Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2011, 18:59   #4
Delta
 
Delta's Avatar
 
Reputacja: 1 Delta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znanyDelta wkrótce będzie znany
Mid & kamill15 & Mua

RZYM 2011 r. 6 stycznia
Po tym jak uwolniona energia rzuciła ich na posadzkę kaplicy, a rytuał dobiegł końca, Michael potrząsnął głową oszołomiony. Obrazy, które eksplodowały mu przed oczami były jak tysiąckrotnie przyspieszony pokaz slajdów; jak niemożliwie długi film przedstawiający życie wszystkich jego wcieleń, puszczony w jego świadomości i skompresowany do ułamka sekundy. Egipt, Brytania, Francja, Anglia… Kolejne wspomnienia zasypywały go falami, odkrywając przed nim jego tajemnicę i prawdę. Gdy wszystko gwałtownie ucichło i w kaplicy zapanowała cisza, Mermanis wciągnął ze świstem powietrze, jak ktoś kto właśnie wydostał się spod powierzchni wody i natychmiast potrzebuje oddechu.
Gdy trzepoczące w piersi serce zwolniło, nefilim podniósł się powoli do klęczek i przywołał widzenie Ka, jakby chciał się upewnić, ze to prawda; z melancholią i dziwną ulgą spoglądał na świat widziany w odmiennych barwach, na zaklęcia wijące się na jego aurze i na postacie swoich towarzyszy. Pewnie tak czuł się Neo po połknięciu kapsułki Morfeusza, i chociaż to porównanie ewidentnie nasunęło najnowsze wcielenie Mermanisa, mężczyzna uśmiechnął się mimowolnie.
„I know kung-fu”.
Wtedy jednak dostrzegł Evesha i Luphinerę, i wszelka wesołość zniknęła.

***

Strata dwojga kompanów była wyjątkowo bolesna, nawet bez względu na wcześniejsze animozje pomiędzy nimi. W końcu nie dzieliła ich znajomość kilku dni, a tysięcy lat, które teraz dały o sobie znać; było mu szkoda nawet Evesha, którego w każdych innych okolicznościach z przyjemnością zatłukłby szczotką od kibla i nawet się przy tym nie zawahał. Śmierć wcielenia to jedno – śmierć nefilima to drugie. I chociaż Evesh przekraczał granicę wielokrotnie, będąc dla niego zagrożeniem zarówno fizycznym jak i dla jego przekonań, jego strata bolała. Tak jak i strata Luphinery.
Mimo to nie mogli nic zrobić, dlatego też Mermanis nie zwlekał z zamówieniem prywatnego odrzutowca do Pragi, gdy tylko stało się jasne, że to już dla nich koniec. Pozostałe rezerwacje były już tylko czystą formalnością i w przeciągu kilku godzin samolot, z nefilimami na pokładzie, oderwał się od pasa startowego.

PRAGA 2011 r. 7 stycznia




Jak tylko znaleźli się w praskim Sheratonie i zostały im przydzielone apartamenty, Mermanis zamówił sute śniadanie na „za dwie godziny”, dla siebie i wszystkich swoich towarzyszy. I nie chodziło tutaj tylko o potrzebę rozmowy czy chęć powspominania wspólnych przeżyć - musieli ułożyć jakiś plan, ustalić co dalej. Teraz z pewnością będzie im dużo łatwiej, bo nie będą już działać po omacku, ani ze świadomością że w przypadku ataku Writhe’a nie będą mogli nic zrobić, o nie. Mieli kilka dobrych tropów i każdy z nich mógł pomóc im odnaleźć Feneksa, ale najważniejsze było to, że zyskali pewność siebie. Nic już nie będzie takie same. I chociaż Mermanis miał już jako taki plan działania, chętnie poznałby opinię pozostałych, a to wymagało dyskusji.
A każda porządna dyskusja wymagała porządnego posiłku, dlatego milioner nie wahał się z wyborem najlepszego stolika w hotelowej restauracji, dla siebie i swoich przyjaciół. I dlatego dopiero, gdy wszystkie formalności zostały odpowiednio wypełnione banknotami, jako ostatni z całej grupy udał się na piętro, do swojego apartamentu.


