Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-02-2011, 22:44   #26
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
PIIIIP! PIIP PIIIIP! Przerażający, świdrujący dźwięk rozległ się nagle po całym moim pokoju, a przede wszystkim dotarł także i do mnie, mimo moich usilnych starań ukrycia się przed nim pod miękką kołdrą. Wysunęłam niechętnie głowę i rzuciłam mordercze spojrzenie czarnemu, elektrycznemu budzikowi, który na dobrą sprawę był także radiem. Wyciągnęłam moją trupią rękę w kierunku urządzenia i nacisnęłam niezgrabnie jakiś przycisk wyłączający budzik, włączający natomiast poranną audycję Johna.
Ziewnęłam przeciągle, przeczesując kilkakrotnie włosy dłońmi, przetarłam jeszcze zaspane oczy, po czym wygramoliłam się w końcu z łóżka i udałam się dokonać niezbędnych porannych czynności. Szybki prysznic postawił mnie od razu na równe nogi. Tego mi było trzeba, szczególnie w taki dzień, jak ten. Dopiero gdy stałam, patrząc jak strumień ciepłej wody spływa na mnie, przypomniałam sobie wszystkie plany na dzisiejszy dzień. Jeśli zamierzałam się z tym wszystkim wyrobić na czas, musiałam darować sobie śniadanie. Może to i lepiej? Nikt nie będzie mi zadawał niezręcznych pytań przy stole. "O, Sam, gdzie się wybierasz o tak wczesnej porze?"
Wcisnęłam na siebie czarne jeansy, biały podkoszulek, jakąś flanelową koszulę w czarno-białą kratę i trampki oraz kurtkę, po czym zabrawszy swoją 'szmatę' z kąta, wyruszyłam w najdłuższą dzisiaj podróż.
Gdy tylko znalazłam się przy głównej drodze do Seattle, postanowiłam złapać stopa. O tak wczesnej godzinie było okropnie zimno, nawet jak na koniec października.
Po niedługiej chwili zatrzymał się jakiś niebieski chevrolet. Podbiegłam truchtem do drzwi pasażera i przez szybę spojrzałam na kierowcę. Cóż, nigdy nie zaszkodzi ostrożności. Okazało się, że kierowcą była jakaś młoda dziewczyna wyglądająca na hipiskę, a tuż obok siedział równie młody chłopak. Prawdopodobnie byli parą, choć kto ich tam mógł wiedzieć?
- Podwieźć gdzieś? - spytała radośnie dziewczyna, uśmiechając się.
- Jasne.

Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem, ukazując wnętrze niedużego pomieszczenia. A czegóż innego mogłabym się spodziewać po drzwiach w szpitalu psychiatrycznym? Oczywiście, że musiały skrzypieć! W jego środku znajdowało się standardowe wyposażenie - stalowa prycza, stolik z lampką przy niej i dwie komody z jedną szafą, wszystkie ustawione przy ścianie. Pokoik był pełen szarawego, mętnego światła, które wpadało przez przesłonięte firankami, zakratowane okno. Nad jedną z komód wyraźnie widać było ślad, po zawieszonym nad nią niegdyś lustrem bądź obrazem, którego już nie ma w pokoju. Matka siedziała w wygodnym fotelu przy oknie i spoglądała za nie, nucąc pod nosem jakąś melodię.
- Proszę wejść. W razie potrzeby, proszę zawołać pielęgniarkę - powiedział na pożegnanie lekarz, który zajmował się moją mamą.
Mężczyzna obrócił się i ruszył w kierunku schodów w dół.
Odprowadziłam go wzrokiem, wpatrując się przez dłuższą chwilę w drzwi, które cicho się za nim zamknęły. Westchnęłam. Odwróciłam się ostrożnie przodem do kobiety siedzącej w fotelu. Miała długie, czarne włosy i bladą cerę, zupełnie jak ja.
