Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2011, 23:08   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Peter nie należał do śpiochów, zatem gdy do drzwi zastukał Jim właściciel kajuty szykował się już do wyjścia.
- Już idę - powiedział i realizując zapowiedź wyszedł na pokład, starannie zamykając za sobą drzwi tuż przed nosem Jima, uniemożliwiając mu zapuszczenie żurawia do środka i, zapewne, jeszcze bardziej podsycając ciekawość, nieodłączną towarzyszkę chłopaka.

Musiałby być ślepy i głuchy, żeby przegapić fakt, że Ciekawski Jim nie ma zamiaru zrezygnować z zaspokojenia swojej ciekawości. Czyżby chłopak uważał się za niewidzialnego? Albo tak małego, że zdoła się prześlizgnąć między nogami Earla?
Co prawda Petera ciekawiło nieco, jak zareagowałby Bellamy, gdyby Jim nagle wpakował się do kajuty, ale on, w przeciwieństwie do chłopaka, potrafił swą ciekawość opanować.
Tuż przed otwarciem drzwi Earl zatrzymał się nagle i odwrócił.
- Jimmy... - powiedział, miękko i na pozór bardzo delikatnie. - Właśnie cię szukałem. Zgłoś się do pana bosmana i poproś, żeby ci wskazał, gdzie leży nasz zapasowy łańcuch kotwiczny. Powiesz mu jeszcze, że chodzi o pięć ogniw. Czyściutkich jak łza - kreślił.
Do Jima widać nie wszystko od razu dotarło, bo stał, mamrocząc coś pod nosem.
- Jimmy... - Głos Earla nie zmienił tonu nawet o włos. - To jest naprawdę pilne. A potem mnie poszukaj. Będę mieć dla ciebie małą robótkę. Coś dla prawdziwego mężczyzny.
Dopiero wtedy Jim, bez słowa już, pobiegł pod pokład, a Peter mógł bez problemów wejść do kabiny.

Kajuta kapitana wyglądała dokładnie tak jak zawsze. No, może poza niektórymi elementami wystroju które albo uległy zmianie, albo też zostały do niego dodane. Pierwszym z nich była dziewczyna, którą Earl miał okazję poznać wcześniej. Nelly w chwili wejścia medyka siedziała na łożu oparta o poduszki. Tuż obok niej przysiadła Mary. Obie przerwały rozmowę w tym samym momencie, w którym Peter się pojawił.
Samuel Bellamy stał za swym biurkiem pochylając się nad czymś co z początku mogło wydać się mapą, jednak brak ukochanego obrazu kapitana, sugerował że mogło to być jednak coś innego. Chociaż kto wie...

- Chciałeś mnie widzieć - powiedział Earl, wchodząc do kapitańskiej kajuty. - Jakieś problemy, o których jeszcze nie wiem? Witam - skinął głową dziewczynom

- To zależy od tego, o których już wiesz - odparł na zadane mu pytanie Bellamy.

- Mamy Królową Annę za rufą, sztorm na karku, małą dziurę w burcie, na szczęście nad linią wody, paru rannych - odparł Peter. - To są te na zewnątrz. No i wścibskiego Jima, ale to problem niewielki.

