Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2011, 17:46   #1
Shooty
 
Shooty's Avatar
 
Reputacja: 1 Shooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodzeShooty jest na bardzo dobrej drodze
[Medal of Honor/Storytelling] Afghan Silver Star


- Godzina dziesiąta, szczeniaki wybiegają z kojca.

James niespiesznie skierował lufę dział helikoptera na grupę uciekających talibów, po czym jego towarzysz odpalił w ich stronę krótką serię. Bezbronni przeciwnicy padali, jak muchy, nie mając szans obrony przed amunicją 30mm.

- Skoczek, a może pobawimy się, kto ustrzeli więcej tych sukinsynów? - zażartował pilot Apache'a.

- Skup się, Avatar, albo skończysz w bazie, szorując dupy spoconym żołnierzom. - odparł spokojnie Skoczek. - Lecimy na północ, dowództwo zaraz prześle nam namiary na wioskę, gdzie rzekomo magazynowana jest ta pieska broń.

- Zrozumiałem, Skoczek, zmieniam kurs.

James obrócił kadłub helikoptera na północ i ruszył w kierunku przyjacielskiego pojazdu. Tymczasem drugi pilot sprawdzał dane dotyczące celu. Po kilku minutach mruknął przez radio:

- Namiary znane. Kierujemy kurs na obrany cel.

Zapadła długa i przygnębiająca cisza. James nienawidził takich chwil. Kojarzyły mu się ze wszystkimi towarzyszami, których stracił w ostatnim czasie. Każda góra, każde wzgórze nad jakimi przelatywał przypominały mu o lojalności i poświęceniu żołnierzy biorących udział w afgańskich kampaniach wojennych. "Nieważni w czasie życia, nieważni po śmierci... Ja też kiedyś tu zginę. Moje prochy zostaną rozsypane na zalanych krwią pustyniach tego piaszczystego kraju. I nikt się o mnie nie upomni... Nikt mnie nie będzie pamiętał... Dla generała każdy marine jest niczym jeden z orzeszków ziemnych w całej paczce. Szkoda, że upadł, ale co z tego, skoro jest ich jeszcze cała masa... Przestań!" - zganił się w myślach. "Twoja rola jest znacząca. Pracujesz dla kraju, walczysz dla niego i choćbyś zginął zapomniany, to przynajmniej jako patriota!" Pokrzepiony tą myślą James zwiększył obroty silnika i spojrzał na radar. 500 metrów.

- Jeszcze tylko ta górka i dajemy do pieca - mruknął pod nosem.

- Avatar, odbiór. Słyszysz mnie? - zabuczało radio.

- Głośno i wyraźnie, Skoczek.

- Wioska wydaje się być opuszczona. Zero mieszkańców, zero pojazdów, zero wojskowych. Trzeba przekazać dowództwu, że pomyliło współrzędne.

- Zrozumiałem - potwierdził James, po czym odwrócił się do drugiego pilota. - Eric, wiesz co robić.

- Stop, czekajcie chłopaki. - powstrzymał pilotów sprzymierzeniec. - Widzę jakiś ruch w części zachodniej. Ta chatka, trzecia od drogi. Przysiągłbym, że ktoś właśnie mignął mi w oknie... Avatar, podleć tutaj.

Piloci posłusznie podlecieli do przyjacielskiego helikopter i ustawili się naprzeciw. Zaczęli uważnie oglądać otoczenie, wypatrując wszelkich form życia. Wioska wydawała się normalna. Ot, kilkanaście glinianych domków marnej konstrukcji, które zawaliłyby się natychmiast pod wpływem potężnych dział Apache'y. Roślinność praktycznie nie istniała - uroki Afganistanu - a jej nielicznymi przedstawicielami były głównie trawy pustynne.

Nagle James zauważył męską sylwetkę w drzwiach jednego z budynków.

- Miałeś rację, Skoczek. Co robimy?

- Łubu-dubu - zaśmiał się rozmówca. - Zrównajmy to "bezludne" miasteczko z ziemią.

Po czym, nie czekając na potwierdzenie wiadomości, wystrzelił długą serię w stronę domków. Avatar wycofał helikopter na 200 metrów do tyłu i rozpoczął własny ostrzał, niszcząc wszystko, co znajdowało się na torze lotu pocisków. Po kilkunastu sekundach zmasowanego ataku tuż obok Skoczka przeleciała rakieta.

- O, kurwa! - zaklął sojusznik. - Te jebane szczeniaki mnie ostrzeliwują!

