Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2011, 17:15   #2
one_worm
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Dwa tygodnie później Kaer Moren, pierwsze śniegi

-To ona? Królewna? Mideave z Keadwen? - Kobiecy głos zadał pytanie
-Tak, dziecinko- Odpowiedział mu inny męski
- Ależ… to dziewczynka! Ona nie może? Przecież jest szkoła, nie przez mutageny, nie zgodzę się – powiedziała ponownie kobieta.
- Ale to dziecko przeznaczenia. Tak, to jest właśnie to dziecko. Drugie. Wiesz co się stało z jego pierwszym, nie robisz tego dla mnie czy z ciekawości ale dla niego! – zaoponował męski głos
-No nie wiem… Mutageny były podawane tylko i wyłącznie chłopcom., nigdy dziewczynkom, nie wiemy czy podziała! Może nawet ją zabić! A może ona przejawiać magiczne właściwości, wtedy tylko i wyłącznie może trafić do…
- Wiesz, że przejawia na tyle, by złożyć znak bo już ją testowałaś! Obiecałaś, że nam pomożesz dziecinko w zamian za nasze sekrety. Zgodziliśmy się. Dasz radę dziecinko, ona też. – Po tych słowach dziecko poruszyło się. Łańcuchy poruszyły się wydając charakterystyczne dźwięk:
-Gdzie... Gdzie ja jestem?- zapytało się dziecko. To było jej pierwsze pytanie, pierwsza reakcja poza płaczem i wzywaniem matki na pomoc i zawiadamianiu całego świata, że tylko i wyłącznie zje, jak ją zobaczy
-Ona nie jadła Vessemirze, nie jadła od dwóch tygodni! Jest za słaba na to!
- Triss, dziecinko, zrobisz to ze mną albo zrobię to sam. A wiesz, że do przeprowadzenia mutacji potrzeba maga, który zna arkana w stopniu co najmniej arcymistrza. Dlatego pomóż mi bo ja się nie cofnę i nie mogę tego uczynić. Nie mogę bo to dziecko przeznaczenia. .
Kobieta nazwana Triss westchnęła ciężko. Nagle coś popłynęło do gardła, jedno, drugie albo i trzecie. Wstrętne w smaku i zmuszenie do napicia się... Ból. Ogromy ból, przeszedł przez ciało dziewczynki, spazmem rzuciła się na kamień do którego była przykuta, ból nie do opisania. Wtedy nastąpiła cisza. Później znowu ból. Słowa. Tak, pojedyncze słowa dochodziło do niej „Tracimy ją”, „Nie przeżyje nawet kilku chwil!”. Całość trwała dzień, może dwa. Ból to jest wspomnienie jakie towarzyszy każdemu wiedźminowi, prawie każdemu. Jakiś czas później pomiędzy kolejnymi dawkami bólu i nawoływaniami w spazmach i rzucaniu się po całym łóżku skalnym usłyszała głos kobiety. Tej samej, na pewno tej samej:
-To niesamowite! Spójrz! To niewiarygodne! Ona żyje, jej włosy… wołaj Geralta. Wołaj go, ona ma białe włosy. Później była ciemność.

-Kim jesteście? – to pytanie padło z ust małej dziewczynki. Wszyscy milczeli, jednak nie całość się udała. Była wiedźminem. Jak oni. Pamiętała jednak matkę.
- Moja mama… Wiem, że ma na imię Adda, chcę do mamy – odrzekła kategorycznie obwieszczając swe żądanie. Wszyscy siedzieli cicho i w konsternacji, zarówno Labert jak i Eskel. Triss i Vessemir siedzieli rzucając sobie na wzajem wściekłe spojrzenia, jakby oskarżając się nawzajem dlaczego ona pamięta. Jedyna osoba, która się uśmiechała to był Geralt. Ile pamięta?
- Dziewczynko, a kim jest Twoja mama i gdzie mieszka? – rzekła zatroskanym głosem Triss
- Moja mam jest Keadwen i ,ma na imię Adda. Jest bardzo ważna, na pewno. Na pewno jest silna i lubi jeść tatar. Ja chcę do mamy- obwieściła całemu światu dziewczynka. Triss spojrzała się na zebranych wiedźminów z pewną dozą pogardy. Wszyscy zachowali milczenie.
-Czy będzie pamiętać?- Zapytał się Vessemir
-Nie wiem- odpowiedziała Triss.- Pojęcia nie mam bo i skąd? Nie ma ani jednego zapisu, ani jednego, nie ma choćby wzmianki, owszem, powinna nie pamiętać, powinna mieć czarną dziurę w głowie i to wszystko. Jednak jak widzisz tak nie jest. Czy to się zmieni? Nie wiem- Czarodziejka usiadła zrezygnowana na krześle i wsparła się obiema rękoma, łapiąc się równocześnie za głowę. Ktoś wstał, dziewczynka spojrzała się na tę osobę, która wstała:
- Ty! Zabierz mnie do mamy!- Powiedziała wskazując na Geralta
-Do mamy mówisz… nie mogę Ciebie tam zabrać, do niej. Przynajmniej nie teraz. Mam dla Ciebie propozycję- uklękną przy niej, złapał ją za rękę- Jeżeli będziesz grzeczna, a śniegi stopnieją to wtedy zabiorę Ciebie do mamy. Może być?
Dziewczynka zamyśliła się. W końcu potrząsnęła główką i pozwoliła, by burza jej włosów potrząsnęła się razem z jej głową.
- To może najpierw coś zjem…- Powiedziała słabym głosem. Wszyscy spojrzeli się na uśmiechającego się Geralta i jego sukces pedagogiczny. Cała sala wybuchła śmiechem, jakby świętując w ten sposób chęć dziecka do jedzenia. A dziewczynka jadła. Mideave z Keadwen nie wiedziała jeszcze, jaki los ją czeka. Tak czy inaczej przytuliła Geralta, a on ją. Powoli z dnia na dzień coraz bardziej ufała tym ludziom, z każdym dniem coraz bardziej. W końcu nastąpiły roztopy.
-Nie, ja nie chcę!- Rzekła obrażona dziewczynka idąc przez dziedziniec zamku, krzyżując równocześnie ręce na piersi
- Obiecałem Tobie, a ty chciałaś… – odpowiedział spokojnie Geralt kończąc przymocowywać juki. Dziewczynka zaklęła
-Damie nie przystoi takiego słownictwa używać.- odrzekł chłodno Geralt- Sama mówiłaś dwa miesiące temu, że nie chcesz tu być
-Bo wtedy nie chciała i nie było fajnie. Teraz jest fajnie, teraz mi się podoba i lubię nawet Lamberta i jak się kłóci z Panią Triss. Wtedy jest zabawnie, albo jak Eskel robi jedzenie, to ja też bardzo lubię.
Białemu Wilkowi spadł zapasowy miecz, który montował w jukach, tak na wszelki wypadek.
- Co ci smakuje? Jego jedzenie? – Wiedźmin zagwizdał z wrażenia
- Tak, robi bardzo dobre, szczególnie sos, którego wy nie lubicie
-No dobrze… Czyli teraz chcesz zostać i szkolić się i miecze ci się podobają… A kiedy zmienisz znowu zdanie? Ponownie? – rzekł wiedźmin
-Nigdy!- wykrzyknęła dziewczynka tuląc się do wiedźmina
-I obiecujesz, że nie pobijesz tego chłopca, Suira jak ostatnio?
- Ale to on zaczął, mówił do mnie takimi rzeczami, że też byś się obraził! I to z kartki jeszcze!
-Jak to z kartki? – Zainteresował się sprawą wiedźmin
- Najzwyczajniej w świecie! Chodził i powtarzał jakieś brzydkie słowa… no na przykład Do’ihn czy jakoś tak
Wiedźmin zaśmiał się, śmiał się, do rozpuku, pobliskie ptactwo tylko poderwało się do lotu w słoneczne niebo nad Wiedźmińskim Siedliszczem
-Starsza mowa! – odpowiedział dziewczynce Geralt- To była starsza mowa, on powtarzał wyrazy i uczył się języka!
-A to nie było przeklinanie na mnie? –Upewniła się dziewczynka
-Nie, nie było, to była po prostu starsza mowa- uśmiechnął się wiedźmin
-Aha. To i tak go nie lubię bo jest głupi ale jak tak to go nie będę biła. Gelrat?
-Mhm?
-Co to jest za starsza mowa?
- Nauczysz się, przynajmniej podstaw ale się nauczysz. Triss postawiła sobie za punkt honoru wykształcenia Ciebie na prawdziwą damę. Zresztą zobaczysz, bo zostajesz
- Taaaak, dziękuję Gelrat – po tych słowach przytuliła go mocno, a on ją.

Wiedźmińskie Siedliszcze, dwanaście lat później


-Piruet, Parada, Sinister. Piruet, czy ty wiesz jak wygląda Piruet dziewczyno? Czy może nie wiesz? Geralt w Twoim wieku nie takie cuda robił- krzyczał Lambert, mało blizna mu się nie rozeszła na twarzy
- Gelrat nie miał cycków! A ja mam! Wiesz jak to przeszkadza, kiedy chcesz się obrócić w piruecie? – rzekła zła jak osa dziewczyna. Mideave została hojnie obdarzona przez naturę biustem. Na tyle, żeby jej to przeszkadzało w walce.
- Co przeszkadza? Cycki? Niby czym? Ty obracasz się na nogach, nie na cyckach! Chyba, że o czymś nie wiem! Jeszcze raz, piruet… no żesz taka jej mać! Potrafisz się obracać? Potrafisz? To czemu nie przenosisz ciężaru ciała na lewą nogę? Bo co, boisz się, że spadniesz?
-Nie, bo chodzi o to, że…
-Że Geralt nie miał cycków! Przenieś ciężar na lewą nogę, nic ci się nie stanie Anie nie odpadnie!.
Byli wściekli. Oboje. Mideave miała dość Lamberta i jego pokrzykiwań, nie rozumiał jej bo był facetem. Dość szybko wytłumaczono jej na czym polega różnica między chłopcami, a dziewczynkami. Lambert zdawał się nie wiedzieć co to znaczy, mieć piersi i jak potrafią ona zasłonić widok, no tak, ale co się spodziewać po kimś, kto przy odchyleni w tył widzi co się przed nim dzieje, a nie swoje własne cycki.
- No żesz dość, dość na dziś, na teraz, pora obiadowa, idź coś zjedz i odpocznij. Po obiedzie ćwiczymy dalej. Czego ci te cycki niby przeszkadzają? Paradę robisz znakomicie, Sinister także, czemu nie chcesz tego piruetu cholernego zrobić jak się należy? Bez odchylenia robisz idealnie, zrozum, że jeżeli nie zrobisz tego w ten sposób to czyjś miecz, może uciąć Tobie głowę.
- Tak, ale gdyby coś tam było to wtedy
- Dlatego masz oczy, żeby zobaczyć czy czegoś nie ma tam! Zresztą, nawet gdyby była dziura, to lepiej skończyć bez głowy, czy ze skręconą kostką i martwym przeciwnikiem u stóp? A nogę wyleczysz, głowy nie przyszyjesz.
Odeszła od niego mamrocząc coś pod nosem, mając dość Lamberta i jego zarozumiałości. Nie rozumiał jej ale Geralt, Eskel. Czemu wszyscy nie lubili jedzenia, które przygotowywał Eskel? Umiał gotować i do tego jego sosy. Ona była jedyną która lubiła jego potrawy i Eskela, a on lubił ją.
Podeszła do studni. Młoda adeptka wiedźmińskiego fachu stanęła przy studni, słońce prażyło, była całą mokra od potu. Marzyła o kąpieli, o napiciu się i o jedzeniu. Dziś gotował Suir, uczeń Triss. Mideave poprawiła miecze na plecach, poprawiła swoją skórznie i schyliła się po wiadro, zrzuciła je na dół studni i zaczęła kręcić kołowrotkiem wydobywając wodę. Pierwsze co zrobiła to wylała na siebie prawie całą zawartość. Lodowata woda Kaer Kohren działała pobudzająco i zabierała zmęczenie i senność z miejsca. To co zostało we wiadrze wypiła. Ponowie zanurzyła wiadro i wyciągnęła je pełne wody. Wtedy nadszedł Suir:
- O! Widzę, że wiodę nosisz, daj pomogę
- Odejdź Suir, nie trzeba mi pomagać, dam sobie radę
Mimo zapewnień i tak chwycił za rączkę wiadra i pociągnął je do siebie. Problem był taki, że ty go nie puściłaś i w efekcie wiadro zabujało się i rozlało całą wodę…
- To, że ja chciałam się schłodzić i na siebie wylałam odrobinę wody, nie znaczy, że chciałam się kapać! – krzyknęłaś widząc morką siebie oraz mokre plamy dookoła dziedzińca przy studni.
- Ale ja pomóc chciałem, bo to wiadro ciężkie jest –odrzekł, także już mokry adept sztuk. Staliście w milczeniu, ty mierząc go wściekłym spojrzeniem, a on przepraszającym wzrokiem patrzył się w ziemię.
- Triss, zawsze mówiła, że trzeba…
-No nie zawsze!- Niemalże krzyknęłaś O co ci chodzi Suir? Daj mi spokój, jestem głodna, zła i mokra i nie mam ochoty na żarty, daj mi spokój człowieku! – odpowiedziałaś zgodnie z prawdę
- To ja może… ja znam zaklęcie, ja… przynajmniej mokrzy nie będziemy…
Nim zdążyłaś zaprotestować, on zebrał energię, czyniąc tajemne gesty, nim zdążyłaś zareagować, on recytował jakieś zaklęcie. Ostatnie co przyszło Tobie do głowy to złe przeczucia, które Ciebie ogarnęły na myśl o jego czarowaniu i czarach w ogóle. Przeczuwałaś dobrze, nagle poczułaś najpierw ciepło, później gorąco, a później dym… ze zbroi! Dymiłaś się, on też!
-O cholera… – to było co wypowiedział zanim z głośnym trzaskiem zjawiła się Triss
- Tutaj jesteście moje – zaczęła wesoło. Chwile zajęło jej dojście po kolej co się dzieje i dlaczego się dymicie..- Suir ty ośle! Trąd, zaraza, cholera i syfilis! Chciałeś was spalić żywcem? – krzyknęła w wybuchu emocji i gniewu- Czemu się zgodziłaś w ogóle? – powiedziała do Ciebie z pretensją w głosie- Za karę przez tydzień szorujesz naczynia… ręcznie, bez magii… no żeby tak cię poskręcało – Triss była wściekła ale przynajmniej Tobie odpadnie mycie naczyń. Dziś po południ zaczynała się nowa kolejka w grafiku. Uśmiechnęłaś się pod nosem.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 15-03-2011 o 18:51.
one_worm jest offline