***


Czas, podczas którego Iluna tkwiła w łazience, Mermanis poświęcił na ponowne przyjrzenie się dziennikowi profesora Sullivana. Razem ze szklaneczką Jima Beama usadowił się w jednym z foteli obitych skórą, racząc się Bourbonem i przeglądając zdobyty notatnik.
Strony zeszytu były ciasno pozapisywane, często pomazane i nieczytelne; niezgrabne pismo profesora było lakoniczne, pełne skrótów i pozornie niezrozumiałych dla mężczyzny odniesień, które na spółkę ze skomplikowanymi obliczeniami pokrywały gęsto zarówno całe karki jak i ich wąskie marginesy. Przeglądając notatki Mermanis szybko zorientował się, że zabity człowiek wcale nie był dla nich zagrożeniem i że najwyraźniej popełnili dość poważny błąd ignorując jego pomoc. Zaczął studiować w ciszy jego prace, racząc się od czasu do czasu Bourbonem ze szklanki i rozmyślając.

Przerwał dopiero, gdy usłyszał, że z łazienki przestał dobiegać szum wody (po zdecydowanie zbyt długim czasie jak na szybki prysznic). Chwilę później wyszła z niej Iluna; owinięta w hotelowy szlafrok i pachnąca hotelowym szamponem wyraźnie czuła się znacznie lepiej niż w chwili przybycia do tego miejsca. Nie mogła jednakże udać się do hotelowej restauracji ubrana w skórę. O habicie nawet nie miała zamiaru myśleć. Pamięć podsunęła jej jednak inne rozwiązanie.
- Jak myślisz, czy da się tu zamówić ubrania przez telefon?

Mermanis spojrzał na nią z fotela, podnosząc wzrok znad notesu i wzruszając ramionami.
- Z pewnością. W takich hotelach możesz zamówić wszystko, jeżeli tylko masz wystarczającą ilość gotówki – odparł, zamykając notes i chowając go do wewnętrznej kieszeni marynarki. Jego habit już dawno leżał gdzieś w samolocie, zdjęty jak tylko wydostali się z Rzymu, więc on nie miał takich problemów. – A o nią nie musisz się martwić.

- Zapominasz mój drogi o tym, że nie żyjemy w XX wieku ani tym bardziej w starożytnym Egipcie. Tym razem jednak muszę się o nią martwić. Nie na tyle jednak by zejść w szlafroku - oznajmiła podchodząc do stojącego na małym stoliku, telefonu. Na półeczce pod blatem, jakby specjalnie przygotowane na takie właśnie okazje, leżały katalogi.

- Nie musisz. Masz mnie – odparł bez ogródek Mermanis, uśmiechając się krótko. Uniósł do ust szklankę z Bourbonem i upił z niej łyk. – Chociaż nie zaprzeczę, że ten widok byłby… kuszący.

- Typowe... - mruknęła nie przerywając kartkowania jednego z katalogów. - Myślisz o wszystkim i dbasz o wszystkich. Poza tym akurat na ubrania jeszcze mnie stać. - Co prawda nie było to do końca twierdzenie zgodne z prawdą, skoro jednak planowała sprzedanie sklepu to mogła sobie pozwolić na wydanie nieco większej ilości pieniędzy. W sumie to znacznie większej - sprostowała spoglądając na ceny.

- Ktoś musi – odparł zdawkowo mężczyzna, przewracając oczami.

- Tylko dlaczego zawsze akurat ty? - zadała pytanie, które zabrzmiało odrobinę retorycznie po czym podniosła słuchawkę i rozpoczęła zamawianie. Mermanis nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie, nawet jeśli by chciał. Może czuł się odpowiedzialny za swoich przyjaciół, po tym wszystkim co razem przeszli? A może po prostu wciąż, nawet po tylu latach, brał przykład z Feneksa, który się nimi zajął wcześniej, a którego teraz przy nich nie było? Pewnie po trosze z obu.

Na szczęście okazało się, że obsługa całkiem nieźle zna angielski. Dwie spódnice, suknię, trzy komplety bielizny, dwie pary butów i jedną parę rękawiczek później rozłączyła się prosząc na koniec o podesłanie wszystkiego do apartamentu pana Crown’a oraz o rachunek. Po chwili namysłu wybrała numer międzynarodowy. Rozmowa z rodzicami była krótka, pełna konkretów i niepokoju z ich strony. Oczywiście zgodzili się zająć sprzedażą sklepu oraz znalezieniem bezpiecznego składu dla jej książek. Iluna starała się nie patrzeć w stronę Mermanisa, niemal nie zwracając uwagi na jego obecność. Niemal, gdyż całkiem się nie dało. Zarówno jako człowiek jak i nephilim roztaczał wokół siebie aurę nie pozwalającą na udane ignorowanie jego osoby. Przynajmniej jej się to nie udawało.

