Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2011, 01:34   #106
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
przy udziale Liliel, Armiela i Bebopa

Ból od dłuższego czasu był mu bratem. Jeżeli nie fizyczny to na pewno ten rozgrywajacy się w wewnątrz jego jestestwa, jego nowego mrocznego ja. Był też i ten drugi, najbardziej bolesny, ten który przyćmiewał wszystkie pozostałe, ból niespełnionej miłości. Od zaraznia wieków w jakich trwała Iluzja miłosć była jej cześcią, wypełniała ją.
Można było mieć jedynie nadzieję, że pieśń miłości pobrzmiewa w ludzkich ciałach echem prawdziwej ich natury, że nie jest wytworem Demiurga by nam mamić prawdę, że nie jest to kolejny łańcuch iluzji. Prawdziwej natury… tego co Claire Goodman niosła przy sobie, prawdziwa postać Jessici Kingston. Jej lumina. To czym naprawdę byliśmy zanim Demiurg wepchnał nas w okowy Iluzji, zanim kazano nam się oblec w ciała. To tak jakby obecnie nam kazano się wysmarować gównem. Trzeba było to zrozumieć by naprawdę, choć trochę móc zacząć postrzegać to wszystko co teraz zaczeliśmy nazywać prawdą.

Tak więc, ból był ich bramą powrotną, kluczem do tego co znali. Do iluzji…

*

- To, że nie napisałem skargi do waszego przełożonego, zawdzięczacie jedynie mojej sympatii do policji i pracy, którą wykonujecie. Jednak teraz ..... – głos lekarza ocucił na nowo zmysły Alvaro. Patrzył się przez chwilę na niego tępym wzrokiem, jak człowiek który dopiero co obudził się z długiego koszmarnego snu. Tylko, że tym razem to on zasnął broniąc się przed prawdą.
Na nowo pojawili się w sali z trzema podłączonymi do aparatur medycznych kobietami.

- Nie mamy złych zamiarów - Goodman podniosła wysoko ręce jak więzień, który chce uniknąć rozstrzelania. - Zostawiłam tylko portfel - poklepała się po wewnętrznej kieszeni kurtki. - Już go mam i wychodzimy. Nie ma potrzeby robić z tego checy panie doktorze – zareagowała najszybciej z naszej trójki. Najszybciej i najsprytniej.

Lekarz obdarzył policjantkę ponurym wzrokiem. Twarz, stojącej obok niego pielęgniarki zafalowała, wydłużyła i przez ułamek sekundy wyglądąła jak pysk jednego ze szczurzych paskudztw Unkath. Dodatkowo jej mlaskający głos, słyszalny dla trójki przybyłych z Metropolis, potwierdził że szczurza królowa dobrze bawiła się całą sytuacją.

W końcu twarz lekarza ściągnęła się w wąską kreskę. Oczy zwęziły się. Mimo niewysokiego wzrostu zdawał się teraz naprawdę groźny. Ale nie tak jak stwory z Metropolis, lecz jak człowiek, który broniąc swoich racji, nie cofnie sie przed niczym.

- Niech państwo opuszczą już teren szpitala - powiedział w końcu.zniechęcony - Jednak, jeśli raz jeszcze złapię którekolwiek z was na nękaniu moich pacjentów, nie będę się wahał. Żegnam.

- Do widzenia Panie Doktorze – Silent po raz chyba setny potwierdził, że pseudonim był mu dany na wyrost - Jeszcze raz proszę nam wybaczyć... Kawał dobrej roboty Pan tutaj wykonuje - dodał już wychodząc. Szanował tego człowieka, który był silnie związany z Iluzją i trwał w jej prawach ale zgodnie z tym co uczono Alvaro, choć fałszywie, blisko mu było do boskich nakazów. Do czegoś co kiedyś było Rafaelowi tak bliskie. Coś co kierowało całym jego życiem…. Życiem w Iluzji, w kłamstwie.

- Jak dla mnie to raczej wy tutaj nękacie pacjentów - Baldrick zmierzył mężczyznę spojrzeniem - W takim momentach właściwie jestem za eutanazją, sanepid nigdy was nie odwiedził? - Zrobił krok w kierunku lekarza, zatrzymał się na kilka sekund po czym minął go i ruszył do drzwi. - Żegnam.

Baldrick, kryjący się za maską swego cynizmu, egoizmu, jakiejś formy wulgarbności, odstraszający wszystko i wszystkich dookoła od siebie… Samotnik.

Nie tym razem Terrence

Czy teraz nikt już w Metropolis nie dba o ludzi? Nikt ich sobie nie ukochał? Są tylko pokarmem? Zabawką? czy to już piekło czy tylko jego przedsionek?” - myśli kołatały w głowie Rafaela kiedy wychodził ze szpitala za pozostałymi. Mysli, czarne, mroczne i pozbawione ważnego czynnika nadziei.

Kiedy patrzył na plecy zbiegajacej po schodach szpitala Claire przypomniał sobie słowa jakie kiedys wyczytał, fragment książki który wyrył mu się w pamięci, którym nie raz karmił swoich podopiecznych:

Nawet jeśli nie jest od razu wzajemna, miłość zdoła przetrwać jedynie wtedy, jeśli istnieje iskierka nadziei - bodaj najmniejsza - że zdobędziemy z czasem ukochaną osobę”.

Teraz te słowa wydawały mu się nic nie warte. Ciężko mu było się przekonać do nich widząc jak Claire na niego patrzy od momentu kiedy wspólnie wkrozyli do Miasta Miast. Czy jest jeszcze nadzieja….
Tylko na co….

Lepsze życie….

Na unicestwienie….

Na miłość….

Zapomnienie….

Tu gdzie teraz jesteśmy nie kłamstwo, lecz prawda zabija nadzieję.

Goodman zatrzymała się dopiero przed szpitalem i automatem z papierosami. Wrzuciła monety, wahała się moment nim odfoliowała paczkę i wepchnęła jednego papierosa do ust. Zapaliła go i zaciągnęła się dymem z nieukrywaną nerwowością.

- Jaki plan? - zaczęła między sztachnięciami. - Ja muszę iść do Kingston. Alvaro nie ma odznaki a ty, Terry, masz się trzymać z daleka żeby nie było drugiej Hiroshimy. Straciliśmy dobę co mnie nie cieszy. Miałam mieć randkę z graficiarzem. Alvaro, nie przejdziesz się tam w pojedynkę? - przez cały czas gapiła się to na twarz Baldricka, to na buty Alvaro i znów na twarz Baldricka.

Silent podszedł do Claire i szybkim ruchem dłoni wyciągnął jej papierosa z ust.
- Nie warto... - dodał jedynie

Spoglądał długo na Claire, obserwując jej dotychczasowe reakcje. Dziwnie sie zachowywala od momentu kiedy odslonili zaslone iluzji. To dziwne zachowanie podtrzymywala nawet tutaj. W iluzji, która ją uksztaltowala. Czy on sie zmienił? Alvaro ponownie spojrzał po sobie.
Cały wyglądał odpowiednio do swego wieku. Jednak zachowanie Claire, próby odgadniecia marki jego butow, temu przeczylo. Przynajmniej tak to odczytywal

- Popatrz na mnie Claire.... I przyzwyczaj się do tego widoku - zablefowal sucho, nawiązując do wyglądu Jacooba podczas jego przemiany - bo będzie już tylko gorzej.

Goodman podniosła głowę i spojrzała prosto w oczy Silenta a najmniejszy choćby ślad emocji nie przebiegł przez jej twarz.

Najmniejszy ślad emocji….

…bodaj iskierka nadziei…

Nic…

- Już się przyzwyczaiłam - sięgnęła po papierosa ciągle dymiącego między palcami wampira i na powrót wepchnęła sobie do ust. - Wybacz, że wcześniej unikaliśmy tematu. Myślałam, że po powrocie wszystko wróci do normy. Nie wróciło. Żeby więc nie było niedomówień ktoś powinien powiedzieć ci to wprost. Wyglądasz jak trup Alvaro - zaciągnęła się nerwowo chociaż ani na moment nie odwróciła wzroku. - Przykro mi.

- Nie powinno Claire... - Rafael odezwal sie glucho. Coś ściskało jego gardło. Coś czego nie powinno być

A jednak…. nie mylił sie

Łudził... Oszukiwał... Nadaremno... Stracił wszystko.. Poświęcił się... Dla czego? Dla innych? Dla wymyślonych praw i reguł? Cholernie głupia kupa mięsa.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MeFezGJF7mA[/MEDIA]

Gnijącego w dodatku

Okazalo sie, ze trzeba było to przerwać juz wczesniej. I tak nie miał szans....

