Uprzedzam, że nie mam zamiaru nikogo przekonywać do własnych poglądów. Zakładam, że należę raczej do mniejszości. Dopiero uczę się tego, o czym wspominał Ashaar. Wyrażam więc opinię jedynie z własnego punktu widzenia, nie próbując nikogo przekonywać czy się coś czynić powinno, czy się nie powinno.
Może nie znam się też za bardzo na PBF-ach, ale już jakiś czas bawię się w nie. Wprawdzie niezbyt długo, ale jeszcze nie zdarzyło mi się, by w trakcie rozgrywki nie polubić w jakiejś mierze swoich współgraczy i Mistrza Gry. Owszem zdarzały się niesnaski, pretensje i spięcia. Przyznam, że czasem trudno mi było przejść nad nimi do porządku dziennego. Pewnie z tego powodu, że lubię żyć z ludźmi w zgodzie i raczej we własnych działaniach dążę do pokoju, niż trwania w konflikcie. Oczywiście bardziej, jako gracz, niż BG.
Podejrzewam, że zgłaszając się do sesji Bielona (o ile by mnie przyjął
), stanęłabym na z góry przegranej pozycji i skończyła jako pierwsza ofiara i mięso armatnie.
Za bardzo „lubię” się poświęcać , ustępować i podkładać.
Szczerze? Osobiście nie bardzo wyobrażam sobie grę z kimś, kogo chociaż nie spróbowałabym polubić, zrozumieć albo przynajmniej szanować. Na palcach jednej ręki mogłabym wyliczyć osoby na LI, z którymi nie chciałabym zagrać, bo podnoszą mi ciśnienie, a i to pewnie tylko dlatego, że nie poznałam ich bliżej, a jedynie czytywałam ich posty, albo wypowiedzi w toczących się czasem dyskusjach. Dość mam wredoty ludzkiej na co dzień, żeby jeszcze znajdować przyjemność w obcowaniu z nią wśród graczy na forum. Unikam więc uczestniczenia w otwartych sporach i konfliktach i siłą rzeczy staram się je – stosownie do swoich możliwości- wyciszać , a nie podgrzewać. A że za najlepszą metodę uważam nie dolewanie oliwy do ognia, więc najczęściej usuwam się z pola rażenia i przeczekuję. Nie lubię pyszczyć, bić piany o duperele, ani podnosić lamentu, gdy coś przywali mojej postaci. Póki życia, póty nadziei.
Same wydarzenia w sesji i układy pomiędzy postaciami, to dla mnie tylko wierzchołek góry lodowej. Reszta jest pod powierzchnią. Na docu, gadu-gadu, w komentarzach, mailach. Nawet w kontaktach telefonicznych i listowych. Bywa. Jestem istotą stadną i uwielbiam się zaprzyjaźniać. Przyjmę jednak do wiadomości, że nie każdy jest do tego równie pozytywnie nastawiony i chętny. Jeśli więc ktoś lubi się spierać w niewybredny sposób i podnosić ciśnienie sobie lub współgraczom, to proszę bardzo – huzia na Józia! Ja dziękuję – postoję. Wszystko ma swoje granice. Zwłaszcza, jeśli chodzi o granice dobrego wychowania i przyzwoitości.