Gdy w końcu odłożyła słuchawkę jej myśli dziwnym trafem zamiast do obecnego przy niej mężczyzny, powędrowały do Feneksa.
- Jak myślisz, gdzie on teraz jest? - zapytała Mermanisa, ruszając jednocześnie w jego stronę. Zgrabnie ominęła stolik po czym zrzuciwszy zdobne poduszki na dywan, ułożyła się na sofie. - Tyle przygotowań, tyle wysiłku. Mam nadzieję, że będzie nam dana zemsta na tych, którzy wtedy to wszystko zniweczyli.

- Nie wiem – przyznał zgodnie z prawdą Mermanis, przyglądając się przygotowaniom Iluny. Zakręcił Bourbonem w szklance, przez chwilę się zastanawiając po czym kręcąc głową bezsilnie. – Naprawdę nie wiem. Może rytuał sprawił, że ma problemy z pozyskaniem ciała? To by tłumaczyło jego nawiedzenia księdza, którego spotkaliśmy w San Pietro.
Na wzmiankę o zemście uśmiechnął się oszczędnie i przytaknął, zgadzając się z kobietą w stu procentach.
- Nie ty jedna. Ale zanim to zrobimy, musimy odnaleźć nasze Stasis, żeby mieć pewność, że nie powtórzy się to co z Eveshem i Luphinerą – odparł, unosząc szklankę do ust. – Chociaż chyba wiem gdzie się znajduje.

- W takim razie wiesz więcej niż ja - odparła niezbyt zadowolona. Zdecydowanie wolałaby wiedzieć więcej, zawsze tak było. - Może zatem podzielisz się tą wiedzą? - zaproponowała starając się przypomieć wszystko o ich wspólnym stasis. Przed jej oczami po raz kolejny pojawił się moment jego stworzenia. Czerwona łuna spowijająca twarz Menesa, chwila wahania nim rytualne ostrze dotknęło jej skóry.

- To tylko domysły – ostrzegł Mermanis, odstawiając szklankę na stoliczek stojący obok fotela i pochylając się do przodu, spoglądając na towarzyszkę. – Ale pomyśl. Widziałaś co się stało z Eveshem i Luphinerą po śmierci ich ludzkiej powłoki, prawda? Nie jest tajemnicą, że potrzebujemy Stasis, żeby egzystować bez ciała. A jak byliśmy w Newgrange? Jestem prawie pewien, że rytuał zakończył się wtedy naszą śmiercią, a jednak jesteśmy tutaj, cali i zdrowi. Z tego wynika, że Stasis musiało być gdzieś niedaleko miejsca rytuału, być może nawet przyniesione przez Feneksa na wypadek takich okoliczności.

- Zatem chcesz się teraz wybrać do Newgrange? Nie szukać Feneksa tylko skupić się na Stasis? - chciała się upewnić czy dobrze go zrozumiała. Ona sama nie mogła doczekać się spotkania z ich mistrzem, widać jednak była w tym odosobniona. - Nie lepiej stworzyć własne, osobne Stasis?

- Żeby stworzyć nowe Stasis też będziemy musieli rozpocząć poszukiwania, tyle że Nexusa. A skoro wiemy o jednym w Newgrange, a to się pokrywa z moimi przypuszczeniami… - wzruszył ramionami, opierając się z powrotem o oparcie fotela i sięgając z powrotem po szklankę. Na pytanie o zaniechanie poszukiwań Feneka nie odpowiedział od razu, milcząc przez kilka sekund.
- Nie – powiedział w końcu. – Jego mieszkanie jest w tym mieście, więc głupotą byłoby poniechanie takiej możliwości. Co więcej, uważam, że to powinien być nasz pierwszy przystanek, zanim trop całkowicie się ulotni.

