Pierwsze co przyniósł nowy dzień poza dziwnym snem, to wizyta policji. Twoje podejście okazało się jakże trafne i słuszne. Szeryf zachwycony twoją obywatelską postawą zadowolił się odpowiedziami, których mu udzieliłeś. Na zakończenie niby mimo chodem zdradziłeś cel swojej wizyty w Silver Bay. Szeryf tylko delikatnie uśmiechnął się pod nosem i pożegnał się z tobą. Plotka zapewne pójdzie w obieg i je dalej jak za godzinę, całe miasteczko będzie wiedzieć kim jesteś i po co przyjechałeś.
Przekonałeś się o tym bardzo szybko, gdy wpadłeś do baru po kawę do termosu i batoniki. Starsze małżeństwo, które siedziało przy jednym ze stolików i zajadało placek wiśniowy, na twój widok prawie zaniemówiło. Mężczyzna, około siedemdziesięcioletni, podszedł do ciebie i szeptem zapytał:
- Czy to pan jest tym pisarzem, co to western w starym stylu będzie pisał o naszym miasteczku?
Przytaknąłeś a w oczach mężczyzny, pojawiły się iskry zachwytu i ożywienia.
- Świetnie - ucieszył się tak bardzo że prawie wyleciała mu sztuczna szczęka - Bo widzi pan, western to mój ulubiony gatunek. Niestety złote lata ma już za sobą. - przyznała ze smutkiem - Teraz pisarze tworzą zupełnie niezrozumiałą sztukę. I po co to wszystko? Wiadomo jak tacy kończą.
W głosie mężczyzny wyczułeś rosnąca niechęć, ocierająca się wręcz o nienawiść. Nie trzeba było być geniuszem, czy detektywem specjalnym, by domyśleć się kogo ma na myśli.
- Fred daj panu spokój - skarciła staruszka żona - Pan się śpieszy.
Mężczyzna skonsternował się, spojrzał na żonę i szepnął w twoją stronę:
- Jak pan będzie miał czas, to niech pan do mnie wpadnie na kawę, a może i coś mocniejszego uda mi się wyciągnąć z piwnicy. Pogadamy o starych dobrych powieściach i filmach o dzikim zachodzie. Ma kilka pamiątek z tego okresu, chętnie panu pokaże.
- Pańska kawa!
Waszą rozmowę przerwał głos barmana, który stał już przy ladzie z napełnionym termosem.
Pożegnałeś się ze staruszkiem uprzednio pytając go o imię i adres. Mężczyzna uścisnął ci rękę i podziękował za rozmowę szczerząc się od ucha do ucha.
Wyszedłeś z baru. Plan miałeś już przemyślany. Plan działania i ścisły harmonogram to podstawa twojej pracy i życia, bez niego nie warto podchodzić do jakiegokolwiek zagadnienia.
Udałeś się w mały spacer po miasteczku, by poznać jego ulice i najważniejsze punkty oraz by odnaleźć mechanika.
Idąc ulicami Silver Bay zdałeś sobie sprawę, że miasteczko mimo swego zapyziałego charakteru ma wszelkie cechy i możliwości, by stać się ośrodkiem turystycznym. Daleko od cywilizacji, wokół lasy oraz jezior, mała, ale jakże piękna przystać. Było coś jednak w mieszkańcach, co najwyraźniej odstraszało turystów. Świadczyła o tym kompletna prowincjonalność miasteczka. Nie istniała w nim żadna instytucja, która by nie była stworzona wyłącznie dla mieszkańców i spełniająca ich potrzeby. Wszystko wskazywało na to, że ludzi tu mieszkający świadomie wybrali izolacje od świata. Klimat tego miasteczka nie odmiennie kojarzył ci się z książkami Kinga lub tani filmami grozy. Było w mijających cię ludziach coś, co mówiło ci że nie podoba im się tu twoja obecność.
Czy to właśnie dlatego Salfield wybrał to miejsce na swoją pustelnię?
Czy wrodzona małomówność i skrytość mieszkańców była jego sojusznikiem w latach, gdy próbował uciec przed światem?
Jeśli tak, to trzeba mu przyznać, że miał chłop nos.
Na dodatek tak ich pobożność. Ledwo doszedłeś do warsztatu znajdującego się przy stacji odezwały się dzwony w kościele. Spojrzałeś w kierunku wysokiej budowli, widocznej praktycznie z każdego punktu w mieście i zauważyłeś, że do świątyni zmierza dość duża liczba ludzi.
