Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-06-2011, 11:58   #7
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację


Noc później zebrali się wszyscy na prośbę Aureliusza w sanktuarium, jak nazywano okrągłą salkę w centrum zamczyska. Wszyscy to znaczy: spokojny i nie okazujący zbyt wielu emocji dawny władca Rzymu – Aureliusz, szczupły i małomówny Scypion – niegdyś dowódca legionu Cesarstwa Rzymskiego – obecnie poeta i żołnierz pośród nieumarłych – dwaj najstarsi wiekiem Spokrewnieni z koterii. Byli też i jej młodsi członkowie, których nie – życie nie trwało więcej niż pół stulecia. Była zatem dzika i nieposkromiona Hjordis z dalekiej północy – córka Hagarda zwanego „Śmiercią z Gór”, był Mariusz – który ocalał cudem z politycznych utarczek w Konstantynopolu – dziecię Aureliusza, była Diana Lukrecja – Wenecka dziedziczka kupieckiej sieci, medium i wiedźma oraz był Bruno, oddany swej sztuce bez reszty alchemik – oboje ostatnich było dziećmi Cabalusa.
I był też ich gość. Milczek Corbin z koterii zwącej się Zakonem Czterech.

Czekali w milczeniu na rozwój wypadków.

Aureliusz zaczął ceremoniał.

Najpierw zapalił świece, potem zdjął ciemną kotarę z ustawionego na środku okrągłej sali lustra. I zaczął przyzwanie .....

Greckie, uroczyście wypowiadane słowa popłynęły z jego ust. Każde intonowane dokładnie, akcentowane dokładnie. Tylko odpowiednia modulacja, odpowiedni rytm i odpowiednia kontrola pozwoliła zakończyć rytuał krwi sukcesem.

Powierzchnia zwierciadła zafalowała i pojawił się w niej zarys krzesła w wysokim oparciem i siedzącej na nim postaci. Łysa głowa, szczupła twarz, tatuaże żyjące własnym życiem na każdym centymetrze skóry. Cabalus. Liczący ponad trzy tysiąclecia nieumarły. Jeden z Justicarów Rady Królewskiej. Jeden z bardziej liczących się na świecie wampirów.
Ciemne oczy Cabalusa zwróciły się w stronę uczestniczących w ceremonii wampirów.

- Witaj, Cabalusie – powiedział Aureliusz. – Wzywam cię poprzez zwierciadło, bowiem jest z nami ktoś, kto chce zaproponować naszej koterii pewien układ. To Corbin de Nancyvielle. Wysłannik znanej ci koterii Zakonu Czterech.




Łatwość, z jaką Cabalus przystał na propozycję małomównego wampira zadziwiła wszystkich. Obojętność, z jaką przyjął powrót Mariusza nie zdziwiła nikogo. Dobór wampirów, które miały udzielić Zakonowi wsparcia też nie zdziwił nikogo. Bruno, Diana Lukrecja, Mariusz i Hijordis.
Uzasadnienia były proste. Bruno i Diana znają tamtejsze obyczaje i są dziećmi Cabalusa. Dzięki temu, póki nie minie stulecie, może bez trudu za pomocą ich zmysłów dowiedzieć się, jakie postępy przyjmuje sprawa. Mariusz jest winny Zakonowi najwięcej, więc nie ma mowy by stał z boku, podczas gdy reszta uwikła się w konflikt z Giovanimi. A Hjirdis była ochroną mniej skutecznych w walce wampirów.

Nikt się nie sprzeczał. Nikt nie polemizował. Już się nauczyli, że decyzje podejmowanie przez Cabalusa nie podlegały polemice.
Trzy noce później przemierzali drogę do Turynu marznąc na ośnieżonych, alpejskich szlakach. Zabrali ze sobą tylko skromny dobytek. Podręczne rzeczy osobiste. Nic większego. Podróż zima była prostsza z jednego powodu – dłużej panowała noc. A martwe ciała nie czuły normalnego, fizycznego znużenia. Tylko inne – spowodowane Głodem Krwi lub zbliżającym się świtaniem.
Tym razem nie mieli ze sobą sług, a ich wędrówka bardziej przypominała marsz żebraków niż dumnych władców nocy.



Turyn.

Mała mieścina. W zasadzie zamek i chronione przez niego opactwo. Minie jeszcze wiele wieków, nim stanie się znaczącym ośrodkiem w Europie. Teraz, z daleka nocą, wygląda niczym większa wieś wzniesiona w cieniu zamku granicznego.
Nocą cichy i zdawać by się mogło pusty. Wyludniony.

Corbin poprowadził was w stronę twierdzy. Bez strachu. Nie ukrywając się.

- Zakon korzysta z gościny Karola Surowego – wyjaśnił oszczędny w słowach wampir. – Baron jest częścią naszej świty. Mój mistrz, Godefroid, już wie o waszym przybyciu.

Faktycznie. Kiedy tylko dotarliście pod bramy zamku, ciszę nocną zakłócił hałas podnoszonej kraty. Po chwili weszliście na dziedziniec, gdzie na ośnieżonym klepisku, czekało na was kilku mężczyzn. Waszą uwagę przykuł jednak jeden z nich, mocno już posunięty w latach. Jedynie Mariusz znał go z imienia, lecz za chwilę wszyscy poznali Godefroida de Nancynavielle. Śmiertelnego dziadka, nieśmiertelnego Ojca Corbina i jednego z trójki Mistrzów Zakonu Czterech.


