Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2011, 22:22   #10
Apkey
 
Apkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Apkey nie jest za bardzo znany
Asha Maa'lya

Twoja dywersja udała się znakomicie. Dała Ci idealną możliwość wejścia do środka. Plany jakie dostałaś były na tyle dokładne iż mogłaś określić co mniej więcej czeka Cię w środku, co uzupełniłaś dodatkowymi informacjami od Irgama. Baza była dość mocno chroniona co raczej wykluczało walkę i wydostanie się stamtąd "sposobem heroicznym" - z buczącym mieczem w ręku i przy akompaniamencie strzałów. Na szczęście strażnik wydał się raczej ucieszony Twoim przybyciem
- W końcu kogoś przysłali - mruczał do siebie mężczyzna - Wie Pani jak to jest pracować dla tych urzędasów... Jeszcze do tego tak marnie płaca... Zna Pani procedurę proszę się ustawić do skanu a swoją torbę - wskazał na "torbę z narzędziami" jaką miałaś ze sobą - Proszę postawić na tym stoliku muszę ją przejrzeć - widać że facet był znudzony obowiązkami odźwiernego a wzmianka o skanie wywołała u Ciebie dreszcz niepokoju "Czemu nie..." pomyślałaś a potem skupiłaś na otaczającej Cię Mocy... poczułaś jak jej obecność wypełnia całe to pomieszczenie. Sięgnęłaś poza sama siebie a poruszając jej spokojną aurą wysłałaś rozkaż zmiany percepcji strażnika...
- Uważaj jak wpływasz na Moc Padawanko - Twój Mistrz zawsze bardzo poważnie podchodził do aspektów Mocy - Pamiętaj że każda zmiana powoduje echa... Tak jak krople które rozchodzą się koliście wokół miejsca uderzenia powodują fale chlupoczące o brzegi tak i każdy najmniejszy kamyczek który poruszysz sięgając w Moc może takie fale spowodować. Teraz skup się poczuj Moc w tej sali, jak otacza Cię niczym szum fontann przy których siedzimy... sięgnij dalej a poczujesz ludzi w Świątyni...
Nie przestawałaś się koncentrować wspominając spokojny głos swojego Mistrza i lekcje jakich Ci udzielał... W pewnej chwili ogarnęła Cie tęsknota za tamtym życiem, momentalnie posmutniałaś, a gdy uświadomiłaś sobie że sama z niego zrezygnowałaś ogarnął Cie gniew na sama siebie, za to że z własnej głupoty odrzuciłaś to życie, za to że zawiodłaś swój klan... w tej samej chwili zyskałaś jakby więcej siły. Sięgnęłaś jak najdalej Ci się udało. Strażnik nie tylko nie zobaczył małego blastera i miecza świetlnego ale sam jakby przestał Cię zauważać... co dziwne wynik kontroli nie został wpisany w pamięć systemu ochrony... Widząc to zabrałaś swoje rzeczy i pewnym już krokiem skierowałaś się do korytarza prowadzącego do dalszej części bazy...



Voolfer Moonwalker

Długo siedziałeś wczuwając sie w odgłosy i zapachy dobiegające z okoła. Twoi towarzysze rozstawili tyczki generatora pola dezynfekcyjnego. Po pewnym czasie zaczęli się przygotowywać do wymarszu jedząc posiłek, czyszcząc i obficie smarując bron żelem którego mieliście cała beczkę to przypomniało Ci o czymś - sięgnąłeś do kabury przy pasie i wyjąłeś swój blaster po naciśnięciu spust głośno kliknął... co było jedyną odpowiedzią ze strony broni. Szybko udałeś się w stronę statku. Na pokładzie wymieniwszy baterię okazało się że jedynie ona została zżarta przez wszędobylską pleśń. Również wziąłeś się za czyszczenie jej i po nasmarowaniu broni żelem wszyscy wyszliście ze statku udając się na polowanie...



FN-22 i Hakk Mud

Gdy po dopełnieniu wszystkich procedur związanych z pobytem i lądowaniem na jednym z licznych modułów dokujących Cytadeli, opuściliście statek zostaliście zaczepieni przez funkcjonariusza TSF (Telos Security Forces). Oznajmił on wam iż broń musicie pozostawić w obrębie przydzielonego wam lądowiska. Cała Cytadela patrolowana była przez liczne siły bezpieczeństwa które miały w każdej chwili miały prawo zatrzymać kogokolwiek w celu przeszukania czy przesłuchania... Lekko zniesmaczeni tym faktem udaliście się poza lądowisko. Rycerzowi udało się zatrzymać miecz za to FN został jedynie z blasterami wbudowanymi w nadgarstki co było pewnym uspokojeniem... Na szczęście pozwolona wam obojgu zabrać podręczne generatory tarcz bo one bronią nie były... Skierowaliście się do posterunku Sił Bezpieczeństwa by zapytać się o możliwość dostania się na powierzchnię planety. Tam dowiedzieliście się że dla większości cywili jest ona nieosiągalna - jedynie funkcjonariusze TSF albo współpracujący z Ithorianami kierującymi projektem odbudowy mogą się tam dostać. Po wyjściu z modułu posterunku zaczepił was człowiek nikczemnej postury oferując transport na jedno z "dzikich" lądowisk na powierzchni planety. Udaliście się z powrotem na statek aby omówić wszelkie możliwości...



