Craep oblizał się, po czym znów wychylił beczułkę.
Dziwne zwyczaje mają ci południowcy. pomyślał, gdy wartki strumień trunku wlewał mu się do gardzieli.
Przecież nawet w rodzinnym Targenlok, gdzie dzicz była niemała, ludzie pijali z kubków i kielichów. A tutaj? Prosto z beczki...
Babrarzyńca pokręcił głową, podając napitek kolejnemu w kolejce. Odchylił do tyłu głowę, z trzaskiem nastawiając sobie zbolały kark.
-
Cholera... W dzień gorąco, nocą zimną i do tego chłód znad rzeki bije.- stęknął, z chrzęstem prostując palce.-
W domu to ciągle zimno, i ból po kościach się nie szwęda.
Kątem oka spojrzał na siedzącą z dala od nich czarodziejkę i jej towarzysza. Jak sami się nie zbliżali, to co było ozor po próżnicy strzępić, ot co! I jeszcze ta gadka, że to właśnie pannica będzie miała rozwalić to całe ślepie demona. Crack zamyślił się chwilę, po czym zaczął mówić.
-
Wiecie, chłopy, u nas na północy, to kobity głównie się domowymi robotami zajmowały.- przerwał, uwalniając czknięcie zbierające w gardle.-
Silne być musiały, by dobrze osadzie służyć i w razie czego równie dobrze męża zastępywać, co się na wyprawę udał. Żona kowala wykuwała wtedy za męża broń, żona bednarza robiła beczki, a żona yarla zarządzała osadą.
Znów zamoczył usta w miodzie, gdy beczułka ponownie trafiła w jego stęsknione ramiona. Po dłuższej chwili znów podjął.
-
A wszystkie te kobity, mimo że rolę wielką odgrywały w osadzie i szacunku jakim się je obdarzało, to nadal pokorne były, jak obyczaj nakazywał. Twarde są nasze kobity, oj twarde. Równie dobrze, zamiast mnie, mogłaby tutaj moja siostra siedzieć.- uśmiechnął się, wspominając rodzinne strony. Miód wspaniale rozwiązywał język i odświeżał pamięć.-
I wyobraźta sobie, chłopy, mój szok, gdy przyjechałem na południe!
Zaśmiał się gromko, klepiąc wielką łapą o kolano.
-
Spotkałem ci ja wiele kobit na południu. Wiele z nich było cichych i pracowitych, równie wiele wrzaskliwych i denerwujących. O tych ognistych i nieposkromionych nie wspomnę, bo tych to najmniej było.- westchnął, drapiąc się po krótkiej i gęstej brodzie.
-I zapytacie mnie pewno, dlaczego ja wam to wszystko mówię?
Uśmiechnął się lekko, językiem badając wnętrze policzka. Wymownie spojrzał w stronę siedzącej nieopodal magiczki.
-
Otóż nasza panna czarodziejka do żadnej z tych grup, mi cholera jasna, nie pasuje.- przerwał, wyjmując z torby kawałek wyschniętego chleba. Z głośnym chrupnięciem wgryzł się w niego.-
Maniery ma jak jakaś szlachciaka, wzniosła jest jak królowa, odległoś od nas trzyma jak jakaś siostra klasztorna a po reakcji na zaloty Widara, wnoszę że już nie takich oplotła swoimi wdziękami wokół palca.
Wiking zaśmiał się cicho, po czym znów rzucił okiem na czarodziejkę.
-
Może i panna ma rację, i to właśnie na jej ramiona spadnie zniszczenie Oka. A może nie. Mędrcem nie jestem, nie przewidzę. Ba! W sumie to ja nawet myślicielem nie jestem!
Zamilknął, poważniejąc.
-
Ochronę my pannie zapewnim, a co. Ale dobrze był było wiedzieć ciut więcej o kimś to tej ochrony tak otwarcie i butnie się domaga, hę?
Crack zwiewnął potężnie, po czym podszedł do łóżka i usiadł na nim. Topór, miecz, hełm i pancerz były na swoich miejscach. To samo nóż myśliwski i tarcza zabrana z tej prowizorycznej zbrojowni. Zadowolony mężczyzna ściąnął ze stóp buciory, do których po chwili dołączyła kamizelka z futer i karwasze.
-
A teraz idę spać.- rzucił przez ramię, ładując się na siennik. Przez chwilę leżał jeszcze z rękami pod głową, po czym zamknął oczy i zasnął.
Śnił o domu.