Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-06-2011, 00:30   #2
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- No i chuj bombki strzelił, sprawdź co z nimi na górze, ja się zajmę wyrzutnią. - Zapp wypruł zza swoich zabawek sprawdzić naocznie co za palant wyskoczył z wyrzutnią w środku tej strefy, to musiał być ktoś nasłany przez korpy. Charlie w tym czasie zgodnie z poleceniem chwycił ingrama i ruszył w stronę Lotus z "mam nadzieję, że wiesz co robisz" na ustach. Strzelającym rakietami okazał się cyborg, dużego formatu i kalibru, pasujący raczej do działań militarnych na froncie niż biegania po ulicach Night stał kilkadziesiąt metrów od Lotus szykując drugą salwę.

Cztery lata spokoju minęły, trzeba było znowu zacząć się babrać i to jeszcze jak, gdyby mieli taki sprzęt za jego czasów na ulicach, to poprosiłby o działko laserowe i po sprawie. Teraz mógł sobie pozwolić najwyżej na milisekundę taplania się w żałości zanim zrzucił z siebie ogrodniczki które nosił, i buty. Już po tym jak mulat wypruł z furgonetki, odpalił kamuflaż, pewnie że będzie go i tak widać w ruchu jako przezroczystą rozmazaną plamę, ale przynajmniej miał szansę na dobiegnięcie do borga. Zakłócacze elektroniki aż rwały się do działania, ich też nie używał już ładny kawałek czasu. *- Kurwa, żeby wsparcie zajmowało się eliminacją ciężkiego sprzętu, zapowiada się niezły tydzień.* Najpierw musiał odciąć komunikację satelitarną, potem miał już więcej opcji, mógł go spróbować załatwić tazerem po głowie, jeśli będzie ekranowany, podpiąć się pod jego interfejs i ręcznie rozłączyć całą cybernetykę, ale aż takim samobójcą jeszcze nie był. Mógł też zwyczajnie wyciągnąć kapitana planetę z kabury i strzelić borgowi w tył opancerzonej czachy modląc się że przebije tytan zanim odrzut wyrwie jego ramiona, tylko że Sanders chciał wiedzieć skąd jest ten borg. Na jego wewnętrznym wyświetlaczu przewijały się informacje na temat rozpoznawalnych z miejsca opcji i luk w pancerzu. Nabierał prędkości, lekko pochylony, w pełnym sprincie na jaki pozwalało jego ciało. *- Bądź żółtodziobem kociaku.* - Modlił się w myślach do maszyny.

Niestety nie wyglądał na nic takiego - ponad dwumetrowy latynoski mięśniak w opancerzonych, wspomaganych hydrauliką nogach typu Minos, w obcisłym tanktopie koloru 'navy green' i bazaltowych, leciutkich i kurewsko twardych naramiennikach DarkKnight. Zamiast lewej ręki do samego ramienia przerobiony na ciężką piechotę, wyposażony w rocket launcher'a, broń maszynową i bojową piłę pod spodem. Sama giwera musiała ważyć ze sto kilo. Dumny właściciel wąsów i dwóch długich blizn w poprzek gęby, idealnie pionowo przez oczy. Dwójka okrągłych obudów optyki z metalowymi mini-roletami kontrolowanymi mięśniami powiek, przylizane dużą ilością brylantyny kruczoczarne włosy. Na ramieniu dziwna wieżyczka. Wystrzelił drugą torpedę nim zauważył nadbiegającego mechanika, a ta z sykiem pomknęła w Black Lotus zwiastując remont. Dojrzał w końcu Zapp'a - mimo termokamuflażu i prób tłumienia sygnału - na tle taksówki, gdy ten próbował obejść cyborga dookoła. Jego reakcja- szczerozłoty uśmiech i szarża wprost na mechanika. Za plecami technika była tylko buda z żarciem na wynos, obok postój taksówek.

Cała technika i sprzęt jakim był napakowany Zapp był generalnie nastawiony na nieco cichsze akcje. Zakłócacz elektroniki musiał mocno zdziwić taksówkarzy, na ta odległość mógł tez nieco skopać naprowadzanie borga. Ktokolwiek tu wrzucił zawszonego hiszpańca, jeszcze pozwalając mu się śmiać, chyba nie wiedział jaki stosunek miał Sanders to zmilitaryzowanych Latynosów. Szpica tazera pomknęła w kierunku mięśniaka, wyprzedzając Zappa o zaledwie 6 metrów, głodna jakiegoś złamasa, którego mogłaby popieścić wysokim napięciem.
Tazer dziabnął go w klatę zakłócając szarżę złotozębnego. Z łatwością dało radę zejść mu z drogi. Wpadł w ścianę taksówek jak przystało na hiszpańskiego byka- zaczynał wstawać lekko wkurwiony...
Jak to dobrze ze Zapp był zapobiegliwym człowiekiem. Rzucił się na plecy Latynosa i poprawił ręcznym tazerem, celując w kark, pewnie starczyłoby gdziekolwiek, ale chciał zobaczyć jak ten skurwiel zaczyna drgawki i zwarcie pełnego kalibru.

Wszystko byłoby pięknie gdyby zamiast porazić wstającego, nie poraziło mechanika. Było to raczej ukłucie, na dłoni wykwitł mały luk dziurek. Na ramieniu jednak nie miał działka, a żywą, zcybernetyzowaną małpkę-kapucynkę. Łokieć Hiszpana był twardy jak skała- posłał Zapp'a kilka metrów w tył wytrącając ręczny taser z ręki. Byczek wsparł się ręko-giwerą o jedną z taksówek wgniatając maskę do środka i odwrócił się w stronę Sandersa. Ruszył wolnym krokiem przez wielką kałużę głaszcząc małpkę po główce, szepcząc czułe słówka i celując powoli podnoszącą się coraz wyżej lufą armaty.
Pozycja nie była ani wygodna, ani przyjemna, w dodatku lekko oszołomiony woltami mechanik, mógł tylko dziękować za edytor bólu, który wyciszył wszystko i tylko po cichutku w małym okienku obliczał procenty, było w miarę zielono, tazer zdążył się podładować na kolejny strzał, wiec Zapp przetoczył się szybko, odpalając kabel prosto w kałużę w której stal miłośnik zwierzaków. Druga ręka już sięgała po kapitana planetę, małą prywatną przeróbkę na właśnie takie sytuacje, trzymana w biodrze mini armata na cyberpsycholi. Właściwie to sam różnił się od psycholi tylko tym że się leczył, ale nie przejmował się tym za często.

Iskry poszły po całej kałuży, obejmując nogi przepakowanego rakieciarza. Przerażona kapucynka zeskoczyła z jego ramienia uciekając z małpim krzykiem gdzieś pod taksówki. Sam kolos napiął się jak struna otwierając szeroko oczy wbite w Zapp'a, niestety kolor skóry nie pozwalał mu się zarumienić.
-Ty skuuuurwyyy... - wydusił przez zaciśnięte zęby Latynos, tazer puścił, wielki brzydal padł z łoskotem na kolana. -..synuuu... - dodał jeszcze.
Jak ścięte drzewo padł w kałużę rozchlapując ją tak, że nie został w niej centymetr wody.
Sanders podniósł jeszcze tylko swój tazer i potraktował Latynosa po karku. - To za 98' szmato. - Ruszył biegiem na górę, miał przeczucia że ten leżący w resztkach kałuży robił tylko za wsparcie i Charlie mógł mieć małe problemy na górze.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 08-06-2011 o 02:13.
Plomiennoluski jest offline