Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-04-2011, 23:30   #5
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację
Przy śniadaniu w restauracji hotelu Sharaton zapadły szybkie i zdecydowane decyzje. Przebudzone niedawno nefilimy czuły się świetnie, miały chęć do działania i rozwiązania tajemnic z przeszłości. Mimo, że odzyskali już pamięć nadal nie wiedzieli kto przyczynił się do ich śmierci, ani jak sprawił że stracili pamięć. Dopiero teraz docenili trud, odwagę i umiejętności Feneksa. Świadomi ogromu pracy jaki włożył w ich przebudzenie byli mu bardzo wdzięczni. Wyglądało jednak na to, że nie wszystko poszło zgodnie z planem skoro Feneks musiał się ukrywać. W notatkach jakie pozostawił po sobie ksiądz, który przez jakiś czas służył ich przywódcy za simulacrę znajdowały się zapisy o grożącym wszystkim niebezpieczeństwie.
Soraya Moon wspomniała także wizytę Thomas Writhe w jej sklepie w Londynie. Pierścień jaki nosił on na palcu wskazywał na to, że ich głównym rywalem w tym boju są Różokrzyżowcy.
Spadkobiercy idei Katarów, kontynuatorzy ich nauk i poglądów. W przeciwieństwie jednak do Katarów nie postrzegali nefilimów jako duchowych mistrzów. Różokrzyżowcy w nefilimach widzieli magiczne byty, które mogą posłużyć do wzniesienia się na wyższy poziom duchowy. Na dodatek nie miało się to odbywać na zasadach wzajemnej zgody i współpracy. Sekta uważała, że należy pomścić krzywdy jakich ludzkość doznała za czasów Atlantydy i trzeba teraz odwrócić role. Dążyli do tego, by to nefilimy były niewolnikami ludzkości. Chcieli czerpać z nefilimów moc i siłę, podobnie jak to robiono z ludźmi na pradawnym kontynencie.
Jednak w przypadku Writhe’a i jego przełożonych chodziło o coś więcej. Wedle słów mężczyzny ich głównym celem było schwytanie Feneksa. Z jakiś przyczyn to on właśnie on był główną zwierzyną w tych łowach. Sprawa była o tyle trudna i niebezpieczna, że Writhe i jego sekta znali prawdziwe imię ich przywódcy, a to był pierwszy krok by zniewolić go.
Czyżby to właśnie Różokrzyżowcy stali za wypadkami w Newgrange?
Możliwe.
Nie można było jednak zapominać o innych wrogach jacy ujawnili się w Rzymie. Najniebezpieczniejszym z nich wydawał się tajemniczy łysy mężczyzn o surowym, przenikliwym spojrzeniu. Potrafił on wkraść się w wizje jakie nawiedzały nefilimy i przemawiać do niego. O ile Writhe był głównie zagrożeniem fizycznym, to ten człowiek mógł by mógł stanowić zagrożenie także duchowe. To co zrobił wskazywało na to, że jest on doskonale wyszkolonym czarownikiem. Trudno było mówić o jego sile i umiejętnościach, gdyż objawił on tylko jeden ze swoich talentów. Jednak i tak dawało to podstawy do typowania go na wroga numer jeden.
Na koniec zostawali mroczni kuzyni z rzymskich katakumb. Selenim praktycznie od momentu swego powstania byli w opozycji do nefilimów. Pozbawieni mocy i możliwości manipulowania podstawowymi energiami stali się niejako niewolnikami ka Czarnego Księżyca. Dawał im on, co prawda niesamowitą moc, częstokroć przewyższającą możliwości nefilimów. Jednak pragnienie odzyskania swego dziedzictwa i nienawiść do swych braci sprawił, że selenim stali się zajadłymi wrogami nefilimów.
Pytanie czy ci spotkani w rzymskich katakumbach stanowili jeszcze niebezpieczeństwo pozostawało otwarte.
Mimo tylu zagrożeń nefilimy postanowiły się rozdzielić. Mieli zbyt wiele spraw do załatwienia, by tracić go na darmo.
Skończywszy śniadanie wszyscy wrócili do apartamentów, by przygotować się do czekających ich zadań.

