Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2011, 01:09   #6
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Wojownik siedział wyprostowany bokiem do swego rozmówcy. Patrzał akurat na zacne krągłości przechodzącej obok białogłowy zajmującej się w "Krzepkim Najemcy" podawaniem zamówień. Nie wiedział czy pełniła ona w tym zatłoczonym przybytku również inne usługi - jeśli tak to z chęcią by skorzystał. Korzystając z okazji, że mężczyzna siedzi bokiem, jeden z ludzi wcześniej przepychających się w tłumie ku stolikom, dosiadł się przesuwając tuż pod same plecy Rudigera.

- Poszedł. Nie przypominam sobie abyśmy potrzebowali towarzystwa. - powiedział od niechcenia obracając się przodem do stołu, na którym stały całe sterty ciepłej strawy i parę kufli ciemnego, mocnego piwa.

Gruby, aby nie powiedzieć zatłuszczony do granic możliwości człowiek chciał coś powiedzieć - nawet otworzył usta. Jednak ku swemu zdziwieniu zobaczył ubranego w skórzany kaftan człowieka, którego grubość bicepsów nie dawała szans pomyłki w określeniu jego zawodu. Był wojownikiem. W sumie nie tylko wojownikiem, ale tej drugiej lubej dziedziny nie sposób było odgadnąć.

Grubas uniósł mętny wzrok na zabliźnioną twarz człowieka po drugiej stronie stołu - pewnie towarzysza Rudigera - jakby szukając w niej wyrazu poparcia. Jednak nie otrzymując takowego wstał unosząc na znak pokoju wyprostowane dłonie przed siebie.

- Widzisz Rudiger. Nikt, kurwa, nie okazuje szacunku. Nawet taki grubas, którego zmiażdżyłbyś gołą ręką. - powiedział zabliźniony człowiek patrząc nieobecnym wzrokiem przed siebie.

- Spokojnie Hormon. Zawsze byłeś nadpobudliwy przez co masz taki oszpecony ryj. Znasz mnie. Nigdy nie lubię wdawać się w całkowicie niepotrzebne potyczki. - odpowiedział basem wojownik.

- Szczery do bólu. Wiesz, że jak byśmy się nie znali od roku i byłbym o dwa litry piwa lżejszy sprałbym Cię na kwaśne jabłko? - powiedział z uśmiechem.

- Wiem. Inaczej bym tego nie mówił.

"Dlatego właśnie lubię gadać z Hormonem. Nie dość, że pozbywa się strachliwych samym pyskiem to jeszcze znajdzie zawsze jakąś dobrze płatną robotę" pomyślał po czym zabrał się za jedzenie.

- Słuchaj. Ostatnie zlecenie jakie mi pomogłeś wykonać miało być opatrzone pewnym dodatkiem do kasy. Pamiętasz Ilsę? Nasz zleceniodawca to jej daleki krewny. Poza kasą jaką już ode mnie dostałeś możesz się z nią zabawić. Znajdziesz ją w burdelu Elstera Vievve. Nie zgadniesz jakie ona ma umiejętności. Ciekawe jakie zrobiła postępy od mojej ostatniej wizyty. Nie ważne. Po prostu zajdź tam i powiedz, że ty do Ilsy. Za wszystko już masz zapłacone, a i wspomnieć kogo mają się spodziewać nie zapomniałem. - powiedział podnosząc kufel i uderzając w ten uniesiony przez Rudigera. - Widzisz? Niby szpetny skurwiel, ale o swoich zadbać umiem! - wychylając cały kufel ciemnego trunku wstał i odszedł w stronę szynku.

"Ilsa. Ilsa. Aaaa pamiętam. Dobra jest. Zajdę do niej jutro" pomyślał przeżuwając z uśmiechem ostatni kęs wojownik.

***

Przed wyjściem na spotkanie z Ilsą Rudiger nie zapomniał się ogolić i porządnie wymyć. Znając kurewskie plotkarstwo, gdyby tego nie zrobił, w całej Athkatli by huczało, że się nie myje. W sumie nie było to niczym dziwnym. Co takie "damy" miały innego do roboty?

Jako, że nigdy nie śpieszył się "w tych sprawach" zabrał ze sobą butelkę wina. Złodzieje Cienia nie pytali o niego od paru dni co oznacza, że ostatni fałszywy trop musiał ich na trochę zatrzymać. Nic tylko cieszyć się życiem. Nie pozostało mu nic innego jak wybrać się do osławionego domu uciech...

***

Spora budowla robiła wrażenie. Nie była najpiękniejsza, ale jej solidność i odgłosy słyszane czasem z jej okien czyniły ją najbardziej zauważalną w okolicy. Drzwi były niezwykle ciche, podobnie jak mężczyzna, którego Rudiger minął kierując się ku głównej izbie.

Ta była położona w idealnej odległości. Nie na tyle blisko drzwi aby wejść do niej zziajanym, ani na tyle daleko aby się specjalnie namęczyć z dotarciem do niej. Dwuskrzydłowe wrota były gościnnie otwarte, a ich skrzydła zaczepione na metalowych klamrach przymocowanych do ścian korytarza prowadzącego do pomieszczenia.

