Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2011, 00:29   #1
stibium
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
[DnD, storytelling] W Cień

- Rainer, wybacz, że musiałeś na mnie czekać. Usiądź proszę.


Dobiegające zza jego pleców słowa jakby wyrwały z letargu stojącego przy oknie Rainera Bene. Od kilku minut chłonął panoramę Athkatli roztaczającą się z ogromnych okien gabinetu szefa miejskiej giełdy. Z jednej strony widok rozpościerał się na Panoramę Waukeen, majestatyczny plac otoczony arkadami wypełnionymi tysiącem różnokolorowych straganów, między którymi przeciskał się rozemocjonowany codziennym handlem tłum. Ogromne targowisko przypominające o tym, jak bardzo zmalał Faerun od czasu powstania przyzwoitych szlaków handlowych, zdecydowanie zasłużyło na miano symbolu potęgi Miasta Pieniądza i Rady Sześciu. Gdyby jednak przenieść wzrok nieco na wschód, gmach giełdy okazywał się równie dobrym punktem obserwacyjnym dla athkatlańskiej dzielnicy portowej, Maevrath. Maszty statków i drewniane żurawie górowały nad stłoczonymi, jakby pozlepianymi kamienicami doków; to gdzieś w tej plątaninie urzęduje zapewne nadawca notki, którą otrzymał dziś rano. Rainer odwrócił się energicznie od szyby, jakby chciał wyrwać się myślom. Naprzeciwko stał Gorthar Meire, szef giełdy i właściciel gabinetu, w którym obaj przebywali.


- Moje gratulacje Rainer. W tym roku, chłopie, trochę się chyba obłowisz na prowizji? Muszę powiedzieć że dawno nie mieliśmy tu maklerów którzy przy słabym roku mieli obroty jak w hossie.


Meire był nieco pucołowatym starszym panem z grzywką przerzuconą przez całe czoło; lubił wygłaszać przemówienia, odbierać nagrody, otwierać sesje giełdowe głośnym uderzeniem w gong Waukeen zamontowany na głównym parkiecie, ale nikt nie pamiętał, kiedy Meire ostatni raz wszedł w naprawdę dobry interes. Tym razem zamierzał uhonorować Rainera tytułem najlepszego maklera roku i wrobić go w cykl wykładów dla słuchaczy Akademii.


- Gorthar, naprawdę, to zaszczyt, ale nie mogę pozwolić sobie na…


Meire nie pozwolił mu nawet dokończyć zdania, ale ujął pod ramię i poprowadził do okien, ruchem ręki jakby przedstawiając nieograniczone możliwości jedynego miasta w Faerunie, które nigdy nie śpi. Rainer kolejny raz rzucił okiem na doki i mógłby przysiąc, że żurawie uśmiechały się do niego szyderczo. Zanim Meire dokończył zachwalać wyniki ostatniego roku, Rainer obrócił się tak, by móc patrzyć szefowi giełdy prosto w oczy i jednym tchem powiedział:


- Wypaliłem się. Dziękuję za propozycję, ale odchodzę.


**


Gdyby tylko Meire wiedział. Gdyby wiedziała reszta rynku. Pod kilkoma warstwami jedwabnych szat z Cormyru zamiast Rainera kryło się Przerażenie. Cały interes przybrał nieoczekiwaną skalę. Dalej nie da się tego ciągnąć w dotychczasowy sposób: wszystko wypłynie, albo gorzej: zanim dorwie go Rada Sześciu, zrobią to Złodzieje Cienia. Czas uciekać. Albo wstrzymać wszystko: nie, tego nie da się odwołać. Czas się zorganizować.


**


Ale od początku:


Kariera Rainera Bene, jak zdążyliście wywnioskować, ruszyła w tym roku pełną parą: w kiepskim roku sztormów na Morzu Mieczy i susz na Wybrzeżu, Rainer wypracował dla swoich klientów zyski, o jakich inni mogli pomarzyć, a jego prowizja przekroczyła kilkukrotnie roczną pensję.


