Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2011, 14:27   #6
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Vicky raźnym krokiem wmaszerowała do domu, ignorując pojękiwania, biadolenia i wrzaski Hildy. Jednak na widok Belli po raz pierwszy odezwała się odkąd odjechała na koniu, a raczej odkąd to wierzchowiec postanowił odjechać z nią na grzbiecie.
- Pomóż mi zdjąć to... - zawahała się - ...ten dziwaczny strój. Musimy przygotować się do drogi! Pospiesz się! - i raźnym krokiem ruszyła do swojego pokoju, zostawiając na dole w holu swojego jakże “miłego gościa”. Myśląc przy tym: “Hilda się nim zaopiekuje, tak jak każdym gościem, który nawiedzał ten dom.” Weszła do pokoju i zaczęła niecierpliwie rozsznurowywać wiązanie z przodu sukni. Przerwała w połowie, swoje zajęcie i opadła na kolana koło łóżka, po chwili spod niego wystawała tylko jej pupa, dziewczyna wyraźnie czegoś szukała.
-Vicky, co się dzieje?- spytała Bella dotąd idąca niczym cień za swą panią.- I kim jest ten dżentelmen z którym tu zajechałaś?
Służka obserwowała zachowanie swej pani z troską, ale i bez zaskoczenia. Przywykła od ekstrawagancji panny von Strom.
Spod łóżka doszła do jej uszu przytłumiona odpowiedź: - Gdzieś tu jest! Na pewno gdzieś tu jest... wszak wepchnęłam ją zanim zaczęłam się pakować - i zaraz po tych słowach we wszystkich możliwych kierunkach zaczęły wylatywać spod łóżka... książki oraz różne trudne do zidentyfikowania na pierwszy rzut oka przedmioty. Parę minut później doleciał wrzask Vicky:
- Maaaaaaaaaaaaaaaaam!!! - dziewczyna zaczęła się wiercić wyłażąc spod mebla, w ręku trzymała pozytywkę, którą przesłał jej tatko. Wcisnęła ją w ręce Bellii ze słowami:
- Pilnuj jej jak oka w głowie!
-Tak panienko...- rzekła Bella zaciskając dłonie na pozytywce, spojrzała wprost w oczy Vicky.- Co właściwie planujemy, Vicky?
Viktoria dalej rozsznurowując suknię odrzekła jej w roztargnieniu:
-Jedziemy do Londynu, pan Mac... Mac... hm... ten miły jegomość - jednak słowo “miły” dziwnie zabrzmiało w jej ustach - zgodził się nas podwieźć, gdyż niestety sir Richard już tam jest - kilka ruchów dłońmi i suknia leżała na ziemi. Jednak pomimo różnych wygibasów gorsetu dziewczyna sama zdjąć nie dała rady. Syknęła ze złością i zabierając pozytywkę z rąk przyjaciółki dodała: - Zdejmij to ze mnie jak najszybciej, bo... kogoś pogryzę jak będę w tym stać chociaż jeszcze sekundę!
-Tak po prostu się zgodził?-Bella zajęła się rozplataniem sznurowaniami gorsetu Vicky, mrucząc.- To nie jest zbyt podejrzane? I kim on właściwie jest? Co o nim wiesz panienko?
- Tak niezupełnie sam... nasz konstabl go polecił. I wujcio Saemus go zna, od niego właśnie przyjechaliśmy - rzekła Vicky, jak zwykle pomijając fakty, które dla niej były niewygodne i naciągając te, które mogły się przydać. - Pospiesz się! Im szybciej się zapakujemy... tym szybciej ruszymy i dotrzemy do Londynu

Jak tylko Bella uwolniła ją z niewygodnej garderoby, dziewczyna pospiesznie wdziała na siebie swój ulubiony strój i rzekła jeszcze: - Tę suknie też zapakuj i gorset, zapewne w Londynie jeszcze mi się przydadzą
-Tak panienko... a jak będziecie podróżować. Razem? Czy to nie ...romantyczne? -rozmarzyła się Bella na samą myśl różowiejąc na policzkach. Szybko jednak zajmowała się pakowaniem ubrań i z wyraźną wprawą.
