Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2006, 20:50   #1
Sir_herrbatka
 
Reputacja: 1 Sir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputacjęSir_herrbatka ma wspaniałą reputację
[TES]Przeciwko przepowiedni

Morze błyszczało setkami refleksów, oświetlane przez ciepłe, letnie słońce. Bystry obserwator, choćby taki jaki się znajdował na pokładzie statku mógł już zobaczyć ląd na horyzoncie. Ale powieki miał półprzymknięte, i wolał słuchać łagodnego szumu fal, mimo, że działało to na niego usypiająco. Co chwila wyprostowywał się, by nabrać do piersi więcej powietrza i potrząsał głową by odepchnąć znużenie. Nie chciał zasnąć, chciał być czujny. Ale co z tego skoro śnił na jawie...

Widział szachownicę, po obu stronach rozstawiony był pełen zestaw figur, figur wykonanych z wielkim kunsztem, godnym nie rzemieślnika lecz artysty. Drewno było jednak wygładzone a krawędzie nieostre, tak jakby rozegrano nimi bardzo wiele partii w trakcie których gładzono je i dotykano niezliczoną ilość razy. A teraz znowu ktoś zdmuchną z nich kurz, rozłożył na szachownicy i przygotowywał się do kolejnej gry. Przeciwnik jeszcze jednak nie przybył.

Słońce, jeszcze nie tak dawno stojące w zenicie zaczęło opadać i czerwienić się blisko widnokręgu. Aby dostrzec ląd nie trzeba było być już nawet przeciętnym obserwatorem, a nawet ślepiec mógłby poczuć zmianę zapachu powietrza. Ląd był blisko. Może teraz to coś co tkwiło w jego głowie przestanie ciągnąć go na wschód.

W tym samym czasie, w Balmorze a konkretnie w tawernie „Osiem Talerzy” kilka osób z pozoru przypadkiem rzuciło z bliska parę słów w kilku minutowych odstępach czasu dla niczym nie wyróżniającego się z pozoru bywalca. Niedbałym gestem, wskazywał on w odpowiedzi niewielki stolik przy którym siedział mężczyzna-cesarski. Jego włosy przyprószone były siwizną, na twarzy miał głębokie zmarszczki. Pochłonięty był popijaniem Flina, a tylko czujne spojrzenie jego zimnych niebieskich oczu zdradzało jakieś zainteresowanie osobami które się do niego przysiadły.

Przy stoliku siedziało agronianin. Przyodziany w skórzaną tunikę i netchową zbroję, trzymający w zasięgu dłoni włócznię mógłby zostać wzięty przez pomyłkę za samicę z racji na brak typowych u mężczyzn kostnych narośli na głowie, jednak widać, że nie narodził się bez nich. Zostały mu ucięte. Kiedyś zdaje się, że miał dwa, długie, imponujące rogi.

Na lewo siedział bosmer który położył przy swoim krześle przemalowany na czarno łuk oraz wypchany plecak z którego wystawało kilka lotek strzał. Ubrany był z pozoru w sposób nie dbały, jakby złapał pierwsze z brzegu ubranie i naciągną je na siebie: na nogach lekko zużyte spodnie oraz wysokie, typowe dla popielnych i awanturników szwendających się po pokrytych szarym pyłem ziemiach buty, oprócz tego miał na sobie spłowiałą od słońca koszulę, całość uzupełniała chusta przewiązana wokół szyi oraz pełny kołczan strzał przy pasie. Jego strój był z pewnością jednak wygodny, podobnie jak wygodna była jego fryzura: miał wygoloną głowę. Od razu można też było zwrócić uwagę na jego niebieskie oczy, rzecz niezwykła u leśnych elfów.