Co ja tam robiłam? Co sobie myślałam, wybierając się w odwiedziny? Przecież przyrzekłam sobie, że już nigdy przenigdy nie wejdę do tego budynku. Ach, no tak. 'Nigdy nie mów nigdy', jak to niektórzy mówią. Gdybym tylko spotkała osobę, która wymyśliła to durne powiedzonko...
- Ekhem - odchrząknęłam, marszcząc brwi. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. - Mamo?
Kobieta ucichła i zapadła wyczekująca cisza. Po chwili matka poruszyła się, unosząc spojrzenie na moją twarz, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
- Taak kochanie? - odezwała się roztargnionym, zaspanym głosem.
To dziwne uczucie, kiedy nie spodziewasz się, że ktoś cię pamięta, a okazuje się, że jest zupełnie inaczej. Byłam pewna, że ona mnie nie pozna. Byłam wręcz na to przygotowana! Miałam wielką ochotę odwrócić się i wybiec z tego pokoju, z tego budynku. Sam, uspokój się. Możliwe, że wcale cię nie poznała, że tylko sobie to wmawiasz!
- Przyszłam... - zaczęłam niepewnie, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć, jakiego tematu się złapać. O co tak właściwie chciałam ją zapytać? Tyle się działo, tyle było pytań, a teraz wszystkie gdzieś poznikały. Niech to szlag. - Chciałam się ciebie o coś zapytać...
Kobieta głośno westchnęła.
- Pytania... i pytania... Wszyscy zadają tyle pytań... Zwłaszcza oni. - wyjaśnił jej naćpany głos.
- Oni? - spytałam, spoglądając na nią pytająco. Wyglądała tragicznie. Czyżby nafaszerowali ją niedawno jakimiś lekami?
- Białe fartuchy! - uniosła głos. Ciągle o coś pytają... Ciebie też pytali? - jej wzrok zabłysł ciekawością. Było w niej coś... dziwnego.
- Nie, nie pytali mnie o nic - odparłam trochę zawiedzionym tonem. Nie ukrywałam sama przed sobą, że przez chwilę miałam nadzieję, że jednak nie chodziło jej o pielęgniarzy. - Powracając do moich pytań... Miewasz czasem koszmary? Takie... realistyczne, kiedy tak naprawdę nie masz pojęcia, czy nie przekroczyły już granicy pomiędzy snem a jawą?
Kobieta zacisnęła nerwowo ręce.
- Sny...? Koszmary... Odkąd pamiętam... Ale teraz już nie mam snów, wiesz? Bo białe fartuchy podają mi jakieś lekarstwa. Na sen i głowę. Dzięki nim po prostu zasypiam, bez snów... - zamyśliła się. - Gdzie mój mąż? Nathan? David? Gdzie jesteście?! - poczęła niemiłosiernie się wiercić, rozpaczliwie oglądając się przez ramię, a desperackim wzrokiem poszukując pozostałych członków rodziny. - Gdzie jest moja kochana córeczka... - zapytała, patrząc mi w oczy.
Coś mnie ukłuło w środku, gdy tak nagle zaczęła się szamotać i jeszcze te słowa... 'kochana córeczka' odbijały się echem w moim umyśle.
- Mamo, tu jestem... - powiedziałam, kucając przy niej i kładąc obie swoje dłonie na jej, by ją uspokoić. Nie sądziłam, że stać mnie na taki gest. Coś dziwnego się ze mną działo. I nie mam tutaj na myśli spotykania alternatywnych osobowości. - To ja, Samantha. - Uśmiechnęłam się do niej na tyle, na ile potrafiłam.
Matka momentalnie uspokoiła się.
- Samantha...?
W oczach kobiety zaszkliły się łzy.
- Samantha... córeczko... jak ty wyrosłaś. - stwierdziła pociągając nosem. - Gdzie twoi bracia? I tatuś? Są tutaj, z tobą, prawda...?
