Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2011, 00:22   #28
Wroblowaty
 
Wroblowaty's Avatar
 
Reputacja: 1 Wroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znanyWroblowaty nie jest za bardzo znany
Baryłkowata pierś krasnoluda unosiła się coraz spokojniej, gdy twardy organizm szybko regenerował siły po przed chwilą skończonej walce. Ale Kh’aadz wiedział, że to jeszcze nie koniec, człowiek, którego lekkim uderzeniem zrzucił z córki karczmarza, najwidoczniej doszedł do siebie, ale widząc co spotkało jego towarzyszy nie palił się do bezpośredniej konfrontacji… Zamiast tego zasłonił się żywą tarczą w postaci sparaliżowanej strachem Amei.
- Pieprzony tchórz… - przemknęło przez głowę krasnoludowi, gdy zaciskając mocniej dłoń na rękojeści nadziaka lustrował sytuację. Widok wymierzonej w jego stronę kuszy nie był pocieszający. Dunlandczyk bezpiecznie skryty za zakładniczką nabrał dużej odwagi w gębie. Czas najwyższy sprawdzić ile hartu kryje się za jego słowami…
- Co jest, już Ci tak nie stoi jak jeszcze chwilę temu? - Kh’aadz prychnął pogardliwie w kierunku Dunlandczyka, jednocześnie powoli przesuwając się w stronę drzwi, aby zagrodzić mu wyjście.
- Albo kompletnie nie rozumiesz sytuacji w której się znajdujesz, albo jesteś głupszy niż ci trzej... - tutaj kiwnięciem głowy wskazał leżące na podłodze trupy. – mówił spokojnie, bez zbytecznych emocji ani agresji w głosie.
- A z tego co pamiętam, to cię po kiszkach połaskotałem a nie po łbie, to zmysły powinieneś jeszcze zachować...

Na schodach zadudniły szybkie kroki, po lamentach i desperackich prośbach, Kh’aadz nie miał wątpliwości, że to matka łkającej z cicha dziewczyny, przyciskanej silnym ramieniem Zarisa. Kusza w ręku Dunlandczyka znowu zakołysała się złowrogo…
- Bełt masz jeden, nas jest tutaj więcej... Strzelisz do mnie, to Strażnik się tobą zajmie… - nadal mówił spokojnie, jak nauczyciel próbujący wytłumaczyć trudne zagadnienie mało pojętnemu studentowi. Cały czas przesuwając się powoli i skracając dystans do zaledwie 4 metrów.
-…Walniesz do niego, to z koleii ja Ci rzyć przefasonuję... Nie wspominając o naszym elfim towarzyszu... – dokończył bez nuty groźby czy wyższości w głosie, ot prosta prawda przekazana w prosty sposób.

- Stul dziub! I się nie ruszaj! Stój! - wrzasnął Zaris do krasnoluda najwidoczniej zaczynając wpadać w panikę. Na dociśniętym mocniej do gardła dziewczyny ostrzu pojawiła się pierwsza, ociekająca, cieniutka strużka krwi. Endymion zatrzymał pędzącą na ratunek ukochanej córce matkę, Dunlandczyk jakby nieco się uspokoił, poprawił chwyt na nożu… Kh’aadz postanowił, że czas przejść do słownej ofensywy, nie dać mu czasu na wytchnienie ani na myślenie.
- Zważ, że jeśli ten twój zawszony łeb, szybko nie nabierze rozumu, to nie skończysz jak Ci, szybko i w walce... Ale będziemy mieć na tobie używanie, najpierw utniemy Ci oba jądra i wepchniemy do twojej zarobaczonej rzyci, tak głęboko, że je w gardle poczujesz... A ryj zakneblujemy Ci twoim własnym k...asem, co go tak ochoczo używać chciałeś... – Kh’aadz nie był pewny efektu jaki wywarły na Dunlandczyku jego groźby, ale sam fakt, że tamten się nie odciął ani nie zareagował jeszcze większą agresją, mógł świadczyć, że słowa trafiają mu do wyobraźni…
- To na początek ma się rozumieć… - kontynuował krasnolud coraz bardziej zniżając głos - nasz przyjaciel elf, medyk znakomity, zadba przy tym, co byś nam przytomności nie stracił, ani ducha zbyt wcześnie nie wyzionął... To jak? Skorzystasz, z jedynej szansy, żeby wyjść z tego w jednym kawałku i zostawisz dziewczynę w spokoju? Czy jak ostatni cwel bez jaj będziesz się chował za spódnicą, żeby brakującego męstwa nadrobić?
Stojący do tej pory jak słup soli Endymion nie pozwolił Zarisowi odnieść się do gróźb Kh’aadza, samemu składając mniej brutalną proponując wyjścia z sytuacji. Może to i dobrze, Kh’aadz słyszał coś niecoś o metodzie, dobry i zły śledczy…

