Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2011, 22:36   #3
Fearqin
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
AFO Tabun

Cóż. Nie żeby cała sytuacja była nadzwyczaj niezwykła, nowa i nie do przewidzenia, ale i tak Roach przyjął ją z lekkim zaskoczeniem. W końcu jednak wtyczka? Trudne, głównie psychicznie patrząc na to co robili talibowie. Tyle dobrego, że nie był sam. Los chciał, że znów spotkał się z Duchem, ~Chociaż jedna znajoma gęba~myślał pół anglik.
Często od rozpoczęcia swojej kariery wojskowej myślał o tym czy dorównuje bratu. Czy z niego jest taki użytek jaki był z Jacka? Cóż, on żyje, jego brat nie. To już był sukces. Chciał dokończyć to co zaczął brat, nawet jeśli zaczął to z woli znienawidzonego ojca.
Reszta jego drużyny była mu całkiem nieznana. Cieszył się, że to nie on dowodził. Nie umiał tego. Pierwsze wrażenie Roacha co do Flyera było mieszane. Dostał minus za palenie, ale plus za zamiłowanie do noży, którym Roach poświęcił ciężkie lata treningu, wszystko przez ojca... jedna dobra rzecz która go spotkała dzięki rodzicielowi. No, do tego sztuki walki mu zapewnił, ale sam nie wiedział czy tak bardzo mu zależało na tych umiejętnościach. Jak się okazało, powinno.
Edward szybko znalazł się przy przeciwniku, pociągnął go za karabin, który zresztą tą samą ręką wyrwał mu z dłoni, drugą dłonią wyprowadził mu standardowy cios który na karate wkuwał tysiące razy. Zmiażdżył nos dla przeciwnika, krew splamiła piasek. Roach szybko przeszedł zza plecy taliba, walnął go kolanem w tył, tak, że ten się zgiął. Potem skręcił mu kark. Flyer nie radził sobie gorzej. Dało się gościa lubić, ale te papierosy...

***

Piesza wędrówka zdecydowanie nie przypadła Roachowi do gustu. Nie przez takie tereny i nie w takim towarzystwie. Bynajmniej nie chodziło tu o resztę AFO Tabu, lecz o tubylców. Czas jednak jakoś mijał, a Roach skupiał się na rozmowach z Duchem, o czym tylko się dało, byle nie myśleć o tych pierdołach których infiltrowali.
Cały Afganistan był krajem zdecydowanie wyjątkowym. Ruscy próbowali go zająć, nie udało im się. Teraz USA próbuje z nimi wygrać, wciąż nie widać końca. I jaki był cel tego wszystkiego? Coraz to mądrzejsi i sprytniejsi spiskowcy dostrzegali zło polityków pragnących ropy, kasy i cierpienia obcokrajowców. Roacha to gówno obchodziło. Ostatnio coraz więcej rzeczy miał w głębokim poważaniu. Najchętniej to by w nocy powyrzynał wszystkich talibów, a potem urządził polowanie na resztę. Oj już nie chodziło tylko o to żeby wygrać, tylko żeby to skończyć. Pewnie po tym i tak skończy w innym miejscu ogarniętym zbrojnym konfliktem, ale tego miał już po uszy. Oczywiście jak na niego przystało, nie narzekał. Nigdy w rozmowach nie poruszał tematu w stylu "Jak mi źle, jaki ja biedny, wszystko na mojej dupie", nie- był cicho. W ogóle raczej mówił zwięźle i krótko. Na pytania najczęściej odpowiadał "Tak" lub "Nie. Angielskie opanowanie dawało się we znaki. Ale był dumny ze swojej angielskiej połowy, bardziej niż tej ojcowskiej, amerykańskiej krwi.

Zamieszanie jakie wybuchło narastało. Roach zachowywał spokój. Spoglądał na innych zza ciemnych okularów, chroniących go przed uciążliwym słońcem. Poza tym mógł po kryjomu patrzeć na co ładniejsze kobiety, bez opcji przyłapania bezporśredniego. Słuchał tego co mówili dorośli i czekał na instrukcje.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^

Ostatnio edytowane przez Fearqin : 27-02-2011 o 12:49.
Fearqin jest offline