Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-09-2006, 04:16   #4
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Marylin westchnęła i zapatrzyła się w krajobraz za oknem. Śnieg, który powinien być jej bliższy niż wszystko inne. W końcu i ona sama jest biała jak śnieg. Uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, że to dziwne, że rodzice nie dali jej na imię "Śnieżka". Pasowałoby jak ulał.
Służąca właśnie sprzątała jej pokój, więc nie mogła tam wejść. Dopóki wszystko nie zostanie dokładnie umyte i odkurzone, Marylin nawet nie zbliży się do drzwi. Chodziła więc przez chwilę po całej willi i zaglądała do dziewczynek, żeby sprawdzić czy nie rozrabiają za bardzo. Wreszcie postanowiła wziąć prysznic i powoli szykować się do wyjścia do kościoła. Bliźniaczki, kiedy usłyszały, że również mają się zacząć ubierać i przygotowywać do wyjścia, podniosły taki raban, że Lizzy musiała przyjść i je uciszać.
Po wzięciu prysznica Marylin stanęła przed wielkim, stylowym lustrem w sypialnianej części swojego pokoju. Przyglądała się sobie dokładnie, zastanawiając się co na siebie założy. Patrzyła na nieskazitelnie białą skórę, na gęste, białe włosy sięgające aż za pas. Patrzyła w swoje całkowicie czerwone oczy. Czy mimo to podobała się Michaelowi? Czy w ogóle zwracał na nią uwagę jak na kobietę, czy pozostawała dla niego tylko uczennicą? Dałaby wszystko, żeby tylko móc odgadnąć jego myśli. Był przecież zawsze taki miły dla niej. Bronił jej przed matką, gdy ta wściekała się z byle powodu. Tak pięknie opowiadał o poezji, jego błękitne oczy przybierały wtedy cudowny, rozmarzony ton...
Serce Marylin na wspomnienie swojego nauczyciela ożywiło się i zaczęło niezwykle szybko pulsować. Na jej policzkach zakwitł rumieniec, na chwilę zapomniała o wszystkim, nawet o przygotowaniach do kościoła. W jej głowie myśli szalały, przeskakiwały ze wspomnienia na wspomnienie - kiedy dotknął jej ręki chcąc pochwalić jej esej, kiedy uśmiechał się czule, gdy ona odważyła się coś powiedzieć, kiedy raz pożegnał się z nią całując jej dłoń... Tak, nie było wątpliwości, że dziewczyna zakochała się w nim bezgranicznie, darząc go pierwszą, gorącą i bezkompromisową miłością. I cierpiała, nie potrafiąc mu tego wyznać, ani nawet okazać jak wiele dla niej znaczy. Zanim jednak gorzkie łzy rozpaczy zaczęły spływać jej po policzkach, do drzwi zastukała Lizzy dopytując się za ile będzie gotowa. Marylin opanowała się więc i zaczęła ubierać. Stylowa, bardzo stara i wielka szafa skrzypiała, kiedy dziewczyna wyjmowała kolejne sukienki, szukając tej najodpowiedniejszej. Wybrała wreszcie ciepłą, kremową sukienkę sięgającą do połowy łydki i ozdobioną koronkami. Na nogi założyła wysokie kozaczki, a na dłonie białe rękawiczki. Włosy zaplotła w długi warkocz, aby wygodnie było je schować pod kapturem białego, zimowego płaszcza. Przed wyjściem z pokoju założyła jeszcze okulary z przyciemnianymi szkłami. Ludzie i tak wystarczająco gapili się na jej zupełnie bladą cerę. Nie chciała, żeby ktoś na widok jej oczu żegnał się znakiem krzyża, tak jak to kiedyś zrobiło kilka staruszek, gdy nie ukrywała jeszcze swojego wyglądu idąc do kościoła. Była już teraz gotowa, zeszła więc na dół z ciekawością zastanawiając się jak Lizzy dała sobie radę z dziewczynkami.
 
Milly jest offline