- Jakie będziecie? Będziemy! Ty też jedziesz... -rzekła i dodała z lekkim przekąsem -... więc na pewno będzie ro..ma...nty...cznie. Nie była świadoma tego co piętro niżej jej “romantyczny” towarzysz podróży właśnie opowiada Hildzie i jakie będą tego skutki. Gdyby zdawała sobie z tego sprawę na pewno przykułaby go do czegokolwiek w jego automobilu zamiast wpuszczać do domu.
-Och...jak cudownie. Przygoda.Myślisz że wieczorami będą kolacje przy świecach, tańce konwersacja...-romantyczna dusza Belli wyrywała się ku “przygodzie”. Zaczerwieniła się jeszcze bardziej dodając cicho,co by system podsłuchowy Hildy nie dosłyszał.-...i pocałunki w świetle księżyca?
- Tak... tak... pan Macdonald na pewno będzie się romantycznie całował z kolacją- mruknęła Vicky na odczepnego szukając czegoś na biurku - On bardzo całuśny... jak go poznałam właśnie całował bruk w miasteczku. Wszystko już spakowałaś?
-Tak panienko.- rzekła Bella, po czy dodała.- Reszta już w kufrach na dole.
Po czym zamyśliwszy się chwilę, spytała.-Bruk? Doprawdy, dziwne zwyczaje.
- Podpytasz go o nie jak już będziemy podróżowali. - rzekła Vicky do pokojówki i spytała to co ją bardziej interesowało niż zwyczaje Douglasa - A ty się spakowałaś do drogi?
-Tak panienko. Moje kufry są już spakowane.- rzekła cicho Bella, lekko się uśmiechając.
- To nie ma co marnować czasu na próżne konwersacje, zawołaj służących niech zniosą te ostatnie kufry i w drogę! - rzekła z entuzjazmem Vicky ruszając w stronę drzwi. Jednak gdy tylko przekroczyła próg usłyszała coś co ją zaniepokoiło... huk zatrzaskujących się drzwi wyjściowych domu wypełnił cały hol na dole i poniósł się echem ku uszom dziewczyny. Zbiegła pospiesznie schodami w dół i stanęła jak wryta widząc, że Hilda “odcięła” im drogę wyjazdu.

- Hildo otwórz drzwi... proszę - zwróciła się do niej przymilnym głosem.
-Nhie! Panienkha ma szlabhan do powhrotu ojca! Co też phanienkha myślała, chcąc uciec z thym....lovelasikiem! On by phanience cnothę skradł!-odparła panikując Hilda.
Vicky już miała na końcu języka, że ten lovelas już jej cnotę skradł, aby Hilda nie musiała się martwić, że jeszcze raz to zrobi, ale przeczucie jej powiedziało, że to nie najlepszy “żart” czy też “argument” w tej chwili. Odetchnęła kilka razy i spróbowała tej samej historii w którą uwierzyła Bella:
- Nasz konstabl go polecił i wujcio Saemus go zna, od niego właśnie przyjechaliśmy. Przecież nie wzięłam go.. ot tak z ulicy Hildo... znam twoje nauki i przestrogi i się do nich stosuje - dodała na koniec chcąc uspokoić rozhisteryzowaną maszynę.
-Nhie wierzę... upartha dziewucho. On thwierdzi, że się na nhiego bezwstydnie rzuciłaś! I leżałaś na nihm! -Hilda jakoś nie uwierzyła Victorii, a Bella zaczerwieniona spytała.-Panienka rzuciła się na niego?