- Widziałeś miejsce posłania pocisku?

- Niestety nie, dym przysłania mi obraz. To miała być łatwa robota do jasnej cholery... Chłopaki, musimy zwolnić palce ze spustu, wariaci z rpg stanowią zbyt duże niebezpieczeństwo.

Eric natychmiast przestał strzelać, a James wzniósł Apache'a w górę, chcąc utrudnić celowanie przeciwnikom. Pospiesznie rozejrzeli się po otoczeniu.

- Godzina druga, okopali się na zboczu wzgórza - zakomunikował drugi pilot, widząc nieprzyjaciół.

- Posyłam rakiety hellfire. Odsuńcie się od zagrożonej strefy... 7 sekund do wystrzału.

James zauważył, jak towarzysz nerwowo zaciska palce na gałce spustu. "To jedna z jego pierwszych misji w terenie, ma powody do zdenerwowania" - pomyślał.

- 3, 2, 1...

Potężne uderzenie wprawiło w drgania całą wioskę, a wzgórze przykryły tumany kurzu. Nagle wszystko wydało się takie spokojne i niewinne, że nikomu nawet nie wpadłoby do głowy, co stanie się kilka chwil później.

Lecąca w stronę kabiny helikoptera rakieta była ostatnią rzeczą, jaką James zobaczył w swoim życiu.

- Avatar, odbiór. Avatar, słyszysz mnie? Avatar…

*******

- Plan jest taki – zaczął Kret, jak zwykle ostro gestykulując. – Obóz – Tu wskazał na znajdujące się tuż pod nimi namioty. Talibowie – najwidoczniej całkowicie nieświadomi ich obecności – dziesięć minut temu rozpalili ognisko i teraz beztrosko rozmawiali, od czasu do czasu wyśpiewując jakieś religijne pieśni. – jest najprawdopodobniej pełen wrogiej amunicji…

- Jak zawsze – mruknął Feniks.

- …więc musimy być ostrożni i za nic nie dopuścić do jej zniszczenia – dokończył, celowo nie zwracając uwagi na złośliwość towarzysza.

- Tak, tylko skąd masz pewność, że Turbany samych siebie nimi nie oblepili? – zapytał sarkastycznie Borsuk.

- Jeśli tak się stało to już ja zadbam o to, żebyś zginął jako pierwszy – mruknął Sokół.

- Zamknąć pyski – zdenerwował się Kret. – Pagórek uniemożliwia nam okrążenie wroga, więc ostrzał musimy prowadzić z tej pozycji. Na szczęście nie jest ich za wiele, a do tego mamy przewagę zaskoczenia i wysokości. Jakieś pytania? Nie? To dobrze, szykować się.

Po tych słowach drużyna szybko zajęła swoje pozycje, przy okazji sprawdzając stan magazynków. Przeciwnicy, nie spodziewając się żadnego ataku, spokojnie korzystali ze swoich racji żywnościowych i śmiali się z opowiadanych dowcipów. Nie wiedzieli, że dosłownie sześć metrów wyżej grupa wyszkolonych żołnierzy przygotowuje się właśnie do ich zabicia.

- Ogień pojedynczy. Ja biorę tych dwóch odwróconych tyłem, reszta jak leci – zakomenderował cicho Kret, przestawiając rodzaj prowadzonego ostrzału w swoim karabinie. – Teraz.

Cała czwórka wystrzeliła pociski w niemal równym czasie. Niestety dziwny zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym momencie dwaj siedzący tyłem talibowie wstali, a ostra amunicja trafiła prosto w ich plecy. Nie mając szans obrony, padli martwi na ziemię, ale ta krótka chwila wystarczyła, by pozostali zrozumieli sens zaszłej sytuacji i pochowali się za osłonami. Drużyna próbowała poprawić strzały, jednak bezskutecznie, gdyż trafienie w ruchome cele było nie lada wyzwaniem.

- Kurwa jebana, strzelać bez rozkazu – zaklął dowódca oddziału. – Przełączamy się na ogień ciągły. Czas zakończyć pierdolone podchody.

W tym samym czasie jeden z wrogich karabinów wysunął się zza przeszkody, puszczając serię. Żołnierze, jak na komendę przysunęli się bliżej skał i schowali za nimi głowy. Sokół odpowiedział krótkim ostrzałem. Kret, nie chcąc zostać trafiony, powoli wysunął lufę przez szparę w kamieniu i przyłożył oko do lunety. Kiedy tylko zza osłony wychyliła się głowa wrogiego strzelca, nie zastanawiał się ani przez chwilę. Świst pocisków przecinających powietrze wypełnił głuchą ciszę, a twarz przeciwnika eksplodowała czerwienią. Odruchowo złapał się za nią, po czym padł na ziemię i więcej się już nie poruszył. Po tym wydarzeniu oddział zamarł w bezruchu, oczekując jakiś działań ze strony Talików. Oni pewnie pomyśleli o tym, bo nikt się nie poruszył.