Nasha „Serpent” Vallen

Ty czekałaś a coraz więcej ludzi przybywało aby smutki dnia codziennego utopić w alkoholu... Gdy już całkiem straciłaś nadzieję na upolowanie swojej ofiary (i po paru zniechęconych zalotnikach...) zobaczyłaś go w końcu. Przystojny człowiek o kruczoczarnych włosach z zawadiackim zarostem... dokładnie taki jak jego podobizna, która dostałaś wraz ze zleceniem na jego statek.
Nasha uśmiechnęła się widząc swoją ofiarę. Była jak wąż, który swoim tańcem pierw hipnotyzował swoją ofiarę, by w najmniej oczekiwanym momencie bezlitośnie i szybko zaatakować. Dopiła swój trunek, poprawiła leku i zgrabnym krokiem podeszła do mężczyzny. Na początku podeszła do baru i delikatnie i nieśmiało uśmiechnęła się do niego, gdy na nią spojrzał, ale szybko odwróciła głowę jakby spłoszona w stronę barmana. Co chwila dawała mu znać, że się nim interesuje odwracając lekko głowę w jego stronę, ale gdy ich spojrzenia się spotykały szybko odwracała się, chcąc ochronić się unosząc nieznacznie ramię.
Pilot nie zwracał uwagi na jej zaloty. Siedział spokojnie popijając sok juma.
Nasha przeklęła w myślach. Nie reagował na subtelne zaczepki, dobrze, niektórzy początkowo są bardziej odporni. Trzeba zagrać troszkę ostrzej, trzeba zrobić pierwszy ruch. Po pewnym czasie oni i tak wszyscy miękną pod jej ciałem i charyzmą.
-Hej. Jesteś tu nowy? - odezwała się lekko, miło uśmiechając się do pilota.
Zlustrował całą jej postać od stóp do głów. Pociągnął jeszcze łyk po czym zadziornie stwierdził:
- Aż tak widać? - po czym uśmiechnął się szeroko - Ty też nie wydajesz się stąd... Nar Shaddaa? - zaczął się jej uważnie przyglądać
Znał ją? Musiał ją widzieć na Nar Shaddaa! Inaczej, skąd by mógł twierdzić, że zwykła Twi’lekanka siedziała na Księżycu Przemytników.
-Rzadko na Tatooine ogląda się tak przystojnych mężczyzn... - posłała mu ostre spojrzenie, po czym wznowiła wywracając oczami -Bywało się tu i tam... Nar Shaddaa był tylko przystankiem, tak samo jak Tatooine, tyle, że z Tatooine jest problem... - skrzywiła się lekko.
Pilot roześmiał się serdecznie:
- Wiecznie w drodze... skąd ja to znam - tu zasępił sie trochę - Jaki jest prawdziwy powód tej rozmowy mała? - spytał bez ogródek - Boi nie jestem

najbardziej interesującym osobnikiem w tej kantynie... ani nie najbogatszym
- dodał po krótkiej przerwie - Wiec o co chodzi? Jesteś łowczynią nagród? - mówił to spokojnie mowę ciała dostosowywał do sytuacji...
Był sprytny i trzeźwy, nie otumanił się ani jej ciałem, ani głosem, czy zapachem. Po raz kolejny zaklęła w myśli. Westchnęła i spuściła głowę.
- Mam problem. Widzisz, przybyłam tutaj, by zdobyć lepszą pracę, trochę kredytów, dzięki czemu będę mogła się wyrwać z Zewnętrznych Rubieży. Tatooine, dało mi tylko jedno. Niewolnictwo. Huttowie na początku korzystali z moich usług, a potem zaczęli zastraszać, grozić. Teraz muszę dla nich tańczyć i bawić ich kiedy sobie tego tylko zażyczą, a gdy komuś się nie spodoba może mnie zabić. Błagam... pomóż mi! Zabierz mnie stąd. - zaczęła łkać. - Proszę... Mężczyznę speszył jej wybuch
- Wiesz mała... - jego zakłopotanie było aż widać - Nie przybyłem tutaj by wyswabadzać niewolników. Sam mam kłopoty i ledwo staram sie związać koniec z końcem. - Chwilę zastanawiał się nad czymś - Wiesz mam tutaj przyjaciela który mógłby Ci pomóc, właściwie to czekam na niego.. Dziwne Jacen nigdy sie nie spóźniał... - powiedział jakby do siebie po czym zaczął się uważniej rozglądać po całej sali. Rozmowę uratował pikający komunikator. Mężczyzna odebrał cicho rozmawiali tak by nikt inny poza nimi niczego nie usłyszał. Gdy skończył uśmiechnął się ciepło - To jak chcesz spróbować się stad wyrwać mała?
Popatrzyła na niego zaczerwienionymi oczami z błagalnym spojrzeniem.
- Zabierzesz mnie stąd? - spytała wciąż łkając.
- Spotkajmy się za godzinę na lądowisku nr 3 - powiedział konspiracyjnym tonem po czym szybkim krokiem skierował się do wyjścia.
Wyszłaś chwilę po nim kierując się szybko do ulubionego "sklepiku z pod ciemnej gwiazdy"... Nabywszy tam parę tak potrzebnych rzeczy jak małe blastery, nowy kombinezon, pare pakietów medycznych... jak i szminkę z silną trucizną włącznie. Potem szybko opyliłaś śmigacz i skierowałaś się w stronę portu kosmicznego.
Gdy dotarłaś na wskazane lądowisko znalazłaś tam frachtowiec