- Mamo, posłuchaj... Opowiedz mi o tych koszmarach - powiedziałam, starając nie patrzeć się jej prosto w oczy. Nie mogłam. Nie potrafiłam. - Co się w nich działo? - Musiałam się dowiedzieć, czy matka miała podobne sny... Podobne 'przygody' do moich. Jeśli tak, mogła mi wiele wytłumaczyć, choć to mogłoby oznaczać też, że wkrótce i ja trafię do jednego z tych pokoi. Jeśli nie, to pozostawało mi pozostawić wszystko własnemu biegowi... Pozostawało pozostawić. Sam, zacznij się przykładać bardziej do angielskiego!
- Nie... nie... nie! - zakrzyknęła. - To straszne... okropne... Chcę cię ochronić przed tym... - ostatnie słowa powiedziała z dziwną, smutną powagą.
- Proszę cię. Ja naprawdę muszę to wiedzieć. Muszę poznać odpowiedź. - Uniosłam wzrok, by w końcu spojrzeć w jej ciemne oczy. - Ochronić przed czym? Powiedz mi, proszę...
- Przed drugą stroną... - z jękiem wydusiła z siebie te słowa, a jej oczy stały się wielkie niczym dwie białe piłeczki golfowe.
- Drugą stroną? Co masz na myśli...? - zapytałam, wpatrując się w matkę wyczekująco, chociaż dobrze znałam odpowiedź. Przecież już tam byłam, prawda?
- Jest jak lustro... tak łatwo ją przeniknąć...
Utkwiłam wzrok gdzieś w dali, w nieistniejącym punkcie na ścianie, przypominając sobie ten wieczór, kiedy to znalazłam się... No właśnie, gdzie? Przecież to był jakiś absurd. Inny świat? Druga strona? Nie byłam postacią grającą główne skrzypce w powieści Lewisa Carrolla, więc jakim cudem mogłam się znaleźć po drugiej stronie lustra? Dlaczego w ogóle zaczynałam wierzyć w to, że takie coś mogło mieć miejsce? A jednak... Coś sprawiało, że wcale nie uważałam tej historii za objaw obłędu. Nawet moja własna matka wydała mi się wtedy jeszcze bliższa, niż bym się tego spodziewała. I wcale nie miałam jej wtedy za wariatkę...
- Mamo... - zaczęłam niepewnie, z powrotem spoglądając na nią. - Ja tam byłam. Byłam po drugiej stronie...
Kobieta zastygła w bezruchu, aby po chwili przenieść wzrok z punktu znajdującego się gdzieś za zakratowanym oknem na moją twarz.
- Więc to się już dzieje... - jej usta poruszyły się, a głos ledwo wydobył się z nich.
W oczach matki pojawiły się łzy, które w ciszy, jedna po drugiej zaczęły spływać po policzkach i skapywać na białą koszulę nocną.
- Co się dzieje? - zapytałam. Musiałam wiedzieć. Chciałam wiedzieć. A ona okazała się jedyną osobą, która wiedziała coś na ten temat. Nigdy bym się nie spodziewała, że tak się potoczą sprawy... Że znowu odwiedzę swoją matkę, choć obiecałam sobie, że nie będę miała z nią nic wspólnego. A tutaj okazuje się, że mam z nią bardzo dużo wspólnego. Świetnie.
- To... to... too... - Kobieta próbowała wydobyć z siebie jakieś słowa, ale nie udało się jej.
To, co miała do powiedzenia, najistotniejsza rzecz, wydobyła się dopiero, gdy jej ciałem wstrząsnęły nagłe dreszcze, a z ust zaczęła toczyć się spieniona ślina.
- Ssstudnia! - te słowo wyszło z jej ust wraz z pianą, która trysnęła w powietrze i wylądowała na podłodze.
- Studnia! Studnia! Studnia Snów! - krzyczała w porywie nieoczekiwanych wstrząsów. - To wszystko przez nią! Zatruła ją! Dlatego... zbliża się Inny Świat! - to były jej ostatnie słowa, gdyż dreszcze przybrały na sile i kobieta nie była w stanie powiedzieć nic więcej.