- Jakie rzuciłaś? Od razu rzuciłaś! On biedak słabowity, nogi mu odmówiły posłuszeństwa i rymsnął na bruk, pomogłam mu się pozbierać. Wujcio dał mu nawet na te jego niedomagania kurację zastrzykową, będę mu je robić w czasie drogi. Poza tym on przy tym walnął się w głowę i myli fakty, bo ma kłopoty z pamięcią. -próbowała Vicky jeszcze pertraktować. - Tak więc sama widzisz Hildo, że taki słabowity mężczyzna nie może być groźny, dla żadnej z nas, ani dla mnie ani dla Belli, a tym bardziej dla czyjejkolwiek cnoty. Zanim do niej dojdzie to znów bruk zaliczy
-Mimo tho...dwie phanienkhi... z mężczyzną. Tho niedopuszczalhne...-odparła Hilda. A z salonu doszły odgłosy strzałów. Hilda wrzasnęła.- Then bruthal właśnie przesthrzelił zamek w drzwiach. To niedo... Nhie puchszczę. Nhigdzie!
Jak mógł przestrzelić drzwi, z nie załadowanej broni?
A jak zabierzemy ze sobą jeszcze ze dwóch panów? - spytała niewinnie Vicky. - On pewnie niechcący ten zamek przestrzelił... wszak broń miał niezaładowaną, zapewniał o tym naszego konstabla, jak ja ją trzymałam w dłoni i do nich mierzyłam - próbowała wyjaśnić Hildzie pomyłkę z przestrzelonym zamkiem.
-Jehszcze dwóch wilkhów wpuszczhać mięhdzy owieczkhi?!histeryzowała Hilda.-Zabhraniem. Phroszę natychmiast whrócić do pokhoju!
Dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami - Toć sama Hildo przed chwilą rozpaczałaś, ze dwie panienki z mężczyzną, to ja proponuję jeszcze dwóch panów, ktoś ze służby pojedzie z nami i już nie będziemy dwie panienki. Sama nie wiesz co chcesz... - próbowała po raz ostatni wyjaśnić swój punkt widzenia Viktoria. Czuła jednak, że chyba pertraktacje dobiegły końca, a Hildę i tak nic nie przekona, jednak czekała w napięciu co zrobi “histeryczka”.
-Oghłaszam sthan alarmhowy i areszt dhomowy. Nikt, absholutnie nikth nie opuhści posidhłości, do powhrotu pana Wilhelma von Sthrom! rzekła głośno Hilda, w każdym chyba pokoju. A Bella szepnęła.-Ale się wściekła.

I tak oto dobiegł końca okres negocjacji, nadszedł okres.... wojny. A w planowaniu działań wojennych Viktoria była obeznana. Spytała niewinnym tonem:
- Jak nie mogę jechać do tatki, to mogę choć posiedzieć w jego laboratorium? Tego mi chyba nie zabronisz? - spytała chlipiąc i wycierając głośno nos w rękaw bluzki.
-Thak ...panieka... mhoże...i niech phanienka uważa na thego dzikhusa z rewolwerhem. odparła pojednawczym tonem Hilda. A Bella wspóczująco objęła Victorię ramieniem.
Vicky uśmiechnęła się pod nosem... wojna to wojna, a jak wiadomo na wojnie “wszystkie chwyty dozwolone.” Ruszyła do laboratorium tatki ciągnąc za sobą Bellę i Douglasa, który rozwalał strzałami z rewolweru kolejne czujniki optyczne, oślepiając Hildę w desperackiej próbie wydostania się z pułapki.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XAYhNHhxN0A[/MEDIA]

Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi do laboratorium od razu podeszła do biurka tatki i odłączyła Hildę od nasłuchiwania tego pomieszczenia. Odwróciła się do współkonspiratorów i rzekła:
- Cooooooooooooośśśśśśśśśśśś Tyyyyyyyyyyyyyy jej nagadał!!! - no może nie rzekła, może troszeczkę się wydarła patrząc groźnie na mężczyznę.
-Prawdę... może o niej słyszałaś? spytał Maverick spokojnie przeładowując rewolwer i nie przejmując się krzykiem Victorii.
