Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-06-2011, 01:27   #9
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Zapowiadał się miły dzionek. Nic tak nie poprawia humoru kobiecie interesu jak pewność przybywania ogromnych ilości pieniędzy oraz sprawne działanie jakże żywego organizmu jakim była siatka burdeli. Ardaia, jak zwykle pewna siebie, ruszyła dziarsko w stronę jednego ze swych pałaców i energicznym ruchem wkroczyła weń. Zamieszanie jakie ujrzała nie spodobało się kobiecie, jednak nie wstrząsnęło nią zbytnio. Trzeba było się dowiedzieć co tu się dzieje.

Idealnym informatorem byłby młodzieniec w zielonych szatach. Byłby, gdyby bez słowa i zastanowienia nie przepchał się koło niej przez drzwi. Ach ta młodzież. Zero szacunku dla starszych.

Lucjusz ewidentnie się gdzieś spieszył. Jednak gdzie pozostawało to wiadome jedynie jemu.

Pomarszczona starowinka rozejrzała się jednak mimo swych nadziei nie spostrzegła Vievve - jej podwładnego zarządzającego tym burdelem oraz zapewne orientującego się w zamieszaniu. Nie było go nigdzie, ani wśród tłumu, ani przy barze, ani przy stolikach. Może przebywał na zapleczu? Możliwe, ale na pewno nie dosłownie.

Tymczasem na pietrze, tuż za półnagim mężczyzną, rozległ się huk gwałtownie zamykanych drzwi. Niedoszła ofiara bomby seksualnej momentalnie odwróciła się ukazując przysmoloną klatkę piersiową oraz ledwo widoczne, poprzez wypalone dziury, oklapłe przyrodzenie. Chłopak ten ujrzał szczery uśmiech półelfa, ukazującego wszystkie, równiutkie zęby. Szczerze wolałby, by były to kły wampira...

W pokoju zaś za ścianą młody łowca głów właśnie dziękował Panu Śmierci i Nieśmierci, za to życie którego jeszcze nie miał zamiaru zabierać do swego mrocznego królestwa. Rudowłosa uśmiechnęła się zalotnie i zachęciła wojownika skinięciem palca. Podeszła do łoża i opierając na nim swe szczupłe ręce, zgięła lekko nogę podwijając nieco suknię do góry. Zaśmiała się kokieteryjnie po czym zaczęła powoli wspinać się na łóżko mrucząc i wijąc się jak kot...

W ciemnym zaułku niedaleko Jagody inna kurtyzana pojawiła się przed siedzącym na skrzynce starszym mężczyźnie w czerwieni. Jego srebrny symbol przedstawiający czaszkę i kosę mógł dawać wiele do myślenia.
- Po jakie licho żeś to uczyniła? - pytanie całkowicie pozbawione emocji dźwięcznie rozprzestrzeniło się w powietrzu.
- Oj nie gniewaj się Ezraelku... - kobieta uśmiechnęła się zalotnie, przygryzając lekko palec wskazujący.
- Kobieto! - gniew w oczach dotąd spokojnego kapłana zapłonął czystym płomieniem. Święty symbol począł lekko pulsować i emanować czarne światło.
- Przepraszam Panie. Ja... Ja... Nudne to wszystko. - Skrucha spowodowana skarceniem objawiła się grymasem bólu na twarzy ślicznej kobiety.
- Niewiasto, stworzenie marne... Czemu ja cię jeszcze nie zabiłem?

W dzielnicy rządowej, w jednym z bogatszych domów odbywało się przyjęcie. Oczywiście nie był to na tyle znamienity przybytek by od razu zainteresować kogoś takiego jak syn paszy Calimportu, jednak na tyle ciekawa impreza, by w ostateczności uświetnić ją swą osobą. Co jakże się udało. Charyzmatyczna postać Zahira działała jak magnes na tutejsze panny i mężatki. Jego egzotyczne opowieści były niczym ambrozja dla żeńskich uszu i niczym rozgrzane węgle w trzewiach dla męskiej społeczności owej zabawy. Tak... Zazdrość biła od nich jakby smród starego żebraka. Nie przeszkadzało to zbytnio młodemu awanturnikowi w ubraniu dyplomaty dalej bałamucić owe niewiasty swymi słowami. Aż do czasu.
Dwóch szlachciców, widocznie nie zainteresowanych barwną personą flirtującą z każdą posiadaczką piersi, rozmawiało ze sobą przy kieliszku wina. Nie było by w tym nic ciekawego gdyby nie ściszony głos i ewidentnie ciekawy temat.
Gdyby tylko nie te szmery...
- ...Cieni... to nie potrwa... zniszczeni.
- ...rację... Jakże nie przemyślane... kwestia cz... skryto... radzą sobie. - strzępki rozmowy dotarły do niewyczulonych na ciche dźwięki uszu ambasadora. Gdyby podszedł bliżej... jednak czy to nie zwróci uwagi owych szlachetnie urodzonych, nie płosząc ich przy tym?
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 06-06-2011 o 01:35.
andramil jest offline