Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2011, 08:08   #4
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
11 maja 1922 roku Senator Frank Walker miał urodziny. Z tejże okazji James wcześniejszego wieczoru zawitał w rodzinnym domu w Bostonie. Zapowiadał się bal u senatora na którym obecność jedynaka była wskazana i bynajmniej miała to być tylko uroczystość rodzinna. Była to kolejna świetna okazja do cementowania wpływów wśród śmietanki politycznej Bostonu. Nie zabraknąć miało wszystkich znamienitych osobistości począwszy od Mayora miasta, Szefa Policji, polityków republikańskich przez bostońskie środowisko uniwersyteckie i na dość kontrowersyjnym synie jubilata kończąc.

Zgodnie z obietnica dana ojcu, głownie ze względu na matkę jak poprawność wizerunku rodziny, James bez entuzjazmu oczekiwał przy porannej kawie końca dnia. Wiedział że wieczór w towarzystwie nudnych i nadętych figur, które wkrótce zaczną zjeżdżać się obiad poprzedzający bal, będzie trudnym orzechem do zgryzienia. Przeglądając poranną prasę od razu rzucił mu sie nagłówek Boston Herald kontrowersyjnie brzmiący „Zbrodnia czy głupota?”.



Czytając pierwsze zdania o mało nie zakrztusił się dymem z papierosa. Adrian Willbury nie żyje. Jego przyjaciel nie żyje. Ten, którego obecność w rezerwatach zaowocowała początkowo ciekawą znajomością wkrótce przerodziła się prawdziwą przyjaźń odszedł przedwcześnie w kontrowersyjnych okolicznościach. Bez zastanowienia wsiadł w swój samochód i niezapowiedziany spontanicznie złożył szczere kondolencje wdowie po Albercie. Dzielna Lukrecja, zapewne rozbita w środku dotkliwym ciosem utraty ukochanego, w otoczeniu najbliższej rodziny przyjęła wyrazy żalu od młodego przyjaciela męża spokojnie wraz z ofiarowaną przez Jamesa propozycją pomocy przy załatwieniu wszelkich potrzebnych formalności. Przynajmniej tyle mógł zrobić dla Lukrecji. I Adriana.

Szeryf Bass Harbor nie robił żadnych problemów informując, że po orzeczeniu doktora Fishermana o naturalnej przyczynie smierci profesora nie zamierza wszczynać dochodzenia i wraz z dokumentacją i aktem zgonu ciało zmarłego może opuścić wyspę. Opłacony grabarz z Bass Harbor dostarczył ciało profesora na pociąg i następnego dnia James odebrał trumnę ze stacji w Bostonie. Miejscowy Prokurator Główny zapytany prywatnie podczas urodzin ojca o możliwości podjęcia oficjalnego śledztwa, wyraził zgodę jeśli będą ku temu podstawy wynikające z sekcji zwłok. Ta rozmowa, w nowych okolicznościach była głównym powodem do udziału w celebracji urodzin ojca, które ograniczył ze zrozumiałych względów tylko do obiadu. Uzyskawszy wcześniejszą zgodę Lukrecji na przeprowadzenie sekcji zwłok Walker zlecił jej przeprowadzenie policyjnemu koronerowi, a od dobrego przyjaciela ze szkolnej ławy, który był wybitnym, praktykującym lekarzem, zasięgnął drugiej opinii na podstawie orzeczenia aktu zgonu i wyników autopsji. Arian zmarł na rozległy atak serca. Tylko dlaczego? Nie dawało to spokoju Jamesowi, więc jako pełnomocnik Lukrecji uzyskał od lekarza rodzinnego Willburych kartę zdrowia Adriana, która potwierdziła to co wszyscy powszechnie wiedzieli. Profesor dbał o siebie i szanował zdrowie. Był zdrowy jak ryba a serce miał jak dzwon. Poruszony okolicznościami w jakich znaleziono ciało przyjaciela James nie omieszkał przyrzec Lukrecji, że sprawy nie zostawi, co tamta przyjęła melancholicznym, bladym uśmiechem tylko ciałem obecna wśród żywych a duszą błądząca za duchem życiowego partnera.

James napatrzył się na zbyt wiele śmierci w swoim dotychczasowym życiu, ale żadna nie dotknęła go tak bardzo. Nie cierpiał pogrzebów. Kaznodzieja wygłosił poruszającą mowę, która wielu doprowadziła do łez krzepiąc na duchu zarazem. Jak się później okazało jako przyjaciel zmarłego przemawiał z głębi szczerości serca i pewnie dlatego James ze zdziwieniem stwierdził, że od wielu lat usłyszał dobre kazanie a rytualna ceremonia odprawiona przez pastora nie miała w sobie nic z rutyny katolickiego duchowieństwa. Nie cierpiał również styp. Nigdy nie miał na nich apetytu. Za to chętnie wychylił za duszę Adriana kilka głębszych Scotcha. Kiedy żałobnicy rozeszli się, a Lukrecja wręczyła adresatom listy wysłane przez profesora zza grobu, zgodnie z propozycją Solomona przeniósł się wraz z resztą obecnej w gabinecie rodziny Adriana i pastorem do salonu. Idąc czuł jak rośnie w nim gniew. Przeczytawszy uprzednio list utwierdził się w swoich jak na razie tylko intuicyjnych domysłach. Wiedział, że zanim wyruszy do letniego domu Whiterspownów będzie musiał nakłonić kuzynkę Lucy do współpracy i zgromadzić jak najwięcej informacji o śledztwie prowadzącym do rzekomego eldorado jeszcze w domu Willburych. Co prawda wątpił czy krewniaczka z Miami dysponuje przy sobie jakiejkolwiek postaci dokumentami, lecz jej wiedza sugerowana przez Adriana była niezastąpiona. Jedyne co James wiedział o badaniach profesora to jego zamiłowanie do kultury Indian północnoamerykańskich w zakresie ścierania się jej z pierwszym osadnictwem kolonii angielskich i francuskich. Kiedy Lukrecja odpocznie zapyta o dokumenty nieboszczyka, które mogą znajdować się w rodzinnym sejfie. Nie sądził również by robiła mu przeszkody podczas przeszukania domu w celu znalezienia jakichkolwiek poszlak.

Pierwszy przemówił ojciec Twinkelton przerywając milczenie, co przełamało lody, bo Walker choć miał wiele do powiedzenia jako gość czuł, że pierwsze słowo należy się rodzinie lub duchownemu.

- Otóż to ojcze Olivierze. Każdy z nas otrzymał od Adriana list. Pożegnalny. Przecież wiemy, że nie był samobójcą a tylko oni i ci, którzy wierzą, że ich życiu zagraża niebezpieczeństwo takie wiadomości zostawiają. Pastor potwierdził tylko moje przypuszczenia, że nie jestem tylko ja i kuzynka Lucy jedynymi, którzy wiadomość podobnej treści od niego otrzymali. – to powiedziawszy podszedł do wspomnianej młodej kobiety – James Walker - ukłonił się - przyjaciel Adriana. - i podawszy jej list oświadczył. - Prosił mnie w nim, abym go kuzynce pokazał. Po przeczytaniu go zrozumie panienka, że nie tylko moim postanowieniem, ale i teraz jak się okazuje ostatnią wolą zmarłego było podjęcie tego śledztwa, co mam zamiar uczynić. Jak sądzę z pani pomocą? Wszak byłaś kuzynko Lucy zaangażowana w badania krewniaka najbardziej.

Dając skrępowanej dziewczynie czas na przeczytanie listu przechadzając się w jednej ręce z papierosem w drugiej z popielniczką kontynuował co miał do powiedzenia.

- Jako rodzina i najbliżsi przyjaciele pragnę byście wiedzieli o moim postanowieniu. Zrobię wszystko co mojej mocy, aby tę sprawę rozwiązać. Lukrecji wspomniałem, że tego tak nie zostawię, lecz teraz widząc jak poważna to jest sprawa, wolałbym raczej by to zostało pomiędzy nami tu zgromadzonymi w tym salonie. Jak już zauważył Solomon nie należy teraz serca wdowy wypełnionego bólem zalewać dodatkowymi cierpieniami. I nie jest moją intencją rozdrapywanie waszego. Jeżeli ktokolwiek z was – spojrzał wymownie po wszystkich zatrzymując wzrok na krewniaczce z Miami najdłużej - jest w stanie mi pomóc w zakresie badań które prowadził Adrian, to wierzę, że uda się podjąć trop na szlaku na którym mój przyjaciel, a wasz bliski stracił życie. - ciągnął dalej.

Spod czarnej siatki welonu dostrzegł w oczach siostrzenicy Adriana aprobatę. Najwyraźniej nie tylko Sam doszła do wniosku, że tajemnicę śmierci wuja trzeba koniecznie rozwiązać. Pastor dołączył do grona dzielących takie same refleksje zabierając głos.

-Przez długie lata badania Adriana były naszą wspólna pasją. Nie mam na pewno tak rozległej wiedzy jak on, ale orientuje się w temacie na tyle by być użytecznym. Poza tym znam z doświadczenia ludzi z małych miasteczek. Duchowna osoba wzbudza zaufanie o wiele bardziej niż ktoś zupełnie obcy. A wiadomo jak podejrzliwi są z dala od wielkich miast. Służę więc swoją osobą i postaram się być pomocny na tyle na ile pozwala na to moja wiedza i doświadczenie. Wola zmarłego to święta rzecz, a szczególnie zmarłego przyjaciela. – powiedział Twinkelton.

- Jak niektórzy z was wiedzą, jestem odpowiedzialny z ramienia Departamentu Wojny za rezerwaty Indian w Maine, gdzie świętej pamięci Adrian prowadził badania. Skoro śledztwo zaprowadziło profesora do Bass Harbor kończąc się tam jego śmiercią, tym bardziej poczuwam się zobowiązany do przyjrzenia się temu bliżej. - zakończył patrząc po zebranych.

W Bass Harbor nie był ani razu. Pierwszy raz będzie miał okazję odwiedzić wyspę. Wiedział o niej tylko tylko, że nie ma tam Indian. Więc tyle co nic. Ze względu na urodziny ojca i obietnicę spędzenia dłuższego czasu z matką w Bostonie wziął dwutygodniowy urlop, który teraz wykorzysta w zupełnie innym celu gdzie indziej.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 01-04-2011 o 08:13.
Campo Viejo jest offline