Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 14:32   #1
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Skarb Czarnobrodego


Noc swym całunem otuliła port Saint Meri. Nieliczne światła, które starały się jej przeciwstawić, pochodziły z latarni wiatrem huśtanych oraz tawern, które nigdy snu nie zaznawały. Samotny marynarz, zbyt trzeźwy by paść bez czucia pod ścianą jakiejś chałupy, jednocześnie zbyt pijany by baczyć na własne słowa, nucił pod nosem zakazaną pieśń.

Czarnobrody nasz Kapitan był,
A zwał się Edward Teach.
W szesnastym roku do nas przyszedł, by
Z diabłem i z nami pić.

Potężna postać, dziki wzrok,
Hiszpanom śmiał się w twarz,
Rabował statki. Nim minął rok,
Dziesiąty pryz był już nasz.


Wiatr porywał zwrotki i niósł je w dal, wprost w chciwe uszy tych, którzy ani tak pijani nie byli by wspominać pirata, ani tak głupi. Mknęła więc melodia, wędrując od ucha do ucha, by wreszcie dotrzeć do tych właściwych. Mężczyzna uśmiechnął się, poprawił skarb trzymany w rękach po czym ruszył dalej w swoją drogę nucąc słowa, które nieśmiertelnym uczynić miały jego martwego kapitana.

Gdy wbiegał po trapie w dali słychać było szczekanie psów i liczne okrzyki, które niczym biesy piekielne goniły jego śladami.
- Ruszać dupska! Wypływamy! - Gniewnie zakrzyknął widząc kilku kamratów w najlepsze kośćmi rzucających. - Brian, do stu diabłów! Ogłuchłeś gdym rozkazy wydawał?! - warknął do jednego z nich, po czym zadowolony z rychłego ich tyłków ruszenia, skierował się w stronę drzwi do kajut prowadzących. Nim jednak za nimi zniknęła jego osoba, padł kolejny rozkaz. - Wołać mi tu zaraz Earla!



Jim “Pchła” Evade

Tak się akurat złożyło, że rozkaz padł gdy Jim znajdował się w pobliżu. Nie żeby było to coś dziwnego. Chłopak to bowiem miał do siebie, że w pobliżu był zawsze czy się chciało, czy też nie. Słuchać jednak potrafił i mimo że szczyl jeszcze, to rozkazy wykonywał zawsze, podobnie jak teraz, szczególnie że wiedział gdzie medyk obecnie przebywa.


Marco di Modrone

Wcześniej tego samego wieczoru odbyła się rozmowa między kapitanem, a Marco, tak więc di Mordone nie potrzebował dodatkowych rozkazów. Gdy Samuel wkroczył na statek, taszcząc w rękach sporych rozmiarów, owinięty w czarne płótno balast, florentczyk wydał stosowne rozkazy sternikowi.


Peter "Earl"

- Wejdź Peter i zamknij za sobą drzwi, do diabła - kapitan zdecydowanie był w gniewnym humorze.
Kajuta, którą zajmował Bellamy była obszerna i bogato zdobiona. Masywne biurko, idealnie uporządkowane, zajmowało większą jej cześć. Na prawo od wejścia stała skrzynia, z której zazwyczaj wyjmowano bandery. Obok niej druga, w której kapitan trzymał mapy. Na ścianie nad nimi wisiał olejny obraz przedstawiający statek na wzburzonym morzu. Samuel zawsze twierdził, iż był on darem od Czarnobrodego, a bryg na nim uwieczniony miał ponoć być jego ukochaną Rozkoszą.
Cześć pomieszczenia odgrodzono ciężką, atłasową zasłoną. Za nią znajdowało się łoże, którego zalety pod niebiosa wychwalały dziewki, które kapitan zapraszał od czasu do czasu w swoje progi. Głos Bellamego dobiegał właśnie z tamtej strony.
- Mam nadzieję żeś zabrał swoją torbę - zasłona poruszyła się ukazując fragment osławionego mebla oraz wstającego z niego mężczyznę. - Będzie ci potrzebna, a nie mam tyle czasu by czekać aż po nią pobiegniesz.
- Oberwałeś? - spytał Peter. - Kula, czy nóż?
Torbę miał, bo gdy kapitan wracał z lądu, różnie się zdarzało. I sonda była już w użyciu, i nici niekiedy. A czasami inne specyfiki.
- Czy ja ci wyglądam na rannego? - nie czekając na odpowiedź odsunął nieco bardziej zasłonę ukazując oczom medyka młodą, prawie nagą dziewczynę, siedzącą sztywno na brzegu łóżka. - Zajmij się nią, tylko bądź ostrożny. Zostań tu dopóki nie wrócę i nikogo poza mną nie wpuszczaj.
- Zawsze jestem ostrożny - Peter skomentował wypowiedź kapitana.
W chwilę później drzwi się zamknęły za właścicielem kajuty.



Ponownie ujrzano go na pokładzie w chwili gdy odcinano cumy, a zza budynków portowych wypadła zgraja żołnierzy w czerwień i biel odzianych.
- Szybciej! - ponaglił i sam do odpychania brygu się zabrał, a gdy jasnym się stało, że nie zdążą na czas się oddalić, wyciągnął zza pasa pistolet i niemal bez celowania wystrzelił. - Dodatkowy kubek grogu dla każdego jeśli się stąd cali wyrwiemy! - zakrzyknął, po czym potężnym głosem śpiewać zaczął:



The king and his men
stole the queen from her bed
and bound her in her Bones.
The seas be ours
and by the powers
where we will well roam.




Wkrótce za jego przykładem zarówno kolejne huki wystrzałów jak i głosy poszły. Na Rozkoszy tchórzów nie było.

Yo, ho, haul together,
hoist the colors high.
Heave ho, thieves and beggars,
never shall we die.


Walka rozgorzała na dobre. Co prawda wśród żołnierzy ani szczególnie odważnych, ani nawet tych głupich nie było, więc na to by kordelasy w ruch wprawić szansa się nie znalazła, jednak dym wystrzałów mgłą zasnuł zarówno prawą burtę jak i stanowiska wroga. Wkrótce też czerwono-białe mundury zaczęły się wycofywać. Taka walka sensu nie miała szczególnie gdy pod uwagę się wzięło to, że bryg wprawną dłonią kierowany z każdą chwilą odległość dzieląca go od przystani, zwiększał. Teraz pozostawało liczyć na wiatr, który im sprzyjał oraz na brak wyszkolenia kanonierów gubernatora, którzy co prawda wciąż znaku o sobie nie dali, jednak długo na nich czekać nie trzeba było.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 16-04-2011 o 15:02.
Midnight jest offline