- Mamo... Mamo! Co się dzieje?! Niech tu ktoś przyjdzie! - zaczęłam krzyczeć w stronę drzwi, co jakiś czas spoglądając na matkę. Był to okropny widok. Nikomu nie życzyłabym czegoś takiego. Podniosłam się na równe nogi. Nieco za szybko, zakręciło mi się w głowie. A może to przez to powietrze, ten szpitalny klimat? Podparłam się na moment o ścianę, by później otworzyć jednym ruchem drzwi i krzyknąć, by łaskawie przybiegł tu jakiś pielęgniarz czy ktoś podobny. A w głowie wciąż odbijały się echem słowa mamy "studnia snów", "to wszystko przez nią!", "zatruła ją!" i coś o innym świecie.
Wkrótce do pokoju wpadł ów młody lekarz, a gdy tylko ujrzał, w jakim stanie znajduje się pani Everett, krzyknął coś za drzwiami i zaraz przybiegło trzech silnych pielęgniarzy. Wspólnymi wysiłkami przenieśli szamocącą się kobietę na jej łóżko, przytrzymując jej ręce i nogi, aby się nie wierzgała. Lekarz natychmiast wyjął z głębokiej kieszeni swojego kitla strzykawkę, którą wyposażył w igłę, wydobytą z nowego opakowania i zaczerpnął nieco ponad 1/5 strzykawki słomianym, przeźroczystym lekiem z ampułki, a następnie wykonał pacjentce zastrzyk w ramię. Kobieta szamotała się jeszcze przez chwilę, gdy jej głowa opadła na bok, a oczy same się zamknęły. Lekarz wyjął z drugiej kieszeni chusteczkę i otarł twarz kobiety z piany.
- Kolejny atak... kto by się spodziewał, tak dawno ich nie miała... - powiedział do mnie.
Spojrzałam tylko na niego, wzruszając bezradnie ramionami. Cóż, jeśli chciał w jakikolwiek sposób zainicjować ze mną rozmowę, wybrał najgorszy z możliwych.
- Ja... Na mnie chyba już czas - powiedziałam, po czym odwróciłam się na piętach i powoli ruszyłam korytarzem. Nie czułam się najlepiej. W zasadzie to miałam ochotę zwymiotować. Potrzebowałam świeżego powietrza. Sięgnęłam do torby po komórkę. Miałam jeszcze sporo czasu do balu, więc postanowiłam, że wrócę na piechotę.

Gdy tylko znalazłam się w Fell's Tomb, wyciągnęłam z torby telefon i wysłałam wiadomość do Matta. "Przyjdź po mnie o 17:40. Mam nadzieję, że cię zaszokuję!"
Potem udałam się do miejscowego fryzjera. Hm, tak, tego się nikt nie będzie spodziewał. A że ze mną działo się ostatnio coś naprawdę dziwnego, postanowiłam zaszokować nie tylko swojego chłopaka, ale także DOSŁOWNIE wszystkich uczniów liceum w Fell's Tomb. Będzie na pewno zabawnie.
Co najdziwniejsze, wizyta u fryzjerki sprawiła, że zapomniałam o tej całej sprawie z alternatywnym światem, złem zbliżającym się wielkimi krokami i o innych dziwnych, nadprzyrodzonych, nienormalnych sprawach. Sam, stajesz się dziewczyną!
W końcu nadeszła ta chwila. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie pozwoliłam Mattowi długo na siebie czekać, otworzyłam i... zaszokowałam.

Nikt się nie spodziewał, że przebiorę się za jakąś tam księżniczkę. A tym bardziej nikt się nie spodziewał, że przedłużę sobie specjalnie z tej okazji włosy!
Szykujcie się na nową Sam Everett! Która zaczyna wariować... Której zaczyna chyba brakować piątej klepki. Raz się żyje, czyż nie?
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.
Cold jest offline