… bodaj iskierki nadziei…

Jak jednak walczyć z rodzącym się uczuciem? Mozna je jedynie stłumic. Drugiej osoby nie musiał już odtracac... sama to robiła...

- Płacę za swoją decyzję Claire – odezwał się w końcu kiedy na nowo poczuł, że jest w stanie mówić - Jestem trupem. Zmarłem kilka miesięcy temu. Łudziłem się... Jak widać błędnie.... Szkoda, że nie poznałem cię wcześniej - jakaś dziwna nuta zabrzmiała w ostatnim zdaniu - Obyście wy nigdy nie musieli być postawieni przed wyborem przed jakim ja zostałem postawiony – popatrzył na dwójkę ludzi - Iluzja ostatecznie jest lepsza. Co do twojego pytania Claire to odznakę postaram się zdobyć ale najpierw muszę nauczyć się maskować swój zapach bo pewnie cały cuchnę miejscem w którym byliśmy i mój stwórca nie byłby tym faktem zadowolony.
Co dalej Claire? Najpierw powiedzcie mi gdzie jest dokładnie ciało Jess? - rzucił do towarzyszy – wtedy ustalimy co robimy dalej.

- Zaraz się tego dowiemy – Goodman wyciągnęła z kieszeni komórkę i wybrała numer - Ale i tak sądze, że nie powinieneś iść, nawet jeśli załatwisz lewą odznakę. Przypuszczam, że jest pod policyjnym dozorem a każdy glina który ma szansę ci się przyjrzeć może cię przecież rozpoznać.
Odwróciła się plecami do chłopaków i mruknęła do słuchawki.

- Kozlovsky? – telefonem skierowanym do swego byłego partnera, Claire podkreśliła, iż mu ufała a ten na pewno miał dla niej informacje z pierwszej ręki. - Dowiedz się dokąd przewieziono Kingston po wczorajszej akcji w K-Markt. I nawijaj czy złapali tych ochroniarzy podejrzanych za masakrę.

- Ochroniarzy nie złapali – Rafael słyszał głos rozmówcy Claire tak wyraźnie jakby sam z nim romzawiał. Chociaż to miał z tej swego trupiej wampirzej „przemiany” - Ale są wystawione na nich listy gończe. Widać, ze faceci byli umoczeni w sprawę po uszy. W ich mieszkaniach znaleziono jakieś dewocjonalia sado - macho i różne gówna. Uwierzysz, że oddawali cześć jakiemuś jebanemu szczurowi. Na ludzkich łapkach. Ogólnie mieszkali jak w chlewie. Robactwo. Nie myte gary. Jedna wielka chujnia.
Ale z innej beczki. Gdzieś ty była? Piguła się wkurwia na maksa, bo nie mógł złapać wczoraj nikogo od was. Myśleliśmy, że go krew zaleje. Nie wiedział, co ma mówić hienom z prasy. Co do Jess, leży na wewnętrznym. Pod ścisłym nadzorem mundurowego i sztabu lekarzy. Może być głównym świadkiem w sprawie.

Rafael pamiętał, że “wewnętrzny” to było potoczne określenie wśród policjantów szpitala służb mundurowych w Nowym Yorku.

- Dzięki Kozlovsky – Claire rzuciła do słuchawki - Do Strepsilsa sama się zgłoszę ale najpierw wpadnę do Kingston. Podaj mi jeszcze adresy tych flejtuchów masochistów.
Przez chwilę notowała słowa Kozlovkiego po czym przerwała połączenie i odwróciła się do chłopaków.

- Musimy ustalić jakąś wersję Terry. Nie było nas ponad dobę, Strepsils odchodzi od zmysłów jak przystało na troskliwą mamusię, ale jak już się pojawimy i nie podamy mu dobrych wyjaśnień to przepuści nas przez niszczarkę do papieru. No i jak wyjaśnimy nieobecność Cohena?

Zanim Terrence odpowiedział wtrącił się Alvaro.
- Zatem będziecie musieli ułożyć jakąs bajkę dla niego. Mój plan do tego co robimy dalej jest następujący. Podprowadzę Claire najbliżej jak się da do Jess. Tylko po to by chronić luminę gdyby komuś zechciało się ja zawłaszczyć po drodze. Terrence – spojrzał na Baldricka - ufając słowom Unkath, że masz być daleko od miejsca w którym scalimy Kingston chciałbym byś ty w tym czasie kiedy Claire będzie leczyła Jess, znalazł Ewę. Liczę na to, że ona nam pomoże dostać się na audiencję do Nasha. Jak ją zlokalizujesz to dasz mi znać i się spotkamy. Ja też chcę z nia porozmawiać. Mam jeszcze jedną prośbę do ciebie... Postaraj sobie przypomnieć co się działo zanim na nowo odzyskałeś swoje zmysły po Red Hook. W jakiś sposób to jest ważne. Co potem? Potem chcę z wami porozmawiać. wszystkimi. Wszystkimi jacy pozostali w miare sprawni po tej części lustra.

- Ewę? - Goodman nie miała pojęcia o kim mowa, albo po porstu nie wiedziała o co chodzi Rafaelowi

- Pamiętasz spotkanie u Cohena? - spojrzał na Claire - na tablicy wypisał imię i nazwisko których pierwsze litery ułożyły się w imię Ewa

- Pamiętam o niej - rzekł stanowczo Baldrick - Doskonale wiem co mam zrobić Alvie, już wcześniej postanowiłem, że ją znajdę. - Obrócił się tak by widzieć oboje towarzyszy, wygląd Silenta nie powodował u niego jakichś specjalnych odczuć, które odwierciedlałyby mięśnie twarzy. Po prostu jego widok już nie robił na nim takiego wrażenia, nawet jeśli przydałby mu się porządny face lifting z dodatkiem photoshopa - Chlałem przez cały dzień, a prostytutki nie wychodziły nawet z mieszkania. Ostro się zabawiłem i Strepsils tyle powinien wiedzieć.

- Zatem na razie chyba wiemy co mamy robić? Nie zwlekajmy. Terrence pamiętaj, że teraz pracujesz w drużynie, czy To.. ci się to podoba czy nie - poprawił się i uśmiechnął się w duchu na wspomnienie Cohena

- Z całym szacunkiem, to co najwyżej pobożne życzenie bym współpracował, mam jeszcze własną wolę - odparł nieco ostrzej drugi mężczyna - Po prostu róbmy swoje. Nie potrzebujemy rozkazów tylko działania. - Zdawał się być mocno poddenerwowany, a emocje szukały gdzieś ujścia.

- I sobie ją zatrzymaj. Po prostu chce byscie chociaz wy wyszli z tego cało – Rafael szczerze martwił się o współtowarzyszy - Bez całych dodatkowych, obcych lumin, esencji czy jakkolwiek to nazwiesz, podpiętych do waszej duszy. Nie każę cie sie zmieniac, jedynie nagiąć twoje zachowanie wzgledem nas i ostatecznie i siebie. Co do rozkazów to daleko mi do ich wydawania. Poza tym i tak byś zrobił po swojemu.

- Wszystko jedno - powiedział - Coś jeszcze? Muszę złapać taksówkę.

- Jedynie to, że liczę na ciebie... Czekam na telefon – Silent uśmiechnął się blado

- Dobra - rzekł zwięźle Terrence i ruszył w kierunku postoju taksówek - Do zobaczenia.

Alvaro uniósł w gore dłoń uzbrojona w długie szponiaste pazury w geście pożegnania

- A ty? - zapytała Goodman Silenta. - Co zamierzasz?

- Najpierw odprowadzę ciebie by mieć pewność, że jesteście bezpieczne a potem postaram sie skontaktować z kimś kto blefem chciał pociągnąć mnie ku Matronie. Jednak po cichu liczę, że w międzyczasie pojawi się telefon od Baldricka - zerknął w kierunku w którym poszedł detektyw - Poza tym niezależnie od tego jak wyglądam wziąłbym prysznic.

- Alvaro - Claire położyła mu dłoń na ramieniu. - Możesz przez chwilę nie myśleć o tym jak wyglądasz? Wesz co mówią “nie ocenia się książki po okłądce”. Chwilowo nie masz wpływu na to jak postrzegają cię nasze oczy. Po co to roztrząsać? Poza tym to gówno warty detal. Musimy się skupić a tym co ważne.

Moze byłoby mi łatwiej gdyby mi tak na Tobie nie zalezało” – ten pomyślał i jedynie skinął dziewczynie potakująco głową.

Wsiadła na swój motocykl zaparkowany niedaleko szpitala i podała Alvaro drugi kask. - Czas goni. Wskakuj.

Alvaro przyjął kask i przez chwilkę się w niego wpatrywał wspominając niedawno sprzedanego Harleya. Stare czasy... Usiadł za Claire jako pasażer.

Mknęli ulicami miasta a mroźny wiatr rozbijał się o ich kaski. Rafaelowi szybko skostniały dłonie pomimo rękawiczek jakie na nie założył. Po kilkunastu minutach dojechali do kolejnego szpitala. Tym razem tego do którego zwożeni byli głównie funkcjonariusze policji. Na szczeście dojechali bez jakichkolwiek większych przygód i dziwnych spotkan z mieszkańcami Metropolis.

- Będę pod telefonem - rzuciła Claire na odchodnym. Motor zaparkowała niedaleko szpitala - I oczywiście dam wam znać jak poszło z Kingston.

- Będę wdzięczny – Rafael uśmiechnął się choć dla Goodman pewnie ten uśmiech nie wyglądał najlepiej - acha ,Claire byłbym zapomniał. Ty teraz z Baldrickiem będziecie zajęci więc ja zerknąłbym w notatki, które dał tobie Patrick - wysunął dłoń w kierunku kobiety

Po chwili w jego rękach znalazł się notes jednego z najlepszych detektywów Nowojorskiej Policji z jakim przyszło mu pracować, notatnik Cohena. Do notatnika drugiego cenionego przez Rafaela policjanta nie miał dostepu bo Baldrick wszystko notował w głowie.
Alvaro patrzył za Claire tak długo aż nie zniknęła w drzwiach szpitala. Patrzył nawet wtedy kiedy zamknęły się za nia automatyczne drzwi. Miał dziwne przecucie, że stanie się coś niedobrego, tak jak wtedy kiedy zgasło światło podczas jego wizyty u Cohena co skończyło się zniknięciem Jess.
Boże Claire nie daj się

Rafael skierował swoje kroki w kierunku metra.



Wysiadł na jednym z głównych węzłów komunikacyjnych i od razu swoje kroki skierował w kierunku baru w którym wczoraj jadł śniadanie z Astarothem. Liczył na to, że ten zechce mu towarzyszyć.
Mylił się. Anioł Śmierci za nic sobie miał to, że odzyskali lumine Jess i część esencji jego samego.
Trudno. Jak go przyszpili to się pojawi.
Dla spokojności wykonał jeszcze telefon na numer z którego ostatnio dzwnoił Nash Tharoth. Tak jak się spodziewał. Zero odzewu.
Alvaro nie tracił czasu. Zamówił coś do jedzenia i gorąca kawę i zanurzył się w lekturze notatek Patricka Cohena. Dość szybko natrafił na ciekawy dla niego fragment. Staranne pismo Cohena odkryło przed wampirem adres niejakiego Jerremyego Seala, przy danych osobowych którego patolog zapisał również pseudonim „Głos Diabła”. Krótka notatka zdradziła, że jest on przywódcą sekty wyznającej Astarotha.

Kolejna możliwość dostania się do Anioła Śmierci” – Alvaro schował notatki i dokończył jedzenie. Przed wyjściem z lokalu i udaniem się pod adres zamieszkania Seala dopił kawę i wysłał wiadomośc pod numer z jakiego dzwonił do niego niejaki Zdradzony. Wiadomość brzmiała krótko.

Jak zerwać się ze smyczy Jacooba i co najważniejsze Togariniego…?

Liczył na to, że Zdradzony ponownie się z nim skontaktuje.
Ale jak to już wspomniał nadzieja matką głupich

...a że on do nich należał

Wyszedł z baru…
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 07-05-2011 o 00:27. Powód: wrzuciłem tytuł + drobne dodatki nie zmieniające zamiarów Alviego
Sam_u_raju jest offline