To było naprawdę zadziwiające.
- Hej! - krzyknął w twoją stronę brudny od smaru mechanik.
Najwyraźniej wyszedł właśnie spod starej ciężarówki, pamiętającej jeszcze lata siedemdziesiąte, która stała na podnośniku.
Jak ludzie mogą czymś takim jeździć i jeszcze próbować to naprawiać? Nie mogłeś się nadziwić, że taki złom jest jeszcze w ogóle wart jakiejkolwiek pracy.
- Pan to jest pewnie ten od koła, co?
Zdziwiłeś się trochę, że wie on po co przyszedłeś. Szybko zdałeś sobie sprawę, że wczoraj w barze pytałeś o mechanika.
- Tak to ja. Widzę, że wieści się szybko rozchodzą.
Mechanik nie raczył włączyć się do rozmowy, tylko krótko i rzeczowo poinformował cię:
- Nie ma gum do takich wózków jak twój - to nagłe przejście na ty podziałało na ciebie jak kubeł zimnej wody - Mogę co najwyżej spróbować skleić starą. To jednak potrwa ze trzy dni.
Pokiwałeś ze zrozumieniem głową, choć doskonale zdawałeś sobie sprawę z gry jaką próbuje z tobą prowadzić ten wiejski biznesmen. Niewątpliwie sowity napiwek przed robotą sprawi, że nagle cudownie znajdzie się pasujące koło lub prześlą super łatki do kół, czy co tam jeszcze jest w stanie wymyślić ten typ.
- Pewnie do O'neila się wybieramy, co?
Tego było już za wiele. Nie dość, że typ jest impertynencki i żądza w prymitywny sposób od ciebie dodatkowej zapłaty, to jeszcze wtyka nos w nie swoje sprawy.
- Ja was znam dziennikarzyny - uśmiechnął się złośliwie - Przebierańce, pisarzyny. Szeryfowi możesz oczy mydlić, ale nie mnie. Ja jednak na twoim miejscu bym uważał. Stąpasz po śliskim gruncie stary.
Wzbierała w tobie złość, ale nie zamierzałeś kłócić się z prymitywem. Czekało cię jeszcze wiele zajęć tego dnia, nie było czasu na utarczki z głupkami.
Gdyby poznałeś już w miarę topografię miasta i pokazałeś się w najważniejszych miejscach, by wszyscy mogli cię obejrzeć postanowiłeś zapytać, czy można gdzieś wypożyczyć tu samochód. Wyprawa do lasu twoim Mercedesem nie byłaby nazbyt rozsądnym pomysłem.
Młody emo, prawie że kopia tego z recepcji, siedzący na kasie w sklepie powiedział ci, że właścicielka hotelu w którym mieszkasz ma jakiś stary nie używany samochód i może zgodziłaby się go użyczyć. Ewentualnie pozostaje jeszcze mechanik, ale z tego co mówił chłopak to skąpy typ i za wypożyczenie byle trupa skasuje jak za pierwszorzędną limuzynę. Zdążyłeś się już przekonać, że to co mówi chłopak pokrywa się z rzeczywistością. Dlatego też pozostawało zapytać właścicielkę i zobaczyć czy da się coś w tym temacie zrobić.
Gdy odchodziłeś od kasy zauważyłeś, że chłopak bardzo długo ci się przygląda. Jego oczy wprost cię pożerały. Czułeś się jakby rozbierał cię wzrokiem. Było to nie tylko nieprzyjemne, ale i dziwne. Gdy wasze spojrzenie skrzyżowały się, emo opuścił wzrok ale na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek. Nie potrafiłeś jednoznacznie powiedzieć co to miało znaczyć, ale chłopak najwyraźniej coś do ciebie miał.
Może chodziło o ten wypadek, jakiemu uległ zapewne jego kolega. Kto go tam wie?
Jak się okazało pani Thompson okazała się nad wyraz uprzejma i miła. Zgodziła się bez chwili zastanowienia wypożyczyć ci swój samochód. Był to stary Buick Lesabre z 85 roku w kolorze zgniłej zieleni. Nie był to może luksus do jakiego przywykłeś, ale an wycieczkę do lasu nadawał się idealnie. Podziękowałeś właścicielce i zabrałeś kluczyki, by w końcu zobaczyć jak mieszka stary morderca Olivera Salfielda, obecnie znany jako Frank O'neil.