- Wychodzi więc na to, że wiesz o wszystkich. Jim’em sam się zajmę. Nie po to jednak cię wzywałem by o kłopotach, które mamy na karku rozprawiać. - Zamilkł, na dłuższą chwilę wbijając wzrok w płótno leżące na biurku.
Czyżby coś z mapą, pomyślał Peter. Po chwili przeniósł wzrok z płótna na ciekawszy obiekt - obie dziewczyny.
Zarówno Nelly jak i jej towarzyszka odpowiedziały uważnym, niemal taksującym spojrzeniem. Nad wyraz podobnym.
- Uznałem że może cię zainteresować awans Mary na drugiego oficera oraz wyznaczenie kursu - oznajmił widać jednak było, że nie był to główny punkt programu...
- Jako medykowi szkoda mi utalentowanej pomocnicy - oznajmił Peter. - A poza tym z pewnością będzie się nam dobrze współpracować.
Rozległo się pukniecie w drzwi, po którym Marco wszedł do środka. Był tam także pierwszy oficer oraz ktoś, kogo się nie spodziewał oraz nie znał, dwie młode kobiety.
- Kapitanie, wzywałeś mnie. Moście panny, panie pierwszy - skinął.
- Witam, panie Modrone. - Peter odwzajemnił powitanie.
- Skoro jesteśmy w komplecie - kapitan skinął głową nowo przybyłemu. - Mary czy mogłabyś się upewnić czy Jim’a nie ma za drzwiami? - poprosił dziewczynę, która natychmiast wykonała rozkaz. - Panie Modrone, zapewne słyszał pan o drobnych kłopotach, które mamy na głowie?
- Jeśli masz kapitanie na myśli pościg tamtego okrętu oraz ucieczkę z Sant Mari to nie tylko słyszałem, ale byłem przy tym - zauważył.
- Mam na myśli sztorm i Królową Annę - sprostował Bellamy.
- Sztorm owszem, trudno nie widzieć pędzących chmur oraz nie czuć zimnego powiewu wiatru. Cyklon niewątpliwie. Natomiast Królowa Anna, owszem, tylko nie wiedziałem, ze się tak nazywa. Bocianie gniazdo przysłało przed momentem, że idą jakieś żagle za nami. Liczyłem tylko na to, że to może jakiś przygodny statek, a nie jakiś problem.
Peter na moment spojrzał na kapitana, ale nic nie powiedział.
- To dobrze. Panie Modrone będę miał dla pana zadanie. Potrzebuję mapy, kompletnej mapy, która obecnie jest podzielona na części. Chcę również by została wykonana w tajemnicy przed załogą a obecna chwila wydaje mi się ku temu idealna.
- Kapitanie wykreślić to mogę każdą mapę, kwestia czasu. Im pan chce dokładniej, tym więcej potrzebuję czasu oraz pogodnych dni, żeby ustalić pozycję gwiazd oraz słońca. Natomiast jeśli to ma być tylko połączenie mapy kilkuczęściowej, nie widzę problemu. Moja kanciapa raczej odstrasza innych potężną paką rulonów. Nasi chłopcy oraz dziewczyny to dobrzy marynarze, ale papiery ich odstraszają. Zresztą wiedzą, ze zabronił pan włazić do mnie po tym, jak Randy wlazł oraz wylał rum na mapy.
- W takim razie ustalone. Nelly pójdziesz z panem Modrone - wydał polecenie leżącej dziewczynie jednocześnie zwijając leżące przed nim płótno i podając je nawigatorowi. - To pierwsza część mapy. Proszę się z tym obejść delikatnie, chciałbym by wrócił na ścianę.
- Dobrze, natomiast pozostałe części?
- Pozostałe części mają nogi i potrafią same dojść do kajuty - kapitan przy tych słowach zerknął na wstającą Nelly.
Marco spojrzał na kapitana niewiele rozumiejąc.
- Dobra nasza - skinął lakonicznie - jak każesz kapitanie przynieść owym nogom czy rękom pozostała część, zajmę się nią.
- Nelly, uważaj na siebie - ostrzegł dziewczynę Peter. - Nie od razu będziesz okazem zdrowia.
- Nic mi nie będzie, proszę pana - odpowiedziała dziewczyna korzystając z pomocy Mary i ruszając w stronę drzwi.
- Nelly wyjaśni co trzeba - dopowiedział kapitan, a w jego głosie pobrzmiewało wyraźne pożegnanie.
- Wobec tego czekam, aż przyniesie mi pani mapę, panno Nelly - zwrócił się do dziewczyny usłyszanym imieniem. - Kapitanie, pierwszy - skinął wychodząc.
- Panie Modrone, Nelly. - Peter, kryjąc uśmiech, skinął głową na pożegnanie wychodzącym, po czym zamknął drzwi. Żałował, że nie będzie świadkiem sceny pokazania połówki mapy...
Samuel przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Również Mary, która stała obecnie przy drzwiach, nie zabrała głosu. Wreszcie, po dłuższej ciszy, padło pytanie.
- Co sądzisz o naszym nawigatorze, Peter? - Bellamy zasiadł za swoim biurkiem i z uwagą spojrzał na pierwszego oficera.
