Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2011, 22:22   #26
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




O ile Org był martwy zanim uderzył o deski podłogi z pogruchotaną czaszką, to Thurg jeszcze żył. Leżał nieprzytomny, lecz jego pierś unosiła się nieznacznie w ostatnich odruchach walczącego ze śmiercią ciała. Stan ojca bliźniaków był krytyczny. Umierał.

Potężny brodacz padał na ziemię pod obuchem Kh’aadza w momencie, gdy Endymion wyciągał półtorak z ciała przeciwnika, nadzianego na ostrze Strażnika niemal po rękojeść miecza.

Amea stała jak słup soli i bezgłośnie łkała. Wielkie jak groch łzy toczyły się po policzkach, a podbródek trzęsąc się podskakiwał na ostrzu przytkniętego noża. Zaris obejmował dziewczynę lewym ramieniem w ręce ściskając trzonek noża, którego ostra krawędź dotykała gardła zakładniczki. Dunlanczyk w prawej ręce trzymał kuszę wyciągniętą w stronę zwycięzców, stojących nad pokonanymi na placu karczmiennej bitwy.

- O, o, o!!! – przez zęby wycedził Zaris przenosząc wzrok od krasnoluda do człowieka. – Tylko bez głupich ruchów! Ty! Pod ścianę! – warknął do Endymiona – na kolana! Miecz na ziemię i pchnij go do mnie! Tak samo noże! Żwawo! – rozkazywał. - A ty pokurczu! Ścierwo zasrane! – z wściekłością sączył wykrzywionymi w nienawiści ustami w stronę Kh’aadza – Zapłacisz za wszystko! Wyrzuć to za bar! – warknął potrząsając czupryną w stronę nadziaka. – I odwróć się plecami! Łapy na szynkwasie! Pomiocie karłowaty! Zasrańcu przeklęty! Ścierwo!

Zaris, chowając się za posłuszną w paraliżującym strachu dziewczyną, zaczął powoli przemieszczać się w stronę drzwi. Ku wyjściu z karczmy.

- Pójdźcie za mną, a poderżnę jej gardło! – ostrzegał.








Ostatnimi słowami jakie usłyszał Andaras z ust błagającego o życie Makhlera wyznanie, poprzedzone rozgorączkowanym wejrzeniem:

- Ja nic robić nie muszę. Znaków żadnych nie czynię Panie! Znajdują mnie... Pierwsi. – zapewnił jednym tchem z wyrazem twarzy, na którym prócz strachu malowała się wyraźna ulga, jaka zagościła po danym mu przez półelfa słowie honoru. Bo włos póki co z głowy impresaria nie spadnie.

Jakże się Makhler zdziwił. Zaraz potem. Bo, gdy przebrzmiały ostatnie słowa jakie miał usłyszeć w swoim życiu, przeszyty nagle i bezlitośnie mieczem, opadł na plecy konając z zastygłym na twarzy nieopisanym wyrazem zdumienia. Tężejący wzrok wbił w owianą czarnymi włosami sylwetkę oprawcy w pełnym bólu i zaskoczenia, niedowierzającym wciąż w to co sie stało, niemym pytaniu: „Dlaczego?!”

Andaras biegnąc w stronę karczmy z łukiem gotowym do strzału obserwował budynek i jego okna. Dopiero teraz, będą już dość blisko zabudowań, przez uchylone wrota stajni ujrzał w jej zacienionym wnętrzu chwiejącego się na miękkich nogach karczmarza, który jedna ręką trzymał się na głowę, a drugą podpierał żerdzi zagrody. Poturbowany gospodarz w szoku wpatrywał się półprzytomym wzrokiem w Andarasa. Ich spojrzenia skrzyżowały się i Heldon zaczął cofać się, bełkocząc coś niezrozumiale pod nosem. Wtedy elf kątem oka dojrzał ruch po drugiej stronie topniejącej Mitheithel. Para ludzi. Dwóch pieszych wojów ze strażnicy usilnie wpatrywało się nabrzeże na przeciwległym brzegu rzeki, tam gdzie stoi karczma „Pod Mostem”.

Okolica karczmy, zwykle spokojnie usypana pierzyną śniegu, mąconą dotychczas jedynie niecierpliwymi podmuchami wiatru, teraz ukazywała zupełnie inny krajobraz. Impresario leżał w czerwonej plamie na białym kobiercu obok powalonego karego. Z chrap nieruchomego, pięknego rumaka wciąż unosiły się kłęby pary. Sylwetka łucznika pośpiesznie mknęła w stronę budynków zajazdu.

Piechurzy pośpiesznie pobiegli w stronę mostu z wyraźnym zamiarem przeprawienia się przez rzekę.








Klęcząca na szczycie schodów Hanka nie wytrzymała. Do tej pory, w ukryciu,trzymając się szczebelków drewnianej poręczy z zapartym tchem, razem z Maklisem, oglądała przebieg wydarzeń w karczmie. Widząc usiłującego uciec z Ameą Dunlandczyka z krzykiem rozpaczy rzuciła się na dół, nie zważając na daremne próby usiłujących ją powstrzymać rąk karła.

- Zostaw mą córę ty zbóju! Oddaj mi dziecko! – wyła.

Żona karczmarza zbiegała z wyciągniętymi przed siebie ramionami, jakby chciała rzucić się na draba i Ameę. Dopaść do nich w geście szalonej matczynej miłości, w której chciałaby wyrwać córkę z objęcia śmierci i niebezpiecznej rozpaczy, w której mogłaby jak lwica rozszarpać Zarisa na strzępy gołymi rękoma. Od celu dzieliło ją jeszcze kilka schodów, stoły, ławy, krasnolud z człowiekiem oraz wyciągnięta w ich wszystkich stronę kusza z obojętnym bełtem.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 06-02-2011 o 22:29. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline