Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2011, 19:26   #4
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Post wspólny: Kerm & Mid

- Nie narzekaj już tak - Michael uśmiechnął się do Cas. No i wolał jej nie przypominać o tym, że pomysł pobytu u ciotki Adeli nie wyszedł od nieg. - Ciotka stara się zrobić z ciebie porządną...
- Kobietę? - przerwała ma Cas.
- Nie. - Michael stłumił uśmiech. - Prawdziwą panią domu.
- Zatem ma więcej wiary w cuda, niż ja. - Nie dość, że nie miała pojęcia o pracy w ogrodzie to jeszcze ciotka zapowiedziała na popołudnie jakieś wypieki. - Ucieknijmy... - Zaproponowała z nadzieją w głosie.
Stukanie do drzwi przerwało cichą rozmowę.
- Nie przeszkadzam? - Trill, kuzynka Michaela, nawet nie dała im szansy na powiedzenie proszę. - Nie przeszkadzam... - Stwierdziła. Czyżby w jej głosie zabrzmiało rozczarowanie?
- Cas, jakaś miła panienka przyniosła liścik do Michaela - mówiła dalej. - Jestem pewna, że powinnaś wiedzieć, z kim to za twoimi plecami utrzymuje takie bliskie kontakty mój kuzynek.
- Ładna? - zapytała Cas, jednocześnie wyciągając dłoń po liścik. Oczywiście chęć przeczytania jego zawartości nie miała nic wspólnego z zazdrością.
- Całkiem ładna. - Trill obdarzyła Michaela bezczelnym uśmiechem, jednocześnie podając list kapłance. - I ..?
Cassiel przeczytała krótką notkę po raz drugi by mieć pewność, że dobrze zrozumiała zawarte w niej słowa.
- To zaproszenie. - odpowiedziała zaskoczona. - Dla mnie i Michaela... - dodała podając narzeczonemu kartkę papieru.
- Od...? - Dziewczyna nie dawała za wygraną.
Kapłanka nie odpowiedziała zostawiając to zadanie towarzyszowi.
- Lady Elana nas zaprasza - wyjaśnił Michael. - Do cukierni Malwiny Monroe.
- Szczęściarze! - powiedziała Trill. - Cukiernia Malwiny słynie z najlepszych ciastek w mieście. Palce lizać... - W oczach dziewczyny pojawiło się coś na kształt zachwytu. - Aż wam zazdroszczę.
- Tylko co to może oznaczać? Nie żebym miała coś przeciwko kilku ciastkom, ale... - Cas przez chwilę sprawiała wrażenie zaniepokojonej jednak wkrótce jej twarz rozjaśnił uśmiech pełen satysfakcji. - Cóż, obawiam się że w takim wypadku plany ogrodowe nie dojdą do skutku.
Trill roześmiała się.
- Biedna mama. Taka będzie rozczarowana. Takie miała plany...
- Cóż. - Michael usiłował być poważny. - Nawet ona rozumie, że komuś takiemu jak lady Elana nie można odmówić, prawda?
- Jednak pieczenie i tak cię nie ominie. - Trill nie kryła swej satysfakcji widząc przerażoną minę Cas.
- Kochanie... - Michael poklepał Cas po ręce. - Jakoś to przeżyjesz. Pociesz się, że to będzie ostatni raz. Chyba, że to polubisz.
W ostatniej chwili uchylił się przed rzuconą w jego stronę poduszką.

***


Wybierając się na spotkanie poświęciła sporo czasu dla swego wyglądu. Nie żeby aż tak jej zależało na wrażeniu jakie wywrze, jednak sama możliwość ucieczki przed czujnym spojrzeniem ciotuchny była dla niej wystarczającym powodem dodatkowych minut spędzonych przed lustrem. Mając świadomość, że nie ominie jej kontrola przed wyjściem, wybrała dla siebie błękitną suknię spodnią, która jej zdaniem powinna przypaść Adeli do gustu. Ciasno sznurowany gorset w zadowalającym stopniu uwydatniał krągłości piersi kapłanki, dodatkowo wyszczuplając i tak szczupłą talię. Na suknię narzuciła białą szatę, która stanowiła nieodłączny element jej stroju. Poprawiła medalion Sune, który ułożył się wygodnie na bardzo eksponowanym miejscu i spojrzała na swego towarzysza.
Michael bez wątpienia nie prezentował się tak okazale, jak jego towarzyszka. Chociaż jego buty mogłyby służyć jej za lusterko, to reszta stroju nie była już tak elegancka. Mimo usilnych namów swej partnerki Michael nie zrezygnował z brązowej, skórzanej kurtki, nałożonej na szarą koszulę. Której, wbrew naleganiom ciotki Adeli, nie pozwolił wykrochmalić dla nadania jej wymaganej w ‘dobrym towarzystwie’ sztywności. Również nie pozwolił sobie na nałożenie pstrego kapelusza z piórkiem - zakupu sprzed paru dni - idealnego (według Cas) dla każdego, kto aspiruje do roli barda.
Brązowe spodnie bardziej nadawały się na wędrówke po lasach, niż składanie wizyt wysoko postawionym osobistościom, ale nawet ciotka Adela nie mogłaby ich czystości mieć nic do zarzucenia. Przeciwko obciążającej pas broni ona również nie mogła protestować, chociaż uważała, że jej siostrzeniec mógłby nosić coś bardziej... ozdobnego.
No i twierdziła, że powinien im towarzyszyć służący. Na szczęście Trill odwiodła ją od tego pomysłu.
Gdy już byli gotowi do drogi Michael chwycił jeszcze lutnię, co Cas skwitowała kpiącym uśmiechem.
- Serenada? - spytała, jednocześnie zapinając pas i poprawiając przyczepiony do niego bat.
- Bard? Bez lutni? - uśmiechnął się Michael. - Trzeba być w każdej chwili gotowym.





- Jak myślisz, co takiego może od nas chcieć Lady Elana? - zapytała Cas gdy następnego dnia wyruszyli w drogę do cukierni.
- Mam nadzieję, że odkryła mapę prowadzącą do jakiegoś skarbu - odparł Michael z uśmiechem - i poprosi nas o wykopanie go. Zainteresowana?
- Nie, nie bardzo. - Zakopane czy ukryte skarby źle się jej kojarzyły. - Może po prostu stęskniła się za nami? - mruknęła bez większego przekonania.
- Z pewnością. - W potwierdzeniu Michaela było tyle samo przekonania, co wcześniej w głosie Cas. - A może znalazła jakiś ciekawy utwór?
- I wzywa nas byśmy go posłuchali? Ocenili? Ponieśli dalej w świat? - pokręciła głową.
- No tak... - Michael pokiwał głową w udawanym oburzeniu. - Twoja wiara w moje zdolności zawsze podnosi mnie na duchu.
Cokolwiek by to nie było, Cas miała nadzieję, że pozwoli jej na ucieczkę z domu wujostwa. Jej doświadczenia z dnia poprzedniego jasno świadczyły o tym, że w oczach ciotki Michaela, jej umiejętności nigdy nie zyskają uznania.

- Przepraszam. - Michael zwrócił się do jednego z przechodniów. - Dobrze jedziemy do cukierni pani Monroe? - spytał.
- Cukiernia Malwiny Monroe? - upewnił się zagadnięty. - Jedźcie prosto i dwie ulice dalej skręćcie w prawo.
W milczeniu przejechali kilkadziesiąt metrów.
- Zdaje się, że lady Elana już przyjechała - powiedział Michael, wskazując znany im obojgu powóz.
Przywitali Holdana, woźnicę i ochroniarza lady Elany w jednej osobie, a potem weszli do wnętrza cukierni. Oszałamiająca mnogość barw i zapachów, która powitała ich tuż po przekroczeniu progu cukierni, wyrwała z ust Cassiel cichy okrzyk zachwytu. Idąc za Michaelem, rozglądała się wokoło chłonąc wrażenia które atakowały jej zmysły. Mimo iż przed wyjściem z domu zjedli przygotowany przez ciotkę Adele posiłek, to … Od myśli o jedzeniu odciągnął Cas odgłos padającego ciała. Zdziwiona z początku nie wiedziała co się stało. Dopiero widok leżącego niziołka uświadomił jej, że nie są w cukierni sami. Nim zdążyła zareagować wydarzyły się dwie rzeczy. Pierwszą było powstanie owego omdlałego, małego mężczyzny, który gramoląc się z podłogi nie spuszczał a niej zachwyconego spojrzenia. Drugą było pojawienie się wielkiego kocura, który wydał się kapłance dziwnie znajomy. Obdarzywszy niziołka przyjaznym uśmiechem, ruszyła w stronę kuchni z której dochodziły głosy dwóch kobiet.

- Ty wstrętny leniu - mruknął Michael, gdy Methanes, zdecydowanie większy i cięższy od przeciętnego kota, zadecydował, że w ramionach Michaela będzie mu się wygodniej podróżowało. - To dziewczyny nosi się na rękach. Utyłeś chyba...
Kot demonstracyjnie pokazał mu język.

- Dzień dobry - powiedzieli niemal równocześnie Cas i Michael wchodząc do pachnącej najrozmaitszymi wypiekami kuchni.
Michael skinął głową niziołce, a potem, korzystając z zaproszenia, podsunął krzesło Cas. Gdy sam siadał obok dziewczyny do zebranego tu towarzystwa dołączył kolejny gość. A raczej nie gość, tylko, sądząc z jego zachowania, ktoś tutejszy. Pomieszczenie od razu stało się jakby mniejsze...
Raczej nie wyglądało na to, że chodzi o spotkanie miłośników muzyki poważnej czy dyskusję o odnalezionych niedawno pieśni Tamorlyn. Nie sądził też, by mieli się wypowiadać na temat zalet produktów wychodzących spod ręki właścicielki cukierni.
Usiadł wygodniej.
Zaintrygowany kierunkiem, w jakim spoglądała Malwina, również spojrzał na własne buty. Lśniły dokładnie tak samo jak wtedy, gdy wychodzili z domu ciotki, która osobiście sprawdzała, czy ich strój nadaje się na spotkanie z lady Elaną. W butach można by się przejrzeć.
Czyżby pod względem zamiłowania do czystości Malwina była jeszcze gorsza niż ciotka Adela? A sądził, że coś takiego nie jest możliwe.

Gdy padła propozycja, złożona im przez lady Elanę, wiedział, że powinni podjąć się tego zadania. I dług wobec ewentualnej pracodawczyni nie miał z tym nic wspólnego. Warto było spróbować chociażby po to, by móc bez zadrażnień wyrwać się z domu ciotki Adeli.
Również Cassiel była zadowolona z możliwości ucieczki. Ciotka z pewnością nie będzie stawać im na drodze gdy dowie się... Właściwie Cas nie była pewna, czy powinni o owym zleceniu rozmawiać z ciotką. Trzeba więc będzie obmyślić zgrabną bajeczkę, do czego idealnie nadawał się jej towarzysz.


Rozkoszując się słodkim, małym arcydziełem, którym potraktowała ich właścicielka kolorowego przybytku, Cas nie mogła się pozbyć wrażenia, że gdyby to ona zaprezentowała coś takiego ciotce, ta być może spojrzałaby na nią przychylniej. Ewentualnie stwierdziła, że może nieco za słodkie... Jakkolwiek by nie było, drobne uczucie zazdrości zalęgło się w kapłance nie pozwalając jej w pełni cieszyć się czekoladowym cudem. Może po zakończonej rozmowie uda się jej wyłudzić jakiś przepis lub chociażby poradę, by następnym razem z jej rąk wyszło coś, co nadawałoby się chociażby dla zwierząt...
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline