Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 17:29   #107
Gryf
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację
post we współpracy z Dominikiem i MG

W bramie otworzyło się wąskie okienko. Pojawiła się w nim paskudna morda szczurołaka.

- Czego chcecie? Matrona skończyła audiencję.

- Przekażcie czcigodnej Unkath, że Patrick Cohen również szanuje składane przez siebie obietnice i skoro wymianę grzeczności mamy już za sobą, jestem gotów porozmawiać o właściwej transakcji i stawce, którą obiecałem postawić.

- Zaczekaj.

Nie trwało to zbyt długo. Na pewno szybciej, niż wtedy. Wrota otworzyły się przed nimi ponownie. Znajomy szczurołak poprowadził ich szerokim tunelem w stronę leża Matrony. Unkath czekała. Jak wcześniej otaczał ją wianuszek dzieci - szczurów. Zarośnięta bryła nieforemnego tłuszczu zafalowała, co było chyba oznaką zadowolenia.

- Wiedziałam, że wrócisz - powiedziała Matrona. - Nie sądziłam jednak ze tak szybko i że przywleczesz tutaj jego.

Spojrzała w stronę Granda.

- Nie widziałem żadnego powodu by czekać. Wywiązałaś się ze swojego przyrzeczenia, teraz moja kolej. - powiedział Cohen nie dając Grandowi dojść do głosu. - Legionista jest częścią tego równania. Obiecałem złożyć ofertę, oto ona: oddam ci Luminę Zdrajcy w zamian za wiedzę o porywaczach, miejscu przetrzymywania i każdej innej posiadanej przez ciebie informacji na temat Tashy Kalinsky, a także trwałe uniezależnienie mojego przyjaciela od Togariniego i bezpieczne wyjście do Metropolis z ominięciem jego czekających na zewnątrz przełożonych. Jako dodatkowy miły gest z twojej strony potraktuję, jeśli pozwolisz nam skorzystać ze swojej bramy do iluzji, jeśli kiedykolwiek tu wrócimy.

- Dużo żądasz. Mogę zgodzić się na poszukanie tej osoby, o którą pytasz. Jeśli masz coś, co do niej należy moje dzieci wytropią ją dość szybko. Mało co umyka naszym zmysłom. Druga sprawa - legionista. To raczej jest awykonalne. Możemy jednak dla ciebie go zabić. Przerwiemy jego męki i w ten sposób powróci do więzienia życia oczywiście bez pamięci o tych wydarzeniach i swoim wcześniejszym istnieniu. Jak zawsze. Wyjście z Metroplis. Cóż. Tak naprawdę to nigdy do niego nie wchodziliście. Więc to nie będzie trudne. Ale chyba lepiej dla was byłoby pozostać tutaj. Na zawsze.

- Żądam dużo i oferuję dużo. Dzięki temu oboje powinniśmy zakończyć tą rozmowę bogatsi i bliżsi realizacji swoich celów. - odpowiedział spokojnie - Zacznijmy od legionisty. Zabić może się sam, chodzi mi o jakieś rozwiązanie, które pozwoli nam zachować jego esencję i wspomnienia, a także zapewni jakieś ciało w którym będzie mi mógł towarzyszyć. Jest członkiem naszego stada i jest mi potrzebny tu i teraz. Nie oczekujemy, że przerwiesz jego głód jednym słowem, zdajemy sobie sprawę, że nie jest to łatwe i może wiązać się z dodatkowymi komplikacjami. Wiesz wiele i możesz wiele, potrafisz wyciągać dusze z ciał, potrafisz sprawić by do nich wróciły, wiesz o rzeczach, których my nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Jeśli sama nie umiesz tego przeprowadzić, być może znasz sposób, lub osobę, która to potrafi. Jakie są możliwości?

- Źle mnie zrozumiałeś, człowieku - zaszczebiotała Matrona. - Mówię, że żądasz bardzo wiele za jedną trzecią czegoś, co w takiej ilości nie ma aż takiej ceny, jak sądzisz. Już raz poszłam na ustępstwo względem ciebie. Okazałam dobrą wolę. Twoja część esencji Zdrajcy w zamian za wiedzę o tej dziewczynie i … pewne informacje na temat kogoś, kto specjalizuje się w opętaniach. Bo to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy. Transfer jednej duszy w ciało innej istoty zwany przez mieszkańców za kratami opętaniem. To powinno wam wystarczyć, aby twój towarzysz znalazł się na powrót w okowach Iluzji.

Cohen przez chwilę milczał, rozważając słowa szczurzycy.

- Doceniam twą dobrą wolę, szacowna Unkath, dlatego właśnie do naszej rozmowy doszło tak szybko. Dlatego też nie zawaham się przed przeprowadzeniem na sobie ekstrakcji. Sądzę, że oferuję coś wartościowego dla Zdrajcy, co w połączeniu z Luminą, którą już zdobyłaś od Jess pozwoli ci z nim rozmawiać z silnej pozycji i osiągnąć efekt korzystniejszy dla siebie i twego potomstwa. Nie więcej, ale i nie mniej. Nie uważam, by moje żądania były wygórowane - to niezbędne minimum, które pozwoli mi działać bez cząstki Astarota i uczestnictwa w jego planach, a także uniezależni naszą grupę od Togariniego, co w obecnej sytuacji. leży w najlepszym interesie nas obojga. - zamilkł na chwilę. - Czy rozwiązanie o którym mówisz pozwoli Grandowi żyć bez pokarmu legionistów? Czy zerwie więź z jego wieżą?

- Tak. To rozwiązanie zerwie tą wieź. Ale Nadzorca znów może narzucić mu swoją smycz. I jeśli zechce i zada sobie trudu, znajdzie go prędzej czy później. Co do luminy. Może nie wyraziłam się jasno. Oddałam tej waszej małej suce całość tego, co jej zabrałam. Całość, człowieku. Łącznie z częścią Zdrajcy. W niej było to za bardzo zakorzenione, bym była w stanie dokonać podzielonej ekstrakcji. Nawet nie wiem, czy jest to możliwe. Zatem pozostałam z niczym, poza obietnicą spotkania ze Zdrajcą. Z niczym, co do niego należy. To wróci tam, gdzie się … zasymilowało. Do Jessici Kingston.

Najpierw Cohena zwyczajnie zatkało. Bardziej niż implikacje wynikające ze słów szczurzycy zaskoczył go fakt, że mógł to przeoczyć. A jednak. Gdy odtworzył sobie w głowie przebieg rozmowy fakty zdawały się oczywiste. Jak mogło mu to umknąć? Już zaczynał swoim zwyczajem kląć na siebie w duchu, ale szybko się opanował. Przyklęknął i opuścił głowę.

- Dopiero teraz zrozumiałem istotę naszego układu. Nieuwaga umniejszyła twoją wielkoduszność w moich oczach, przez co wypowiedziałem słowa, które mogły być dla ciebie obraźliwe. Wybacz. - nie wstając uniósł głowę - Twoje zrozumienie sytuacji, Matrono było jednak pełne. Z własnej woli oddałaś luminę w zamian za spotkanie. Teraz, z pełnym i ogromnym szacunkiem dla twej uczciwości, prowadzimy następną rozmowę o innej stawce. - poświęcił moment na ułożenie sobie w głowie kolejnego zdania - Chcę ci przekazać tą luminę. Nie umiem ocenić ile jest warta, ale wiem że Astarotowi na niej zależy i zabijają się o nią dwa inne Anioły Śmierci. Chętnie oddam ją tobie, bo mimo że jak inni lekką ręką zabijasz, twoje słowo jest dla ciebie święte i coś znaczy. To o czym teraz rozmawiamy, to szczegóły techniczne, które pozwolą mojej grupie uniezależnić się od Aniołów Śmierci i zrealizować swoje cele bez ich łaski. I Luminy.

Teraz dopiero pozwolił sobie by wstać.

- Ale znów krążę w kółko. Człowiek, o którym mówisz: ważne jest dla mnie, by spotkanie z nim mogło dojść do skutku zanim Clausa dopadnie głód.

- Nie powiedziałam, że to człowiek. Ale to nie zmienia faktu, że wiem, gdzie go można znaleźć. Co więcej, moje dzieci mogą was tam zaprowadzić. Jednak targi, jakie z nim ustalicie, nie są moimi targami i nie wliczamy ich do naszego paktu. To czy go przekonacie, czy nie do pomocy legioniście, zależy tylko od was. Moją częścią transakcji jest jedynie wskazanie wam tej istoty. I wskazanie jej zamknie drugą część zapłaty, jakiej żądasz, człowieku, za naszą wymianę. Powiem ci coś jednak w tajemnicy, śmiertelniku, Bo wzbudzasz we mnie niechcianą sympatię. Tym, którzy szukają luminy Zdrajcy nie zależy na niej samej. Zależy na poznaniu tajemnicy, jaką skrywa ta esencja. tajemnicy, która temu, kto ją pozna, da potężne szanse w toczącej się wojnie. Szczerze mówiąc, myślę że wybór strony Zdrajcy jest dość opłacalnym. Dlatego zdecydowałam się go poszukać przy pomocy jego marionetek. Dlatego w Iluzji zwracałam waszą uwagę na pewne fakty. Dużo mi ułatwiłeś śmiertelniku. Naprawdę dużo. A oddając się w moją władzę - poprzez oddanie mi tej luminy, mimo że wiesz, jak może się to dla ciebie zakończyć - daje mi podstawy sądzisz, że albo jesteś honorowym nie mającym nic do stracenia człowiekiem, albo masz zamiar mnie oszukać. Chętnie się przekonam, na co się zdecydowałeś. Phphiphiphi - ostatnie zdanie było śmiechem.

