Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2011, 22:12   #29
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Pięknie. Oktawius już był pewien, że tutaj nic nie grało. Jeszcze nie wiedział tylko co. Spłoszone zwierzęta niemal ich stratowały, a on gówno widział, choć wytrzeszczał gały na chaszcze, z których wypadła wataha.
Krasnolud z zadowoleniem już oceniał dziczyznę pod kątem możliwości swojego brzucha. Ktoś tam się gramolił z klęczek, ktoś inny pochylał nad truchłem. Najgorszy moment - przeleciało przez głowę człowiekowi, który szmat czasu spędził na duktach i bezdrożach i takich jak ta sytuacji widział krocie. Oto zagrożenie z głośnym kwikiem oddalało się w podskokach. Emocje opadły a wśród ludzi zapanowało rozprężenie. Idealna chwila by nieszczęście spadło niczym jastrząb z pogodnego nieba i skopało im dupska. Odruchowo spojrzał nawet na kołyszące się w rytm podmuchów wiatru korony drzew. Nic w nich nie zauważył, bo i nie było tam nic, co można by dostrzec.

Nieszczęście bowiem przyszło z zupełnie innej strony. Kulawym krokiem wyłoniło się z chaszczy i zgodnie z naturą wszystkich nieszczęść świata właśnie szykowało się do dokuczenia w najbardziej bolesny ze sposobów.
- Ash dazg kurruk. Ash dazg kurruk skrzekliwe zawodzenie ledwo dochodziło uszu Oktawiusa, jednak spojrzenia co poniektórych członków drużyny niechybnie naprowadziły go na właściwy kierunek. Jednego spojrzenia starczyło by zorientować się w czym rzecz. I w jak paskudnej sytuacji się znaleźli. Kurrwa, jak ja tego nie cierpię – pomyślał ponownie ze złością. Na oko ze czterdzieści kroków. Nie było czasu na zastanawianie. Ani kombinowanie. Równym krokiem ruszył w kierunku orczego szamana i w marszu przerzucił drzewce oszczepu w dłoni do rzutu. Całą swoją uwagę poświęcał sylwetce koślawego dziada, jakby od tego zależało powodzenie rzutu. Bo i zależało. Kiedy był pewny zebrał się w sobie i z głośnym stęknięciem zamachnął oszczepem. Grot prując powietrze pomknął na spotkanie z czarownikiem, a Oktawius za osłoną tarczy i z mieczem w garści gnał już na spotkanie orków.
Kurwaaa!! Jak ja tego nie cierpię! - powtarzał tylko w duchu nie wiedział już który raz.
 
Bogdan jest offline