- Nie lubię pieprzonej bezczynności – stwierdził krótko Borsuk, wyciągając swój granatnik.

Szybko przycelował w stronę jednego z namiotów i wystrzelił ładunek. Siła eksplozji rozerwała go na strzępy, a podmuch wzniósł w powietrze tumany piasku, przysłaniając widok. Po chwili, gdy kurz opadł, Kret mruknął do Feniksa:

- Upewnij się czy wszyscy zginęli.

Feniks, trzymając palec na spuście, wyjrzał zza kamienia i rozejrzał się po zgliszczach. Nagle wszyscy usłyszeli krótki terkot karabinu, a mundur dowódcy ochlapała krew. Obca krew. Twarz towarzysza, zniekształcona i rozerwana przez pociski jeszcze raz spojrzała ze zdziwieniem na Kreta, po czym spokojnie oparła się o skałę.

Niekończącą się, dramatyczną ciszę przerwała długa seria wystrzelona przez Sokoła.

Dowódca cisnął swoją broń na ziemię i złapał się za głowę w akcie bezsilności. Zabił przyjaciela. Z powodu swojej głupoty i pewności siebie… po prostu go zabił.

- Jak to się, kurwa, stało?

- Eksplozja nie zabiła ich wszystkich – odpowiedział beznamiętnym głosem Borsuk. – Jeden z nich był jeszcze przytomny… Śmiertelnie okaleczony, ale przytomny… To on to zrobił… Kiedy tylko… Kiedy tylko Feniks wychylił się zza osłony, ten… - Nie dokończył, nie mogąc wykrztusić już żadnego słowa.

Kret zapłakał. Łzy płynęły mu z oczu niekontrolowanie, nie mógł tego powstrzymać. Nie chciał tego powstrzymać.

Trzęsącą się dłonią złapał za radio i przyłożył je do ust. Chciał zachować poważny, profesjonalny ton głosu, ale mu się nie udało.

- Baza, odbiór – zakomunikował cicho. – Tu Kret, oddział AFO NORA. Chciałem wezwać Jamesa… Avatara, znaczy się. Góra na południowy wschód od lotniska Chaghcharan.. Nie da się przeoczyć, do tego rozpalimy flary.

- Kret…

- Nie zdam teraz raportu, jasne? Jesteśmy zmęczeni, jeden z nas został trafiony. Chcemy po prostu wrócić do tej jebanej bazy.

- Nie o to chodzi, Kret… Avatar nie może przylecieć. Straciliśmy go godzinę temu, kiedy prowadził ostrzał w jednej z afgańskich wiosek… Przykro mi, stary.

Dowódca wrzasnął z wściekłości i rozbił komunikator na ścianie skalnej.

W ciągu zaledwie kilku minut stracił dwóch najlepszych przyjaciół. Kto będzie następny?


Powyższy krótki fragment miał na celu ukazanie tego, jak bardzo kruche jest życie żołnierza. Zwykle od śmierci dzielą go ułamki sekundy, chwile niepewności. Tylko one decydują o tym, jak długo będzie jeszcze żył i czy w ogóle będzie jeszcze żył.

Dbaj o swojego wojskowego, a to zaowocuje najważniejszą ze wszystkich więzi – przywiązaniem…


Pełna mapa państwa

Witam!
Proponuję sesję typu warfare (zainspirowaną najnowszym Medal of Honor) przeznaczoną dla osób, które „coś” wiedzą o współczesnych militariach i choćby kojarzą niesławną wojnę w Afganistanie. Wojnę, która toczy się nieprzerwanie, pomimo już 10 lat jej trwania. W tym czasie pochłonęła ona życie nie tylko tysięcy wojskowych, ale również setek niewinnych rodzin zamieszkujących afgańskie wioski.


Kiedy:

Jest rok 2005. Talibowie stawiają silny opór metodą partyzancką, od lat nie chcąc poddać się woli amerykańskich wojskowych. Z tego też powodu na początku długoletniego konfliktu powołano elitarne jednostki specjalne, których głównymi zadaniami były wtopienie się w afgańską społeczność i cicha likwidacja żołnierzy wroga. Brodaci marines o ciemnej karnacji. Nieważne w co się ubierają, nieważne co ze sobą zabierają, ważne by poprawnie wykonali swój cel. Najlepiej ścieląc sobie drogę trupami…


Dla kogo:

Przede wszystkim dla tych lubiących militaria, interesujących się współczesnym uzbrojeniem i działaniami wojennymi. Dla tych, którzy lubią pisać i piszą dużo, bo nie przewiduję kilku linijkowych postów w ciągu sesji. I dla tych, których nie przerażają długie opisy brutalnych starć i tortur. Ponadto, choć w tagach nie widnieje [+18] (nieciekawie wygląda moim zdaniem ), nie jest to sesja dla osób nieprzepadających za przemocą. Nie wymagam posiadania ukończonych osiemnastu lat, ale pamiętajcie, że uczestniczycie w niej na własną odpowiedzialność.


Rola graczy:

Gracze wcielają się właśnie w tych brodaczy, działając głównie na nieprzyjacielskich terenach, infiltrując je i po cichu eliminując jej najważniejszych przedstawicieli. A przy okazji zawierają długotrwałe przyjaźnie i walczą o przeżycie.

Gracze nie będą musieli sztywno trzymać się poleceń dowództwa. Jeśli zechcą działać na własną rękę, to oczywiście muszą liczyć się z konsekwencjami wyborów, jak i reakcją współtowarzyszy. Ostatecznie, w ten sposób będzie trudniej, ale uczyni to grę ciekawszą i bardziej urozmaiconą.

W czasie rozgrywki uczestnicy będą mogli wzywać wsparcie i tego typu rzeczy, ale nie zawsze mogą one zostać przyjęte.



Karta Postaci:

Sesja działa w systemie storytelling, więc statystyk brak, ale w przypadku sytuacji o kontrowersyjnym stopniu powodzenia, wykonam rzuty.

1. Imię i nazwisko + konieczny pseudonim (np. Jack „Eagle” Smith).
2. Wiek postaci.
3. Rola wojskowa (np. snajper, specjalista od materiałów wybuchowych; tylko te lądowe).
4. Wygląd (opisowy + avatar, choć ten można wybrać później).
5. Charakter postaci (np. wybuchowy, spokojny, gadatliwy, najlepiej podparte przykładami i nieskupiające się tylko na pozytywach, dodatkowo można opisać tiki nerwowe, przyzwyczajenia itd.).
6. Historia postaci.
7. Preferowany ekwipunek.

Karty wysyłamy na PW.


Co jest dla mnie ważne:

Przede wszystkim, historia Waszej postaci. Musi być spójna i logiczna, a przy tym rozbudowana i wciągająca. To, ile ona zajmie będzie już należeć do Was. Niemniej i tutaj jest pewne minimum, gdyż kilku zdaniowym opowieściom mówimy stanowczo nie.

Tymczasem na drugim miejscu stawiam sobie zawsze charakter żołnierza. W końcu to on decyduje o wielu rzeczach, które mogą wydarzyć się podczas sesji i znacząco wpływa na ich odbiór.

Sesja jest przeznaczona dla graczy w liczbie od 4 do 6. Przykładowo, gdyby znalazło się ich 6 to zostaną wyznaczone dwa równoległe oddziały po trzy osoby. W razie większej ilości chętnych zwiększyłaby się tylko liczba członków oddziału.


Częstotliwość pisania:

Przynajmniej raz na tydzień dla graczy i 2-3 dni (głównie weekendy) dla MG'a. W razie problemów z wysłaniem wiadomości na czas, proszę o pisanie na PW.


Czas rekrutacji:

Rekrutacja zakończy się 26.02.2011 r. Aktualnie posiadam trzy kart, brakuje mi jeszcze tylko kilku graczy. Skompletować oddziału nie udało mi się już dwa razy, ale zgłosiło się za dużo osób, żeby odpuścić, więc… nie odpuszczę. :P


Słowem zakończenia:

Krótko: powodzenia. Reaktywowałem rekrutację po raz trzeci, ale tym razem mam nadzieję na szczęśliwe zakończenie i rozpoczęcie wspólnej zabawy. Poniżej zamieściłem całkiem niezłą piosenkę, która pod koniec poprzedniego roku sporo namieszała w kwestii współczesnej muzyki. Wczujcie się w klimat i szykujcie karty.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=sc-Y7xw9_bg[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Shooty : 22-02-2011 o 00:16.
Shooty jest offline