I dwóch mężczyzn czekających przy nim - jednym z nich był Twój cel a drugim nieznany Ci człowiek wyglądający jak typowy farmer wilgoci... W tym drugim było coś dziwnego, jego charyzmę i pewność siebie można było wyczuć na odległość. Wzruszyłaś tylko ramionami i skierowałaś szybkie kroki w stronę trapu przybierając maskę wdzięcznej skrzywdzonej istoty jaką miałaś być. Nie zdążyłaś dojść do nich gdy za tobą pojawiła się istot rożnych gatunków - wszyscy wyglądali jak najemnicy, broń , pancerze, podniesione głosy i co najważniejsze niecenzuralne słowa jakie kierowali do Twoich "wybawicieli" bardzo skomplikowały sytuację... Tak samo jak strzały które zaczęli wymieniać ze sobą najemnicy i piloci. Szybko oceniłaś sytuacje i biegiem skierowałaś się w stronę statku by się w nim okryć. Gdy znalazłaś
się na pokładzie poczułaś piekący6 ból w okolicy prawego barku - jak się po chwili okazało wiązka laserowa przy smaliła Ci skórę na ramieniu. Twoi "wybawcy" wbiegli zaraz za tobą po zamykającym się trapie, jeden skierował sie do kabiny pilota a drugi w stronę rufy... słyszałaś rozgrzewające się silniki a huk wiązek laserowych uderzających o kadłub umilkł gdy włączyły się generatory tarcz... Pilot rzucił do swojego kolegi
- Jacen rusz się człowieku, widze jak rozstawiają stacjonarne... - w tej chwili całym statkiem zatrzęsło gdy baterie obrony przeciwlotniczej lądowiska zostały skierowane w waszą stronę - Rusz sie do cholery - wymamrotał pilot gdy zaczęliście się wznosić do góry. Po chwili każdym nerwem poczułaś silne mrowienie elektryczności, zaniepokojona wyjrzałaś przez jeden z bocznych wizjerów całe lądowisko jak i polowa portu były zaciemnione. Po paru minutach podnieśliście się na tyle wysoko że przestały wam zagrażać strzały z ziemi. W kokpicie pojawił się nieznajomy do którego Pilot mówił Jacen. Usiadł w fotelu drugiego pilota i zaczął wprowadzać współrzędne skoku w nadprzestrzeń
- Wiesz Mike ze będziemy musieli o tym zameldować - spojrzał się na Ciebie - I kto to jest?
- A... znajoma obiecałem jej podwózkę - wymamrotał Mike - oj wiesz dobrze ze gdyby ten statek zniknał zaraz zaroiłoby się tutaj od republikańskiego wywiadu nie przepuszczą takiego cacka - poklepał konsolę pilota. A co do ciebie mała to idź rozgość się chwilę nam zajmie przylot na Telos...


Slevin Kelevra

Patrzyłeś na panoramę Coruscant ze szczytu jednego z budynków. Zachodzące słońce kolorowało całą scenę na złoto.

Wielkie centrum galaktyki... raczej wielki śmietnik galaktyki. Piękne fasady domów sięgające głęboko w czarne otchłanie wypełnione wszelkiego rodzaju plugastwem. Właśnie tam miałeś się udać. Najpierw spotkanie w jakimś podrzędnym barze potem zapewne będziesz musiał uganiać się za jakimś biednym straceńcem który nie miał wystarczającej ilości kredytów by pokryć swój dług... Życie takie właśnie jest - przetrwają najsilniejsi.
Poprawiłeś karwasz swojej zbroi - jedynej Twojej własności z której byłeś naprawdę dumny. Prawdziwa mandaloriańska zbroja odlewana z cortosium była warta mała fortunę... ba była warta każdej ceny jakiej zażądałby sprzedawca. Lekko uśmiechnąłeś się a potem wskoczyłeś do wynajętego śmigacza sprawdziłeś jeszcze raz współrzędne i zwinnie manewrując maszyną skierowałeś się w stronę umówionego miejsca spotkania.
 
__________________
Chaos is the only true answer...

Ostatnio edytowane przez Apkey : 15-02-2011 o 22:25.
Apkey jest offline