Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2011, 20:26   #2
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Szła przez długi, wąski korytarz analizując wszystkie słowa Dona, wyglądało na to, że już na samym początku zostało jej przydzielone dość odpowiedzialne zadanie, w sumie nie ma się co dziwić, czy ktoś widział kiedyś lepszą consigliere? Giovanni nie powierzają swoich interesów byle komu. Jej usta wykrzywił uśmiech, który mógł w postronnym widzu zmrozić krew w żyłach. Stukot obcasów zagłuszały już odgłosy muzyki dobiegającej z sali, zwolniła kroku, poprawiła długą, czerwoną suknię i dostojnie przeszła przez dwuskrzydłowe drzwi oddzielające ją od towarzystwa zaproszonego na bankiet. Zrobiło się nagle zupełnie cicho, rozmowy ustały, jedynie głuche zawodzenie skrzypiec przy akompaniamencie gitary wydawało się rozcinać gęstą atmosferę. Maria szła powoli kątem oka wyławiając z tłumu pojedyncze osoby, jej twarz nie wyrażała żadnych emocji, wiedziała, że to ona była tu najważniejsza, nikt inny, przybyli tu dla niej. Przeszła przez salę mijając rozstępujący się na jej widok tłum, podeszła do kelnerki, która widząc ją z bliska niemal upuściła tacę, wzięła kieliszek z szampanem i delikatnie upiła z niego łyk
- Pięknie pani wygląda, jak zwykle – obok niej pojawił się mężczyzna ubrany w stylowy smoking, ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek
- Dziękuję – odpowiedziała od niechcenia i delikatnie wyrwała rękę z jego uścisku
- Jak minęła pani podróż? Włosi muszą być najszczęśliwszymi mężczyznami na świecie jeśli w ich kraju żyją tak cudowne kobiety – kontynuował młodzieniec
Jacyż głupcy zebrali się tutaj, czy oni faktycznie myślą, że ma ochotę kogokolwiek z nich przemieniać? Bez słowa ruszyła przed siebie słysząc szepty poruszonego jej obecnością towarzystwa, stanęła przy obrazie wiszącym na karmazynowej ścianie – Vogel – kiwnęła głową, gospodarz miał niezły gust w przeciwieństwie do tej całej tłuszczy. Swoja drogą ciekawe ile warte jest to cacko…
Nagle podszedł do niej jakiś jegomość w garniturze. Podał kieliszek szampana:
- Widzę, że piękna kobieta przyjechała do Miami... Jestem Vox Walkin, burmistrz miasta Miami, oczarowany Panią, Panno...?
- Giovanni, Maria Giovanni - wzięła kieliszek nawet nie patrząc na mężczyznę, miała nadzieję, że odejdzie jak najszybciej zniechęcony jej obojętnością, lecz nagle zdała sobie sprawę, że kontakty z tak wpływową osobą mogą być przydatne w ogólnym zestawieniu zysków i strat - Co pan sądzi o tym obrazie, jest bardzo ciekawy, prawda panie Walkin? - rzuciła mu zalotne spojrzenie
Mężczyzna spojrzał na obraz. Vogel, jak myślał.
- Zdaje się, że to Vogel panno Mario. Aczkolwiek mogę się mylić. Pani z tego co wiem hojnie wspierała moją kampanię wyborczą, tak powiedział przynajmniej gospodarz. Urzekł podobno panią mój pomysł otwarcia muzeum sztuki. A jeżeli chodzi o obraz. Van Gogh raczej jest malarzem, który mnie urzekł. Preferuję sztukę post impresjonistyczną
- Zgadza się, Vogel, idealny przykład sztuki sentymentalnej, widzę, że pan także zna się na malarstwie - przysunęła się do niego delikatnie - Muzeum sztuki jest bardzo dobrym pomysłem i z wielkim zaangażowaniem jestem skłonna udzielić panu wszelkiej pomocy leżącej w moich możliwościach, a musi pan wiedzieć, że są one bardzo... duże - uśmiechnęła się tajemniczo, lecz wymownie - Jeśli chodzi o Van Gogha to jego obrazy także mnie fascynują, szczególnie nieśmiertelne Słoneczniki, którymi tak się szczycił - stwierdziła z prawie niewyczuwalną ironią
Vox spojrzał na twarz kobiety.
-Widzę, że mamy wspólne zainteresowania. Muszę przyznać, że nie często słyszę takie słowa z ust dam. - ucałował dłoń - Za tydzień o godzinie dwudziestej odbędzie się wernisaż poświęcony Van Goghowi właśnie, będą prelekcje. Później uroczysta lampka szampana, podobna ma być prokurator Stawnoy oraz gubernator. Zjawi się Pani? - zapytał z nadzieją w głosie
- Za tydzień mam już umówione pewne spotkanie związane z moim protektoratem właśnie, ale jakże mogłabym odmówić ujrzenia tak znamienitych dzieł i przede wszystkim spotkania z niezwykle czarującym mężczyzną - upiła łyk szampana nie spuszczając oczu z Voxa, wydawało jej się, że już był jej, a ona nie myliła się nigdy - Niewysłowioną przyjemnością było poznanie pana panie Walkin i mam nadzieję, na rychłą kontynuację tej jakże zajmującej rozmowy
- Oczywiście - po czym ponownie ucałował dłoń- Oczywiście. -uśmiechnął się ukazując całą ścianę białych, równych zębów. - Mam nadzieję, że uda się kontynuować znajomość. Tutaj jest moja wizytówka, gdyby potrzebowała Pani czegokolwiek bez wahania proszę dzwonić. Dostępny jestem o każde porze dnia i nocy. Teraz muszę udać się do gospodarza, pana Augusta Giovanni, wiem, iż on nie lubi spóźnień, ani czekania. Pani wybaczy- po czym ponownie ucałował w rękę i pokłonił się i odszedł z uśmiechem na ustach.
Maria uśmiechnęła się do siebie, nawet nie spodziewała się, że tak łatwo zyska znaczące kontakty, jednak opłacało się przybyć na ten bankiet, mimo wszystko. Upiła łyk szampana i ponownie zagłębiła się w kontemplacji obrazów zdobiących ściany sali.

***
Czarny mustang jechał przez wyludnione ulice, do świtu została godzina, może trochę więcej. Maria rozglądała się uważnie, wiedziała, że gdzieś w tej okolicy była pizzeria, bała się jednak, że ją przeoczy, tej nocy rozmawiała jeszcze z wieloma ludźmi, niezbyt jej się to podobało, ale nawet jej chłodny stosunek do nich wydawał się nie działać trzeźwiąco, wciąż lepili się, słodzili, prychnęła tylko, głupcy niewarci uwagi. Znowu przesunęła wzrokiem po okolicy i na jej twarzy pojawił się uśmiech zadowolenia, podjechała bliżej, zaparkowała samochód i wyszła z niego. Wiszący nad jej głową szyld w kolorach narodowych Włoch prezentował napis ” La Cucina D'Inferno” skąpany w płomieniach
- No ładnie, ładnie – kiwnęła głową z aprobatą
Założyła czarną, skórzaną kurtkę, poprawiła sukienkę i wyciągając z kieszeni klucze podeszła do oszklonych drzwi, otworzyła je po czym weszła do środka. Ściany pomalowane były na ciepłą czerwień, a zdobiące je płomienie nadawały pomieszczeniu ciekawego klimatu. Czarne stoliki były rozstawione w bardzo dokładny i przemyślany sposób na hebanowej podłodze, na jednej ze ścian wisiał ogromny telewizor, z którego w dzień śpiewały do gości wszystkie plastikowe gwiazdy biznesu. Maria wyłapała odgłosy zbliżających się gdzieś z zaplecza kroków, prawdopodobnie to jej przyszli współpracownicy zwabieni stukotem obcasów postanowili powitać swoją nowa przełożoną. Tak, ona nigdy nie pracowała na równi z kimś, zawsze dowodziła, a jeśli się to komuś nie podobało… cóż, musiało się podobać. Mimo wszystko wolała pozwolić sobie na odrobinę przezorności, szybko otworzyła torebkę tak, by w każdej chwili mogła dobyć ukrytego w niej pistoletu, choć czuła, że nie będzie to potrzebne. Przed nią pojawiły się dwie osoby; młoda kobieta, brunetka ubrana w zieloną bluzkę na ramiączkach i spódnicę oraz mężczyzna, którego Maria dokładniej zlustrowała spojrzeniem od miłej twarzy przez koszulę, aż do czubków eleganckich butów. Zauważyła, że byli do siebie nieco podobni, rodzeństwo? Może.
