Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2011, 14:08   #3
Koinu
 
Koinu's Avatar
 
Reputacja: 1 Koinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputacjęKoinu ma wspaniałą reputację
EGIPT Tinis około 3000 p.n.e
W końcu nadeszła ta jakże ważna chwila. Rytuał mający zapewnić Satoriemu i jego przyjaciołom to, że w przyszłych wcieleniach będą mogli działać wciąż razem. Wiele mu się nie podobało, ale wierzył w Feneksa, dlatego też tak sumiennie wypełniał jego wolę. W pewnej chwili zaczął mieć wątpliwości, czy aby nie zamienił się w owieczkę podążającą bezmyślnie za swoim pasterzem. Nie! Nie czas teraz na takie rozmyślania, sztylet powędrował do jego dłoni. W momencie przecięcia skóry ostrzem na jego twarzy pojawił się nieznaczny grymas. Tak... Agartha zbliża się, wspólnymi siłami kiedyś zdołają znaleźć drogę do niej. Dreszcz podniecenia przeszedł przez całe ciało Satoriego.

RZYM 2011 r. 6 stycznia
Rytuał przebiegał znakomicie. Satori przeżył spory szok w chwili gdy napłynęło to dziwne uczucie... jakby tysiące zardzewiałych kłódek z hukiem spadło gdzieś w ciemną otchłań i uwolniło ogromne pokłady świadomości i wiedzy, które zdobył podczas swoich wszystkich wcieleń. Pierwszy raz w swoim obecnym życiu poczuł się prawdziwym sobą! Zresztą jak zapewne wszyscy uczestnicy rytuału.
Niestety... jak zwykle coś musiało pójść źle. Evesh i Luphineria...ich ciała nie przeżyły. Nie były na to przygotowane. Niech to szlag! Może jest dla nich jakaś nadzieja? Może udało im się w jakiś sposób przetrwać? Napływające łzy zamazały Japończykowi obraz. Wytarł mokre oczy. To nie miejsce i czas na załamywanie się. To dopiero początek.

Praha 7 stycznia 2011 r.
Satori siedział samotnie na ławce w parku i rozmyślał nad wszystkim. Wspominał bardzo dawne czasy...Egipt...Anglię... i swoje obecne życie. Doszedł do wniosku, że pomimo utraty pamięci przez nieszczęśliwy wypadek w Newgrange wiele jego cech pozostało aktywnych. Jakby podświadomie dążył do Agarthy. Przecież przez całe swoje życie jako Toru szanował wszystkich i starał się pomagać.
Zerwał się mocny wiatr, jego ciało przeszły dreszcze wywołane zimnem, lecz teraz już całkowicie inaczej postrzegał to co go otaczało. Wiatr, jego źródło siły, część jego samego.
Podniósł się leniwie z ławki i pobiegł do hotelu. Wystój był dosyć imponujący.
"Powoli zaczynam się przyzwyczajać do tych wygód..." uśmiechnął się do siebie i ruszył do swojego apartamentu. Po drodzę natknął się na śliczną dziewczynkę, która żałośnie zawodziła nad czymś. Jej złote loczki opadały bezwiednie na ramiona i uroczo komponowały się z błękitną sukienką. Toru spojrzał pospiesznie na zegarek.
"Mam jeszcze godzinę... a co mi tam!" Podszedł do niej i zagadał. Okazało się, że dostała w prezencie maskotkę i nawet nie zauważyła kiedy ją zgubiła. Chłopak zaoferował swoją pomoc i nie minęło pół godziny jak problem został rozwiązany. Szczęśliwa dziewczynka w podskokach wróciła do swojego pokoju. Toru uśmiechnął się mimowolnie. Przyjemne uczucie, kiedy ktoś dzięki tobie jest szczęśliwy. Nawet jeśli z tak błahego powodu.
W końcu dotarł do swojej łazienki. Zaskoczyło go pozytywnie jego własne odbicie. Przeczesał palcami swoje długie włosy i zauważył, że są o wiele jaśniejsze niż przedtem.
-No ładnie... zaczyna się. Czas się pożegnać ze swoją dawną fryzurą.- wymruczał dokładnie przeglądając się w lustrze.
Kiedy wyszedł z łazienki natychmiast rzucił mu się w oczy piękny widok z okna. Kiedy stał tak zapatrzony jego myśli zakłóciło wspomnienie Selenim. Te biedne zagubione istoty... paskudnie postępują, z całą pewnością nie dojdą w ten sposób do stanu oświecenia.
Stał tak jeszcze przez pewien czas. Potem spojrzał szybko na zegarek i stwierdził, że to już pora na odwiedzenie restauracji hotelowej. Przeciągnął się, głośno ziewnął i ruszył na spotkanie reszcie.
 
Koinu jest offline