Z pomiędzy jej nóg wypłynął kolejny szczurzy pomiot i pochwycony przez “akuszerów” powędrował gdzieś na tyły komory.

- Dziękuję, za to drobne pochlebstwo o honorze. - Odparł patolog - Mam jednak do stracenia niemal wszystko, a ryzykuję nie tylko ze względu na dane ci słowo, ale także dlatego, że uważam, że może mi to przynieść korzyści. Mi lub ludziom na których mi zależy. Skoro już tak sobie sympatycznie rozmawiamy: Nie stanę po żadnej stronie, z którą nie będę się mógł identyfikować. Zostałem marionetką Astarota nie z własnej woli i przekazując ci tą cząstkę mam nadzieję ostatecznie zerwać jego sznurki. Zdrajcę nie bez przyczyny nazywasz Zdrajcą. Gdyby raczył choćby poinformować mnie, że zrobił ze mnie swoją pacynkę, zawarł jakąkolwiek umowę, być może ta rozmowa potoczyłaby się inaczej. Uważaj na niego Matrono.

- Grand - zwrócił się do Legionisty - Nie chcę, żebyś z taką decyzją zdawał się na mnie. Co myślisz o tym opętaniu?

- Dużo ryzykujesz, a brak wspomnień może być raczej wadą niż zaletą . Gdy stanę się jakimś dzieckiem albo grubą baba bez wspomnień przeszłości na niewiele sie wam przydam. . hmmm zdaję się że za dużo o tym myślę . Nie wiem czy i jak nam się to uda ale...- Grand się zamyślił.

- Wspomnienia zachowasz, chyba że znowu coś mi umknęło. Wydaje mi się, że lepiej być żywą i wolną grubą babą, niż martwym Brucem Willisem uwiązanym na smyczy w Metropolis. Ale to będą osobne negocjacje w czasie których może wydarzyć się wszystko. Na tym polega ryzyko. Co do mojego ryzyka - pogodziłem się z nim, nie myśl o tym na razie. Pytam czy taki układ pasuje tobie?

- Jeśli będę mógł dzięki temu dokończyć co zaczęliśmy to tak. Cokolwiek nie dzieliło mnie i ludzi z wydziału zawsze byłem z wami. Wiesz o tym - Clause położył rękę na ramieniu patologa. - Ufam ci Cohen.

- Tego właśnie się obawiam - mruknął Cohen z dziwnym uśmiechem - Doceniam twoje zaufanie, ale nie mogę wziąć na siebie takiej odpowiedzialności. Mogę ci zagwarantować tylko tyle, że pójdziemy tam razem i będę wychodził siebie, by doprowadzić to do końca. A i to tylko pod warunkiem, że nie nastąpi jakiś wypadek przy ekstrakcji. Więc zanim się zgodzę, chcę, żebyś sam ocenił zagrożenie i szanse dotyczące ciebie i powiedział czy zgadzasz się na te warunki. Wystarczy mi krótkie "tak" lub "nie".

-Zróbmy to Cohen- powiedziałem pełen powagi zakładając na twarz ponownie maskę którą wcześniej zdjąłem.

Patolog skinął głową, po czym zwrócił się do Szczurzycy.

- Więc ten punkt umowy mamy ustalony. Druga sprawa - gdy tu przyszedłem powiedziałaś, Matrono, że wiesz, gdzie mogę znaleźć tą którą szukam. Że wiesz gdzie ją trzymają. Rozumiem, że niezależnie od tego, czego miałyby szukać twoje dzieci, masz już jakieś informacje. Moje pytanie brzmi - co konkretnie możesz mi przekazać już teraz, a czego dopiero dowiedzą się twoi zwiadowcy. Chciałbym też wiedzieć, jak oceniasz czas, jaki im to zajmie.

- Będą wiedzieli wszystko, nim załatwicie sprawę legionisty. Miejsce w którym się skrywa lub jet przetrzymywana, rozkład sil i mocy jakie ją strzegą. Wszystko.

