Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2011, 21:07   #28
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Głębokie Lasy, wieczór

Wszyscy

Dziki szarżowały z furią, lecz na pewno nie po to żeby Was zabić. Zraniony prowodyr obalił ogromnego Wolfa Larsona, aż ten z łoskotem gruchnął o ziemię. Ale odyniec nie był mściwy, lecz raczej przerażony nieoczekiwanym spotkaniem i dał nura wraz ze złamanym oszczepem prosto w krzaki po przeciwnej stronie gościńca. Za nim pędem podążyły dwa pozostałe przy życiu samce. Jeden z nich silnie broczył farbą pozostawiając krwawy ślad na liściach.

*

Całe zdarzenie trwało kilka uderzeń serca. Nie więcej. Pod olbrzymim świerkiem leżało tylko truchło zabitego dzika i porozrzucany wokół oręż. Napięcie w kompanii powoli opadało. Las odżywał. Trzeba było ruszać dalej.

- To nie byle dzik, to dzicze bydlę – Fungi patrzył z podziwem za uciekającym przez krzaki olbrzymim odyńcem i jego przetrzebioną watahą – Nawet nie zdążyłem mrugnąć, a tu łubudubu! Ha, chwacko się sprawiliśmy, he, he. Nie ma co. No, ale wieczerza prawie gotowa. Lepsze to niż klasztorne suchary. – zerknął na ubitego dzika i uśmiechnął łakomie do Tereza. – Nie mędrkujmy więc, tylko dzika za wsiarz i w drogę. Do tej dolinki, o której Wam mówiłem zostało tylko ze dwie godziny marszu…


*

Wolf Larson

Larson z trudem powstał na nogi. Zrzucił przy tym z pleców parę szyszek wielkiego świerku. Wielki odyniec przeorał mu prawe udo. Syknął. Bolało jak diabli.

- Krrwa mać – wychrypiał zły nie na żarty Larson patrząc komu by tu przypierdolić.
A jego słowa zdały się potomnym proroczymi…


Oktawius

Miał jakieś niejasne przeczucie. Leśne zwierzęta nie atakują bez powodu, zazwyczaj. Chyba że coś lub ktoś je zaatakuje pierwszy. Sprowokuje. Oktawius rozejrzał się po puszczy w obawie, że coś przeoczył. Jakiś z pozoru nieistotny szczegół. Nic nie przykuło jego uwagi. Ale coś mu nadal nie grało. Był gotowy na najgorsze. „Kurrwa, jak ja tego nie cierpię” – pomyślał ze złością.


Creap aep’ Crack

Dzik wreszcie znieruchomiał. Jego krwawa posoka plamiła leśne runo w blasku zachodzącego słońca. „Krąg życia” – pomyślał filozoficznie barbarzyńca. Trzeba było przyznać, że odyniec był sporych rozmiarów. Miał parę lat, jednak kły nie zdążyły się jeszcze wyszczerbić czy nawet stępić. „Naprawdę piękna bestia” – Creap z podziwem oszacował zwierzę. W tym samym momencie krew zastygła mu w żyłach. Z tylnej nogi dzika wystawał złamany grot strzały. Czarnej orczej strzały. „No, żesz krrwaa…” – zaklął w myślach.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=NYD1xy7zKR8[/MEDIA]



Widar

Zwolnił powoli cięciwę z łuku. Virana stanęła tuż za nim, Terezem i Fungim. Nikomu nic się poważnego nie stało. Widar zawahał się przez moment czy odpiąć cięciwę. Zagrożenie już chyba minęło. Przepatrzył szybko leśny dukt z przodu i tyłu. Rutynowo. Nic zresztą ciekawego nie zobaczył. Ot, czekała ich z przodu jeszcze jedna kałuża z brudną wodą do przeskoczenia i… ślad ciężkiego zdezelowanego orczego buciora odciśnięty w błocie…. Na oko ocenił, że świeży.

- Kurwa… jego… mać – wycedził.


Borack

Wstając z krzaków jeżyn otrzepał spodnie z kolców. Na szczęście za bardzo nie poplamił się owocami. Mimo, że nie należał do ułomków, to głową nie wystawał ponad krzaki. Już chciał wychodzić z gęstwiny, gdy mimowolnie jego elfi wzrok zatrzymał się na oddalonym trzydzieści kroków od niego brzozowym zagajniku – w głębi lasu. Instynktownie znieruchomiał. Drobne listki poruszyły się pod wpływem wiatru i Borack dostrzegł masywnego orka z szablą w łapie i krótkim łukiem na plecach, który krył się w cieniu młodnika. Chyba był sam. „Jeszcze nie jest źle” – pomyślał.




„Zwiadowca” – przemknęło przez głowę półelfa. Ork ze spokojem przypatrywał się kompanii stojącej na trakcie z szyderczym uśmiechem.

- Kurwa mać – wyszeptał bezgłośnie Borack i ścisnął mocniej nóż. – Kurwa jego mać - powtórzył. Szabla orka była upaprana jakąś kleistą mazią… Już było źle.


Draugdin

Zareagował jako ostatni. Wprawnie uniknął szarży warchlaka zanim ten zdążył go dosięgnąć, a następnie czmychnąć za przewodnikiem watahy. Gdy było po wszystkim Draug otarł pot z czoła. „Szybka akcja, jak ja to kocham” - pomyślał. Zmrużył oczy i tradycyjnie zerknął za siebie. W końcu miał baczyć na tyły.
Droga, którą przyszli wyglądała jak przed chwilą. Choć nie, nie do końca. Jakieś czterdzieści kroków za ich wesołą kompanią zauważył niskiego, wysuszonego ze starości orka, ubranego w resztki piór i kawałki skór.
Draugdin w pierwszej chwili chciał roześmiać się na głos – starzec wyglądał pociesznie - lecz głos uwiązł mu w gardle. Ork nie był sam. Zaraz za nim z gęstwiny krzewów wynurzyły się dwie przygarbione postacie. Obstawa czarownika, potężne orcze bary. Uzbrojeni w zakrzywione szable.
Czarownik właśnie coś nucił w swym plugawym języku. Ani chybi splatał jakieś mroczne zaklęcie. Draug wiedział, że coś trzeba zrobić. Tylko co? Było bardzo mało czasu na działanie.

- Ash dazg kurruk. Ash dazg kurruk – wyśpiewywał ork.

„No i kurwa orcza mać” – zaklął w myślach Draugin, - „czy kurr w języku goblinów przypadkiem nie oznacza śmierć?”


Virana i Aler Terez

Coś ją zakłuło w głębi duszy. Ból był silny, przejmujący, nagły, ale zaraz przeszedł jak ręką odjął. Jednak nie, jednak to uczucie po nim pozostało. To była czyjaś obecność. Wyczuwała ją silnie. Coś obcego. Plugawego. Obecność śmierci. Niedaleko stąd. Z tyłu za nimi. „Orczy szaman” – Virana była już tego pewna. Oparła się na ramieniu stojącego nieopodal Alera:

Zasadzka – wystękała z trudem.

*


===========



Mechanika sesji OY:

1. Wolf Larson: minus 3 punkty do Kondycji
2. Wszyscy BG: ustalcie swoją Wartość Bojową w kostnicy.
3. Wszyscy BG: dodatkowo rzućcie 5 razy k6 i podajcie rezultaty poniżej swego postu.
4. Od tej pory przy każdym poście wykonujcie punkty 2 i 3. Oddzielając post === taką właśnie kreską.
 
kymil jest offline