Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2011, 23:40   #22
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
- Banda zachlanych neandertali… Ludzie nawet nie potrafią się upić z godnością – pomyślał Kh’aadz, ubolewając nieco nad tym faktem. Opuścił powoli acz niechętnie głowę, udając, że wnętrze jego prawie pustego kubka zrobiło się naraz wielce intrygującym obiektem do obserwacji, przy którym cały harmider i żenująca pijacka awantura z laniem młodych dziewczyn po twarzy nie są niczym godnym uwagi.
- A ten brodaty kretyn widać nie nabrał za grosz rozumu… Dla czego ludzi zawsze trzeba porządnie sponiewierać, żeby czegokolwiek się nauczyli? – kolejne filozoficzne pytanie przemknęło mu przez głowę, choć nie był to ani czas ani miejsce na filozofowanie. Jak na razie wszystko układało się tak jak tego chciał, Thorg kompletnie nie zwracał na niego uwagi, zajęty wycieraniem brudnej gęby rękawem, Zaris, bo o ile dobrze usłyszał ,tak miał na imię jedyny pozbawiony brody z całej czwórki właśnie chwiejnie, acz zapewne w swoim mniemaniu dumnie stanął w rozkroku, dominując nad powaloną i łkającą dziewczyną i przymierzał się do najzwyklejszego w świecie gwałtu, a Org, który zobaczył jak Kh’aadz spuszcza wzrok, przyjął za oczywiste, iż krasnolud siedzący samemu, bez towarzyszy nie będzie się wtrącał. Dla tego swoją i tak już ograniczoną przez wypity alkohol uwagę skierował na swego przyjaciela, który mocując się z wiązaniami spodni miał się zabierać za zgrabną karczmareczkę, na której do tej pory dość ładnej, jak na ludzkie standardy oczywiście, twarzy zaczynał dominować szybko nabierający fioletowej barwy siniak. Kh’aadz powoli sięgnął po dzbanek stojący przed nim na stole, Org wychwycił kątem oka ten ruch i odwrócił na chwilę głowę w stronę nadal spokojnie siedzącego krasnoluda, jednak widząc, że kurdupel jedynie dolewa sobie grzańca, z nadal spuszczonym wzrokiem, szybko znowu odwrócił się w stronę Zarisa, który właśnie pochylał się nad szarpiącą się i bezsilnie łkającą Ameą.
- Jeszcze dwie sekundy dziecino… – wyszeptał pod nosem, jakby chcąc dodać otuchy przeżywającej koszmar dziewczynie, jednocześnie obracając powoli w ręce dzbanek, jakby oceniał jego masę i szukał najlepszego chwytu. Amea zapiszczała przerażona, gdy Zaris przycisnął ją do podłogi i nachylił się nad nią jeszcze bardziej wysuwając lubieżnie z pomiędzy spękanych od zimna warg język.

Org świetnie się bawił, walił rytmicznie pięścią w stół i zanosząc się rechoczącym śmiechem dodawał Zarisowi animuszu. Zbyt późno spostrzegł szybko nadlatujący w jego kierunku kamionkowy dzban…

Rzut był czysty, naczynie z impetem wyrżnęło Orga w skroń, zalewając go resztką znajdującego się wewnątrz wina i raniąc spękanymi skorupami odłamków. Dryblas spadając z ławy nakrył się nogami i porządnie przydzwonił, pustym, jak mniemał krasnolud, łbem o belki podłogi. Jednak Kh’aadz nie tracił czasu na podziwianie efektów swojego rzutu, ani tym bardziej na zaprzątanie sobie głowy hałasami dochodzącymi ze schodów, tylko błyskawicznie zerwał się z miejsca gwałtownie odrzucając stojący przed nim drewniany stół na bok i runął w stronę powoli unoszącego swój łeb Zarisa. Widok wściekle warczącego i szybko zbliżającego się krasnoluda z paskudnym nadziakiem w ręce, błyskawicznie zmył głupi uśmiech z jego napalonej gęby, niestety, na nic więcej nie starczyło mu czasu, Kh’aadz przebiegając w zasadzie obok niego, z krótkiego zamachu, wyprowadzonego blisko ciała walnął obuchem nadziaka prosto w brzuch Zarisa. Uderzenie było wystarczająco silne, żeby zgiętego w pół człowieka odrzucić o dobry metr od przerażonej dziewczyny, nadal rozciągniętej na ziemi.

W tym momencie, na pędzącego krasnoluda runął trzeci Dunlandczyk, Kh’aadz chciał go z impetem walnąć pięścią, w której trzymał nadziak, w skroń, jednak złowrogi błysk metalu w prawej ręce przeciwnika wymusił na nim szybką zmianę kierunku i tak nóż Torga nie zagłębił się między żebrami krasnoluda, za to obaj spleceni ze sobą runęli na ziemię, tuż obok Amei. Po krótkiej i wściekłej szamotaninie, rosły mężczyzna przycisnął mniejszego od siebie przeciwnika do ziemi i wyswobodził rękę z nożem, wznosząc ją do ciosu, jednocześnie nie pozwalając miotającemu się krasnoludowi na jakikolwiek zamach, trzymanym w prawej ręce orężem. Kh’aadz szarpnął biodrami chcąc wyswobodzić nogi na tyle, aby móc kopnąć przeciwnika w krocze, jednak ten ostatni mocna dociskał całym swoim ciałem krasnoluda do podłogi. Kh’aadz odwinął energicznie lewą ręką, odbijając cios noża, który wedle zamiaru dzierżącego go Dunlandczyka miał zatopić się w nerkach przeciwnika, zamiast tego pechowo ześlizgnął się po krótkim rękawie koszulki kolczej i przechodząc przez pikowane warstwy przeszywanicy zagłębił się w przedramieniu. Kh’aadz warknął czując dotkliwe ukłucie bólu, puścił nadziak, co sprawiło, że Thorg stracił na chwilę równowagę, ale ta chwila wystarczyła, żeby krasnolud prawą ręką chwycił Dunlandczyka za głowę po czym z impetem wyrżnął go z dyńki prosto w twarz. Oszołomiony pulsującym ze zdruzgotanego nosa bólem Thorg odchylił się do tyłu wypuszczając równocześnie nóż, który z krótkim brzdęknięciem wylądował na podłodze. Krasnolud nie zamierzał zaprzepaścić wypracowanej z trudem inicjatywy i szybko uwolnił jedną nogę, którą od razu zamierzył się do kopniaka, który zwaliłby z niego nadal skołowanego człowieka. Jednak zanim do tego doszło, jego przeciwnikiem targnął jakiś dziwny dreszcz, tęczówki fiknęły kozła pozostawiając w oczodołach upiornie świecące białka, po czym całe cielsko człowieka bezwładnie zwaliło się na krasnoluda.
- Nieeeeeeeeeeee!!! – przeraźliwy, pełen pierwotnej wściekłości grom wydawało by się, wstrząsnął kamieniami fundamentów, na których stała karczma, taki upiorny i przejmujący do szpiku kości krzyk, może wydrzeć się jedynie z gardła ojca, na którego oczach zabito jego syna – przemknęło przez myśl Kh’aadzowi gdy szybko gramolił się spod, teraz już martwego, ciała Thorga, jego dłoń szybko znalazła rękojeść leżącego tuż obok na podłodze nadziaka . Amea z niemal obłąkanym wyrazem twarzy i szeroko otwartymi oczyma, a przynajmniej tym, którego nie przymykała rosnąca opuchlizna, panicznymi ruchami cofając się na czworakach starała się oddalić jak najdalej od przerażającego trupa leżącego na podłodze.

Szybki rzut oka po pomieszczeniu wiele wyjaśnił, Endymion z ociekającym jeszcze ciepłą krwią Thorga ostrzem rzucił się na nadbiegającą głowę rodziny, Zaris nadal na klęczkach podpierając się o kominek próbował łapać oddech i powstrzymać torsje za to Org z nadal nieco błądzącym po spotkaniu z kamionkowym dzbankiem, wzrokiem dobył miecza i początkowo chwiejnie, lecz później z coraz większą pewnością ruszył w stronę krasnoluda.
- Rwa mać! Mogło się skończyć na poobijanych ryjach! – przeklął w myślach krasnolud
- A teraz jak chłopak nie żyje, to nikt nie odpuści… Po kiego Uja pakowałeś mu żelazo między żebra!- dokończył ponurą myśl rzucając się z rykiem w stronę ostatniego z żyjących braci…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."

Ostatnio edytowane przez Wroblowaty : 02-02-2011 o 10:51.
Wroblowaty jest offline