Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-05-2011, 02:45   #1
stibium
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
[DnD, storytelling] W Cień

Notatkę, jaką znaleziono przy zwłokach Weidra Patyka, Rainer przeczytał przeszło kilkanaście razy i można spokojnie powiedzieć, że znał ją na pamięć, a jednak za każdym razem, gdy sięgał po nią ponownie, serce łomotało mu ze zdenerwowania. Nosił ją przy sobie i niemal czuł jak paliła materiał kieszeni, nawet teraz, gdy leżał rozparty w na wysłanym poduszkami szezlongu w patio willi ambasadora Calimshanu, Zahira yn Ralana el Persakhala.


- Zahir, musisz wypisać więcej tych cholernych kontraktów. Cała ta sprawa śmierdzi, wiesz... Nie damy rady utrzymać tego szaleństwa na giełdzie, jeśli nie napasiemy ich wieściami o wciąż nowych i nowych kontraktach. Wiesz, jak to działa. Dopóki widzą forsę, nie pytają o szczegóły.

Ambasador – a może pełniący obowiązki ambasadora – nie wyglądał na specjalnie przejętego tym, co mówił Bene pocąc się wśród poduszek i pijąc nerwowo wodę. Był synem sułtana Calimshanu – co z tego, że zesłanym na prowincjonalne stanowisko? Przechadzał się lekkim krokiem po patio, zajęty inspekcją stanu swoich długich na callishycką modłę paznokci.


Dotychczas całą sprawę załatwiano w prosty sposób: Zahir podpisywał papiery, które świadczyły, że dwuosobowa spółka z Athkatli zdobywa wciąż nowe zlecenia z dworu sutańskiego na transporty prochu.


- Zresztą, to jest taki tani chwyt, Zahir, na Tymorę – kto w dłuższym okresie kupi bajkę o tym, że Calimshan, czy w ogóle ktokolwiek może być zainteresowany wybuchową zabawką, wiesz proch, jasna cholera – czyż czarownicy nie robią tego lepiej niż trochę cuchnącego proszku?


Żadnych zleceń i żadnych transportów do Calimshanu oczywiście nie było. Dokumenty z pieczęcią syl-sułtana Manshaki, bo taki bezużyteczny tytuł dostał niegdyś Zahir, były publikowane na parkiecie w Athkatli i wzmagały gorączkę inwestycji w spółkę pod skrzydłami Bene. Gdyby Rainer i Zahir teraz odsprzedali wszystkie swoje akcje, zarobiliby czterokrotnie więcej, niż włożyli. Wszystkie pieniądze, jakie udawało im się pozyskać od kupców na giełdzie Rainer przeznaczał jednak na rozwój siatki dystrybucji: znów przed oczyma stanął mu Weider Patyk z gardłem poderżniętym od ucha do ucha i notatką w zębach.


- Musimy to zmienić. Patyk? Perła? Kilku innych chłopaków z doków? Wszyscy gryzą piach, Zahir, to nie przelewki – ty możesz być sobie ambasadorem i sułtańskim synkiem, pobierać tylko profity, ale widzisz – ja firmuję całe to przedsięwzięcie i Gildia dobrze już wie, komu ma wrazić sztylet pod żebro, jeśli nadarzy się dobra okazja. Mamy pieniądze, chcemy to rozwinąć? Nie mamy szans na ulicach: na razie nie chcę nawet próbować pchać się tam, gdzie rządzą Złodzieje Cienia. Dlaczego...


Bene przerwał w pół słowa obserwując, jak kilka niewolnic Zahira w kolorowych muślinach przemknęło bezgłośnie pod arkadami i zniknęło w ażurowych drzwiach prywatnego skrzydła pałacu.


- Ardaia. Musimy zawrzeć cholerny kontrakt z Ardaią. Kobieta trzyma w swoich rękach połowę burdeli w mieście i Gildia nie ma tam praktycznie nic do powiedzenia. Tam możemy rozprowadzać. Jak się nazywał twój człowiek w tym całym syndykacie?

- Masz na myśli Elstera Vievve?

