telewizora i przekręciła pokrętło.
- ... samochód Terence'a Loyda znaleziono porzucony w lesie w pobliżu drogi stanowej nr 61. Policja rozpoczęła już poszukiwania zaginionego. W tej chwili nie ma żadnych przypuszczeń co się mogło stać. Terence Loyd to dziennikarz śledczy "Star Tribune", który od kilku dni pracował w terenie Silver Bay. Starał się on zebrać materiały na temat znanego pisarza Oliver Salfielda, który kilka lat temu był oskarżony o zabicie własnej żony. Loyd dwa dni temu wymeldował się z hotelu w Silver Bay. Do domu jednak nie dotarł, a kontakt z nim urwał się całkowicie. Zaniepokojona rodzina i pracodawca zawiadomili policję. Niestety na chwilę obecną nie ma żadnych informacji co się mogło stać. Pytanie, które aż samo ciśnie się an usta w związku z tą sprawą brzmi "czy Oliver Salfield ma coś wspólnego ze zniknięciem Terence'a Loyda?" Miejmy nadzieję, że nie. Dla kanału czwartego mówił Phil Willman.

15 XII 2010 r. godz 16.40 okolice Silver Bay
Deszcz i zapadający zmrok oraz nieznana trasa zmusiły cię do naprawdę wolnej jazdy. Gdyby nie to już od godziny byłbyś na miejscu. Na dodatek cały czas myślałeś o informacji którą usłyszałeś w czasie wizyty w przydrożnym barze. Czy to możliwe, aby Salfield był zamieszany w to zniknięcie? Możliwe... Poczucie, że będziesz miał do czynienia z dwukrotnym mordercą sprawiała, że krew w żyłach krążyła ci o wiele szybciej. Jadąc jednopasmówką w stronę Silver Bay po lewej stornie już od już od dobrej godziny miałeś gęsty las. Po prawej co jakiś czas za wysokich pagórków wyłaniały się wody jeziora Superior, największego jeziora w kompleksie pięciu Wielkich Jezior Ameryki Północnej. GPS, który miałeś włączony od początku podróży cały czas pokazywał prostą jak strzała drogę. Zasadniczo, gdyby nie te warunki to można by było jechać z zamkniętymi oczami. A chętnie byś już jej zamknął i położył na miękkim łóżku. Te kilka godzin w podróży mocno ci się dały we znaki. Na szczęście twój elektroniczny przewodnik pokazywał, że za półgodziny powinieneś być u celu, czyli przed hotelem AMERICINN SILVER BAY. W radiu od jakiegoś czasu leciały przeboje rocka z połowy lat osiemdziesiątych.
Gęsty i ciemny las napawał cię dziwnym irracjonalnym lękiem. Zdawałeś sobie sprawę, że to pewnie syndrom mieszczucha wybierającego się na wieś, ale jakoś to wyjaśnienie nie przekonywało cię do końca. Czułeś, że pośród tych drzew czai się coś co cię obserwuje.
Głupie, ale tak właśnie się czułeś.
Nagle zauważyłeś, że GPS wariuje pokazuje ci skręt za sto metrów w miejscu gdzie droga jest cały czas prosta. Czasami tak to bywa, że mapy nie pokrywają się z rzeczywistością. Jeszcze bardziej zwolniłeś, by zachować mimo wszystko ostrożność. Warunki były wszak fatalne i mogłeś czegoś nie zauważyć.
Nagle muzyka w radiu ucichał, a zamiast niej pojawiły się drażniące trzaski. No pięknie, nawet fale radiowe gubią tutaj drogę. Prawą ręką zacząłeś szukać innej stacji i wtedy go zobaczyłeś....
Stał na poboczu. Wyglądał majestatycznie i pięknie. Duży i silny jeleń z ogromnym porożem. Przez chwilę myślałeś, że to jakaś regionalna maskotka witająca turystów. Gdy jednak usłyszałeś jego ryk zdałeś sobie sprawę, że to żywe zwierze. O dziwo odgłos silnika wcale go nie spłoszył. Zbliżając się do niego coraz wyraźniej widziałeś jego czerwone oczy lśniące w mroku.
Gdy zrównałeś się z jeleniem, twój samochód nagle podskoczył na jakieś nierówności. Lekko zachwiało całym pojazdem, ale utrzymałeś kierunek jazdy. Niestety po chwili usłyszałeś charakterystyczny dźwięk towarzyszący jeździe na przebitym kole. Zatrzymałeś się, by sprawdzić co się stało. Z rozłożonym parasolem wyszedłeś na zewnątrz. Twoje obawy okazały się prawdziwe. Lewe tylne koło było kompletnie sflaczałe, a jakieś dziesięć metrów za samochodem leżał na drodze dziwny przedmiot. Podszedłeś do niego i zobaczyłeś, że to czaszka jelenia z porożem.
Instynktownie spojrzałeś na miejsce w którym jeszcze przed chwilą stał ten żywy. Teraz było ono puste.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 27-01-2011 o 06:13.
Takeda jest offline