Ruszyłeś. Ledwo wyjechałeś z miasteczka zaczął prószyć śnieg. Nie był to na szczęście taki śnieg jak poprzedniego dnia, ale i tak pokazywało to wyraźnie jakie szczęście masz w tej sprawie. Jadąc prostą jak strzała drogą przypomniałeś sobie wczorajszą przygodę z jeleniem. Teraz uważnie rozglądałeś się na boki, czy gdzieś się jakiś nie czai. Drogę do domu O'neila wskazał ci jeden z mieszkańców. Jechałeś według jego wskazówek i uważnie śledziłeś ulicę i pobocze.
Gdy do jechałeś do znaku oznaczającego skręt do zatoki zwolniłeś, gdyż za tym to znakiem według wskazówek miała się znajdować leśna dróżka w którą trzeba było wjechać, by dotrzeć do domu O'neila.
Zauważyłeś ją bez trudu i śmiało skręciłeś. Samochód mimo małej prędkości dostał lekkiego poślizgu. Droga była oblodzona i mało uczęszczana. Gdy wjechałeś między drzewa, zapaliłeś reflektory, gdyż mimo wczesnej godziny zrobiło się zdecydowanie ciemniej.
Droga była wyboista, śliska i kręta. Na szczęście kolejny skręt znajdować miał się przy wielkim pniu, którego ponoć nie sposób nie zauważyć.
I faktycznie. Po paru minutach jazdy zauważyłeś go już z daleka. Parę metrów od drogi, wystawał z ziemi olbrzymi pnia. Pozostałość po niewątpliwie gigantycznym drzewie. Zwolniłeś jeszcze bardziej i wtedy usłyszałeś ryk jelenia.
Noga instynktownie powędrowała na hamulec. Samochód zatrzymał się, a ty obejrzałeś się za siebie. Kilkanaście metrów w głąb lasu stał jeleń. Gdyby nie było to tak absurdalne, mógłbyś przysiąc że to ten sam osobnik. Brzmiało to jak szaleństwo, ale nie mogłeś pozbyć się wrażenia że to właśnie jego widziałeś wczoraj w wieczorem.
Wpatrywał się w ciebie czerwonymi ślepiami i nie ruszał. Jego głośny ryk już dawno wybrzmiał, ale mimo to nadal odgłos ten odbijał się echem w twoich uszach.
To nie było jednak echo ryku, a zupełnie nowy dźwięk. Odwróciłeś się w stronę przedniej szyby i zauważyłeś, że w twoją stronę jedzie z dość dużą prędkością czerwony jeep.
Nie mogłeś nic zrobić. Jedynie co ci pozostało to liczyć na dobre refleks tamtego kierowcy.
Na szczęście wyminął on cię bez większego trudy i nawet nie zwalniając pojechał dalej.
Gdy emocje i stres opadły zdałeś sobie sprawę, że za kierownicą siedział nie kto inny tylko O'neil.
Ten przeklęty staruch. Morderca Salfield.
Czy to możliwe? Może mi się tylko wydawało?
Boże! Co się dzieje?
Próbowałeś się uspokoić. Sam nie wiedziałeś, co cię tak bardzo zdenerwowało. Świadomość tego, że otarłeś się o śmierć, czy to że jej sprawcą mógł być Oliver Salfield, czy może wreszcie to że twoje zmysły zaczynały ci płać nieprzyjemne figle.
Czy to nadal skutki alkoholowego zatrucia, które było przyczyną tych fantasmagorycznych wizji?
Delikatnie i ostrożnie uruchomiłeś silnik i ruszyłeś dalej.
Po kolejnych trzech minutach jazdy byłeś w pobliży domu O'neila. Zaparkowałeś kawałek dalej, gdyby przypadkiem mimo wszystko był w domu. I ruszyłeś w stronę bramy. Cały teren otoczony był metalowym ogrodzeniem w kształcie ostrych włóczni. Z tej odległości wyglądało, że dom jest w tej chwili pusty. Obszedłeś cały teren dookoła i nie zauważyłeś nic podejrzanego, ani interesującego. Ot zwykły piętrowy dom w lesie z garażem i niewielką altanką. Stając przy płocie i patrząc w stronę domu nagle uświadomiłeś sobie, że ktoś na ciebie patrzy. Odwróciłeś głowę i spojrzałeś w wycelowaną prosto w ciebie....
kamerę.