-Jak prawdziwy rewolwerowiec z dzikiego zachodu.- mamrotała Bella z zaróżowionymi policzkami, zapewne popadając w kolejną fantazję, którą wyczytała w książeczkach, sprzedanych znudzonym paniom domu.
- Ty i ta twoja prawda... durniu jeden! Teraz przez tą twoją prawdę tkwimy zamknięci w tym domu! - popatrzyła na niego z pogardą i wściekłością i odwróciła się tyłem kierując w stronę klatki gdzie siedzieli państwo Zgryzkowie. Otworzyła drzwiczki i wyjęła pana Zgryzka mówiąc mu: - Mam dla ciebie Zgryzku bojowe zadanie... musisz dostać się do głównego systemu Hildy i przegryźć jeden z kabelków, aby przestała kontrolować dom i abyśmy mogli w spokoju się z niego wydostać. - po czym uniosła szczurka do jednego z wylotów kominka i puściła go wiedząc, że dotrze tam gdzie trzeba. Tylko pytanie czy uda mu się misja z którą wyruszył?

- Musimy poczekać aż wróci i sprawdzić czy mu się udało. - rzekła na głos siadając w fotelu tatki i opierając nogi o blat biurka.Na kolanach jak zwykle pojawiła jej się gruba księga w której dziewczyna utkwiła wzrok ignorując zarówno Bellę jak i uzbrojonego mężczyznę.
-Panienka jakoś nie zdaje sobie sprawy, że ja niekoniecznie muszę mieć ochotę wozić kogoś do Londynu, zwłaszcza za darmo. Paliwo i jedzenie kosztują... niestety.- rzekł Douglas i dodał ciszej.- No i... mam pewne sprawy które załatwiam z miłymi paniami. I które byłyby poważnie utrudnione, przez kręcącą się po mym domu dziewuszkę. Nie wspominając o tym, że cenię prywatność... swoją szczególnie.
-Co to za sprawy?-spytała Bella zaciekawiona. A Maverick skupił się na rewolwerze, nie odpowiadając.
- Jaśnie pan ze swym długim jęzorem nie zdaje sobie sprawy, że teraz z jego wyjazdu za darmo czy też nie za darmo nici. I wszelkie sprawy z miłymi paniami będą musiały poczekać miesiąc... dwa... a może i pół roku, a może rok, a może dwa - odrzekła ironicznie Vicky nie podnosząc wzroku znad książki i nie wyjaśniając czemu to będą musiały poczekać.
-Ja zamierzam stąd wyjść.- odparł Maverick zdejmując pasek i wywołując tym pąsowienie Belli. Po czym z paska wyjął wąską piłkę do metalu. I ruszył by z werwą przecinać metalowe kraty w oknie.- Macie przestarzały system zabezpieczeń, wiesz... panienko?
- Tak... tak... ależ droga wolna, wszystkie drzwi stoją dla jaśnie pana otworem, nic tylko wyjść i udać się gdzie oczy poniosą -odgryzła mu się Vicky nie podnosząc nadal wzroku znad książki i nie widząc w jego rękach narzędzia za pomocą którego chciał się wydostać z pomieszczenia.
Do uszu Vicky dochodziły odgłosy przecinania... a potem jęki. Maverick chwycił się za plecy pojękując.- Zapomniałem … o żebrach.
Nagle rozdzwonił się alarm, a potem Hillda krzyknęła.-Nieeee... 1...2...3... spadek energii...awaryjne wyłączenie DeM w celu zachowania bieżącego stanu pamięci systemu.
- Jasny gwint! Zapomniałam! - wykrzyknęła dziewczyna i biegiem ruszyła do drzwi niechcący waląc łokciem stojącego jej na drodze mężczyznę prosto w obolałe żebra. Złapała za klamkę w nadziei, że jednak zdąży zanim włączy się awaryjne DeM, ale niestety drzwi ani drgnęły. - Niech jej wszystkie śrubki rdza poprzegryza! - wydarła się tupiąc nogą ze złości.