Toru Fuuno, Nathan de Pourbaix
Najmłodsza dwójka ruszyła na wycieczkę po stolicy Czech. Nie była to bynajmniej wycieczka krajoznawcza. Cel był jasno określony, odnaleźć skupiska energii w których będzie można przeprowadzić rytuał stworzenia Stasis. Nie było to łatwe zadanie. By dostrzec wiązki magicznej energii Toru i Nathan musieli użyć swego magicznego zmysłu. Miał on tą wadę, że dla postronnych ludzi oczy posługującego się nim nefilima stawały się całkowicie białe, jak oczy ślepca. Idąc uliczkami starego miasta obaj mężczyżni na zmianę nosili okulary przeciwsłoneczne. Zniekształcały one co prawda troszkę obraz, ale zapewniały przynajmniej bezpieczeństwo. Mijanych przechodniów mniej dziwiły okulary niż demoniczne spojrzenie mężczyzn.
Praga okazała się fascynującym miastem i wiele miejsc miało tutaj swój potencjał, jednak wiązki energii jakie rozsiane były po mieście nie zapowiadały, by w pobliżu mogło być większe skupisko energii Ka.
Toru i Nathan po półgodzinie zdali sobie sprawę, że tym sposobem nic nie osiągną. Konieczne było skorzystanie z magii. Wiązało się to co prawda z niebezpieczeństwem , gdyż esencja ka pozostawiana przez rzucony czar stanowiła łatwy trop. Toru i Nathan doszli jednak do wniosku, że ci którzy ich ścigali byli daleko. Ryzyko mimo, że istniało nie było aż tak wielkie.
Toru przywołał zmysł ka i spojrzał na otaczającą go aurę. Liczne formuły zaklęć zapisane językiem, którzy śmiertelni nazywali Enochian.
Wypowiedział krótką formułę zaklęcia wykrywającego skupiska energii powietrza. Dopiero wtedy Satori zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak przez chwilę nie potrafił określić co dokładnie, gdyż jego oczom ukazała się cienka niczym nić pajęcza srebrna nitka energii ka. Zaabsorbowany tym widokiem ruszył nieświadomie wzdłuż niej. Dopiero, gdy trop stał się wyraźniejszy zatrzymał się i zaczął się zastanawiać co go tak zaniepokoiło.
Chwila zastanowienia uświadomiła mu, że w momencie wypowiadania formuły zaklęcia poza nią na jego aurze rozbłysło także inne zaklęcie. Szybko zaczął analizować co to mogło być, ale nic mu nie przychodziło do głowy.
Stojący obok Nathan zapytał:
- Co się stało?
W odpowiedzi Toru tylko wzruszył ramionami i zaczął uważnie przyglądać się swej aurze, by sprawdzić wszystkie magiczne formuły jakie miał wytatuowane. Zdjął nawet okulary, by nic nie zakłócało obrazu. Kilka minut uważnego czytania formuł uświadomiło mu, że obok znanych mu zaklęć pojawiło się nowe, którego tam nigdy nie było. Na dodatek było ono zapisane w języku, którego Toru nie rozumiał.
Co to mogło być? Czyżby to wiązało się z tajemnicą Newgrange?
Toru wiedział, że trzeba to będzie zbadać w pierwszej wolnej chwili. Na razie musiał się skupić na odnalezieniu Plexusa.

Trop którym ruszył Toru doprowadził mężczyzn do oddalonego sześćdziesiąt kilometrów od Pragi, miasteczka Kutna Hora. Na miejsce mężczyźni dojechali samochodem pożyczonym od Crowna, który gdy odleciał z Pragi dał im go do dyspozycji.
W miasteczku trop był tak wyraźny, że można by się śmiało pokusić o stwierdzenie że odnalazłby go zwykły człowiek. Ślad doprowadził Toru i Nathana do kościoła Wszystkich Świętych, a następnie do słynnej kaplicy czaszek w podziemiach tej świątyni.
Nawet na nefilimach atmosfera tego miejsca robiła ponure wrażenie. I nie chodziło bynajmniej o zebrane przez stulecia ludzkie kości. Ani o to do czego te kości posłużyły. Kaplica czaszek emanowała zimną i złowrogą energią. Czymś co z grunty było całkowicie obce obu mężczyznom. Toru, gdy tylko znalazł się na środku kaplicy i spojrzał w żyrandol dostrzegł mały symbol wyryty na skroniach czaszek.
- Czarny księżyc - szepnął Toru do Nathan.
- Czarny księżyc - odpowiedział męski głos z boku - Czym mogę służyć moim braciom? - zapytał.
Przed nimi stał wysoki mężczyzna o długich włosach i wyjątkowo bladej cerze. Toru nie do końca wiedział czy wilgotna, cmentarne woń wypełnia kaplicę, czy emanuje od stojącego obok mężczyzny.

Soraya Moon
Soraya nie była zbyt zadowolona z tego, że do mieszkania Feneksa miała udać się sama. Teoretycznie nie było to niebezpieczne zadanie, jednak wydarzenia z ostatnich dni i lat wskazywały, że wszystko może się wydarzyć. Mimo wszystko była zbyt ciekawa tego co kryje mieszkanie ich mistrza by rezygnować z pójścia tam.
Mieszkanie Jozefa Majcherika, bo tak nazywał się simulacrum Feneksa, mieściło się niedaleko Wyszehradu na ulicy Lodovej na drugim piętrze starej kamienicy.
Soraya dotarła na miejsce bez większych problemów. Uczulona przez to co wydarzyło się w Rzymie, uważnie obserwowała otoczenie i wypatrywała potencjalnych tropicieli. Gdy uzyskała odpowiednią pewność, że nikt jej nie śledzi ruszyła śmiało w stronę kamienicy.
W drzwiach był co prawda domofon, ale jedno mocniejsze pchnięcie i kobieta mogła wejść do środka.
Gdy przekraczała próg jej ciałem wstrząsnął dziwny dreszcz podniecenia, jakby wchodziła do starożytnej świątyni. Uczucie to było tym bardziej spotęgowane, że wewnątrz budynku panował iście świątynny chłód.
Soraya ruszyła na górą po kamiennych schodach. Klatka prezentowała się naprawdę okazale. Dla fascynatów secesji była to prawdziwa uczta dla oka. Nic więc dziwnego, że Feneks wybrał to właśnie miejsce na swoje mieszkanie. Odkąd Iluna pamiętała ich mistrz lubił otaczać się pięknymi przedmiotami i wytworami sztuki. Twierdził nawet, że sztuka jest jednym z niewielu rzeczy które ludzkość może zawdzięczać tak naprawdę Prometeuszowi.
Soraya stanęła pod drzwiami z tabliczką z nazwiskiem Majcherik i lekko się przeraziła. Drzwi były zaplombowane i zabezpieczone policyjną taśmą. Wahanie Sorayi trwało dosłownie trzy sekundy. Nie było na co czekać. Trzeba było zaryzykować. Iluna rozejrzała się wokół i stwierdziwszy, że nie słyszy nikogo na klatce zajęła się otwieraniem zamka. Na szczęście Feneks w większości swoich wcieleń nie radził sobie z adaptacją do nowych warunków i tęsknił za przeszłością. Dlatego też zamki w jego mieszkaniu nie należały do skomplikowanych. Kilka chwil manipulowania spinką do włosów pozwoliło jej wejść do środka.

To co ujrzało w środku sprawiła, że zamarła. Ktoś był tu przed nią. Jedno spojrzenie wystarczyło, by pozbyć się wątpliwości dlaczego mieszkanie było zabezpieczone przez policję. Poprzewracane meble, rozrzucone książki, walające się po podłodze pierze z rozdartych poduszek, tak wyglądało całe mieszkanie Jozefa Majcherika. Ludzie, którzy byli tu przed nią najwyraźniej czegoś szukali. Trudno było powiedzieć, czy znaleźli. Soraya zamknęła za sobą drzwi i ostrożnie weszła do środka. Przyglądała się każdemu szczegółowi mieszkania, każdej najdrobniejszej rzeczy. Wszystko po to, by odnaleźć jakąś wskazówkę pozostawioną przez Feneksa. To, że taka tutaj się znajdowała było bardziej niż pewne. Skoro Feneks przewidywał, że ich wrogowie są na ich tropie na pewno zabezpieczył się w jakiś sposób. Trzeba go było tylko znaleźć. Normalne przeszukanie mieszkania niewiele dało. Soraya przejrzała księgozbiór Feneksa. Tradycyjnie znajdowało się w niej wiele pozycji z alchemii i astrologii, kilka traktatów o mesmeryźmie i pozycji z zakresu współczesnej nauki. Nie było wśród nich nic co mogłoby jej jakoś pomóc. Biurko przy którym zapewne pracował Feneks okazało się puste.