Rzecz, którą Kh’aadz musiał uczciwie przyznać, to to, iż Strażnik dobrze wie jak skutecznie machać swoim żelazem. Tym bardziej zdziwił się gdy oręż Endymiona zadźwięczał uderzając o ziemię.
- Trochę przegiąłeś z tym „dobrym śledczym”…. – pomyślał rzucając Strażnikowi pytające spojrzenie.
- Teraz geniuszu zbrodni, jeśli Dunlandczyk ruszy odrobinę swoim zakutym łbem i starczy mu jaj, to mi wpakuje bełt między oczy, a Ty bez broni gówno mu zrobisz… - znowu złajał w myślach Endymiona, który wydawało się posiadł zaskakującą właściwość wprowadzania krasnoluda w coraz większe przekonanie o tym, że ludzie nie kierują się żadnym rodzajem logiki i zrozumienie ich jest rzeczą po prostu niemożliwą. Dunlandczyk widząc przeciwnika pozbywającego się dobrowolnie broni od razu poczuł się silniejszy.

- No to teraz odpowiecie, a zwłaszcza ty pokurczu! - wycedził Zaris zerknąwszy przez okno ignorując Endymiona. - Dziewczynie krzywdy nie zrobię, ale za wyrżnięcie moich towarzyszy zapłacicie głową. Biegną zbrojni ze strażnicy! Nigdzie się nie wybieram. I jak się wytłumaczysz z tej rzezi karyplu? - z nienawiścią rzucił do Kh’aada. - Nikt wam nie wybaczy ubicia rodu Thurga. A te wasze królestwo właśnie straciło sojusznika. Mówiłem już raz wyrzuć ten obuch i cofnij się bo ustrzelę! - warknął z determinacją do krasnoluda. - Albo ona ucierpi przez was!

Tanie sztuczki z obarczaniem odpowiedzialnością nie zadziałały na krasnoluda, Kh’aadz zmienił kierunek obchodząc teraz Dunlandczyka w drugą stronę, zostawiając bezbronnego Endymiona przy drzwiach, po drodze zaopatrzył się w podniesiony z podłogi ułomek zniszczonego taboretu, lepsza taka tarcza, niż żadna…
-Do rzyci taki sojusznik, co zamiast stawać jak mężczyzna chowa się za babską kiecką, a z trupów to Ty się będziesz tłumaczył bezmózgu. Ty zacząłeś gwałt i to Twoi kolesie pierwsi na ostre żelazo poszli! Myślisz, że gdybym chciał od początku was zatłuc jak psy, to łaskotał bym Cię po brzuchu ?! - tym razem to krasnolud wydarł się groźnie.
- O tym co się z tobą stanie jeśli cokolwiek zrobisz dziewczynie już Ci mówiłem i wierz mi, nie rzucam słów na wiatr...
- Prawda Dunlandczyku jest taka, że bić to tylko baby potrafisz! A rzucić nadziakiem to mogę co najwyżej w twój zawszony, tchórzliwy łeb! Jak masz choć odrobinę ikry, to stawaj do równej walki z żelazem w ręce, a jak nie, to skorzystaj z szansy, którą nie wiedzieć czemu dobrodusznie ofiarowuje Ci mój towarzysz, poza tym zawrzyj pysk i nie szczekaj, skoro gryźć nie umiesz!
W drzwiach karczmy stanął Andaras, Zaris zrobił się jeszcze bardziej nerwowy, krasnolud obszedł go już z drugiej strony, zmuszając tym samym Dunlandczyka do przerzucania co chwilę wzroku z niego na Endymiona i Andarasa.

Koniec tej ciuciubabki…
 
__________________
"Lotnik skrzydlaty władca świata bez granic..."
Wroblowaty jest offline