- To mnie satysfakcjonuje. - powiedział po krótkim namyśle - Ostatnia kwestia: podział ryzyka. Jak sama zauważyłaś, przeprowadzenie ekstrakcji wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem... wypadku. Istnieje możliwość, że niezależnie od naszych intencji i woli, również moja lumina zaplącze się w luminę Astarota. Nie znam się na tym. Chcę, byś zrobiła wszystko co możliwe, by tak się nie stało i wierzę, że to zrobisz. To ryzyko biorę w całości na siebie: Jeśli mimo to zdarzy się wypadek, lumina - zarówno Astarota jak moja własna - należy do ciebie. W zamian proszę, by proces mógł odbyć się po tym, jak załatwimy sprawę Legionisty, a przed przekazaniem mi informacji o Kalinsky. Chciałbym wesprzeć Granda w rozmowie z istotą, do której idziemy i od tego wsparcia może wiele zależeć. Jeśli ekstrakcja się nie uda będzie to niemożliwe. Co ty na to?

- Zgadzam się na twoje warunki, człowieku. On nazywa się Marou. Upadł jeszcze przez zniknięciem Demiurga. To wyjątkowo wredny skurwiel, ale lubi śmiałych debili, więc pewnie polubi i was. Na waszym miejscu zgodziłabym się na jego propozycje ile zachce z wami rozmawiać. Jeśli będziecie gotowi, by udać się do jego Domu Luster, moje dzieci zaprowadzą was tunelami. Warunkiem będzie przesłonięcie wam oczu. By wasze ludzkie umysły nie popadły w skrajne szaleństwo.

- Zatem, szacowna Unkath, mamy umowę. - skłonił się lekko samą głową - Bardziej gotowi, niż w tej chwili już nie będziemy. Ruszajmy.

Podróż była długa i szli pod ziemią. Tyle wiedzieli. Bo przez cały czas mieli zawiązane oczy. Ale nie uszy. Wizgi, mlaskania, wycia i piekielne dźwięki. Ale nie nos. Odór gnijących zwłok, gówna, krwi, śluzu i Bóg wie czego. Ale nie skórę. Coś po niej spływało, coś do niej się przyklejało, coś wżerało. Ale nie smak. Na ustach pozostawał posmak tego wszystkiego, co czuli w nozdrzach i na swojej skórze.

W końcu najwyraźniej dotarli. Szczurołaki zdjęły im opaski z oczu i wskazały cel. Był nim lunapark. Wielkie, przerdzewiałe koło młyńskie górowało nad nim. Teren otoczony siatką na której szczycie wiły się pędy drutu kolczastego. Dosłownie - wiły. Z lunaparku dolatywały ich urwane, zniekształcone dźwięki karuzeli, mechanicznych zabawek raz za razem przerywane upiornym krzykiem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=v2Yb5jzRTBI[/MEDIA]

- Uroczo. - Mruknął Cohen lustrując wzrokiem panoramę - jest coś co powinniśmy wiedzieć o tym miejscu, zanim tam wejdziemy? - zagadnął szczurołaki - Chciałbym, żeby obiecana lumina wróciła do Matrony możliwie w jednym kawałku.

- On jessssst w sssali lussster - syknął jeden z nich. - Nie rozmawiajcie z nikim. Nie okazujcie sssstrachu. Nie wchodźcie nigdzie innndziej. Zaczekamy tuuutaj. Na wassss.

- Dzięki. Podbudowaliście mnie - westchnął patolog i ruszył w stronę ogrodzenia, mamrocząc pod nosem coś, co do złudzenia przypominało “nienawidzę klaunów”

Wejście do lunaparku jest toporne i ponure. Kuta na zimo w żelazie brama rozmiarami dorównująca sporemu budynkowi. Kiedy ją przekraczacie słychać dziwne chichoty i wrzaski. Cohen miał wrażenie, że mija kilka osób. Jedna z nich zdawała się mieć przyrośniętego do barków dzieciaka. Druga trzymała w rękach jakiś unoszący się w gorę przedmiot. Były niczym duchy lub wyblakłe cienie. Szybko jednak znikły, niczym mgła na wietrze.
Weszliście na teren lunaparku. Po prawej stronie pierwsza atrakcja - karuzela. Zbudowana z mechanicznych i organicznych substancji. Koniki obciągnięte skórą i drutem kolczastym. Małe postacie dzieci, wyglądające jakby ktoś obdarł je ze skóry lub spalił napalmem. Z kawałków zwęglonego lub krwawiącego mięsa tu i ówdzie wydobywają się metalowe ostrza lub jakieś stalowe ustrojstwa. Dzieci wyją, cienkimi przenikliwymi piskami. Koło karuzeli stoi jakaś postać. Wysoka i chuda, Przypomina skrzyżowanie owada z człowiekiem. Niczym antropomorficzna modliszka z twarzą szaleńca.

Gdyby ktoś zlepił kolaż ze wszystkich demonów dzieciństwa Cohena - nie... nie wyglądałoby w połowie upiornie jak to tutaj. Ale z pewnością utrzymane by było w podobnej tematyce. Patolog był blady, a bramę przekroczył niczym skazaniec.
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 16-04-2011 o 17:32.
Gryf jest offline