Z kolei na prawo od agronianina siedziała dwójka khajiitów. Młodszy z nich w jakiś przedziwny sposób w sposób absolutny nie rzucał się w oczy. Cały jego wygląd zdawał się mówić „nie zwracaj na mnie uwagi”, w zatłoczonej karczmie można by długo spoglądać na te miejsce i zignorować go jako element tła. Ale nawet ten niezwykły talent niewiele mu pomagał w mieście takim jak Balmora, w którym wprost roi się od poszukiwaczy przygód i awanturników. Większość osób w karczmie starała się trzymać przynajmniej kilka kroków od niego, a jeżeli byli zmuszeni przejść obok, na wszelki wypadek chwytali się za sakiewki, co zresztą zdawało się bawić khajiita.

Drugi khajiit wyglądał na maga, a powagi dodawała mu długa grzywa podobna do lwiej. Ogólne wrażenie psuł jednak solidny claymore który nosił przy sobie oraz kościana zbroja w którą był przyodziany.

I tak o to zaczyna się nasza opowieść...

Sędziwy szpieg podnisł się zza stolika, wymownie wskazał gestem głowy schody prowadzące na góre.

Zaprowadził was do niewielkiego pokoju, takiego jaki często wynajmują poszukiwacze przygód tylko po to by wyspać się w łużku.

Szpieg rozisadł się wygodnie na łużku zarzucając nogi na nocny stolik. Uśmiechną się do was w jakiś kpiący sposób.

-"Cesarstwo zapomniało o Vvardenfell. Od kiedy zakończyła się ta cholerna zaraza i burze pyłowe uważają Morrowind za raj na ziemi. Wszystkich najlepszych agentów wycofano więc z powrotem do Cyrodil. (śmieje się drwiąco) Nie, nie bierzcie tego do siebie. Takie są fakty. Ja też nie jestem przywódcą Bractwa Ostrzy w morrowind a tylko zastępcą. Prawdziwym szefem jest nie kto inny jak Ur-bójca we własnej osobie. (szybkim uderzeniem dłoni zabija owada który chodził mu po spodniach) Tyle tylko że jak wieść gminna niesie szwęda się on po pastwiskach, popielnych ziemiach i czerwonej górze. Dummerowie twierdzą że "w odosobnieniu modli się do przodków" czy coś podobnego (wzrusza ramionami), wygląda na to że zdziczał do szczętu, ponoć ktoś widział jak uchlał się w sztok (sam pociaga z własnej butelki) i zaczą coś mówić o tym że jest tylko marionetką... tylko nie powtarzajcie tego i pamiętajcie że "choroba dusza" odeszła w niepamięć. Ktoś może zgubić to że przemawiały przez niego miejscowe trunki i kolejny problem gotowy... (jego mina zdaje się wskazywać na to że mówił całkiem powarznie, znowu popija z butelki).

A tu wdepneliśmy w gówno jakiego nie zrobiłby nawet największy guar...

Ktoś odnalazł w cyrodil zaginiony starszy zwój. Podobno leżał za szafą... (wybucha głośnym śmiechem ale po chwili się uspokaja, wygląda na to że wcześniej wciągną nieco skoomy) Nie dało się go odczytać do końca, bo był zniszczony. To co się dało wystarczyło jednak by pewne władne osoby zaczeły robić pod siebie ze strachu. Po serii pytań takich jak "Kogo trzeba za to powiesić?" przyszło te właściwe: "Gdzie jest czytelna kopia?", nawet doradcy cesarza wpdają na takie pytania... czasami. Akurat jednak znalazła się odpowiedź, kopia jest tutaj, na Vvardenfell, a konkretnie w bibliotece świątynnej...

Raczej nie da się wynegocjować od tych twardogłowych kapłanów wydania zwoju. Ale wy jesteście ostrza prawda? (uśmiecha się chytrze) Dla was nie jest to rzadna przeszkoda. (wstaje i prostuje się) Tą przepowiednie MUSIMY mieć, koszt nie gra roli. (siada z powrotem ale tym razem twarzą w waszym kierunku) czy wyrażam się jasno i czy macie jakieś pytania?"
 
__________________
Arriving somewhere but not here
Sir_herrbatka jest offline