- Anna i Roberto jak mniemam – odezwała się swoim miękkim, melodyjnym głosem przywołując na twarz pewny uśmiech
Pierwsza zasada: najpierw wzbudzaj podziw, pokaż kto tu rządzi, dopiero później się przedstawiaj, niech cię podziwiają i drżą słysząc z kim mają do czynienia.
- Możliwe, a ty kim jesteś? – dziewczyna skrzywiła się nieznacznie patrząc na wampirzycę. Zazdrość?
- Anna, gdzie twoje maniery, to pewnie panna Giovanni, zgadłem? – młodzieniec uśmiechnął się czarująco i nie czekając na odpowiedź podszedł do niej – Witamy w Miami, zaszczytem dla mnie jest panią poznać – pocałował jej dłoń z dziwnym uśmiechem na twarzy
- Zgadzam się, to wielki zaszczyt – „dla was oczywiście” ale tego już nie dodała – Dobrze, jest już dość późno, a raczej wcześnie, jak wy to określacie – stwierdziła – po zmroku porozmawiamy na temat pizzerii, pokażecie mi co i jak, chce znać tu każdą szczelinę i dziurę, chce być informowana o wszystkich transakcjach, wydatkach, dochodach, chce wiedzieć o kontaktach, macie mi mówić dosłownie o wszystkim, jasne? – mówiła słodkim tonem tak niepasującym do treści jej słów – Świetnie – stwierdziła widząc, że kiwają głowami – Myślę, że obejdzie się bez większych kłopotów, bo radziłabym wam nie kwestionować moich poleceń – paskudny uśmiech znowu pojawił się na jej twarzy – Dobrze kotku – zwróciła się do mężczyzny – prowadź, gdzie mogę się trochę przespać?
Roberto ruszył przed siebie prowadzony spojrzeniem Anny, Marii nie podobała się dziewczyna, czuła, że mogą być z nią jeszcze kłopoty, oby nie. Młodzieniec zszedł schodami do piwnicy, światło sączące się z lamp zawieszonych przy suficie było przyćmione. Wreszcie zatrzymali się przy drzwiach od magazynu, mężczyzna zdjął obraz ukazujący kucharza w białym kitlu trzymającego pizzę, oczom Włoszki ukazał się wyświetlacz a pod nim przyciski z cyframi, które Roberto zaczął szybko wciskać. Maria wyłapywała ruchy jego palców: 29216 - miała dobrą pamięć do liczb, nie musiała nawet zbytnio się starać by zapisać je w głowie. Ściana bezgłośnie odsunęła się ukazując małe pomieszczenie, było puste, stał w nim tylko telewizor, stolik z czarnego drewna i biała, skórzana kanapa do której podszedł mężczyzna, przez chwilę dotykał jej oparcia, wreszcie widocznie wcisnął jakiś przycisk lub odnalazł czujnik, bowiem fresk ukazujący polujących jeźdźców napadniętych przez dziwną bestię delikatnie odjechał ukazując kolejne schody w dół. Ruszyli nimi. Ściany były tutaj z litego kamienia, zionęło chłodem. Po pokonaniu krętych stopni dotarli wreszcie do pokoju, który wielkością przypominał ten na górze, który musiał znajdować się dokładnie nad nim, jednak tutaj całe umeblowanie składało się z antyków; regałów, które uginały się pod ciężarem ksiąg, rzeźbionego stołu, obijanych atłasem krzeseł i masywnej, zdobionej trumny stojącej dokładnie na środku
- Jesteśmy na miejscu – odezwał się Roberto
- Nieco tu… stereotypowo – Maria przesunęła dłonią po kamiennej ścianie
- Doszły nas słuchy, że lubisz otaczać się antykami – Latynos wyszczerzył zęby w uśmiechu – Ale… hmmm… posłanie powinno ci się spodobać – otworzył wieko trumny
- Owszem, wygląda zachęcająco – rzuciła okiem do środka – No dobrze, tobie już dziękuję – powiedziała stanowczo zdejmując kurtkę i buty
Mężczyzna zrozumiał co miała na myśli, powiedział tylko „Do zobaczenia” i wyszedł, Maria ułożyła się wygodnie, to była ciężka noc, dziwne tylko jak oni sobie wszyscy radzili bez niej tak długo… Nieudacznicy.
 
Erissa jest offline