- Ciekawy człowiek - odparł Peter. - Solidny, zna swój fach, ale na bezludnej wyspie wolałbym kogoś innego. I nie chodzi o płeć, ale o ogólne wrażenie.
- Prawdziwy fachowiec … - nie dokończył pozwalając by Peter sam się domyślił co mu chodzi po głowie. Nim jednak Earl zdążył powiedzieć chociażby słowo, głos zabrała Mary.
- Nadal uważam to za zły pomysł, Samuelu. On się jeszcze może przydać...
Co najmniej jeden fachowiec pracował już przy mapie, pomyślał Peter. Czyżby signora Marco miał spotkać podobny los?
- To ma być mapa wielokrotnego użytku? - spytał. Wtedy nawigator byłby towarem jednorazowym. Pozostawało otwarte pytanie, ile wiedzieć powinien pierwszy oficer... Najlepiej trzymać się od mapy i jej elementów jak najdalej.
- Oczywiście, po to ją w końcu kazałem wykonać. Wyspa jest dobrym miejscem do ukrycia się. Szkoda by było marnować okazję do częstszych odwiedzin.
- Jednak nie takim kosztem. Co ci szkodzi zostawić go żywego? - Mary Ann przeniosła spojrzenie na Petera. - Zgadzasz się ze mną?
- Bo każdy lubi pieniądze - odparł Peter nawiązał do pierwszego pytania. - A łatwo zdobyte są równie dobre, jak zapracowane w pocie czoła. Chociaż ogólnie masz rację, Mary. Problem jednak w tym, że ludzie są chciwi. A inni z kolei mają za długie języki. Złoto robi z ludzi głupców, a nic nie powiedzą tylko ci, co nic nie wiedzą lub są martwi. To odwieczny problem.
- Dopóki jesteśmy na statku to nie będzie mieć znaczenia, a później... Zobaczymy. - oznajmiła stanowczo ponownie wracając spojrzeniem w stronę Samuela.
- Oto dlaczego na statki nie zabiera się kobiet - mruknął kapitan widocznie ustępując swojemu nowemu, drugiemu oficerowi.
- Kobieta na statku przynosi pecha. - Peter uśmiechnął się do Mary. - Zmieniając temat... Gdzie chcesz ją ulokować, Samuelu? W końcu to drugi oficer. Nie wypada, by spała w jakiejś norze. Przygarnąłbym ją, bo moja kajuta jest dość obszerna, ale załoga by na mnie wilkiem patrzyła.
- Chciałam zauważyć, że stoję tuż obok - oznajmiła lodowatym tonem. - Proszę się nie martwić o moje zakwaterowanie, sir.
- Przestań chociaż ty na mnie wilkiem patrzyć. A jako pierwszy oficer muszę się martwić również o ciebie i twoją wygodę. I nie mów do mnie sir, zgoda? Nawet jeśli masz do mnie pretensje.
- Pretensje? Z całą pewnością musiałeś się pomylić - odparła przywdziewając na twarz słodki uśmiech. - Będę spała tam gdzie do tej pory. To idealne dla mnie miejsce, a Samuel nie ma nic przeciwko, prawda?
Kapitan w poddańczym geście uniósł dłonie w górę, jednak jego twarz wyrażała bardziej zadowolenie niż poddańczość.
- Odwiedzaj mnie, gdy tylko zechcesz - powiedział Peter. - Poza tym będziemy nieraz musieli omawiać różne sprawy, a ten twój, wybacz, schowek na miotły, nie ma odpowiednich warunków. Ach, jeszcze jedno... Możesz mi zdradzić, Mary, jakież to więzy łączą cię z Nelly?
Bellamy słysząc pytanie wybuchnął głośnym śmiechem.
- A nie mówiłem ci, że to bystra sztuka? - zwrócił się do Mary.
- Zdaje się, że coś wspominałeś... między innymi - zmierzyła Petera uważnym spojrzeniem. - Dlaczego sądzisz, że coś nas niby łączy?
- Podobieństwo - odparł Peter. - Nie aż takie rzucające się w oczy, ale zawsze. Odcień włosów, kolor oczu i ich oprawa, podbródek, sposób poruszania się, figura...
Skinęła głową po czym potwierdziła na głos.
- Masz rację, mnie i Nelly łączy pokrewieństwo.
Peter czekał cierpliwie na ciąg dalszy.
- Są siostrami - dodał Samuel widząc, że dziewczyna nie spieszy się z dalszymi wyjaśnieniami. - Jemu można zaufać Mary, mówiłem ci chyba...
- Możliwe, że coś wspomniałeś kapitanie - odparła nie spuszczając wzroku z Petera.
Jako że nie było to w dobrym stylu, Peter nie wzruszył ramionami. Nie miał ani ochoty, ani możliwości przekonania Mary, że na zaufanie zasługuje. Odpowiedział odrobinę kpiącym uśmiechem.
- Zachcesz się ze mną przejść po pokładzie? - spytał. - Załoga powinna poznać drugiego oficera.
- Załoga ma co robić.
- A my mamy tego dopilnować - wpadł jej w słowo Peter.
- Trzeba było tak od razu, sir. Kapitanie - skłoniła głowę przed Bellamym po czym ruszyła do wyjścia.
Peter spojrzał na Bellamy’ego i wzniósł oczy ku niebu. A raczej ku sufitowi kajuty. Na szczęście to Samuel będzie mieć Mary na karku, nie on.
- Do zobaczenia, skipper - pożegnał Samuela.

