Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2011, 21:14   #3
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trzy dni przed odpłynięciem

- Niech cię diabli wezmą, Earl! - Rudowłosy żeglarz walnął pięścią w poznaczony licznymi szczerbami stół. - Chybaś z szatanem pakt zawarł. Znowu wygrałeś... - Splunął na podłogę, a potem przesunął w stronę Petera stosik monet.
- Oszukuje, sukinsyn! - warknął kompan rudzielca, zrywając się z miejsca. On swoje złoto stracił turę wcześniej.
Bywalcy “Ostatniej kropli” natychmiast ucichli. Spłukany marynarz powiedział o dwa słowa za dużo. Każdy, kto choćby słyszał o Peterze zwanym z racji swego stroju i manier “Księciem” wiedział, że niektórych rzeczy nie puszcza płazem.
- Co ty sobie myślisz? - Żeglarz nie zwrócił uwagi na nagłą zmianę atmosfery. Ani na to, że niektórzy zaczęli profilaktycznie odsuwać się na boki. Earl nigdy nie chybiał, ale obcy przybłęda to była pewna niewiadoma. A nikt nie chciał oberwać niepotrzebnie kulą.
- Sądzisz, że na mnie robi wrażenie twój fircykowaty wygląd i wielkopańskie maniery? - żeglarz coraz bardziej się nakręcał. - Ty i te twoje koroneczki... Pewnie chłopców wolisz, lalusiu.
Niektórych rzeczy nie należy mówić, nawet po kilkunastu kieliszkach. Jeszcze pijaczek nie zdążył zamknąć ust po wypowiedzeniu ostatniego słowa gdy ołowiana kula zamknęła mu je na wieki.
Peter ze spokojem nabił ponownie pistolet i zgarnął wygrane złoto i srebro do sakiewki, rzuciwszy wcześniej kilka monet właścicielowi tawerny jako rekompensatę za straty. Nie przejmując się trupem opuścił “Kroplę”. Miał ważniejsze sprawy na głowie. A może raczej należałoby powiedzieć - pilniejsze i ciekawsze. Nigdy nie należy spóźniać się na spotkanie z kobietą, a na niego ktoś właśnie czekał.


Wieczór, dzień przed odpłynięciem

- Co jest, skipper? - Peter zagadnął kapitana, który z ponurą miną obserwował niezbyt szczęśliwe miny członków załogi wracających na pokład. Dwóch czy trzech wróciło na taczkach, których właściciele domagali się zapłaty za usługę. Ale to już był problem bosmana. - Odpływamy nagle, że wszystkich ściągasz?
Samuel skinął głową.
- Jak wszystko pójdzie po mojej myśli. Załoga ma być gotowa do wypłynięcia przez całą noc. Ty też...
- Nie wszystkie jeszcze zapasy dotarły. - Peter postanowił zwrócić uwagę Samuela na ten drobny szczegół. - Ale załoga raczej wróciła. Z wyjątkiem Toma Barleya, ale chłopcy ze “Złamanego masztu” już go szukają. Tak przynajmniej mówił Rahl.
- W takim razie ruszymy z niepełną ładownią. Zaś co do Barleya to ma czas do mego powrotu. Jak nie zdąży, jego strata.
- Za godziną będziemy gotowi do odbicia od brzegu. Jakieś... ciekawsze dyspozycje? - spytał Peter.
- Broń trzymać w pogotowiu i ani kropli czegoś mocniejszego niż woda. Chcę was mieć w pełni sił i gotowych na ewentualne... wypadki - dodał ciszej.
Peter skinął głową.
Pogotowie bojowe. W załodze Rozkoszy wszyscy wiedzieli, co robić w takiej sytuacji. A najnowsze nabytki? Był pewien, że stare wygi udzielą im odpowiednich nauk.
Gdy tylko kapitan znalazł się na nabrzeżu Peter przywołał obu O’Donnellów.