Usiadła pod drzwiami i zaczęła się zastanawiać. Na razie ostatnie słowo należało do Hildy... jednak dziewczyna nie powiedziała jeszcze swojego.
Maverick upadł na ziemię wijąc się z bólu i jęcząc cicho.- Ty mnie chyba nienawidzisz, co? Za co?
I stracił przytomność. A Bella podbiegła do nieprzytomnego mężczyzny i rzekła spanikowanym głosem.- Pan Maverick jest chyba konający.
Vicky powoli podniosła się z podłogi i włączyła nasłuch Hildy.
- Hildo pan Douglas potrzebuje zastrzyków, które zostały w automobilu. Jak sama możesz zobaczyć leży nieprzytomny i prawdo podobnie wyzionie tu nam ducha. Zamkną mnie za to w więzieniu, z najgorszymi szumowinami w całym kraju, na całe życie i to dzięki tobie. Z mojej cnoty to tam chyba wiele nie zostanie. - usiadła i czekała co odpowie na to uparta maszyna.
Odpowiedzi nie było...zapewne nastąpiła całkowite zawieszenie się maszyny. Szkoda, że drzwi zostały pozamykane, zanim Hilda przestała funkcjonować.Myszka wylazła z otworu wyraźnie zadowolona z dobrze wykonanego zadania. I piskami domagała się nagrody za za dobrze wykonane zadanie.
Vicky pogłaskała zwierzątko po łebku i podsunęła mu pod pyszczek przysmak. Wsunęła go bezpiecznie do klatki i podeszła do półek z planami coś pod nosem mamrocząc. Pogrzebała wśród nich i po chwili już rozkładała jeden z planów na biurku, przeciskając jego końce książkami, aby się nie zwijał.


Pochyliła się nad jedną z szuflad i zaczęła w niej grzebać. Przemieszczała się po laboratorium, to tu, to tam i powoli gromadziła na biurku potrzebne jej składniki. Zostawiła opiekę nad mężczyzną panikującej Belli, a sama zabrała się do dzieła.
Przygryzła w skupieniu wargę i zaczęła konstruować ich szansę na wydostanie się. Najpierw wzięła się za konopny sznurek. Raz, dwa...trzy i miała to co chciała. Widać było, że nie pierwszy raz robi coś takiego.


Odłożyła go na bok i zabrała się za pozostałe składniki. Skupiona nad tym co robi nie zwracała uwagi ani na Bellę ani tym bardziej na nieprzytomnego Douglasa. Przynajmniej jej nie przeszkadzali zajęci sobą. Minęło trochę czasu i dziewczyna ujęła w dłoń swoje dzieło i skierowała swe kroki ku drzwiom.


Położyła swoje arcydzieło pod drzwiami i wróciła do klatki ze szczurkami. Przestawiła ją bezpiecznie za biurko. Kiedy szczurki znajdowały się w bezpiecznym miejscu podeszła do Beli i rzekła:
- Musimy go przeciągnąć za biurko, aby mu się nic nie stało jak będę otwierać drzwi. On taki delikatny... Weź go za jedną nogę, ja wezmę za drugą i przeciągniemy go w bezpieczne miejsce,tam gdzie nic mu się nie stanie i nie będzie mógł narzekać, ze go na coś naraziłam.. - nie czekając na to czy Bella coś powie czy nie ujęła mężczyznę za nogę, kiedy pokojówka to samo zrobiła z jego drugą nogą Vicky kiwnęła głową i zaczęły go ciągnąć po podłodze. Szło im powoli, ale jednak im się udało bezpiecznie ulokować Mavericka za biurko, no może z jednym małym wypadkiem,kiedy to głowa mężczyzny przeżyła bliskie spotkanie z nóżką biurka. Jednak był nieprzytomny, to żadnego komentarza w tej kwestii się nie doczekały.