Zniechęcona Soraya zamknęła oczy i przywołała zmysł widzenia Ka. Gdy ponownie otworzyła powieki jej oczy były oczami ślepca. Mimo to teraz widziała więcej. Mieszkanie pełne było śladów Feneksa i Iluna mogła z całą pewnością stwierdzić, że jej mistrz przebywał w tym mieszkaniu. Sprawdzenie kiedy je opuścił niestety nie było już takie łatwe. Coś nie pozwalał się Ilunie skupić. Obraz rozmywał się i uciekał. Mógł to być specjalny zabieg Feneksa, by uchronić się przed ewentualnymi tropicielami.
Zrezygnowana Soraya miała już wychodzić z mieszkania, gdy jej wzrok padał na duży obraz na ścianie.
Był to obraz olejny zajmujący wręcz całą ścianę. Przedstawiał on popularnego rockowego muzyka. Sorayi już wcześniej ten element wystroju nie pasował do Feneksa, ale jakoś nie potrafiła odszukać w tym obrazie żadnej wskazówki. Teraz dzięki widzeniu Ka dostrzegła, że ktoś wprowadził w obrazie zmiany. Oczy muzyka były całkowicie pozbawione źrenic.
Czyżby to oznaczało, że był nefilimem?
Możliwe tylko co to ma wspólnego z Feneksem?
Rozmyślania Iluny przerwał odgłos otwieranych drzwi oraz pytanie:
- Kdo jste? A co tady děláš?
W drzwiach stał starszy mężczyzna w okularach o miłej aparycji. W jego aurze Iluna zauważyła coś niepokojącego. Coś w rodzaju skazy przypominającej zaklęcia jakie sama miała wytatuowane na duszy. Trwało to jednak tylko ułamek sekundy, gdyż pojawienie się mężczyzny wytrąciło Sorayę z równowagi i przywróciło normalny wzrok. Ponowne spojrzenie Ka zmysłem było ryzykowne i mogło zdradzić jej prawdziwą tożsamość.

Michael Crown
Pilot prywatnego odrzutowca należącego do Crown Technologie nie zdążył dobrze odpocząć, a już czekał go kolejny lot. Co prawda w hotelu powinien czekać rezerwowy pilot, ale okres noworoczny to czas urlopów i niestety nie było nikogo kto mógłby polecieć z Mermanisem do Irlandii. Znowu nieoceniony okazał się telefon Crowna i jego zasoby gotówki zgromadzone na osobistym koncie. Pilot zgodził się lecieć, ale był to najdroższy lot w życiu Michaela. Nie można było jednak narzekać. W całej sprawie liczył się czas i szybkość zdobywania informacji. Jeżeli wyprawa do Newgrange okaże się owocna nie będzie na co narzekać.
Lot do Dublina upłynął Mermanisowi na analizie dziennika profesora Sulivana. Spokojne przejrzenie jego notatek uświadomiło Crownowi, że stracili przydatnego pomocnika. Dziennik profesora mógł się jeszcze okazać przydatny. Okazało się, że uczony potrafił z dużą dokładnością wyznaczać pojawienia się skupisk energii Ka. Rozszyfrowanie notatek pochłonęło na tyle, że nawet nie zauważył gdy pilot uprzejmym lecz dość stanowczym tonem zakomunikował o lądowaniu w Dublinie.
Crown wynajął na lotnisku samochód i ruszył do oddalonego o czterdzieści minut drogi od stolicy, miasteczka Newgrange.
W drodze powracały obrazy z przeszłości. Podniecenie i niepewność, która towarzyszyła mu ponad osiemdziesiąt lat temu pojawiły się i teraz. Zarówno wtedy, jak i teraz Mermanis nie do końca wiedział co czeka go na miejscu. Feneks zapewniał ich wtedy, że rytuał który przeprowadzą otworzy mi szeroki wachlarz nowych możliwości. Z perspektywy czasu trudno było stwierdzić ile było w tym prawdy, a ile pobożnych życzeń. Ich mistrz i lider potrafił jednak przekonywać do swojego zdania innych. Jego doświadczenie i wiedza imponowały. Był przy tym spokojny i bardzo życzliwy innym. Jadąc ośnieżoną wąską drogą Crown zastanawiał się ile było w tym prawdziwej dobroci, a ile wyrachowani. Przecież bez obecności uczniów Feneks nie mógł wiele zdziałać. Wszystkie jego plany, zarówno te które snuł w Egipcie, jak i te w dwudziestowiecznym Londynie zakładały współpracę nefilimów różnych energii. Ciężko było więc jednoznacznie ocenić postać i postępowanie Feneksa. Między innymi dlatego tak ważne było odszukanie go i odkrycie prawdy o tym co się stało w Newgrange 21 grudnia 1922 roku.