Wieczór, dzień bieżący

Wezwanie od kapitana zastało Petera na czyszczeniu prywatnych zasobów różnorakiej broni. Niby wszystko było często przeglądane, konserwowane, ale w rzeczywistości morskie powietrze niezbyt służyło metalowi. Peter dość wiele razy widział skutki strzelania z takiego nadżartego rdzą garłacza by mieć ochotę stać się ofiarą własnego niedbalstwa.
Były jednak ważniejsze sprawy, niż zajmowanie się urządzeniami do zabijania. Do takich należało między innymi, przekazane przez Jima, wezwanie. Peter zabrał, na wszelki wypadek, swoją torbę. Zdarzało się nieraz, że kapitan, po powrocie z lądu, miał nie tylko do omówienia sprawy zawodowe...

Ledwo kapitan wyszedł Peter zamknął drzwi na skobel, a potem sprawdził, czy zasłonka w okienku w drzwiach jest zasunięta. Żeglarze byli nader ciekawskim ludkiem (a Jim znajdował się w ścisłej czołówce owych poszukiwaczy informacji) i bardzo mało rzeczy można było uchować przed nimi w sekrecie. Dopiero gdy Earl upewnił się, że bez jego wiedzy nawet szczur się nie wślizgnie do kapitańskiej kajuty, przeszedł do sypialnianej części kabiny.
Dziewczyna, a raczej młoda kobieta, siedziała dokładnie tak samo, jak przed chwilą. Nawet się nie poruszyła, jakby zamieniła się w kawałek drewna.
- Peter, Earlem zwany. Witam na pokładzie Rozkoszy Oceanu - powiedział. - Pierwszy oficer tego brygu.
- Nelly - odpowiedziała tak cicho, że ledwo mógł zrozumieć.
- Jestem również medykiem. - Otworzył torbę i postawił ją na niewielkiej nocnej szafce. - Muszę zobaczyć, co ci się stało.
Robota, jaką zlecił mu Samuel, była dość kłopotliwa do zrealizowania. Medyk na pokładzie pirackiego jakby nie było brygu nie miał do czynienia z kobietami. Medykamenty były raczej... przeznaczone dla mężczyzn.
- Mam się położyć? - zapytała równie cicho.
- A co ucierpiało prócz twarzy?
Pochyliła niżej głowę po czym wyszeptała:
- Plecy...
- W takim razie twarz zostawimy na później. Połóż się, proszę. - Wskazał kapitańskie łoże.
Usłuchała jednak dopiero po dłuższej chwili. Zaciskając dłonie w pięści uniosła się z posłania po czym ostrożnie odwróciła ukazując liczne, wciąż krwawiące ślady na górnej połowie pleców, oraz ich fragmenty tuż nad szarym materiałem włosienicy. Na nietkniętym fragmencie skóry, w miejscach które nie brudziła krew, widniały cienkie, czarne linie.
- Poczekaj chwilkę. - Peter fachowym okiem ocenił obrażenia. I ból, jaki musiały sprawiać.
Z kapitańskiej szafki wyciągnął pucharek, napełnił go w jednej czwartej winem, a potem wlał część zawartości niewielkiej fiolki. Wszystko starannie zamieszał.
- Wypij, proszę.
Powoli odwróciła się do niego i chwyciła podany kubek w obie dłonie po czym chciwie przyłożyła do ust. Wypiła wszystko do ostatniej kropli po czym bez słowa oddała naczynie.
W tej chwili statek dość gwałtownie się przechylił. Dziewczyna, nie spodziewająca się czegoś takiego, poleciała do przodu, prosto na Petera.
Kubek upadł na podłogę gdy jej dłonie oparły się na piersi Petera. Odzyskanie równowagi nie zajęło jej jednak wiele czasu. Po chwili stała ponownie przy łóżku, możliwie daleko od mężczyzny.