- Zostań tu z nim Bello... ja muszę jeszcze coś zrobić i zaraz wracam. - rzekła Vicky i podeszła do drzwi. Ukucnęła przy swoim dziele i podpaliła konopny sznurek. Podniosła się i biegiem schowała za biurkiem mówiąc do skulonej tam pokojówki:
-Lepiej zatkaj uszy - i sama zatkała swoje. Teraz trzeba było tylko poczekać, na... wybuch.
Jak w bajce o trzech świnkach. Huknęło, dmuchnęło, drzwi wywaliło z olbrzymią siłą. Szkoda, że to były dopiero pierwsze drzwi. Victorii pozostało więc ruszyć na dół i zrealizować swój plan podboju świ...eee... plan ucieczki.
Vicky wystawiła głowę zza biurka i uśmiechnęła się do Belli. - Pierwsze drzwi nasze. Teraz kilka kolejnych chwil poświęconych na drugą taką samą niespodziankę i świat stoi dla nas otworem - rzekła, jednak przypomniała sobie coś i dodała - Aaaaaaaaaaaaaaa i brama... na nią to chyba ze dwie takie potrzeba. Jak myślisz Bello? - nie czekając na odpowiedź zabrała się pospiesznie do pracy, mamrocząc przy tym pod nosem - Ale najpierw dostanę się do automobilu i zaaplikuje temu mięczakowi kurację od wujcia
-A więc jedziemy we dwójkę... z mężczyzną?- uśmiechnęła się Bella spoglądając roziskrzonym wzrokiem i głaszcząc po włosach ich zdobycz. Nieprzytomnego Douglasa.

- Nooooooooooo jak chcesz to go możemy jeszcze przerobić na kobietę - odparła jej Viktoria machając ręką w stronę jakieś maszyny, która swą wielkością pomieściła by Douglasa bez problemu.
-Ale on tak słodziutko wygląda, kiedy śpi...nieprawdaż?- spytała z uśmiechem Bella, po czym dodała.- Poza tym nie byłby zadowolony ze zmiany płci.... zwłaszcza... że nie wiemy czy to naprawdę działa.
- To się dowiemy...- ni to spytała ni to stwierdziła Vicky, porzucając konstruowanie materiału wybuchowego na kolejne drzwi, pochyliła się nad Douglasem - Weź go Bella za nogę, ja za drugą i wpakujemy go do maszyny zanim się ocknie... jak już będzie po przemianie to nawet nie będzie pamiętał jakiej jest płci. - zapewniła pokojówkę i ujęła mężczyznę za nogę i zaczęła ciągnąc w kierunku upatrzonej maszyny.
-Nie uważasz panienko, że podróż z mężczyzną, może być ciekawsza niż z kolejną kobietą?- zapytała Bella, po za tym zachichotała na wspomnienie z przeszłości.- Ciekawe czy ma ładniejszego niż... ogrodnik.
- Mężczyzn na tym padole co nie miara, gdzie się obejrzysz to jakiegoś spotkamy... a taka okazja, aby wypróbować moją maszynę może się już nie trafić - upewniła się w swoim przekonaniu Vicky i pociągnęła nieprzytomnego mężczyznę jeszcze kawałek w kierunku upatrzonego celu. - Pospiesz się i mi pomóż!
-Szkoda... ten akurat jest uroczy.-mruknęła Bella i obydwie wepchnęły Douglasa do komory maszyny. Teraz wystarczyło pociągnąć wajchę i... nic...wraz z wyłączeniem z Hildy, padło zasilanie w całej posiadłości. A to pech.
- Hehhhhhhhhhh... westchnęła zawiedziona Viktoria - I nadal będzie “uroczy”, jak pech to pech... a mogłam przetestować maszynę... ech... no nic wracam do robienia naszych “kluczy” do otwierania drzwi i zbieramy się do drogi. A Ty odpocznij, bo trzeba będzie go ściągnąć po schodach w dół... i może aż do tego automobilu
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline