Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2011, 00:40   #9
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Rekonesans wokół domu Salfielda dał ci niewiele informacji. Potwierdzi na pewno fakt, że gość jest odludkiem i ma bzika na punkcie bezpieczeństwa. Wysoki płot, kamery rejestrujące obraz wokół domu, domofon a pewnie także alarm. Definitywnie przekreślało to twoje szanse na włamania się do środka i sprawdzenie domu pod nieobecność właściciela. Co prawda włamanie mogło przekreślić twoje szanse w procesie o unieważnienie polisy, ale czasami warto było zaryzykować. Pewnie, gdyby nie kamery zdecydowałbyś się na ten ryzykowny krok. W obecnej jednak sytuacji nie miało to najmniejszego sensu.
Wpadłeś jednak na inny pomysł.
„WIEM, KIM PAN JEST. POROZMAWIAJMY”

Kartkę o takiej treści położyłeś przy bramie wjazdowej. Na kartce napisałeś także swój numer telefonu, teraz pozostawało tylko czekać.
Poczułeś się jak wędkarz, który zarzucił przynętę lub myśliwy czający się na zwierzynę.
Lubiłeś ten dreszczyk emocji, jak towarzyszył ci przy podobnych sprawach. Tylko tak naprawdę sprawa Salfielda była bezprecedensowa w całej twojej karierze. Śledziłeś już ludzi, obserwowałeś ich zwyczaj z ukrycia próbując udowodnić, że polisa o której wypłacenie tak zabiegają wcale im się nie należy. Tak jednak sprawa była zupełnie inna. Po pierwsze Salfield był kiedyś osobą bardzo znaną, po drugie był oskarżony o morderstwo i to pewnie właśnie ten fakt tak bardzo cię podniecał. Czułeś się jak detektyw specjalny w czasie tropienia seryjnego zabójcy. Kłopoty jakie miałeś z dotarciem do Salfielda nie tylko nie zniechęciły cię, a wręcz przeciwnie utwierdziły cię w przekonaniu że robisz coś naprawdę wyjątkowego i ważnego. Coś czemu żaden inny agent, by nie podołał.
W głowie miałeś już opracowany plan działania. Teraz trzeba go było tylko zacząć realizować. Jednak by to zrobić trzeba było wrócić do miasteczka. Dalsze sterczenie pod willą Salfielda nie miało najmniejszego sensu.

Drobne płatki śniegu rozbijały się o szybę niczym anioły strącone z nieba.
Skąd nagle u ciebie takie poetyckie refleksje?
Jechałeś w stronę miasteczka tą samą prostą jak strzała jednopasmówką. Miałeś nadzieję, że natkniesz się na Salfielda vel O'neil i będziesz mógł mu w końcu spojrzeć spokojnie w twarz. W głowie już kilkakrotnie odbyłeś tą rozmowę. Zdawałeś sobie doskonale sprawę, jak ważne będzie to pierwsze wrażenie. Nie możesz gościa wystraszyć, ani zniechęcić. Ta pierwsza rozmowa będzie jak zarzucanie przynęty. Salfield sam musi po niej poczuć chęć do dalszych kontaktów. Na pewno nie będzie to łatwe, gdyż z tego co czytałeś w gazetach jest człowiekiem nieufnym i zamkniętym w sobie. Trochę mu się dziwiłeś dlaczego wybrał akurat tą zapadłą dziurę. Z pieniędzmi jakie dostał z polisy mógł spokojnie kupić dom na Hawajach, czy innych wyspach Kanaryjskich. Słońce i plaża przez cały rok, mili tubylcy i szansa, że ktoś go znajdzie byłaby jeszcze mniejsza niż w Silver Bay.
W radiu, jedynym jakie odbierało radio w starym Buicku, puszczali właśnie wiązankę hitów Elvisa.
Refren piosenki strasznie podrażnił twoje nerwy. Salfield tak bardzo zaprzątał twoje myśli, że słowa piosenki odniosłeś do jego osoby.
"You were always on my mind"

Tego jeszcze tylko brakowało.
Mocniej wcisnąłeś pedał gazu, by czym prędzej przegonić te chore myśli.

Do miasteczka wjechałeś już zdecydowanie wolniej i spokojniej. W dużej mierze odzwierciedlało to twój nastój, ale nieprzyjemne uczucie, że ktoś grzebie w twoim umyśle pozostało i uwierało niczym drzazga. Gdy zatrzymałeś się na światłach, jedynych światłach w Silver Bay zauważyłeś, że przed marketem stoi czerwony Jeep.
Z niecierpliwością czekałeś na zmianę świateł i moment, gdy będziesz mógł wjechać na sklepowy parking.
Gdy zapaliło się zielone ruszyłeś z piskiem opon, przejeżdżając przy okazji przez podwójną ciągłą.
Stanąłeś tuż koło samochodu Salfielda i ze spokojem i wielką satysfakcją czekałeś, aż wyjdzie.

Niestety los kolejny raz dzisiejszego dnia wystawił się do wiatru. Gdy ze sklepu wyszedł grubas w za małej pikowanej kurtce, dźwigający dwie papierowe torby zakupów już wiedziałeś, że to jego samochód. Swoją wściekłość i rozgoryczenie wyładowałeś na kierownicy, uderzając w nią oburącz.
Nie pozostawało ci nic innego jak zająć się systematyczną realizacją planu, jaki ułożyłeś kręcąc się wokół domu Salfielda.
Sprawa przedłużenia wynajęcia samochodu była formalnością. Starsza pani nie miała nic przeciwko temu tym bardziej, że obiecałeś dopłacić za wynajem do rachunku za pokój. Mimo to na pewno dobre wrażenie i obraz, kulturalnego i miłego dżentelmena utrwali się w pamięci kobiety. I oto ci głównie chodziło.
Po tej kurtuazyjnej wizycie udałeś się do miejskiej biblioteki, by jeszcze paru osobą wbić do głowy kim jesteś i po co przybyłeś do Silver Bay.
Wieść jednak o twoim przybyciu musiała już obiec całe miasteczko, gdyż bibliotekarka panna Jasmine Darow widząc cię uśmiechnęła się promiennie.
- To pan jest zapewne tym słynnym pisarzem? - zapytała.
Niektórym ludziom naprawdę niewiele trzeba do szczęścia. Panna Derek należała najwyraźniej do właśnie tego typu ludzi. Z wielką przyjemnością i jak to ujęła zaszczytem oprowadziła cię po bibliotece i opowiedziała o historii Silver Bay. Niewiele ci to dało, ale z udawanym zainteresowaniem robiłeś notatki z wykładu jaki udzieliła ci bibliotekarka.
Po około półgodzinie wyszedłeś stamtąd i wsiadłeś do samochodu. Byłeś już głodny i zamierzałeś pojechać do baru, by coś zjeść i pogadać z ludźmi.

Soczysty stek i szklanka whiskey poprawiły ci kiepski humor. Dzień miał się powoli ku końcowi, a ty odnotowałeś tylko niewielkie postępy w sprawie. Co prawda twoja misja zaplanowana jest na co najmniej kilka dni, ale myślałeś że łatwiej pójdzie ci zbieranie informacji o Salfieldzie. Na domiar złego wśród mieszkańców zapanowała dziwna zmowa milczenia, jakby dostrzegli oni twoje zainteresowanie pisarzem i sprytnie unikali tematu. Mimo ponad dwóch godzin spędzonych w barze i za sponsorowanym kilku kolejką nie dowiedziałeś się nic. Ludzi o wiele bardziej interesowała twoja powieść i jej fabuła niż odpowiadania na pytania o Salfielda. Nie byłeś oczywiście natarczywy, a pytania zadawałeś tylko mimochodem i zawsze w nawiązaniu do toczącej się rozmowy. Mimo to odpowiedź miejscowych była przeważnie taka sama:
- Daj pan spokój. O'neil to przeszłość, teraz to pan rozsławi Silver Bay.
Ludzie zaczęli wierzyć, że twoja książka nie tylko odniesie sukces i na nowo obudzi modę na Dziki Zachód, ale przyniesie korzyść miastu. Ci biedni małomiasteczkowi ludzie z jednej strony żyli w zamkniętej i bardzo wyizolowanej społeczności, a z drugiej bardzo pragnęli odmiany i powiewu wielkiego świata.
Zniechęcony postanowiłeś wrócić do hotelu i trochę odpocząć.
Była godzina 17.30, gdy wszedłeś na górę.
Rzuciłeś bagaż na łóżko i zdjąłeś buty i kurtkę. Poczułeś nagle dziwny zapach. Nie potrafiłeś przez chwilę go zidentyfikować. Dopiero po kilku sekundach zdałeś sobie sprawę, że to czysty ozon. Doskonale znany ci zapach, jaki towarzyszy ci przeważnie przy kserowaniu różnych dokumentów.
Tylko skąd on się tu wziął?
Wyjrzałeś przez okno, ale nie zanosiło się na burzę.
Dziwne.
Schowałeś kurtkę do szafy i wtedy twój wzrok padł na nocną szafkę stojącą przy łóżku. To co zobaczyłeś sprawiło, że lekko ugięły się pod tobą nogi. Nie należysz do ludzi o słabych nerwach, widziałeś przecież w życiu nie jedno. Jednak to co leżało przy elektronicznym budziku sprawiło, że poczułeś się nagle bardzo zagrożony.
Ostrożnie usiadłeś na łóżku i popatrzyłeś na leżący na szafce kamień i leżący pod nim foliowy woreczek po kanapkach. Wszystko wyglądało dokładnie tak jak to ułożyłeś przed bramą do domu Salfielda. Drżącymi dłońmi wyjąłeś kartkę i przeczytałeś ją.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 06-03-2011 o 02:06.
Takeda jest offline