Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2011, 11:04   #3
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Udało się. Westchnąłeś ciężko widząc pierwsze budynki Silver Bay. Czytając relacje gazetowe była mowa o miasteczku. A tutaj co? Zwykła wieś, nic więcej. Dumny szyld przed wjazdem witający wszystkich gości informował, że miasteczko miało prawie 400 mieszkańców. Deszcz nie ustępował i w zapadającym mroku jego jednostajny szum byłby zapewne kojący, gdybyś był już w hotelowym pokoju.
Miasteczko wyglądało na opuszczone. Gdyby nie światła w pojedynczych domach mógłbyś przysiąc, że trafiłeś do jednego z tych miast widm o jakich czasami słyszy się w telewizji. Oby choć za dnia było tu jakieś życie. Co by jednak nie mówić Salfield wybrał idealne miejsce na kryjówkę. Wszyscy chyba, którzy tu przyjeżdżają trafiają tu przez przypadek.
Minąłeś główne skrzyżowanie i podjechałeś pod hotel. Znalazłeś go bez trudu jego migający szyld był widoczny już z daleka. Wysiadłeś z samochodu i pod parasolką podszedłeś do drzwi. Stojąc pod nimi zauważyłeś, że światła wewnątrz są przygaszone. Szarpnąłeś za klamkę ale drzwi nie puściły. No pięknie. Co za pech!
Po krótkim zastanowieniu załomotałeś w szybę. Mimo dość mocnych uderzeń i hałasu jaki narobiłeś, nikt ci nie odpowiedział. Przytknąłeś nos do szyby i osłaniając oczy przed światłem zajrzałeś do środka. Dostrzegłeś kontuar recepcji, niewielką sztuczną palmę w rogu, włączony telewizor podwieszony pod sufitem oraz... Nie! Nie to niemożliwe.
Na kanapie pod ścianą leżał jakiś mężczyzna. Sądząc po jego pozycji i kilku puszkach rozrzuconych na podłodze był najwyraźniej pijany. No pięknie.
Już miałeś wyjąć komórkę i spróbować obudzić go telefonem, gdy usłyszałeś bardzo blisko bicie kościelnych dzwonów. Jadąc do hotelu widziałeś po prawej stronie budynek, który w pierwszej chwili wziąłeś za ratusz bądź siedzibę władz. Teraz jednak słysząc dźwięk dzwonów wiedziałeś już, że to kościół. Wyszedłeś na ulicę i spojrzałeś w stronę białego budynku na rogu, który mocno kontrastował z granatowoszarym niebem.
Dostrzegłeś, że z kościoła wychodzi spory tłum ludzi.
Czyżby wszyscy mieszkańcy byli na nabożeństwie? Nie dość, że to wieś zabita dechami to na dodatek pełna fanatyków religijnych. Stojąc pod parasolem zauważyłeś, że jedna starsza kobieta macha do ciebie. Poczułeś się lekko zdziwiony, ale nie było wątpliwości że chodziło jej o ciebie. Stałeś wszak sam na środku ulicy.
Podeszła do ciebie i przywitała się.
- Dzień dobry panu. - w jej promiennym uśmiechu i słodkim głosie wyczułeś nutkę nieszczerości. A może ci się tylko wydawało? - Pan zapewne do hotelu?
Przytaknąłeś nieznacznie.
- Ten leser Peter pewnie znowu leży pijany. Bezbożnik jeden, nawet w taki święty dzień się uchlał.
Starsza pani była wyraźnie wzburzona i poddenerwowana.
- Proszę za mną - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu - Zaraz go obudzimy.
Ruszyłeś za starszą panią, która mimo swoich co najmniej sześćdziesięciu kilku lat była nad wyraz sprawna. Gdy stanęliście pod drzwiami hotelu pchnęła ona mocno drzwi, które o dziwo otworzyły się. Przez chwilę stałeś skonsternowany, ale z zamyślenia wyrwał cię piskliwy wrzask staruszki.
- Wstawaj łachu jeden - krzyczała szarpiąc śpiącego chłopaka.
Peter recepcjonista nie miał więcej niż dwadzieścia dwa lata i ubrany był jak typowy przedstawiciel tak zwanego pokolenia emo. Obcisłe jeansy, trampki i wymięta bluzka w poziome paski oraz obowiązkowe ufarbowane na czarno włosy z grzywką na oczach.
- Co kurwa? - spytał ledwo przytomny.
- Ja ci dam "co kurwa?" - przedżeźniała go staruszka - Gościa masz łachudro! Już do roboty.
Peter wstał niepewnie i pociągnął łyka z dna puszki. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę kontuaru.
Staruszka odwróciła się w twoją stronę i uśmiechnęła się szeroko:
- Bardzo przepraszam za jego zachowanie. Niech pan mi uwierzy, że to margines w naszym miasteczku.
Podeszła do lady i pochylając się nad komputerem spytała o twoje nazwisko. Sprawnie i szybko potwierdziła twoją rezerwację, a następnie wręczyła ci klucz do pokoju 7B.
- To na pierwszym piętrze. Wybaczy pan, ale walizki będzie musiał pan sam wnieść. Ja nie dam rady - przyznała ze smutkiem - A ten leber... sam pan widzi.
Peter zasnął ponownie, zmienił tylko miejsce na kanapie na fotel.
- Mam nadzieję, że sobie pan poradzi. Rano szeryf zajmie się tym dranie. Do zobaczenia panu.
Starsza pani wyszła, a ty zaraz za nią by z samochodu zabrać walizki. Gdy wróciłeś zauważyłeś, że Peter nadal śpi i mało tego przeciągle chrapie.
Byłeś już w połowie schodów, gdy usłyszałeś że Peter najwyraźniej podnosi się z fotela. Musiał się z czymś zderzyć, bo usłyszałeś głuche uderzenie któremu towarzyszyło siarczyste przekleństwo.
- Panie O'neil chwileczkę - zawołał za tobą - Mam to o co pan prosił.
Odwróciłeś się i zobaczyłeś chwiejącego się na nogach Petera. W wyciągniętych dłoniach trzymał niewielkie szare, kartonowe pudełko. Pijanemu chłopakowi najwyraźniej coś się pomieszało, ale może to była twoja szansa.

 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 02-02-2011 o 11:24.
Takeda jest offline