Wyszli na pokład.
Bez wątpienia Mary miała dużo racji poddając w wątpliwość dobre zdanie Petera o niej. Uparta, niezgodna... Idealna na żonę dla najgorszego wroga.
A nasz Pan dał nam miód,
żeby nam osłodzić czas,
Ale diabeł zesłał babę...
Jakby o niej mówił ten fragment szanty.
Peter uśmiechnął się do swych myśli.
- Zapraszam najpierw na mostek - powiedział.
Królową Annę było widać niemal jak na dłoni, statek zbliżał się do nich niemal tak szybko jak chmury sztormowe niosące ze sobą porywy coraz to mocniejszego wiatru. Gdzieś w oddali rozległ się huk gromu.


- To będzie piękny sztorm - oznajmiła Mary ruszając za Peterem.
Kiedy szliśmy przez Pacyfik,
Whay hay roluj go,
Zwiało nam z pokładu skrzynki.
Taki był cholerny sztorm.
- Śliczny - zgodził się Peter. - Zaraz trzeba będzie zrefować żagle. Ciekawe, kto nas dopadnie pierwszy.
Teraz nie w głowie było mu zastanawianie się, co lub kogo zmyje sztorm. Postawiłby dziesięć do jednego, że pierwsza dopadnie ich Królowa. I nie tylko on tak sądził. Kto tylko nie uwijał się przy żaglach szykował się do starcia.

Ciepła krew poleje się strugami,
Wygra ten, kto utrzyma ship.
W huku dział ktoś przykryje się falami,
Jak da Bóg, ocalimy bryg.

Nagły huk w uszach grał i już atak trwał,
To fregata uzbrojona rzędem w setkę dział.

Zezowaty Alonso, największy chyba obibok na pokładzie Rozkoszy, znalazł czas i okazję by zaśpiewać popularną piosnkę, opisującą nierówne, acz szczęśliwie zakończone starcie. Przesadził nieco przy okazji, bowiem Królowa, choć fregatą była, to do największych się nie zaliczała i nigdy nie miała więcej niż czterdzieści jeden dział i nie przekroczyła dwustu osiemdziesięciu ludzi załogi. Nieżyczliwe języki, a gdzież ich nie było, mawiały, że część pieniędzy przeznaczonych na wyposażenie Królowej szło do całkiem prywatnych kieszeni Regbringa i Zaharego. Równie nieżyczliwe, a lepiej poinformowane doniosły Earlowi, że gubernator dba o fregatę bardziej, niż o swoje kochanki. I nie dziwota, bowiem Królowa przynosiła Regbringowi dochody w żywej gotówce, a kochanki - jedynie cielesne przyjemności.

Stanęli obok sternika. Turbringe Sykes nawet okiem nie mrugnął na widok towarzyszącej pierwszemu oficerowi kobiety. Plotki głosiły, że ani tuzin gołych niewiast, ani małpa z parasolką w garści nie byłyby w stanie wytrącić go z równowagi, a Earl w towarzystwie pomocnicy kuka nie miałby szans w porównaniu z takimi atrakcjami.
- Rahl, szykuj się! - zawołał Earl. - Królowa szykuje się do zwrotu na lewą burtę!
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-04-2011 o 16:17.
Kerm jest offline