Spotkanie pomiędzy elfami wiało dystansem. Zarówno Aegnor jak i nowo poznany Mortim zdawali się wyczuwać charakter i intencje drugiego, przenikając ciała na wskroś, zimnym wzrokiem, by zagłębić się w czeluściach duszy. Spojrzał na elfickiego kolegę raz jeszcze. Wyglądał nietęgo. Ubranie pozostawione w nieładzie oraz miejsce w którym jadał pozostawiało wiele myśli w umyśle Aegnora. Przez chwilę zastanowił się i doszedł do wniosku, że długouchy rekrut z którym przyjdzie dzielić mu koszarowe losy ma za sobą niezbyt różową przeszłość.
- Witam Cię Mortimie. Jestem rad, że w tym szarym tłumie osiłków widzę przyjazną twarz - przemówił w języku eltharin, tak, by przypadkiem któryś z zebranych w kantynie nie odebrał wrogo jego słów. Pierwszy dzień w szeregach straży miejskiej przebiegł spokojnie. Między dwoma elfami nie wywiązała się jakakolwiek nić sympatii czy też przyszłej przyjaźni. Przedstawili się sobie, i na tym etapie stanęła ich znajomość. Po skończonym posiłku udali się do pokoi sypialnych. W milczeniu podążali do łóżek, by następny dzień przybliżał ich do jak najwierniejszej służby ku chwale Imperium. Ludzie i krasnoludy byli bardziej otwarci, zwłaszcza, że któryś z nich przemycił beczkę piwa z kantyny. Rozmowom i pijackim dowcipom nie było końca. Mimo tego, elf zasnął dosyć szybko. Spał z kuszą przy boku, by w razie czego, któremuś nie zachciało się głupich żartów. Broń doskonale odstraszała takich dowcipnisiów.
Ranek powitał go słońcem. Promienie słoneczne padały na łagodną twarz najemnika. Bez oporów wstał z łóżka i wykonał serię ćwiczeń, jak miewał w zwyczaju. Kondycję należało regularnie poprawiać. Nie zważał na wzrok innych, po prostu robił swoje. O Mortimie też jakby zapomniał. Niczym horda zniewolonych i pozbawionych jakichkolwiek chęci do dalszego życia istot, wszyscy ruszyli na śniadanie, które co jak co, ale było paskudne. Dawno nie jadł tak obrzydliwej brei.
Z uwagi na brak chęci oglądania tego co jadł, przysłuchiwał się rozmowom, plotkom i ciekawostkom. Jedna z nich szczęśliwie dotarła do granic jego słuchu i pozwoliła na zasianie ziarna niepewności w elfickim sercu.
Był najemnikiem. Nie lubił przebywać w jednym miejscu zbyt długo, zwłaszcza, gdy żołd jest niski, a jedzenie bez wyrazu. Dlatego też wzburzył się na wieść, że prawdopodobnie każdy z przebywających w kantynie osób podpisała na siebie wyrok, który brzmiał co najmniej jakby skazywał ich na przymusową służbę za karę.
Przez moment, w jego głowie błysnęła myśl o pryśnięciu z tego miejsca, ale na chłodno przeanalizował fakty. Był realistą i wiedział, że jeśli to zrobi to ściągnie na siebie uwagę wszystkich władz w Altdorfie. Nawet jeśli coś skłoni go do ucieczki, to za daleko nie pofrunie ze względu na ilość strażników miejskich. By dokonać dezercji, potrzebował więcej osób, o ile nie całej grupy rekrutów. Jego charyzma nie była najwyższych lotów. Wziął też pod uwagę uprzedzenia międzyrasowe. Ciężko będzie podburzyć kogokolwiek, chyba, że staną ramię w ramię walcząc w słusznej sprawie. Nerwowo postukiwał palcami o blat stołu. Jednego sprzymierzeńca miał już w garści. Był nim Mortim. Komu jak komu, ale Aegnorowi raczej zaufa.
Gdy skończył śniadać, rzucił niedbale sztućce i wyszedł na zewnątrz. W trakcie spaceru na plac musztry myślał o Anzelmie. Weteran, więc musi być nieskromnej postury, a i doświadczenie bitewne mieć bogate. Miast tego zobaczył obraz staczającego się dziada, równego tym, którzy błagają o jałmużnę na placach niemalże każdej zamieszkanej miejscowości.
Aegnor odwrócił wzrok pełen obrzydzenia, jakby patrzył się na gnijące truchło. Wielkie, opasłe brzuszysko nie mieściło się w żadnej kategorii estetycznej. Na polecenie weterana wielu bitew - Anzelma, podszedł do stojaka z bronią i powziął najporządniej wyglądającą kuszę, a do niej parę bełtów. Kochał tę broń. Pogładził delikatnie drewnianą powierzchnię, po czym sprawdził ostrość amunicji. Nie zważając na głupie komentarze ich nauczyciela, stanął parę metrów od kukieł i z pozycji stojącej skorzystał ze zdolności jaką był strzał mierzony. Mając nakreśloną trajektorię lotu bełtu, wystrzelił w stronę najbardziej oddalonej kukły.
1. Rzut na inicjatywę -> [Rzut w Kostnicy: 41] 2. Rzut na trafienie -> [Rzut w Kostnicy: 12] 3. Rzut na obrażenia -> [Rzut w Kostnicy: 13]