Co do jakichś tam innowacji to uczestniczyłem w sesji, w której Gracze nie kierowali jednostkami, ani nawet grupami, ale całymi stronami konfliktu. Przygoda była dziełem Bielona i Jiera, a rzecz miała się następująco... Wybucha wojna i zaczyna się chaos. Jeden, bądź dwóch Graczy przypadało na poszczególne strony konfliktu, a także i na frakcje, które w zasadzie mogły pozostać neutralne. Zresztą, frakcje w obrębie frakcji i tak dalej. Plus ogromna doza światotworzenia. Grający opisują sobie wydarzenia w danym tygodniu czy dwóch, a MG pod koniec rundy podsumowują, co się wydarzyło przez cały ten czas.
Pewną 'innowacją' była też sesja, w której... W zasadzie to 3 równolegle toczone sesje, których uczestnicy, bez wzajemnej wiedzy o poczynaniach przeciwników, dążyli do zdobycia konkretnego przedmiotu. Ciężko powiedzieć, jak interakcje grup wyszłyby w praniu, bo 2 zostały ubite przez NPCów nim doszło do konfrontacji.
- - -
Co do samego światotworzenia to konieczne jest po prostu wzajemne 'poznanie się' MG i Graczy. Nie da się wyryć w granicie stałych reguł, które zawsze i wszędzie będą pasowały. Przy tym typie zabawy trzeba po prostu wzajemnego zaufania i umiarkowania w opisach. Ale fakt faktem, że warto. Nie wyobrażam sobie dziś sesji, w której moja postać miałaby tyle swobody, ile przewidział kupiony w kiosku scenariusz. |