Kobieta przez chwilę śledziła jego ruchy, zastanawiając się jednocześnie nad wypowiedzianymi przez niego słowami.
- Możemy też wykorzystać miejsce w którym obecnie jesteśmy. Z całą pewnością Praga musi posiadać swojego Nexusa. W najgorszym razie możemy stworzyć pojedyncze Stasis, każdy dla siebie. Wyprawa do Newgrange wydaje mi się zbytnio przewidywalna. Szczególnie bez zabezpieczenia w postaci Stasis.

- Słusznie. – Palce Mermanisa wystukały w zamyśleniu melodię na powierzchni szklanki. - Możemy zrobić nawet więcej – część z nas pójdzie do mieszkania Feneksa szukać śladów, a część zacznie przeszukiwać miasto w poszukiwaniu poszczególnych Plexusów, żebyśmy nie tracili czasu. Jak uważasz?

- O ile będzie to oznaczać, że będę w grupie idącej do mieszkania Feneksa - jestem za. Musimy to jednak uzgodnić z pozostałymi. - Ów przymus napawał ją widocznym zniechęceniem. - Poczęstujesz mnie czy będziesz tak sam pił? - zmieniła temat.

- Mam wrażenie, że wszyscy będą chcieli iść do mieszkania Feneksa i nic z tego nie wyjdzie – odparł z westchnięciem, uśmiechając się krzywo. Na upomnienie kobiety przewrócił oczami i wstał z fotela, podchodząc do barku i biorąc drugą szklankę, którą postawił przed Iluną.
- A co z twoją słabą głową? – zapytał żartobliwie, napełniając szkło kobiety Burbonem. – Nie żebym narzekał na ostatni raz kiedy uraczyłaś się alkoholem, oczywiście.

- Moja głowa ma się tak samo - odparła sięgając po szklankę. - I obawiam się, że już na zawsze tak zostanie - dodała wspominając Londyn z ich ostatniego spotkania.

- To dobrze. Już się zacząłem niepokoić. – Mermanis zmrużył oczy z uśmiechem, siadając z powrotem na swoim fotelu i zakręcając butelkę.

***




Cała czwórka spotkała się w dwie godziny po przybyciu do hotelu Sheraton. Elegancka restauracja nie była zbyt zatłoczona. Przy jednym ze stolików siedziała rodzina z dwójką dzieci. Przy innym ubrany w garnitur starszy mężczyzna. Z głośników płynęła cicha muzyka. Wrażenie spokoju i bezpieczeństwa było ciężkie do odparcia.
Kelner zaprowadził ich do stolika w kącie sali, nakrytego dla czterech osób, po czym oddalił się by po chwili wrócić z menu.
Iluna podziękowała uprzejmie po czym odczekała aż młody mężczyzna ponownie się oddali.
- To na co macie ochotę? - zapytała nawet przy tym nie zerknąwszy na ofertę restauracji. - Wybrać się pod adres, który zdobył Mermanis? Spróbować odszukać Feneksa czy najpierw zająć się Stasis?

Satori rozglądał się dookoła. Atmosfera była całkiem przyjemna. Uśmiechnął się, pomimo tego, że minęło niewiele czasu, chłopak wydawał się dużo bardziej pewny siebie i żywiołowy. Przyłożył dłoń do brzucha.
-Iluna! Nie zapominaj, że mamy swoje potrzeby. - Spojrzał z tęsknotą na menu i zaczął okrężnymi ruchami gładzić swój brzuch. - Miałem nadzieję na dobrze przyrządzone tofu.- Spojrzał na twarze towarzyszy w poszukiwaniu poparcia, następnie westchnął z rezygnacją i burknął pod nosem.
-No to ja myślę, że najlepszym pomysłem byłoby najpierw stworzenie Stasis. Nie mam zamiaru doprowadzić do tego, aby któreś z nas skończyło tak samo jak dwójka naszych przyjaciół. - Po tych słowach wyraźnie posmutniał.

- Stworzenie bądź znalezienie poprzedniego z którego korzystaliśmy – odparł Mermanis, odsuwając krzesło i również siadając przy stole. – Ale skoro jesteśmy już w Pradze, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zajrzeć do mieszkania Feneksa. To powinien być raczej nasz pierwszy przystanek.
W przeciwieństwie do Iluny, sięgnął po menu. Nie byli na tyle zdesperowani by rozmawiać o pustym żołądku, ani aż tak im się nie spieszyło, żeby zrezygnować ze śniadania.

