Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2011, 17:22   #8
Agape
 
Agape's Avatar
 
Reputacja: 1 Agape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłośćAgape ma wspaniałą przyszłość
Czekała, sekunda za sekundą, oddech za oddechem, czas przestał istnieć. Czy minęła ledwie chwila czy przepłynęły całe godziny? Nie miała pojęcia. Stała jak sparaliżowana, a serce podchodziło do jej ściśniętego gardła. „Muszę coś zrobić, muszę się ruszyć!” Bała się. Nie mogła nawet odetchnąć głębiej, pot spływał po całym jej ciele, serce szarpało się w piersi… Nie stało się nic.
Wreszcie odetchnęła, napięcie nieco zelżało. „Jeżeli nikt do tej pory nie przyszedł to pewnie nikogo tutaj nie ma”. Starała się myśleć rozsądnie, starała się nie patrzyć na haczyk z numerem 303. Nie wiedzieć czemu sięgnęła do kieszeni. Namacała coś, czego nie powinno tam być. Wyjęła dłoń i otworzyła ją. Zobaczyła duży pordzewiały klucz z drewnianą plakietką, na której wypalone były trzy znajome cyfry 2… 0… 7. Odłożyła go machinalnie na blat. „Nikogo tu nie ma, nikogo nie ma…” powtarzała sobie niczym jakieś zaklęcie mające odmienić rzeczywistość. Odetchnęła głębiej. Niestety jej myśli biegły swoim torem i „nikogo tu nie ma” szybko zmieniło się w „jestem sama, całkiem sama w tym strasznym miejscu”. Poczuła, że się dusi, że nie zniesie dłużej tej sytuacji. Musiała się stąd wydostać. I wtedy to zobaczyła, coś mignęło jej w lustrze, zbyt szybko by mogła się przyjrzeć i zrozumieć, co widzi, ale wystarczająco by była pewna, że nic jej się nie wydawało. I do tego ten powiew powietrza, od którego zjeżyły się jej wszystkie włosy.

To było dawno, na tyle dawno, że nie potrafiła umiejscowić tego zdarzenia w czasie. Mimo to pamiętała każdy najdrobniejszy szczegół. Aksamitna czerń spowijała jej pokój, nikłe światło gwiazd padając na znajome jej przedmioty wypaczało je. Obudziła się cała zlana potem, nie miała pojęcia, co wyrwało ją ze snu, wiedziała tylko, że coś się zmieniło. Zmieniło się właściwie wszystko. To już nie był jej pokój! To było jakieś inne miejsce należące do kogoś. Teraz wyraźnie poczuła tę obecność, przytłaczającą i mroczną. Wiele razy miewała koszmarne sny. Potrafiła sobie z nimi radzić, doskonale wiedziała, że we śnie nie można zginąć. Obojętne czy spada się z wieżowca, tonie w oceanie czy zostaje rozniesionym na strzępy w wybuchu, cokolwiek by się nie działo nie można zginąć we śnie. Tylko że… to nie był sen. Coś naprawdę tu było i chciało ją zabić. Wiedziała to, czuła każdą komórką i nie potrafiła się ruszyć. Jedyne, co mogła zrobić to leżeć w bezruchu i mieć nadzieję, że nie zostanie dostrzeżona. To coś stało w nogach jej łóżka, węszyło. Chyba poczuło zapach jej strachu, bo chwyciło za kołdrę, zacisnęła na niej mocniej dłonie. To była jej jedyna obrona, jedyne co mogła zrobić. Trzymała więc kurczowo kołdrę jakby od tego zależało jej życie. Była pewna, że tak właśnie jest. To coś ciągnęło coraz mocniej. Zaraz ją odkryje i rozszarpie. Ciepłe łzy płynęły ciurkiem i wsiąkały w poduszkę. Po niewiarygodnie długiej chwili zdała sobie sprawę, że została sama. Nie puściła kołdry i nie poruszyła się aż do rana. Wspomnienie tego zdarzenia zostało z nią na zawsze.

Teraz okrutny los zetknął ich ponownie, była pewna, że to dokładnie ta sama istota, z tą różnicą, że nie była już małą dziewczynką i nie miała kołdry, pod którą mogłaby się ukryć. „Przynajmniej jest jasno”-pomyślała wdzięczna za światło, jakie dawała jarzeniówka. W tym momencie światło zaczęło mrugać, za każdym razem, gdy gasło błagała w myślach by zapaliło się ponownie i tak też było, do czasu…
Rozedrgany krzyk poniósł się echem po pustym holu. Obcasy zastukały nerwowo po zakurzonej podłodze. Dopadła ściany próbując namacać drzwi, nie mogła trafić na klamkę. Przez jedną straszną chwilę pomyślała, że drzwi zniknęły i że została uwięziona w ciemności z tym czymś. Wreszcie poczuła pod palcami dotyk zimnego metalu klamki, łzy ulgi spłynęły po jej policzkach. „Udało się! Udało, jestem wolna!” Wypadła na zewnątrz zupełnie nie zwracając uwagi na siąpiący deszcz i to, że wpada w kałuże. Miała ochotę przytulić latarnię.

Postała tak kilka chwil uspokajając myśli. Na razie była bezpieczna, ale co dalej? Nadal nie miała pojęcia, co może ją tu jeszcze czekać i jak wróci do domu. W tej chwili naprawdę tęskniła za tymi irytującymi staruszkami, które oblegały regał z romansami nie mogąc się zdecydować, które książki wybrać albo zwyczajnie nie pamiętając, które już czytały. Coraz bardziej zmoknięta ruszyła ostrożnie przed siebie. Wygrzebała z kieszeni telefon komórkowy i włączyła go na tryb latarki. Nie myślała o tym żeby gdzieś zadzwonić. „To nie jest Kraków, to w ogóle nie jest realny świat” Nie wiadomo czy bardziej obawiała się, że nie zdoła się do nikogo dodzwonić czy raczej tego, kto może się odezwać.
Posuwała się na przód, od jednej do następnej plamy światła. W pewnym momencie zobaczyła w oddali męską sylwetkę. „Czy to przyjaciel czy wróg?” Po raz kolejny postanowiła zaryzykować i ruszyła szybciej w jej stronę. "Wszystko byle nie zostawać dłużej samej."
 
Agape jest offline