- Nic sobie nie zrobiłaś? - spytał Peter. Musiałby być ślepy, by podczas całego zdarzenia nie ujrzeć więcej, niż zwykle kobiety pokazują obcym mężczyznom, ale nie zamierzał tego komentować.
W odpowiedzi pokręciła przecząco głową.
- Obróć się, proszę - powiedział. - Trochę zaboli, ale napój powinien podziałać.
Posłuchała, ponownie stając twarzą w stronę łóżka.
- Bydlę! - mruknął, z bliska oglądając obrażenia. - Nie chcę cię martwić, ale mogą pozostać ślady - powiedział. - Mocno boli? - Lekko dotknął miejsca, w którym bat pozostawił szczególnie wyraźny ślad.
- Nie... - odparła aczkolwiek jej słowom przeczyło mocniejsze zaciśnięcie pięści oraz drgnięcie ciała.
- Biustu, brzucha nikt nie tknął, prawda? - upewnił się Peter. - Będziesz się mogła później położyć na brzuchu?
- Nie... Tak... - odpowiedziała. - Samuel musi ci ufać - było to pierwsze zdanie nie będące odpowiedzią na jego słowa.
- Mam nadzieję. - Peter uśmiechnął się. - Myślisz o sobie? - spytał, rozsmarowując pierwszą porcję dość niemile pachnącej maści.
Skinęła głową na potwierdzenie, jednak się nie odezwała.
Kolejna porcja, potem następna.
- Szkoda, że nie jesteśmy u mnie, ale Samuel będzie musiał to przeżyć.
Wypowiedź dotyczyła dalszego ciągu działań, bowiem Peter przykrył posmarowaną część pleców płótnem, a potem pociął część wyciągniętego z szafki prześcieradła na długie pasy.
- Musisz mi troszkę pomóc - powiedział. - Przytrzymaj, proszę. - Podał jej jeden koniec takiego pasa. - Przerobimy cię na mumię.
Jej jedyną widoczną reakcją było posłuszne przytrzymanie podanego materiału.
Chociaż pomoc Nelly była minimalna to wystarczyła, by zabandażować górną część dziewczyny.
- Teraz ciąg dalszy - uprzedzil Peter.
Opatrywanie pleców półnagiej kobiety to jedno, rozbieranie jej do goła, to drugie. No i jeszcze coś, co śmiało można by uznać za obmacywanie. Tego by mu jeszcze brakowało, żeby z krzykiem uciekła.
- Nie zrobię tego z zamkniętymi oczami - dodał.
- Wiem - odparła cicho i spokojnie, przy czym jej dłonie powędrowały do sznura podtrzymującego włosienicę. Obluzowany pozwolił tkaninie opaść na deski kajuty.
Marnotrawstwo, pomyślał Peter, obserwując poznaczone śladami bicza pośladki, stworzone bardziej do pieszczot, niż uderzeń batem czy rózgą.
Nabrał na palce kolejną porcję mazi i zaczął ją rozprowadzać po najbardziej poszkodowanych rejonach.
W tym przypadku szarpi, bandaży, trzeba było mniej, więc przy opatrywaniu pomoc Nelly potrzebna nie była. Pozostały do zrobienia jeszcze dwie rzeczy.
- Ubierz to, proszę. - Peter wyciągnął z szafy jedną z wyjściowych koszul Samuela. - Nie powiem, że będzie idealna, ale zawsze lepsze to, niż nic.
- Dobrze - odparła, odbierając od niego koszulę i zakładając ją na siebie.
W tym czasie Peter przyrządził kolejną porcję mikstury.
- Jeszcze tylko drobiazg z twoją buzią - powiedział. - Zapiecze troszkę.
Gdyby była marynarzem, tym czymś polałby jej plecy. Ten płyn zdecydowanie nie był taki łagodny, chociaż wspaniale chronił rany przed zakażeniem.
Cierpliwie nadstawiła buźkę, krzywiąc się nieco, gdy specyfik stykał się z ranami.

