Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 21:54   #7
Rhaimer
 
Rhaimer's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwuRhaimer jest godny podziwu
Spotkanie pomiędzy elfami wiało dystansem. Zarówno Aegnor jak i nowo poznany Mortim zdawali się wyczuwać charakter i intencje drugiego, przenikając ciała na wskroś, zimnym wzrokiem, by zagłębić się w czeluściach duszy. Spojrzał na elfickiego kolegę raz jeszcze. Wyglądał nietęgo. Ubranie pozostawione w nieładzie oraz miejsce w którym jadał pozostawiało wiele myśli w umyśle Aegnora. Przez chwilę zastanowił się i doszedł do wniosku, że długouchy rekrut z którym przyjdzie dzielić mu koszarowe losy ma za sobą niezbyt różową przeszłość.

- Witam Cię Mortimie. Jestem rad, że w tym szarym tłumie osiłków widzę przyjazną twarz - przemówił w języku eltharin, tak, by przypadkiem któryś z zebranych w kantynie nie odebrał wrogo jego słów. Pierwszy dzień w szeregach straży miejskiej przebiegł spokojnie. Między dwoma elfami nie wywiązała się jakakolwiek nić sympatii czy też przyszłej przyjaźni. Przedstawili się sobie, i na tym etapie stanęła ich znajomość. Po skończonym posiłku udali się do pokoi sypialnych. W milczeniu podążali do łóżek, by następny dzień przybliżał ich do jak najwierniejszej służby ku chwale Imperium. Ludzie i krasnoludy byli bardziej otwarci, zwłaszcza, że któryś z nich przemycił beczkę piwa z kantyny. Rozmowom i pijackim dowcipom nie było końca. Mimo tego, elf zasnął dosyć szybko. Spał z kuszą przy boku, by w razie czego, któremuś nie zachciało się głupich żartów. Broń doskonale odstraszała takich dowcipnisiów.

Ranek powitał go słońcem. Promienie słoneczne padały na łagodną twarz najemnika. Bez oporów wstał z łóżka i wykonał serię ćwiczeń, jak miewał w zwyczaju. Kondycję należało regularnie poprawiać. Nie zważał na wzrok innych, po prostu robił swoje. O Mortimie też jakby zapomniał. Niczym horda zniewolonych i pozbawionych jakichkolwiek chęci do dalszego życia istot, wszyscy ruszyli na śniadanie, które co jak co, ale było paskudne. Dawno nie jadł tak obrzydliwej brei.
Z uwagi na brak chęci oglądania tego co jadł, przysłuchiwał się rozmowom, plotkom i ciekawostkom. Jedna z nich szczęśliwie dotarła do granic jego słuchu i pozwoliła na zasianie ziarna niepewności w elfickim sercu.
Był najemnikiem. Nie lubił przebywać w jednym miejscu zbyt długo, zwłaszcza, gdy żołd jest niski, a jedzenie bez wyrazu. Dlatego też wzburzył się na wieść, że prawdopodobnie każdy z przebywających w kantynie osób podpisała na siebie wyrok, który brzmiał co najmniej jakby skazywał ich na przymusową służbę za karę.
Przez moment, w jego głowie błysnęła myśl o pryśnięciu z tego miejsca, ale na chłodno przeanalizował fakty. Był realistą i wiedział, że jeśli to zrobi to ściągnie na siebie uwagę wszystkich władz w Altdorfie. Nawet jeśli coś skłoni go do ucieczki, to za daleko nie pofrunie ze względu na ilość strażników miejskich. By dokonać dezercji, potrzebował więcej osób, o ile nie całej grupy rekrutów. Jego charyzma nie była najwyższych lotów. Wziął też pod uwagę uprzedzenia międzyrasowe. Ciężko będzie podburzyć kogokolwiek, chyba, że staną ramię w ramię walcząc w słusznej sprawie. Nerwowo postukiwał palcami o blat stołu. Jednego sprzymierzeńca miał już w garści. Był nim Mortim. Komu jak komu, ale Aegnorowi raczej zaufa.
Gdy skończył śniadać, rzucił niedbale sztućce i wyszedł na zewnątrz. W trakcie spaceru na plac musztry myślał o Anzelmie. Weteran, więc musi być nieskromnej postury, a i doświadczenie bitewne mieć bogate. Miast tego zobaczył obraz staczającego się dziada, równego tym, którzy błagają o jałmużnę na placach niemalże każdej zamieszkanej miejscowości.
Aegnor odwrócił wzrok pełen obrzydzenia, jakby patrzył się na gnijące truchło. Wielkie, opasłe brzuszysko nie mieściło się w żadnej kategorii estetycznej. Na polecenie weterana wielu bitew - Anzelma, podszedł do stojaka z bronią i powziął najporządniej wyglądającą kuszę, a do niej parę bełtów. Kochał tę broń. Pogładził delikatnie drewnianą powierzchnię, po czym sprawdził ostrość amunicji. Nie zważając na głupie komentarze ich nauczyciela, stanął parę metrów od kukieł i z pozycji stojącej skorzystał ze zdolności jaką był strzał mierzony. Mając nakreśloną trajektorię lotu bełtu, wystrzelił w stronę najbardziej oddalonej kukły.

1. Rzut na inicjatywę -> [Rzut w Kostnicy: 41]

2. Rzut na trafienie -> [Rzut w Kostnicy: 12]

3. Rzut na obrażenia -> [Rzut w Kostnicy: 13]
 
Rhaimer jest offline