Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-06-2011, 23:32   #9
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Zaduch, pęd, rozmazane obrazy górskiej półki i ból mięśni. Rwany wysiłkiem i lodowatym powietrzem oddech za każdym razem niemal rozrywał mu płuca. Ale biegł. Kiedy goni cię coś, co w najmniejszym nawet stopniu przypomina to, co deptało im po piętach zapierdalasz ile sił w nogach nie zastanawiając się nawet ile jeszcze zdołasz wytrzymać. A gdy do tego człowiek, który wynajął cię do tej roboty grzeje przed tobą z tym, po co wlazłeś do wulkanu narażając się na gniew olbrzymich berserkerów wiesz, że nie spuścisz kutasa z oczu choćby wulkan i całe te pieprzone góry zapadły się w sobie, a potem wyleciały z hukiem w powietrze.

Żar bijący spod stóp tak jak i lodowaty wicher smagający na równi skały z nimi wszystkimi nie robiły na nim aż takiego wrażenia, jak świadomość, że zaraz poprostu eksplodują mu nogi. Kiedy się ma w żyłach mieszankę czarciej krwi na pewne rzeczy można nie zwracać uwagi. Jednak bywały chwile, a ta z pewnością taką była, kiedy wolałby być potomkiem muła. Jednak biegł, rzężąc coraz wyraźniej, coraz ciężej robiąc bokami pocieszał się tylko tym, że nie zamykał peletonu. Za nim byli inni. Słabsi, wolniejsi, pechowi... kogo to obchodziło? W tym biegu każdy sam walczył o życie.... Dla siebie.... i nikogo innego....

Za siebie się nie oglądał. I tak dobrze wiedział co ich goni, a wykrzywione w furii pyski gwardii Krolga nie dodały by jego nogom chyżości a umysłowi determinacji. O to był pewny, a jednak nagłą zmianę planu i skok w dziurę w ścianie, której z początku nawet nie zauważył przyjął z ulgą. Świadomość że nawet na krótki czas pozbyli się wściekłego oddechu kolosów z pleców budowała. I przez całą długość tunelu pozwalała się oszukiwać, że może tak już zostanie... że może tamci nie znają aż tak dobrze swoich gór?.... że.... kurwa!!!.... nadzieja matką głupich. Ale przecież gdyby nie był dzieckiem tej matki dałby się zwerbować Hassanowi? Że co?... że krajan?... że wielka nagroda?... bogactwa?... seraje?... Dwóch rzeczy był pewien. Wyjdzie z tej imprezy cało albo zginie. Co zrobi jeśli przeżyje jeszcze się nie zastanawiał. Co zrobi jeśli zginie wiedział bardzo dobrze. Odnajdzie Hassana choćby w ostatnim piekle i jeśli go oszukał urżnie mu łeb... a potem ruszy poszukać ojca....

Tunel jak nagle i niespodziewanie się pojawił, tak nagle się skończył. A raczej rozszerzał w nienaturalną, zakończoną schodami grotę. Sam fakt istnienia schodów powinien cieszyć. Gdzie schody, tam i wyjście. Jednak komitet powitalny złożony z salamander zagradzający do schodów drogę nie cieszył. Cieszyło co innego, to natomiast, że durne jaszczury miast rzucić się na nich i bez ceregieli pozabijać marnowały czas na jakieś głupie sycze gadki. Amish czasu nie marnował. Jeszcze zanim Joseph skoczył ku pierwszemu gadowi z nastawioną włócznią stopa Bakluna spoczęła w strzemieniu kuszy, a dłonie mocno szarpnęły cięciwę na orzech. Kiedy Joseph nurkował pod berdyszem gada Amish już opierał policzek o kolbę. Nim Zilvinid ściął się ze swoim pierwszym wrogiem bełt wystrzelił w kierunku policzka salamandry próbującej rozpłatać Krausego. I nie żeby Amish miał jakieś specjalne upodobania. Policzek, albo przynajmniej to, co w tym miejscu powinno się znajdować, był normalnie najbliżej środka głowy gada.
Potem jak to w bitce, zafurkotało, ktoś krzyknął, to tu, to tam poleciała jucha, wylały się flaki. W ścisku i wściekłej rąbaninie nie było czasu na repetowanie. Amish rzucił się w bitewny wir starając jedynie tak stąpać, by z znajdując się blisko kogoś ze swoich móc oflankować przeciwnika. A wtedy bichwa albo krótki miecz szukały ścięgien, gardeł, pachwin, odsłoniętych tętnic...
I spijały z nich chciwie życie....
 
Bogdan jest offline