- Ostatni łyk i idziesz spać - powiedział Peter, ścierając z dłoni resztki mazideł. - Będę przy tobie, gdybyś się obudziła.
- Nie - tym razem jej potulność gdzieś uleciała. - Poczekam na Sam’a.
Peter nie zamierzał się kłócić.
- Jak sobie życzysz. - Nie sądził, by Nelly oparła się działaniu tej dawki mikstury, którą poprzednio wypiła. - Ale połóż się.
Przez chwilę w widoczny sposób z sobą walczyła, po czym zrezygnowana usłuchała polecenia. Peter pomógł jej się położyć, by niepotrzebnie nie musiała nadwyrężać sił, przy okazji mając sposobność poobserwowania zgrabnych łydek, po czym przykrył ją kocem.
- Jakieś specjalne życzenia? - spytał.
- Jedno - odpowiedziała po chwili. - W dolnej, prawej szufladzie biurka znajduje się skrzynka. Mógłbyś mi ją podać?
Co prawda szperanie po cudzych szafkach nie należało do typowych, wykonywanych przez Petera zajęć, ale w tym przypadku...
Szuflada nie była zamknięta, po dwóch minutach dość pokaźna skrzynka znalazła się w dłoniach Nelly.


- Dziękuję - Cień uśmiechu pojawił się na jej twarzy gdy przygarnęła ją do siebie, jednak nie otworzyła.
Peter nie skomentował zachowania swej pacjentki. Usiadł wygodnie na fotelu Samuela, pozornie wpatrując się w leżącą kobietę, w rzeczywistości usiłując z dobiegających zewsząd odgłosów kanonady domyślić się, jaki obrót przybiega próba wydostania się z portu.
Powinien być tam, na zewnątrz, a nie tkwić tutaj. Skoro jednak Samuel sobie życzył... Powierzył mu swój skarb...
- Od dawna znasz Samuela? - spytał.
- Od piętnastu lat - odpowiedziała.
Peter dokonał szybkich obliczeń. Panienka miałaby wtedy jakieś sześć-osiem latek. Takie dzieci raczej nie powinny mieć znajomości z ludźmi z kręgu związanego z Edwardem Teachem.
-To dużo dłużej, niż ja - powiedział. - Musi cię lubić. - Uśmiechnął się. Dla byle kogo Samuel nie wywoływałby takiej awantury, odcinając się na wieki od jednego z nielicznych, w pełni przyjaznych portów.
- To coś więcej - oznajmiła, chwilę później podrywając gwałtownie głowę na odgłos huku i mocnego szarpnięcia statkiem. - Patałachy... - prychnęła.
- Leż proszę! - W tonie Petera było wszystko, ale nie prośba i Nelly, choć z gniewnym błyskiem w oczach, położyła się z powrotem.
- Lepiej nie narzekaj. Poza tym mają za mało okazji do trenowania - mówił dalej Peter - gdyż Regbing oszczędza na wydatkach.
- Szukając przy okazji innego zarobku. - Skrzywiła się jakby rany na nowo zaczęły jej mocniej dokuczać.
- Powiadają, że jego dni są policzone. - Peter był ciekaw, czy to rany, czy nazwisko gubernatora było powodem takiego a nie innego wyrazu twarzy. - Ponoć, tak mówi się w niektórych kręgach, bardzo, bardzo po cichu, ma jakiś plan.
- Miał plan - poprawiła go. - Jednak się z nim przeliczył - dodała nieco sennie.
Czyżby liczył na ślub z bogatą dziedziczką? Z tobą? W takim razie stosował ciekawe metody perswazji.
Ale leżąca na łóżku dziewczyna nie wyglądała na posiadaczkę fortuny. Wpakowała się w coś przypadkiem? Chyba że te kreski na plecach miały z tym coś wspólnego.
- Jesteś pewna? On bywa uparty - stwierdził. - Powiadają, że dla paru dublonów czy luidorów sprzedałby własną matkę. Łatwo nie zrezygnuje.
- Samuel sobie z nim poradzi - mruknęła. - To jego obowiązek, a poza tym ma w tym własny cel...
Samuel porwał niedoszłą pannę młodą? Coraz ciekawiej.
- Całkiem jakbyś była... - Nie dokończył. Nazwanie kogoś chodzącą skarbonką mogło zostać źle zrozumiane, nawet jeśli był to żart. - Jesteś celem, czy obowiązkiem? - spytał.
- Obowiązkiem prowadzącym do celu - wypowiedziane słowa lekko się zlewały. Powieki dziewczyny na coraz częściej opadały. Widać jednak było, że stara się walczyć z ogarniającą ja sennością.
Statek drgnął w nieco inny niż do tej pory sposób. Towarzyszył temu trzask łamanego drewna. Peter zrobił ruch, jakby chciał wstać, ale jednak pozostał na swoim miejscu.
- Na koniec im się udało - oznajmiła nieco przytomniejąc. - Sam będzie wściekły. Jak chcesz to idź.
- Tu jest wygodnie. I miłe towarzystwo - odparł Peter. - A Samuel wie, gdzie mnie znaleźć. W razie czego się zjawi.
Jakby w odpowiedzi na jego słowa drzwi kajuty zatrzęsły się od mocnych uderzeń pięścią, którym towarzyszył poddenerwowany głos kapitana.
- Peter otwórz te cholerne drzwi...
 
Kerm jest offline