Wchodząc do środka wojownik nieznacznie rozejrzał się po zebranych. Byli wśród nich dostojnie ubrany Elster Vievve oraz mała grupka siedząca przy stoliku. Normalnie Rudiger nie zwróciłby na nią większej uwagi, ale... przy stoliku stał - obściskujący się z bogaczem Rainerem Bene - gnom. Człowiek skądś go kojarzył. Nie miał pojęcia skąd, ale nie lubił przedstawicieli tej rasy.

Jeszcze w Calimshanie Rudiger poznał paru z nich. Mali, rzadko przykuwający uwagę, często ze smykałką do interesów - i zawsze chciwi. Do dziś Rudiger pamięta zażarte boje jakie toczył z tymi malcami - jeszcze za czasów pobytu w "Bezgłośnych klingach". Andramil zawsze śmiał się z jego wpojonej nienawiści do tych małych skurwieli - "W tym interesie niezdrowo jest mieć uprzedzenia" jak zwykł mówić jego mentor. Oczywiście zdarzały się i wyjątki od tej zasady...

Każdy kto zwrócił uwagę na wchodzącego wojownika dostrzegł dość wysokiego, z równo przyciętym zarostem mężczyznę o żywych, zielonych oczach i ciemnych, brązowych włosach. Ubrany był on w solidne, skórzane spodnie i ćwiekowaną bluzę ze skóry idealnie pasującą do jego niepozornej sylwetki. Długie, skórzane buty kończyły się zapewne gdzieś pod spodniami. Człowiek, mimo niepozornego torsu miał dość szerokie barki i bardzo umięśnione ręce, co było widać przez idealnie leżące ubranie. Ciekawym było, że przypięty klamrą spoczywał na jego barkach długi, skórzany płaszcz. Był rozpięty i wyglądał na bardzo solidny. Dla oka nie szukającego szczegółów mógł on nawet wyglądać na pelerynę. Tym co czyniło postać Rudigera rozpoznawalną z tłumu osiłków była mała kusza oraz dwie nieodłączne bronie wojownika - jednoręczny, obusieczny topór oraz morgenstern.


Cały oręż jegomościa wyglądał na bardzo solidny i ani trochę na nieużywany. Widać było nadgryzienie przez ząb czasu. Co innego rzeczy. Były równie solidne co broń, ale wyglądały na świeże, aby nie powiedzieć nowe. Kierując się do barku, przy którym stał Elster mężczyzna szedł prosto i mężnie...

W chwili wybuchu Rudiger nie zgarbił się, nie uskoczył - jedynym co zrobił było stanięciem w miejscu. W chwili, gdy zarządca jeszcze stał nad Rudigerem górę wzięły instynkty łowcy. Wiedział on, że źródło wybuchu było zbyt daleko, aby był to - nawet nieudolny - zamach na którąś z osobistości obecnych w pomieszczeniu. Ktoś po prostu musiał popełnić pomyłkę. Kto? Tego nawet szósty zmysł wspomnianego już Andramila nie byłby w stanie przewidzieć. Po wybuchu nastąpił straszny, jak na rozbudzone zmysły łowcy, harmider - z jednej strony tłukło się jakieś szkło, z innej wrzeszczał zlękniony gnom, a z jeszcze innej było słychać piski kurtyzan.

Gdy już zarządca rzucił się w kierunku źródła hałasu łowca ruszył za nim. Nie wlókł się, nie szedł normalnym tempem, ale szedł pewnie i szybko - jak udający się za swą ofiarą myśliwy. Gdyby teraz ktoś spojrzał w jego oczy stwierdziłby, że coś się zmieniło - wcześniej żywe gałki teraz emanowały zielenią skrzących się iskier.

Widząc wychodzącego, do połowy nagiego, tłumaczącego się mężczyznę Rudiger poczuł zapach siarki. Jakby automatycznie przyklękł aby chwycić odrobinę pyłu czy przyjrzeć się śladom na ziemi, gdy nagle zrozumiał, że schyla się w pomieszczeniu, gdzie żaden cal podłogi nie przypominał miejsca łowów. Ruszając z dezaprobatą dla swej osoby głową łowca ruszył w kierunku Elstera. Wyławiając z gwaru słodki głos powodu, dla którego tu był spojrzał w kierunku pięknej jak zawsze Ilsy.


Jej śliczne, długie włosy ozdobione były sporą spinką z motywami kwiatów, a niemal złota suknia odsłaniała zaczepnie piękny biust. Jej niecodziennie, niebieskie oczy spojrzały ku niemu. "Więc jest jedną z zabawiających gości w sali głównej" pomyślał podchodząc bliżej Rudiger.

- Witam Rudiger. Widzę, że wybrałeś idealny moment na odwiedziny. - powiedziała zalotnie. - Co tak patrzysz? Wiem, wiem. Jestem Ci winna co nieco. Hormon mi mówił. Należy Ci się nie tylko drink. - dodała przytulając się do mężczyzny. - Chodź za mną. Zaprowadzę Cię do mojego osobistego raju...

Słysząc ostatnie zdanie wojownik ruszył za kurtyzaną a jego oczy znowu wróciły do normalnego, cieszącego się życiem, stanu.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 03-05-2011 o 01:24.
Lechu jest offline