Po oficjalnych powitaniach i wymianie uprzejmości w końcu, za Corbinem i Godefroidem, mogliście udać się do głównej sali w zamku, gdzie czekał już na was poczęstunek – krew zebrana do kielichów.

Sala rycerska, mimo ze niezbyt duża, robiła wrażenie. Na ścianach zawieszono tarcze i sztandary oraz różnoraki oręż. Godefroid wyjaśnił, że na prawej ścianie od wejścia wiszą trofea uzyskane od pokonanych wrogów, po lewej zaś – symbole sojuszników Zakonu Czterech.

Do świtu pozostało sporo czasu. Słudzy koterii zanieśli wasze bagaże do przeznaczonych dla was komnat, a wy sami mogliście zająć się zwyczajową konwersacją ze starym wampirem.
Godefroid był opanowany, a z jego surowej twarzy biło pewne dostojeństwo zapewne wzmocnione subtelnie przez mentalne moce Spokrewnionych. Ciemne oczy patrzyły na was bystro, taksująco kiedy wymienialiście uprzejmości nad kielichem krwi. Ten wampir był dumny i zapewne poproszenie o pomoc waszej koterii było dla niego dość trudną decyzją, a to z kolei mogło świadczyć o powadze sytuacji.

Kiedy juz puste, wymagane etykietą gesty zostały wykonane, uprzejmości wymienione mogliście przejść do meritum waszego spotkania. Do sprawy Giovannich.

Godefroid zaczął opowieść.....





[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pl2Ga0DbdQE[/MEDIA]

Genua

Wielkie, konkurencyjne dla Wenecji miasto. Ludne, gwarne, tętniące życiem zarówno w dzień, jak i w nocy. Tutaj żywe są jeszcze tradycje Imperium Rzymskiego pieczołowicie podtrzymywane przez kontakty z Bizancjum. Tutaj nie szczędzi się złota na wznoszenie nowych budowli, na rozwój portu utrzymującego poprzez Morze Liguryjskie kontakt z resztą znanego świata.




Jakiś czas temu miasto rozwijało się pod czujnym okiem Zakonu Czterech, jednak niespostrzeżenie wąż wśliznął się do ogrodu podkopując starą koterię. Ten wąż nosił miano Giacomo Giovanni. Śmiertelny potomek patriarchy koterii Giovannich i jego nieśmiertelny prawnuk. Nekromanta. Czarownik. Bluźnierca.

Początkowo nic nie zapowiadało przegranej. Zakon Czterech, co Godefroid przyznał niechętnie, za bardzo czuł się silny w Genui, za bardzo pewny siebie. Nie spostrzegł w porę symptomów nadchodzącej klęski. Nie zauważył, jak jego śmiertelni sojusznicy stają się marionetkami w rękach ukrytego wroga. Nie przejął się i nie podjął kroków, kiedy lojalnych mu ludzi spotykały śmiertelne wypadki, które zawsze można było zrzucić na zły los.
Potem nastąpił bezpośredni atak przeprowadzony w dzień, przez sługi Giacomo. Ulice Genui spłynęły krwią, a miasto ogłosiło się Republiką, działającą na podobnych prawach jak Wenecja.

Jednak prawdziwa walka stoczona została zaraz po zmierzchu w podziemiach willi Mirrafiorri, gdzie znajdowało się przedstawicielstwo Zakonu Czterech. Bitwa pomiędzy Zakonem Czterech i jego sługami, a rodziną Giovanni i jej krwiopijcami. Na górze zwolennicy dawnych rządów mordowali zwolenników Republiki, a pod starą, rzymską willą nieśmiertelni brutalnie pozbawiali się życia. Z walki przetrwał tylko jeden sługa Zakonu Czterech, któremu udało się uciec przed pogromem. To było pięć lat temu. Od tej pory Zakon próbuje odzyskać utracone wpływy, ale ważniejsze dla niego jest coś innego.

Skarb.

Skarb ukryty w tajemnym miejscu, w antycznej statui Herkulesa.

I właśnie ten skarb – tubus – koteria Cabalusa ma odzyskać w zamian za cenną informację o Masce Ferrocii, która interesuje ich Mistrza.

Będą w Genui nowi. Będą nieznani. To może im pomóc w wypełnieniu zadania – argumentował Godefroid.

Nie będą sami. Pewien sprzedawca win, nie rozpoznany, jako sojusznik Zakonu Czterech, da im schronienie, a wolny strzelec i cichy sympatyk wampir Kristoff Vegantii wprowadzi na dwór Giacomo i wyjaśni zawiłości polityki Genui.

- Mam pewien plan – zakończył swoją niechlubną opowieść stary rycerz. – Ale o jego szczegółach opowiem wam, jak już poznacie Genuę i panujące w niej układy. Do świtu pozostało kilka godzin. To dobry czas na pytania.

Spojrzał na was spokojnym spojrzeniem.

Przez chwilę ciszę w sali przerywał jedynie wiatr świszczący na blankach oraz trzaskanie drwa w kominku. Stary wampir czekał ....
 
Armiel jest offline