- To zdecydowanie powinien być nasz pierwszy przystanek. - Iluna nie kryła się z chęcią ruszenia tropem Feneksa i tym, że było to dla niej ważniejsze nawet od Stasis. - W końcu po to tu chyba przylecieliśmy, czy nie?

- Niemniej, Stasis wcale nie jest mniej ważne – odparł Mermanis, kręcąc głową i odkładając menu na bok, gdy podjął decyzję co do zamówienia. – Trochę rozmawialiśmy wcześniej z Iluną i sądzimy, że niezłym pomysłem byłoby żeby się rozdzielić. Część z nas powinna pójść do mieszkania Feneksa poszukać tropów, a część na miasto, poszukać dla siebie i pozostałych Plexusów, żeby każdy mógł sobie stworzyć swoje własne Stasis. Na chwilę obecną, na wszelki wypadek. Rozdzielając się nie będziemy tracić czasu, którego w końcu nie mamy nieskończenie i pytanie tylko kto chciałby się zająć poszukiwaniami energii, a kto zabawić w detektywa – dokończył z uśmiechem, opierając się wygodniej na krześle i spoglądając po pozostałych.

- Moje zdanie na ten temat znasz - odpowiedziała natychmiast Iluna. - Znacie - poprawiła się spoglądając na pozostałych. - Kto zatem ma zamiar mi towarzyszyć w wyprawie do mieszkania Feneksa?

Toru skrzywił się lekko na usłyszane słowa.
-Moim zdaniem to nie najlepszy pomysł, aby się rozdzielać. Jeśli jednak tak chcecie to ja mogę zająć się szukaniem Plexusów. A wy co robicie? - spytał się pozostałej dwójki, rzucając przy tym miły uśmiech.

- Nie jesteśmy już bezbronni. Poza tym to także będzie małe utrudnienie dla tych, którzy nas ścigają, bo w grupie łatwiej nas znaleźć – zauważył Mermanis, stykając palce obu dłoni w charakterystycznym geście zastanowienia i myśląc przez chwilę. To co zamierzał zaproponować kłóciło się z tym co ustalił wcześniej z Iluną, ale nie mógł się powstrzymać przed myślą, że być może to będzie dla nich najlepsze w obecnej sytuacji. Kobieta wyraźnie niecierpliwiła się na spotkanie z Feneksem, ale Stasis było im niezbędne, więc... – To może zróbmy jeszcze krok dalej. Jestem niemal pewny, że nasze stare Stasis jest w okolicach Newgrange. Mogę lecieć je odnaleźć, podczas gdy wy skupicie się na poszukiwaniu Feneksa i sprawdzeniu tropów z jego mieszkania. Jak tylko ktoś z nas coś znajdzie, albo będzie potrzebował pomocy to zadzwoni do reszty.

Toru energicznie przytaknął.
-Zgoda, niech więc tak będzie. To kiedy wyruszamy? Proponuję jak najszybciej. Już zbyt wiele czasu zmarnowaliśmy, a Feneks może być w poważnych kłopotach.

- Więc postanowione. – Milioner uśmiechnął się do wszystkich, odchylając z zadowoleniem na krześle. Do ich stolika akurat zbliżył się kelner, witając się z charakterystycznym, czeskim akcentem i prosząc o złożenie zamówienia, ale Mermanis powstrzymał go krótkim gestem. Sięgnął po jedną z serwetek i wyciągnął długopis z kieszeni, szybko zapisując na niej adres mieszkania Feneksa, który następnie podsunął do Iluny. – Zjemy śniadanie i możemy ruszać.
W końcu nie można sobie odmawiać drobnych przyjemności.

Po śniadaniu niewiele pozostało do zrobienia, szczególnie dla nich. Mermanis upewnił się jeszcze, że każdy z jego towarzyszy ma swoją komórkę i że wszyscy wymienili sie numerami (kto nie miał, temu milioner ją zapewnił, i nie ma że boli.), po czym po krótkim pożegnaniu udał się na parking po swój samochód, zamierzając dostać się na lotnisko, zeby skorzystać z prywatnego odrzutowca i obrać kierunek na Newgrange. Do miejsca w którym swój początek miały wszystkie ostatnie wydarzenia.
 
__________________
"I would say that was the cavalry, but I've never seen a line of horses crash into the battle field from outer space before."
Delta jest offline