Oczywiście, nie ma przypadków i strzałów w dziesiątkę dziesięć razy pod rząd. Pieniądze, które Bene starał się upchnąć na giełdzie, pochodziły z innego przedsięwzięcia, które akurat także miał okazję nadzorować: jakiś rok temu, podczas rutynowego przeglądania przedsiębiorstw i patentów w Amn w poszukiwaniu interesujących inwestycji Rainer natknął się na niewielkie laboratorium w zachodniej Athkatli: półelf i gnom, na pierwszy rzut oka szaleńcy, twierdzili, że są na prostej drodze do wynalezienia materiału, który będzie eksplodował niczym zaklęcia czarodziejów bez użycia magii. Rainera nie zaciekawiło zbytnio to, co nazywali prochem, za to przy bliższym przyjrzeniu się całemu procesowi, uzyskał o wiele więcej wartą informację: efektem ubocznym badań okazała się nowa metoda pozyskiwania głównego składnika navratoiny, silnego narkotyku zakazanego nie tylko w Amn, ale chyba na całym Wybrzeżu Mieczy. Metoda, która pozwalała obniżyć kilkakrotnie koszty produkcji. Bene, jako człowiek interesu, nie mógł postąpić inaczej, niż znaleźć dużego inwestora, dobrego znajomego, któremu obiecał 40% w trzy miesiące za niezadawanie pytań, a następnie wprowadzić spółkę na giełdę pod pozorem produkcji tego śmiesznego prochu. Wynalazki cieszyły się jednak zawsze przychylnością graczy z parkietu w Athkatli, więc pomysł wypalił: naprędce zorganizowano przyspieszoną produkcję i kilku dystrybutorów taniej navrotainy, a pieniądze prano pasąc kupców na giełdzie opowieściami o zawrotnej karierze wybuchowego wynalazku w Calimshanie.


W ostatnim miesiącu, gdy skala przedsięwzięcia urosła do nieoczekiwanych rozmiarów, zaczęły się jednak również kłopoty: parkiet zaczął pytać o tajemnicze kontrakty w Calimshanie, straż miejska zorientowała się, że na czarnym rynku zaczął się ruch, jakiego dawno nie widziano, zaś sam Bene otrzymał od życzliwych donosicieli notatkę, której treść wskazywała na znaczne rozdrażnienie Gildii Cienia, której obroty uszczuplił… Notatkę znalezioną przy trupie jednego z cwaniaczków, których zatrudniał do rozprowadzania pożądanego proszku.


Teraz przyszedł czas, by zniknąć na dobre: zniknąć ze świateł, by pojawić się w cieniu. Już nie wystarczy obstawa dwóch tanich osiłków, kontakty z ulicznymi handlarzami towarem, nie wystarczą nawet dotychczasowi alchemicy. To gra o wszystko: albo uda mu się rozepchnąć łokciami i stać się kimś, z kim Gildia zechciałaby rozmawiać – albo w najbliższym czasie może spodziewać się nieszczęśliwego zdarzenia, jak upadku w fale zatoki z kotwicą przewieszoną przez szyję.


**


Teraz wszystko powinno być już jasne. Tak więc – mam przyjemność powitać was w mojej pierwszej rekrutacji. Jak sami rozumiecie, Rainer Bene potrzebuje na gwałt ludzi (lub elfów, półelfów, gnomów i już wy sami dobrze wiecie, kogo jeszcze), którzy pomogliby mu stworzyć własną gildię i nie daliby zabić się w trakcie. Nie wiem, czy motyw Człowieka z blizną jest dobrze rozwinięty w tradycji DnD, jednak myślę, że nawet jeśli nie, to warto go opracować


Gramy w Athkatli i zakładamy formułę storytellingu mającego oparcie w podstawowych statystykach. To znaczy, że rzucać nie będę, ale filigranowe elfki i tak nie mają szans w przesuwaniu wozu z węglem w pojedynkę – ale to jasne.


Kogo możecie stworzyć? Kogokolwiek. Im mniej konwencjonalne postaci, tym lepiej. Jak dla mnie możecie zostać nawet wampirycznym właścicielem nocnego przybytku, który dość ma zależności od Złodziei Cienia i wykorzystując swoje kontakty i wpływy chce stanąć na własne nogi z nową organizacją. Przyda się każdy: łotrzykowie, osiłki, miejscowi politycy i kupcy, iluzjoniści, przekupni członkowie straży miejskiej, celebryci czy zdrajcy Organizacji Cienia, którzy wspomogą wiedzą nowe atrakcyjne przedsięwzięcie w zamian za udziały. Pamiętajcie tylko: tu liczyć się będą intrygi i knowanie, chociaż na jatki także możecie liczyć! W każdym razie, dobrego ubicia potwora nie mogę zagwarantować ;(


Co ma zawierać karta?


Oczywiście opis postaci klasyczny dla DnD: rasę, klasę, profesję (jeśli wasza postać ma specjalny zawód); poza tym charakter, umiejętności, wygląd, historię (tak! historię) i punkty atrybutów – zakładam, że wasze postaci są na jakimś poziomie, załóżmy, na 4 (ale nie będę sprawdzać czy wam się wszystko tam zgadza w statsach z dokładnością księgowej). I avatar.
Proszę puśćcie wodze fantazji! Rozegramy małą wojnę gangów, będziemy mieć do czynienia z aniołem naszej gildii który oczekuje swoich 40%, postaramy się zalać rynek naszym tanim towarem oraz dotrzeć do władz i zapewnić sobie ich protekcję...






Na karty czekam do środy 27. kwietnia!
 
stibium jest offline