- Muszę się z nim zobaczyć. A ty myśl, paniczu – Rainer poderwał się z szezlonga i zaczął poprawiać szaty – jak uwiarygodnić cały ten przekręt z Calimshanem. Długo nie pociągniemy tylko na twojej pieczęci. Jeżeli chcemy polegać na złocie z giełdy, cały ten interes musi zacząć wyglądać poważnie.



**



Pobyt w domu publicznym którego zarządcą był półelf Elster Vievve był dla Rainera dziwnym przeżyciem. Owszem, był tam kilka razy wcześniej - u Elstera pracowała w końcu boska, złotowłosa Noyrra – jednak nigdy nie udawał się tam trzeźwy, a w dodatku z zamiarem rozmowy z Ardaią, owianą legendą właścicielką kilkunastu przybytków tego rodzaju w całej Athkatli.


Wchodząc do głównego pomieszczenia poznał stojącego przy barze zarządcę, delikatnego, świetnie ubranego Vievve. Chociaż był wciąż pod drzwiami, mógłby założyć się o każde pieniądze, że słodki zapach jaśminu wyczuwalny w całym domu roztaczały nie zatrudnione kurwy, ale ich przełożony. Skierował swoje kroki w stronę Elstera, zastanawiając się, czy powinien powołać się na Zahira czy może raczej na Noyrrę... W każdym razie, pytanie było proste: czy zakład szlachetnego pana nie skłaniałby się ku obniżeniu kosztów navrotainy dla personelu i klientów? Sprzedawali już Elsterowi swój towar i wszyscy wiedzieli, jak cholernie był dobry: kwestia, czy półelf zechciałby przekształcić swój zamtuz w punkt rozprowadzania, a swoje panienki w ambasadorki produktu Rainera.


Zbliżając się do baru rzucił okiem na postaci siedzące przy stolikach: znudzony bard bawiący się flaszeczką wisząca na jego szyi i...


- Dimble? Chłopie, co ty tu robisz?


Bene wyciągnął ręce i podszedł do stolika, przy którym siedział dobrze mu znany gnom, Dimble. Miał własną karczmę i był jednym z najlepszych opowiadaczy jakich Bene kiedykolwiek znał i... tak, spod lady Dimble’a można było dostać Everaskę, jak niektórzy zaczęli nazywać towar Rainera. Bene czuł, że nie ma czasu przysiadać się do starych znajomych, zwłaszcza w stanie niezupełnie trzeźwym:, wiedział, że musi podejść do Elstera zanim w burdelu zaczną się godziny szczytu, bo chciałby widzieć się z Ardaią najpóźniej jutro, a znając specyfikę interesu, dojście do niej może nie być proste – na pewno nie ma jej w żadnym z zamtuzów...


Dokładnie w momencie, gdy odsunął się od gnoma, całym pomieszczeniem wstrząsnął wybuch. Lustro wiszące nad barem rozsypało się w drobne kawałki, z półek pospadały kieliszki, a Dimble momentalnie wślizgnął się pod stolik krzycząc Tąpnięcie! Rainer obejrzał się na balkon pierwszego piętra: Elster był już w pół wysokości schodów biegnąc sprawdzić, co się stało: dym kłębił się z otwartych drzwi jednego z pokojów na piętrze. Wrzaski pracownic Elstera wprowadzały zupełne zamieszanie; nagle z otwartych drzwi dymiącego pokoju wypadł na balkonik niekompletnie ubrany osobnik trzymając zawiniątko ze swojej koszuli i sakiewki w rękach ogłaszając:


- Zwyczajnie zniknęła! Zabawialiśmy się, a wtedy ona... Przysięgam, zwyczajnie się rozpłynęła, a do tego ta chmura dymu...

Swąd siarki roznosił się po całym pomieszczeniu; wszyscy obecni zbiegli się na schodach lub wokół nich. Bene odetchnął ciężko. Dramat w burdelu. Wiedział, że nic już dziś nie załatwi, więc wraz z resztą udał się pod schody zobaczyć, co się stało.
 
__________________
gg: 13380997
stibium jest offline