Pierwszym przystankiem na drodze do starożytnego grobowca był domek w którym cała ich grupa zatrzymała się na kilka dni tuż przed przeprowadzeniem rytuału. To w nim dokonywali ostatnich przygotowań, obliczeń i ćwiczeń duchowych. Bardzo możliwe, że to tutaj właśnie Feneks ukrył ich wspólne Stasis.
Domek ów znajdował się niedaleko wioski Wood Farm, niecałe dwa kilometry od starożytnego grobowca. Crown bez problemu odnalazł drogę wśród pól. Gdy dojechał na polanę na której stał kiedyś mały drewniany dom wiedział już, że jest to raczej fałszywy trop.
Dom był kompletną ruiną. Sądząc po jego stanie, najwyraźniej spłonął kilka lat temu. Teraz ostały się po nim jedynie sterczące w niebo szkielety ścian nośnych. Mimo to Mermanis wysiadł z samochodu i ruszył przeszukać pogorzelisko.
Ledwo wysiadł z samochodu nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowany.
Musiało to być jednak przewrażliwienie, gdyż wokół jak okiem sięgnąć nie było nikogo. Czyżby wydarzenia w Rzymie aż tak bardzo wstrząsnęły jego poczuciem bezpieczeństwa?
Możliwe, jednak Mermanis nie mógł pozbyć się uczucia, że tego feralnego grudniowego poranka było tak samo cicho i spokojnie.
Przeszukanie ruin zarówno w tradycyjny sposób, jak i za pomocą Ka zmysłu nie przyniosło żadnego rezultaty. Nic tutaj nie było.
Nie pozostawało nic innego jak ruszyć w stronę Newgrange.

Droga prowadziła Crowna szerokim łukiem w lewo. Na wyjściu z zakrętu milioner dojrzał monumentalną budowlę pokrytą śniegiem.
Dreszcz podniecenia przeszedł mu po karku. Wszystko wyglądało dokładnie jak tamtego dnia. Tak symetria i podobieństwo wręcz przerażały. Mermanis zatrzymał samochodu na parkingu i wykupił bilet na zwiedzanie grobowca.
Oprócz niego na przewodnika czekało jeszcze trzech innych mężczyzn. Sądząc po urodzie i języku jakim się posługiwali, pochodzili prawdopodobnie ze Skandynawii.
Przewodnik pojawił się po kilku minutach i po krótkim przywitaniu zaprosił grupę do zwiedzania.
Gdy Mermanis stanął przed wejściem do grobowca i ujrzał ogromny głaz pokryty prehistorycznymi płaskorzeźbami zamarł w miejscu.
Triskeliony pokrywające głaz nagle rozjarzyły się niczym grzałka elektrycznego piecyka. Z każdą sekundą ich blask był mocniejszy. Mermanis stał jak słup soli nie mogąc się poruszyć.
Coś lub ktoś blokował jego ruchy i dostęp do pradawnej budowli.
Czy to możliwe, żeby był to Feneks?
Moc jaka uwalniała się z głazu była potężna.
Crown czuł w uszach dziwny szum niczym trzaski roztrojonego radia.
- Proszę pan? Halo? - jakiś głos przebijał się z trudnością przez wzmagający się hałas - Wszystko w porządku? Halo? Co panu jest?

Jasny błysk poraził oczy Crown. Zaczął on nerwowo mrugać i zasłaniać dłońmi oczy, przed rażącym światłem.
- No w końcu - powiedział jakiś mężczyzna obok - Wrócił pan do nas. Już myślałem, że będziemy musieli pana zawiedź do Dublin.
Michael spojrzał na siedzącego obok niego mężczyznę w białym fartuchu.
- Gdzie ja jestem? - spytał słabym głosem.
- W moim gabinecie w Newgrange. Przewiózł pana Tom O’Sulivan, przewodnik. Ja nazywam się doktor Paul Ratkin. Bardzo się cieszę, że pan do nas wrócił.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 21-04-2011 o 06:46.
Takeda jest offline