Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2011, 19:06   #10
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Część 1

Wreszcie automobil był doprowadzony do jako tako porządku. I wreszcie można było wyruszyć tatkowi na pomoc! To, że nie bardzo wiadomo było w jakie to kłopoty się tatko wpakował i gdzie jest, było kwestią do rozwiązania na później. W końcu jak wielkie może być jedno miasto? Nawet jeśli Londyn był stolicą Brytyjskiego Wszechmiperium w którym słońce nigdy nie zachodziło, to było tylko jedno miasto. Wychowana na prowincji Victoria jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić olbrzymiej metropolii.
Tak więc, automobil wypucowany, więc czas w drogę!
Był tylko jeden problem.
Pozostała jeszcze kwestia kierowcy, który nadal był przykuty w pracowni. Chyba, że się oswobodził. Bowiem pojazd był martwy, a choć rozgryzienie jego obsługi samemu było pokusą, to Maverick zadbał o to by, automobil nie odjechał od niego.
Vicky przyglądała się w sterówce urządzeniom i próbowała manipulować tymi samymi, których używał Douglas w drodze do posiadłości tatki. Jednak mimo jej wysiłków i całego skupienia, maszyna ani drgnęła. Dziewczyna syknęła przez zaciśnięte zęby:
- Jasny gwint! - i opadła zniechęcona na fotel, na którym wcześniej siedział mężczyzna kierujący automobilem. - Na pewno tak robił. Co jest? Przecież pamiętam, zawsze wszystko zapamiętuję idealnie. Czemu więc milczysz? - ostatnie pytanie skierowała do sufitu znajdującego się nad jej głową. Ale sufit... milczał. Pozostało więc jedno wyjście, skorzystać z usług fachowca. Zaradne dziewczę wyleciało biegiem z automobilu i popędziło w stronę stajni. Dopadło tam Johna, który zajmował się automobilem tatki i nie zwracając uwagi na opierającego się ze wszystkich sił mężczyzny zaciągnęła go do sterówki. - Jak go uruchomić?
-Nie wiem...panienko. To jakaś skomplikowana maszyneria. Papamobil był prostszy w obsłudze, a jak coś się poważniejszego sam sir von Strom, znaczy ojciec panienki, osobiście dokonywał napraw i przeróbek.- stwierdził miętosząc czapkę, pospiesznie ściągnięty fachowiec.
- Jasny gwi... - przerwała w połowie zerkając na mężczyznę. - Może jego właściciel coś zaradzi... - i drapiąc się po głowie zaczęła kombinować czy sprawdzić samej czy udało się Douglasowi dosięgnąć kluczyków czy lepiej kogoś ze służby posłać aby go w razie czego uwolnił. Po kilku minutach namysłu poszła jednak sama w stronę laboratorium. Dochodząc na miejsce zaczęła się skradać na palcach i cicho wsunęła głowę w miejsce gdzie jeszcze niedawno znajdowały się drzwi. Ostrożnie zaglądając do środka.
-Jak miło, że mnie odwiedzasz.- mruknął Maverick próbując dosięgnąć stopą kluczyków. Mężczyzna zdołał się już oswobodzić z elektrod, ale kluczyki nadal były poza jego zasięgiem.
-Ekhem... - odkaszlnęła Vicky i weszła pewnym krokiem do pomieszczenia - Przyszłam ci pomóc... bo właśnie... właśnie minął czas jaki powinieneś być przypięty! - rezolutnie zakończyła, by pochylić się po kluczyki i nad Douglasem w celu uwolnienia go z kajdanek. Machając mu przed nosem nieświadomie swoim biustem.
-Tak.. niewątpliwie miło.-mruknął Douglas wędrując spojrzeniem za jej piersiami.
- Na pewno dobrze się czujesz?-upewniała się dziewczyna, manewrując kluczykami przy zapięciu kajdanek a wzrokiem wędrując po twarzy mężczyzny.
-Wiesz... niecodziennie ładna kobieta przykuwa mnie kajdankami do stołu.-mruknął cicho Douglas odwracając spojrzenie od jej twarzy.
- No przecie byłeś przy tym jak wujcio kazali to zrobić - rzekła lekko się naburmuszając - Wszak to dla twojego dobra było. Pobudzony mogłeś se krzywdę zrobić. Dotknąć jakiegoś urządzenia i prąd by cię popieścił czy coś. - uśmiechnęła się do niego “pocieszająco”.
-No i trochę mi to przykucie wynagrodziłaś.- rzekł żartobliwym tonem spoglądając na jej uśmiech z wyraźnym zadowoleniem.
Vicki z głośnym trzaskiem otworzyła kajdanki i podnosząc się zakomunikowała: I już po sprawie. Schowam je na później - dodała pakując kluczyki wraz z nimi do kieszeni. - Automobil ci wysprzątaliśmy. Nie poznasz go tak błyszczy - wtrąciła pospiesznie aby odwrócić uwagę Douglasa od ostatniej czynności jaką wykonywała.
-Taaak. Wysprzątaliśmy?!- zastanawiał się rozcierając dłonie. Spojrzał na nią.- Ty to lubisz się rozporządzać moją własnością, bez mojej zgody, co?
Chwycił ją nagle w ramiona i przyciągnął do siebie.-Chyba więc jesteś mi coś winna...
Przycisnąwszy ją do siebie, mocno... pocałował jej usta, drapieżnie i namiętnie wędrując po wargach. Przez dłuższą chwilę delektował się tym pocałunkiem.-Przyznaję... należało mi się za to ośmieszanie się przed służbą. Ale i sprzątanie bez pytania mnie o zgodę, było złe. Jak się czujesz panno Vicky... gdy ktoś inny podejmuje za ciebie decyzje dotyczące twego życia?
- Jakie decyzję? - próbowała nadążyć za jego tokiem myślenia dziewczyna, koniuszkiem języka przesuwając po dolnej wardze, tak jakby chciała sprawdzić czy nadal pozostaje na niej smak jego pocałunku.
-No...trzymam cię w ramionach i całuję bez twego pozwolenia.-odparł nieco zbity z tropu mężczyzna.
- Aaaaa... to ja też cię potrzymam i.... - Vicky nie dokończyła, objęła Douglasa za szyje i przywarła ustami do jego ust... no w celach naukowych, aby porównać czy opisy w książkach nie kłamią co do pocałunków. Wszak “dobry naukowiec nie stroni od eksperymentów” jak powtarzał jej zawsze tatko. Tym razem to język dziewczyny zawędrował do ust mężczyzny, takim samym zwinnym ruchem jak wcześniej jej “nauczyciela”.
Zaskoczony przez chwilę Douglas przywarł ustami do Vicky i pozwalał jej wędrować językiem, całując namiętnie. I masując pośladki przytulonej do jego ciała dziewczyny. “Nauczka” którą zaplanował, przybierała nieco... inne skutki, niż planował, ale jakoś w tej chwili nie potrafił o tym myśleć porwany rozkoszą dziewczęcych ust.
Victoria poddawała się oszałamiającym doznaniom jej pierwszych prawdziwych pocałunków, Hilda niestety nie mogła jej w tym przeszkodzić, bo dziewczyna zadbała o to wcześniej unieruchamiając nadopiekuńczą maszynę. Jednak w domu było więcej “nadopiekuńczych” osób. Jak wcześniej tak i tym razem pocałunek został gwałtownie przerwany. Z tą różnicą, że Marta tym razem nie pytała “co się tu dzieje?” od razu przeszła do czynów okładając Douglasa trzymaną w ręku szmatą.
-Panienka nie będzie bezpieczna jadąc z tym lovelasem. Niech panienka odpuści sobie podróż.- raz błagała Vicky.- Ja ci dam uwodzić młode panny!- raz wrzeszczała do Mavericka waląc na oślep szmatą, gdy mruczał pod nosem.-Dom wariatów. Prawdziwy dom wariatów.
- Przestań Marto! On delikatny! Zaraz padnie i znów będę musiała go podłączać do reanimatora! - wydzierała się Vicky próbując zabrać szmatę kucharce. - Jak padnie to Ty mu robisz sztuczne oddychanie! - zagroziła na koniec podpierając się pod boki i czekając jaki będzie efekt jej “groźby”.
Marta się opanowała mrucząc.-Niech panienka lepiej się trzyma z dala od tego flirciarza.
- Dobrze Marto... będę się trzymać od niego najdalej jak tylko można -mruknęła dziewczyna dla “świętego spokoju” - Ja z Bellą będę jechać w jednym pomieszczeniu pan Douglas w drugim
Idąc ramię w ramię z panną von Strom Douglas spytał.-A co z pieniędzmi? Nawet gdybym zgodził się podwieźć panienkę, charytatywnie, to i tak paliwo kosztuje, żywność kosztuje. Nie mówiąc o miejscu do spania. To nie jest wóz przeznaczony dla trzech osób tylko dla jednej.
- Teraz zrobiło się tam bardziej przestronnie... zresztą sam zobaczysz - rzekła dziewczyna przyspieszając kroku.
-A pieniądze? Skąd weźmie panienka fundusze na małą rekompensatę moich... trudów?-spytał w odpowiedzi Douglas rozglądając się po posiadłości i oceniając jej wartość.
Vicky machnęła ręką tak jakby się odganiała od natrętnej muchy co jej brzęczy nad uchem - Będą... będą... - i pociągnęła mężczyznę za kamizelkę aby się pospieszył obejrzeć ich wysprzątane “arcydzieło”.

Dotarli...A Douglasowi szczęka opadła. Mężczyzna wyraźnie załamał.-Co moje rzeczy robią poza wozem?! Co to za sprzątanie?!
Coraz bardziej wściekły wpadł do środka.-Co ta za koronkowe szmatki?! To nie jest babciny powóz ! Tylko porządny kawałek heroicznej historii na kółkach!
Victoria weszła za nim do pojazdu i odparła: - No myśleliśmy, że lubisz koronki tyle ich się tutaj wszędzie walało. - po czym przypomniała sobie jego wrzask, że jego rzeczy leżą przed pojazdem i spytała - Nosisz koronkową damską bieliznę?!.
Jej wzrok zaś skierował się na spodnie mężczyzny tak jakby chciała dojrzeć czy właśnie jakąś parę fikuśnych majteczek ma na sobie i zauważyła... ale mokrą plamę pozostałość po “wypadku” w laboratorium. Patrząc na przód spodni Douglasa wypaliła: - I biedaku nie wytrzymałeś... chyba zlałeś się w nią..
-Nie noszę damskiej bielizny...to... przyjaciółki zapomniały zabrać.- Maverick zaczerwienił się i spojrzał na spodnie.-No tak... to akurat, niezupełnie... zlałem. Wiesz, jak mężczyzna...
Potem machnął ręką.- A po co ci to tłumaczę, będziesz miała męża, sama zrozumiesz.
Ruszył do sypialnie marudząc.-Każ usunąć te serwetki. Idę się wykąpać i przebrać, a potem... zobaczymy.
Dziewczyna zastąpiła mu drogę tarasując wejście do łazienki - Gdzie wykąpać?
-W łazience...w wannie.- odparł Douglas zdziwiony jej zachowaniem.
- Tam też posprzątaliśmy... więc jak już skorzystasz z niej to posprzątaj po sobie... służby ciągle trudzić tym samym nie mam zamiaru - odrzekła mu dziewczyna otwierając drzwi do łazienki na oścież. Mężczyzna zaś mógł dojrzeć odmienione miejsce, pełne pachnących damskich mydełek... Nic tylko myć się i korzystać, a potem pachnieć jak... Vicky.
-Ty chyba żartujesz..- mruknął Maverick i spojrzał prosto w jej oczy.- Ty chyba nie polujesz desperacko na męża, co?
- Jak nie posprzątasz to idź się myć tam... machnęła ręką w stronę wyjścia z pojazdu i dodała - Na podwórzu przed stajnią jest pompa, jak nachlapiesz to możesz zostawić to tak jak jest. Tu skorzystasz jak obiecasz posprzątać po sobie! - rzekła dziewczyna zaplatając ramiona na biuście i dumnie unosząc podbródek.
-Czyj jest pojazd?- odparł poirytowany Maverick, potarł twarz dłonią mrucząc do siebie.- Spokój, spokój... w końcu to tylko dziewuszka.
-Niech ci będzie...- mruknął i ruszył do pokoju.-Ale wezmę własne mydło.
Vicky wzruszyła ramionami- Nie wiem co za różnica jakie mydło... Mydło to mydło, ale jak chcesz to weź sobie swoje. Przecież nie będę się kłócić o jakieś głupie mydło. Choć z tego co widzę ty o wszystko się wykłócać lubisz. Jak tak dalej pójdzie to zaczniesz się wydzierać, że w sterówce wyczyszczone zostały wszystkie urządzenia z tych paskudnych smarów co je powlekały. Błyszczą się teraz jak nasza rodowa zastawa gdy ją Hilda wypucuje.
-Dobrze, że odłączyłem zasilanie...przed wyjściem...- odparł głośno Maverick.-Widzę, że już wstawiłaś swoje ciuchy. Pomijając niektóre sukienki, rzeczywiście potrzebujesz nowej garderoby.
- A co z moją jest nie tak? - zdziwiła się dziewczyna zerkając w dół na swój strój.
-Wyglądasz w niej niechlujnie i brzydko.- odparł Maverick wychodząc z pokoju z nowym kompletem ubrań.-A teraz panienka wybaczy, ale wolę się kąpać, bez... udziału publiczności.
- Może ci plecy umyć? Chyba tam sam nie sięgniesz? - spytała uczynnie Vicky.
-Przecież nie będę chodził przed tobą na golasa.- mruknął Douglas i westchnął.-Poczekasz aż cię zawołam?
- Poczekam... poczekam, tylko wołaj głośno - kiwnęła głową.
Przez chwilę słychać było chlupot wody i mruczenie mężczyzny. Po czym po chwili odezwał się. -Już możesz.


Mężczyzna relaksował się w gorącej kąpieli z dużą ilością piany, która zakrywała dolne partie ciała. I palił cygaro.-To się nazywa życie.
Vicky już miała wejść do łazienki kiedy przypomniało jej się “ostrzeżenie” Marty. Wychyliła więc głowę przez drzwi automobilu i z uwagą rozejrzała się dokoła. Ujrzała przechodzącą właśnie pomocnicę kucharki, więc wybiegła i uchwyciwszy dziewczynę za łokieć wciągnęła do pojazdu ze słowami - Musisz mi pomóc... umyć panu Douglasowi plecy. Kucharka Marta bardzo się zezłości jak zrobię to sama bo mówi, że on lavelas... więc będziesz mnie pilnować, a może jego? Nieważne. Zrób groźną minę i włazimy - Energicznie otworzyła drzwi do pomieszczenia w którym relaksował się mężczyzna. Jego oczom ukazała się wchodząca do środka Viktoria, a kiedy odsunęła się na bok, zaraz za nią wparowało dziewczę kuchenne, groźnie spozierając na delikwenta.


- Możemy zabierać się do dzieła? - spytała Vicky patrząc na Douglasa.
-Co jest u licha! wrzasnął Maverick widząc dwie kobiety. Przy czym jedna nerwowo trzymała patelnię, chowając się za Vicky. Mężczyzna spojrzał na Victorię pytając.-To we dwie będziecie mnie myć. I po co ta patelnia?
-Dla... dla... obrony?-rzekła dziewuszka, a Douglas uśmiechnął się.- Dla obrony? Przed czym? Czy ja wyglądam na potwora, dziewuszko? Jak masz właściwie na imię?
Kkk..Katie- rzekła dziewczyna, a Maverick rzekł.-To bardzo ładne... imię. Zresztą Victoria to też ładne imię.-odparł podobnym uśmiechem obdarzając pannę von Strom.
Dziewczyna odwzajemniła jego uśmiech i ujęła w donie pachnące mydełko. Już miała go prosić aby się odchylił, żeby mogła mu plecy umyć jak z dworu rozległo się wołanie:
-Panienko Vicky! Gdzie panienka jest?
Odwróciła się w stronę drzwi i wydarła na całe gardło: - Tutaj.. w łazience!
Minęła chwila i do łazienki wszedł pomocnik stajennego wypełniając wejście swoją potężną posturą. Victoria patrząc na niego rzekła.- Myjemy plecy panu Douglasowi... przyłączysz się Thomas?
-Nie przyłączy się... widać po coś cię wołał.- burknął Douglas i rzekł nieco rozkazującym tonem głosu.-Idź poza łazienkę, załatwić swoje sprawy, a Katie umyje mi plecy. Chyba, że się boi...to wtedy umyję sobie sam.
-Jakoś... myć nie chcę.-odparł Thomas.
Dziewczyna zignorowała przemowę mężczyzny siedzącego w wannie. Spytała Thomasa po co ją szukał a jak usłyszała, że Bella ma problem ze spakowaniem jej najnowszego wynalazku wcisnęła mu w rękę mydełko z poleceniem - Umyj porządnie pana Douglasa, tak jak potrafisz myć nasze konie... i pamiętaj że sprawdzę! - pogroziła mu żartobliwie palcem przed nosem. Chwyciła Katie za łokieć i pociągnęła za sobą z łazienki mówiąc Pomożesz mi i Belli spakować to co zostało do spakowania... nie ma co marnować czasu na dysputy. I tak oto został mężczyzna w wannie i parobek przed wanną.
-Ani mi się waż ty wsioku!-odparł wściekle Douglas. Z wanny dobiegły odgłosy szamotaniny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline