Napoleon - PKP. Pięknie, kurde, pięknie. - obiło się po czaszce Napoleona po przebudzeniu. Powoli zwlekł się z materaca w jednej z tysiąca kabin w Noclegowni. Rozprostował ciałona tyle na ile pozwoliła mu mała przestrzeń kabiny.
Anioły - pomyślał -
trzeba zadzwonić do Kluchy i dowiedzieć się co i jak. Ale najpierw Mała. Muszę do niej iść.Wyskoczył z kabiny, wszedł na prowizoryczne rusztowanie z plastikowej sklejki. Pewnie miał służyć tylko ekipie składającej rzędy kabin na tym piętrze, szybko jednak okazało się, że jest stałym elementem. Zatrzasnął elektroniczny zamek i rzucił porozumiewawcze spojrzenie tutejszemu stróżowi, któremu płacił odkąd się tu zaczepił dwa tygodnie temu, co poniedziałek, stałą, nieuczciwą stawkę – zapewne chroniącym go przed nim samym bardziej niż przed innymi złodziejami. Piętro było wypełnione ludźmi, ruszającymi sie jak w Strefie, handlującymi, przekrzykującymi się, walczącymi. Przebiegł między nimi górując, wzrostem, wrzucił na oczy wygrzebane z wewnętrznej kieszeni kurtki okulary, pomknął do łazienki przepłukać twarz i wymienić plaster z syntokoką na ramieniu.
- Albo, nie, dziś muszę być czysty, dla Małej. - powiedział do spojrzenia w zamglonym lustrze. antycznym produkcie ze szkła jakimś cudem wciąż całym. - Jeśli ci sztywniacy w plastykowych kitlach nie pomogą, trzeba będzie dać szansę tej wszy Miyazakiemu na spłatę swego długo uśmiechnął sie ponuro do odbicia na pożegnanie. Wskoczył na pokryte śmieciami schody i pomknął w dół w kierunku kliniki. Kupując po drodze jakieś słodycze.