- Jak to mogło się stać?!
Żałosny jęk przeszył ciszę pokoju. Cztery pary oczu utkwione w czarnej tafli lustra wyrażały ten sam strach i ten sam gniew. Wcześniejsze niesnaski zostały odsunięte na bok przez przerażającą prawdę, która wykradła z ich serc resztki nadziei.
- Teraz nie mamy już wyjścia, musimy walczyć. Lilith?
Zagadnięta dziewczyna zwróciła zastygłą w gniewie twarz w stronę swej siostry. Nie odpowiedziała, ograniczając się jedynie do krótkiego skinienia głową. Nadszedł czas ostatniego starcia, w którym wszystkie chwyty były dozwolone. Wiedziała o tym zarówno ona jak i pozostałe siostry.
- Seren?
- Ruszajcie - odpowiedziała podnosząc się z fotela i kierując w stronę kominka. -
Uwolnijcie Kyro i pomóżcie im, korzystając z mocy, która wam pozostała.
Były to ostatnie słowa, które zabrzmiały w przytulnym saloniku. W momencie, w którym dłoń Seren zetknęła się z chłodną powierzchnią lustra, czar prysł. Trzy siostry jeszcze przez chwilę unosiły się nad ruinami pradawnego miasta.
- A więc nadszedł wreszcie koniec naszych czasów.
- Wiedziałyśmy, że kiedyś nadejdzie.
- CzekajÄ… na nas.
Zgodnie skinęły głowami i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na miejsce swych narodzin, zniknęły.
Cisza ciężkim całunem okryła czwórkę wybrańców. Milczeli, nie potrafiąc zdecydować, którą drogę obrać. Wybór ten był doprawdy ciężki. Z jednej strony wezwanie mówiące o nadziei, które przyniosło im jedynie śmierć. Z drugiej zaś propozycja by służyć temu, który stał się przyczyną ich niedoli. W którą by się nie zwrócili, wiedzieli że szanse na ich własną wygraną równają się zeru. Kim były Córy Chaosu? Kim był zasiadający na makabrycznym tronie człowiek? Czego od nich chciał i czego chciały te, które według jego słów ich wybrały. Wrażenie bycia marnymi pionkami w grze sił, coraz wyraźniej wbijało się w ich świadomość.
- Panie... - głos skrzydlatej kobiety, niczym ostrze sztyletu wbił się w panującą ciszę.
Cień gniewu na chwilę zawitał na przystojnej twarzy mężczyzny gdy przenosił spojrzenie stalowych oczu na Althi.
- Althi? - W pytaniu zabrzmiała groźba, która wprawiła jej skrzydła w nerwowe drganie.
- Wybacz mi, ale... - Milknąc wskazała dłonią to, co sprawiło że zmuszona była narazić się na gniew swego mistrza.
Na pierwszym stopniu prowadzącym do kamiennego ołtarza, stała dziewczyna. Długie, białe włosy otulały drobną twarz w kształcie serca. Błękitne oczy jaśniały blaskiem. Suknia, którą miała na sobie, zwiewna i połyskująca złotem, falowała wprawiana w ruch przez nie istniejący wiatr. Zupełnie jakby istota ta przebywała w innym, niż wypełniona różami sala, miejscu. Nie mogła mieć więcej niż piętnaście lat.
- Seren.
Słowo zostało wypowiedziane głosem cichym, lecz nie na tyle by wprawne ucho nie dosłyszało w nim cienia strachu. Róże zafalowały, wypełniając salę zbiorowym westchnieniem oczekiwania. W powietrze uniósł się ich szept.
Czas
Już czas.
- Nie zrobisz tego.
Ni to stwierdzenie, ni prośba.
Czas.
Już czas.
Czarny dym wypłynął z podstawy tronu i piąć się zaczął w górę. Żarłocznie pochłaniał czaszkę za czaszką. Naglony wołaniem, które tylko on był w stanie słyszeć. Wreszcie dotarł na sam szczyt, musnął skraj czerwonego płaszcza. Mężczyzna uniósł się pozwalając by moc pochłonęła go, przemieniła. Rozległ się huk rozkładanych skrzydeł. W nozdrza Strażników uderzył smród palonego ciała i żar, który zdawał się pochłaniać każdy oddech. Krzyki róż wzniosły się pod sam sufit wypełniając powietrze wzrastającym z każdą chwilą cierpieniem. Dzieliły się nim, przekazując je tym, którzy nie mogli się przed nim bronić. Wkradały w dusze skrępowanych istot, rozrywały je na strzępy. Doprowadzały do granicy za którą była już tylko ciemność.
- Nie podoba mi się to. Oni tu nie należą.
- Niestety nasza moc nie pozwoliła na przeniesienie ich bliżej.
- Więc zrzucacie ich mi. Zupełnie jakbym nie miała dość własnych problemów.
- Nie mamy innego wyboru. To ciebie wybrano...
- Ale ja ich tu nie chcÄ™!
- Musisz zrozumieć że...
- Nic nie muszę! Zabierzcie ich sobie. To nie ich świat, nie znają jego zasad.
- Mają tu zadanie do wykonania... Ważne zadanie.
- Na bogów podziemi! Nawet same nie wiecie, co to za zadanie.
- Dowiedzą się sami. Są inteligentni i potężni...
- Wcale na takich nie wyglÄ…dajÄ….
- SÄ… nieprzytomni...
- Właśnie że nie. Nie czujecie tego? Mój język wyraźnie mówi mi, że się obudzili.
- Zatem czas na nas. Zaopiekuj się nimi, doprowadź do miejsca narodzin. Tam zyskają odpowiedzi.
- A ja zyskam...?
- Wdzięczność.
- Tak... Jakby to miało tu jakąś wartość...
Odpowiedzi jednak nie było. Po chwili ciszy dało się słyszeć westchnienie rezygnacji, które zabrzmiało jak syk.
- Zamierzacie tak leżeć i czekać, aż coś rozerwie was na strzępy? Istota, która wynurzyła się z mgły spowijającej małą polanę leśną, gdzie jakimś cudem się znaleźli, tylko częściowo przypominała człowieka. Długie, czerwone włosy okalały drobną twarz o lśniących, szkarłatnych oczach i podobnego koloru ustach. Uśmiechnęła się lekko ukazując dwa ostre, białe kły. Smukłe ciało poruszało się z właściwą swemu gatunkowi, przyciągająca wzrok zmysłowością. Brązowe i złote łuski pokrywające niemal całe ciało nieznajomej, włączając w to długi, ginący we mgle ogon, lśniły osiadłą na nich wilgocią.