Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-05-2011, 01:59   #4
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Od niepamiętnych lat malowanie pozwalało Dorocie ukoić rozszalałe myśli, nie dające spokoju, pędzące ślepo na własną zgubę. Pozwalało zapomnieć, odprężyć się. Skupić.
Dlaczego właśnie teraz ją zawiodło?
Nie potrafiła się już się skoncentrować, malowała, ale bezwiednie. Wykonywała czynność jedynie z przyzwyczajenia, mając cichą nadzieję, że tym razem się uda. Pozostawi błogi spokój, który pozwoli zmęczeniu opanować ją całą i wymusi prawdziwy, niczym nie zakłócony odpoczynek, którego ot tak długiego czasu pragnęła.
Minuta... dwie...
Zirytowana rzuciła trzymany pędzel w głąb pokoju, nie dbając o rozchlapaną farbę. Ze złością spojrzała na obraz, a raczej na jego zaczątek i przez głowę przeszła jej szybka, dzika myśl.
Zniszcz go.
Jednakże zmęczenie, które wyssało z jej mięśni resztki sił ocaliło nieszczęsny obraz od zagłady. Dorota zatoczyła się do tyłu i ciężko opadła na łóżko.
Z każdą upływającą chwilą irracjonalna złość zaczynała opadać, ustępując miejsca niezrozumieniu. Dlaczego tak się zachowała? Nie należała przecież do osób nerwowych, a jej reakcja... Co ją tak rozdrażniło?
Brak snu. To wszystko przez brak snu. Nadwyrężył już moją wytrzymałość.
Chciała przetrzeć oczy, ale powstrzymała się, gdy zobaczyła, że całe dłonie ma ubrudzone farbą, zupełnie jakby do malowania nie używała pędzla lecz własnych palców.


Ciężko podniosła się z łóżka i bez entuzjazmu ruszyła w stronę łazienki. Umyła jak najdokładniej dłonie, chociaż cały ten proces był równie bezcelowy, jak wszelkie podejmowane przez nią próby przywołania Morfeusza podczas bezsennych nocy. Sen nie przyjdzie, a farba za chwilę znów pojawi się na rękach.
Niedługo później Dorota spoglądała na czyste płótno, którym zastąpiła niedokończony obraz. Postanowiła spróbować ponownie, więc odszukała odrzucony pędzel, po czym znowu dała ponieść się wirowi pracy. Ani się spostrzegła, jak jej myśli zeszły na zupełnie inny tor i chociaż dłonie wciąż wykonywały podjęte zadanie, to umysł zdawał się być gdzieś poza tym, nie zauważać czynionych postępów.
Aż do czasu.
Pędzel upadł na podłogę, nieświadom roli, jaką odegrał w stworzeniu tego, co teraz musiały oglądać oczy Doroty. Dziewczyna nie rozumiała i tak naprawdę nie zależało jej na zrozumieniu. Chciała tylko, żeby obraz zniknął, chciała znaleźć się byle dalej od wytworu jej zmęczonego umysłu.
Cofnęła się.
I wtedy się zaczęło.
To nie spodziewana ściana okazała się przeszkodą lecz coś miękkiego, od czego już w pierwszej chwili chciała uciec. Po upadku zerwała się na równe nogi, jednak nie chciały one słuchać dalszych poleceń. Rozum krzyczał, aby zaczęły biec, na ślepo, gdziekolwiek, ale nagle zdrętwiałe nie podporządkowały się rozkazowi.
Deszcz, deszcz. Uliczka. Kamienice. I ten głos.
Desperacja. Nie wiedziała czego chce tak naprawdę. Spojrzeć do tyłu? Pozostać zastygniętą oczekując najgorszego? Dorota przestała oddychać i nie zaczerpnęła powietrza dopóki nie odwróciła się oraz nie zobaczyła kto się do niej zwrócił.
W pierwszym odruchu chciała się zaśmiać. Tak, śmiać głośno z własnej głupoty i wybujałej fantazji, jednak ani śmiech nie wydobył się z jej gardła, ani nawet kąciki ust nie uniosły się do góry, kiedy rozum zaalarmował o niemożliwości tej sytuacji.
Dorota rozejrzała się na boki, kilkukrotnie otwierając i zamykając usta. W końcu znowu spojrzała na kobietę, nawet nie próbując maskować zdezorientowania. I kiełkującego strachu.
- Ja... - wydusiła z siebie w końcu. - Przepraszam... - wzięła głęboki oddech. - Ale... Byłam w domu, a teraz... Nagle... - głos się jej delikatnie załamał. - Gdzie ja jestem...?
 
Zell jest offline